[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Mój słodki ukochany...- mruknęła. - Też mam nadzieję, że jeszcze wiele dobrych rzeczy nas czeka.- powiedziała, patrząc mu w oczy.
-Myślę, że z naszymi rodzinami wszystko jest w porządku. Po prawdzie, to chyba nam zagraża więcej niebezpieczeńśtw niż im.- dodała.
-Zaplanowałam? Chyba nie... to tylko takie przewidywania przyszłości, która może przecież się nie spełnić. Myślę, że dziecku potrzebne jest poczucie stałości i tak jakby stabilizacji. Bo pomyśl, mieszkasz w jednym miejscu, znajdujesz przyjaciół i nagle musisz ich zostawić, twoi rodzice wyjeżdżają z tobą. Jakbyś się czuł? Ja powiem, że dla mnie nie byłoby to takie błahe. - ciągnęła w zamyśleniu. Potem uśmiechnęła się.
-Ale nie musimy myśleć o takich rzeczach. - zamruczała, wplatając mu dłonie we włosy. "Co mnie napadło z tym dzieckiem? Coś jest ze mną nie tak?" myślała. Spojrzała na Ravandila. Przyznała samej sobie w głębi ducha, że ojcem jej dzieci mógłby być właśnie on.
"Ale po co ja o tym myślę?" skarciła siebie w myślach.
Pocałowała namiętnie mężczyznę, a potem polizała po klatce piersiowej.
- Na pewno się nie śpieszymy na śniadanie?- uśmiechnęła się zalotnie. Jej jedna dłoń zjechała po piersi Ravandila w dół. Zatrzymała się na kroczu i zacisnęła delikatnie palce.
-----------------------------------------------------------------
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
-Masz rację. Pewnie się martwią.
Ravandil ujął ją po ramię, a ona przysunęła się bliżej niego.
Razem zeszli na dół i wrócili do stolika.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

***
Elf uśmiechnął się na słowa Ninerl -Nie musimy o tym myśleć... Bo kto wie, kiedy przyjdzie okazja zagrzać gdzieś na dłużej miejsca... Aktualnie nawet w Imperium nie jesteśmy mile widziani- Gdy Ninerl wspomniała o dzieciach, Ravandila naszła myśl, jak on by się zachował, gdyby na przykład jego syn bez słowa ulotnił się z rodzinnego domu, tak jak on sam to zrobił. Przeszedł go nieprzyjemny skurcz w okolicach żołądka... Zdecydowanie, nie chciałby tego...
Ravandil przyglądał się uważnie poczynaniom Ninerl. Westchnął cicho, bo wciąż był jeszcze nieco wrażliwy na dotyk. -Och, Ninerl, ty to jesteś nie do zdarcia- zaśmiał się cicho, po czym dodał szeptem -Ale pamiętaj, że kiedyś trzeba będzie wstać, bo jeszcze pomyślą, że coś nam się stało- a następnie położył dłonie na piersiach Ninerl i zaczął robić to, co lubiła - namiętnie całować i pieścić.
***
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Maruda...- wydęła wargi. -Nie mów, że narzekasz- zamruczała, muskając językiem jego wargi.
Dłonie Ravandila znalazły się na jej piersiach.
- Niech sobie myślą- jęknęła cicho, poddając się ruchom jego palców i języka. Chwyciła jego głowę dłońmi, czując jak zaczyna wilgotnieć. Chwilę potem ugryzła go delikatnie w szyję.
- Kochanie...- odetchnęła głęboko, poruszając biodrami i przyciskając się do niego.
Uśmiechając się, zsunęła się niżej i pomasowała mocno najczulszy fragment jego ciała.
-Pamiętasz, co czego pragnę dzisiaj?- wyszeptała nieco ochryple do jego ucha.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

***
-Jakże bym śmiał narzekać, moja pani. Ukarz mnie, jeśli dałem ci choćby cień powodu, dla którego miałabyś tak myśleć- Ravandil zachichotał cicho, muskając czubkiem języka koniec jej nosa. To było takie cudowne - bez żadnego skrępowania na przemian rozmawiali, żartowali i kochali się. Ravandil całował i dotykał Ninerl wszędzie tam, gdzie chciała.
Ninerl po chwili zsunęła się niżej i pomasowała jego męskość. Co ciekawe, elfowi wydawało się, jakby za każdym razem robiła to nieco inaczej, ale tak samo przyjemnie...
Na pytanie Ninerl wyszeptał jej cicho do ucha -Pamiętam... Ale wiedz, że nie będę się temu biernie przyglądał- Elf uśmiechnął się i sprezentował Ninerl namiętny pocałunek.
***
Ostatnio zmieniony wtorek, 27 listopada 2007, 16:29 przez Ravandil, łącznie zmieniany 1 raz.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
-Hmm, kara mówisz?- zamruczała, przeciągając się powoli.- Pomyślę...- oblizała powoli usta, mrużąc oczy.
-Ale nie dzisiaj... na razie byłeś bardzo grzeczny- zaszczebiotała i uśmiechnęła się niewinnie. Usiadła na łóżku.
-Na plecy. Skoro nie zamierzasz się wysilać, leniuszku...- mruknęła. Pocałowała go delikatnie.
Poczekała aż to zrobi i usiadła mu na udach.
-No i co teraz?- poruszyła kilka razy dłonia, trzymając mocno jego małego przyjaciela. -Mój ogierze...-popatrzyła mu się wyzywająco w oczy, czując jak przepełnia ją pragnienie.
Poczekała chwilę, aż Ravandil będzie wystarczająco podniecony i podniosła się do klęczek.
- Zamierzam cię bezkarnie wykorzystać... obiecuję...- z ust dziewczyny wydobył się gardłowy pomruk. Czuła wilgoć między udami. Nie czekała dłużej, sama pokierowała swoją dłonią.
Wsuwając się powoli na niego, westchnęła z zadowolenia i jednocześnie ulgi... Chwyciła go za ręce i położyła jego dłonie na swoich piersiach.
-Rób tak jak wczesniej, proszę...- jęknęła i poruszyła biodrami...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

***
Ravandil zaśmiał się w duchu "To następnym razem nie będę już taki grzeczny..." - przemknęło mu przez myśl. Uśmiechając się do elfki położył się posłusznie na plecach i westchnął cicho, gdy Ninerl potarła kilka kilka razy jego męskość. "No i co teraz?" powiedziała wyzywająco. Wydała mu się jednocześnie delikatna, a w pewien sposób drapieżna... I zaczynało mu się to podobać. Odetchnął głęboko, gdy Ninerl powoli siadła na niego. Czuł, że była dość mocno podniecona... On zresztą też był. Elfka położyła jego ręce na swoich piersiach, choć tak naprawdę i tak nie potrzebował do tego zachęty. Ścisnął delikatnie jej krągłe piersi i zaczął powoli je masować, od czasu do czasu błądząc dłonią po jej plecach, pośladkach czy miejscu, w którym ich ciała tworzyły teraz jedność. Ninerl ruszała rytmicznie biodrami, w czym też jej pomagał, wykonując swoimi biodrami od czasu do czasu drobne ruchy w dół i w górę. Pozwolił Ninerl samej ustalić tempo, skoro chciała go "bezkarnie wykorzystać", to teraz będzie miała do tego znakomitą okazję.
***

Ciekawe, ale zauważyłem, że w poprzednim poście wcięło mi niecnie jedno słowo... Freudowska pomyłka? ;)
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ravandil uśmiechnął się do niej.
Odpowiedziała mu tym samym.
- Mój dzielny rumak. Czy będą potrzebne mi dzisiaj ostrogi, czy raczej nie? - zachichotała. Radość mieszała się z podnieceniem, co było niesamowitym uczuciem. - A więc, wio koniku...- popatrzyła bezczelnym wzrokiem na Ravandila.
Wyginała kręgosłup, poruszając się na początku powoli, a potem szybciej...
Samo to, że Ravandil był w niej, dostarczyło jej mnóstwo przyjemności. To było takie cudowne uczucie wypełnienia.
Poruszała się i patrzyła mu w oczy, uśmiechając się.
Gdy wodził dłońmi po jej piersiach, mruczała z zadowolenia.
- Galopem...- zaśmiała się cicho i jęknęła.
Przyśpieszyła, czując jak jej podniecenie narasta.
Poruszała się jeszcze przez chwilę, a jej ciało płonęło.
Westchnęła głęboko i poddała się czysto fizycznemu uczuciu zaspokojenia. Wygięła się na chwilę w tył, a potem opadła na jego pierś. Strużka potu spływała po jej plecach. Zaraz potem wyprostowała się i oblizując wargi, uśmiechając się drapieżnie, podchwyciła poprzednie tempo, starając sie włożyć w nie jak najwięcej czułości.
- Ihaaa!- roześmiała się.- Mój kochany konik...- popatrzyła miłosnym wzrokiem na Ravandila i zatrzymując się na chwilę, pocałowała go.

He,he,he ... może to jakieś ukryte pragnienia Ravandila :wink: ? Wynika z tego, że Ninerl powinna go związać i zgwałcić na przykład :D ... Papa Freud był jak dla mnie niewyżyty, i to dość mocno... Pomijam milczeniem niektóre jego twierdzenia..
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

***
Ninerl, ujeżdżając Ravandila, okazała się dzika i namiętna. Elf nie był do końca pewien, czy tego się spodziewał, czy może po prostu miał taką nadzieję. -Chyba tym razem obejdzie się bez- powiedział półgłosem nieco zaczepnie. Ninerl zaczęła powoli, wraz z upływem czasu poruszała jednak biodrami coraz szybciej i szybciej... Była przy tym tak drapieżna, że gdyby Ravandil jej nie znał, to mógłby się nawet jej... hmm... bać? Tymczasem on głaskał, masował czy po prostu muskał palcami jej ciało, jednocześnie czując, jak jego męskość raz po raz zagłębia się w gorące i wilgotne intymne strefy Ninerl. Wydawać by się mogło, że w seksie nie ma jakiejś wielkiej filozofii - w końcu zazwyczaj sprowadza się to do tego samego. Ale z Ninerl każdy cielesny kontakt był inny, niezależnie czy to było spontaniczne uniesienie w zapadłej wsi pod gołym niebem, czy też igraszki w ciepłym i miękkim łóżku.
Ninerl westchnęła i opadła na jego pierś. Elf pocałował ją i przejechał dłońmi po mokrych już nieco od potu plecach, chwytając ją za pośladki i przyciągając ją nieco do góry. Elfka wyprostowała się i ruszyła poprzednim tempem. Ravandil westchnął cicho, a jego plecy przeszedł przyjemny dreszcz. -Twój kochany konik zawiezie cię choćby na drugi koniec świata... A na pewno tak daleko, jak sobie tego życzysz, moja pani- powiedział uśmiechając się serdecznie i głaszcząc Ninerl po piersiach. -Jedźmy więc, jedźmy jak najdalej- szepnął jeszcze, puszczając Ninerl oko i chichocząc pod nosem. Był już mocno podniecony i również miał ochotę na taką przejażdżkę, aż do samego końca.
***
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ravandil oddał pocałunek i przyciągnął ją do siebie. Wyginając kręgosłup, poruszała biodrami, starając się mu dostarczyć jak najwięcej wrażeń. Usłyszała jego westchnięcie.
Głaskał ją po piersiach i uśmiechał się do niej. Uśmiechając się radośnie, szepnęła:
-A więc wio, kochanie... Galopem czy kłusem? Wytrzymasz?- mruknęła.
- Skoro tak...- zawiesiła głos- To galopem! - roześmiała się cichutko i zwiększyła tempo.
Meżczyzna wbijał w nią płonący wzrok. Potem wyszeptał parę słów i roześmiał się cicho. Puścił jej oko, a ona przekornie pokazała mu język, śmiejąc się z radością w głosie.
-Na koniec świata!- zachichotała.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

**
Ravandil uśmiechnął się. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, jak ważne podczas cielesnego kontaktu mogą być zwykłe słowa. Nieco prowokatorskie szepty, zaczepne przekomarzanki, czy słowa miłości. To wszystko budowało pewien specyficzny nastrój i jakiś sposób zwiększało odbierane doznania.
Ninerl znowu przyspieszyła, faktycznie teraz klasyfikując się na granicy galopu. Rytmicznie poruszała biodrami, a elf napawał się widokiem jej falujących włosów i piersi. Każdy centymetr ciała Ravandila płonął, a w szczególności kilkadziesiąt wiadomych centymetrów kwadratowych. Szybkie ruchy bioder Ninerl w końcu zaczęły robić swoje. Elf poczuł przyjemny dreszcz przechodzący po jego plecach i westchnął przy tym cicho. Spełnienie było blisko, choć Ravandil starał się jeszcze jak najdłużej odsunąć ten moment, ciesząc się każdą sekundą zbliżenia. W końcu stało się. Elf, oddychając głęboko, poczuł ogarniającą go falę przyjemności. Jęknął cicho, wyginając w uniesieniu kręgosłup i unosząc nieco biodra. Przesunął dłońmi po plecach elfki i położył je na jej biodrach, przyciskając uda do swoich. Zawirowało mu w głowie, teraz czuł się naprawdę wspaniale. Wciąż oddychając nieco ciężko, szepnął Ninerl z uśmiechem -To było... naprawdę niesamowite... A teraz musimy chyba zatrzymać się na popas- Ravandil zachichotał i niby od niechcenia pogłaskał uda Ninerl.
***
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Vibe »

Liczyłem że EmDżej odpisze, ale widzę że jednak nie ma jeszcze dostępu do neta. Jadę więc z akcją dalej, co by niepotrzebnego zatoru nie robić.


Wszyscy

Reszta popołudnia upłynęła spokojnie. Niewiele się działo, a wy pierwszy raz od wielu dni mogliście na spokojnie ze sobą porozmawiać, najeść się do syta i odpocząć w ciepłym miejscu. Zinha zdołał załatwić trochę świeżego jadła na kolejne dni od gospodarza karczmy, Ludovic zatroszczył się o kilka par grubych płaszczy, które zakupił w miejscowym sklepie. Biorąc pod uwagę pogodę na zewnątrz, było to dobre posunięcie sługi szlachcica. W międzyczasie Broch zdążył nauczyć akolitę kilku finezyjnych ataków młotem i wraz z Konradem skrzyżowali swą broń w sparingu, który odbył się na małym placu obok karczmy. Po kilku minutach obaj wrócili zdyszani. Wynik fikcyjnego starcia od razu był do przewidzenia, choć Konrad stawiał przez chwilę czynny opór najemnikowi. Ale tylko przez chwilę. Siła i doświadczenie Brocha szybko pozwoliły mu zakończyć sparing. Nieprzychylne warunki atmosferyczne sprawiły jednak, iż rewanż którego domagał się Konrad obaj mężczyźni musieli odłożyć na "później", choć kiedy to "później" miało nastąpić, tego raczej nie wiedzieli.

Od czasu do czasu w sali pojawiali się ci, którym nie na rękę było iż wciąż jeszcze oddychacie, jednak przestaliście się tym zupełnie przejmować. Narzekającym na boki Galavandrelem zajął się Konrad wspólnie z Elissą - okazało się że to zwykłe stłuczenie i za kilka dni nie będzie po nim śladu, co niewątpliwie ucieszyło elfa. Pod wieczór śnieg przestał sypać, a wy, mając dość wrażeń jak na jeden dzień dość szybko udaliście się do swych pokoi. Ninerl zgodnie z obietnicą opowiedziała wam wszystko po czym rozeszliście się. Jedynie Broch rozsiadł się wygodnie na krześle w korytarzu na piętrze prowadzącym do waszych sal obejmując pierwszą wartę z mieczem na kolanach. Po kilku godzinach zmienili go Gal i Zinha. Ravandil czuwał przy Ninerl w jej pokoju, jednocześnie w miły sposób spędzając czas ze swą ukochaną. Noc upłynęła spokojnie, nie wydarzyło się nic prócz małej burdy między miejscowymi żołnierzami a grupką nowoprzybyłych do miasteczka.

Poranek przywitał was słońcem i niemal bezchmurnym niebem. W komplecie zjedliście sute śniadanie i przygotowaliście się do drogi. Nie żegnani przez nikogo opuściliście miasteczko Karnov.

Skręt do wioski Orbena okazał się leżeć pięć godzin drogi dalej, od miejsca gdzie nocowaliście. W głąb zaśnieżonej puszczy wiodła leśna dróżka, sklepiona baldachimem świerków.
Przy rozwidleniu dróg, obok jałowca stał odziany w białe futro chłopak. Zinha pocierając wąsy wjechał między drzewa i zmierzył ścieżkę spojrzeniem.

- To chyba tutaj – mruknął. – Hej! – zawołał młodego. – Czy ta droga prowadzi do Jaru?

Dzieciak podniósł wzrok. Stał oparty o drzewo a w obu dłoniach trzymał arkebuz. Wyglądał na nie więcej niż czternaście lat. Tunikę pod futrem na piersi zdobiły wzory płomieni.

- Nie jedźcie tam panie – odrzekł wysokim głosem. – to nie kupiecki trakt. Będzie tam niebezpiecznie. Mój mistrz poszedł schwytać groźnego czarnoksiężnika. Zamordował jego mistrza. Czekam tu nań. Jeśli nie wróci mam powiadomić zakon.
- A twój mistrz jest...?
- Kapłanem Solkana.

Molachijczycy spojrzeli po sobie.
- To z pewnością nieporozumienie. – powiedział Diego. – Ale jeśli jest tam jakiś inny czarnoksiężnik pomożemy go schwytać. Twój mistrz dawno wyruszył?
- Będzie dwie godziny temu.

Gdy odjechaliście kawałek, Diego i Zinha naradzali się chwilę.

- Pojedziemy kłusem, komunikiem – powiedział stary rycerz. – Konrad, Ludovic i Galavandrel zostaną z mułami i wozem.


Konrad i Galavandrel

Pozostali ruszyli przodem. Po chwili ucichł tętent kopyt. Wóz zaś powoli wlókł się po nierównej drodze. Za wozem zaś Konrad na koniu popędzał stadko tuzina krnąbrnych mułów. Zimno dawało się we znaki i powożący Ludovic co chwila poprawiał swój gruby płaszcz opatulając się nim szczelnie. Podążaliście między zaśnieżonymi drzewami. Las ciągle wydawał się taki sam.

Nagle, krótko po południu, konie i muły zaczęły parskać. Ludovic poganiał konie lejcami, nie chciały jednak dalej jechać. Wóz zatrzymał się. Powiązane sznurem muły wierzgały i kwiczały. Koniec parskały niespokojnie. Boveńczyk podjechał do przodu i ujrzał na drodze, jakieś dwadzieścia metrów przed wami, coś w rodzaju mgiełki. Obejrzał się na Ludovica, stary sługa rozglądając się na boki, dla pewności ładował już garłacz. Konrad ruszył do przodu parę metrów i w promieniach słońca dostrzegł rozciągniętą w poprzek drogi, zawieszoną na drzewach, gigantyczną pajęczynę.

Nawet nie próbował sobie wyobrazić jakich rozmiarów musiał być pająk, który w ciągu niecałych dwóch godzin jakie mogły minąć od przejazdu konnych, rozplótł sieć takich rozmiarów. Równocześnie Konrad usłyszał jakiś hałas i kątem oka dostrzegł poruszenie w lesie. Coś bardzo szybko przemieszczało się koronami drzew w kierunku wozu i mułów...


Ninerl, Broch, Ravandil

Do wsi dotarliście po południu, gdy zaczęło się ściemniać. Była położona na sporej polanie, w samym środku puszczy. Od północy Jar otaczał kamienisty strumień, z południa głęboka może do pasa połączona z nim fosa. Za fosą wznosił się wysoki na dwa metry murek, od strony strumienia osady broniła palisada. Dalej, na małym pagórku wznosiła się kamienna wieża, wyraźnie nieukończona. Ponad murkiem widzieliście gmach świątyni zwieńczonej charakterystycznym młotem Sigmara. Wjechaliście do wioski przez bramę po kamiennym mostku.

Pierwsze co rzuciło się wam w oczy było zgromadzenie mieszkańców na głównym placu, przy studni. Było ich grubo powyżej setki. Schludnych, porządnie jak na chłopów odzianych. Waszych uszu doszedł akcent averlandzki. Widzieliście teraz, że wieś była duża, zadbana, liczyła ponad dwadzieścia gospodarstw. Część domostw była murowana. Kiedy wjechaliście na plac, wyraźnie zmęczeni, na zmęczonych koniach, spojrzenia wszystkich skierowały się na was. Dostrzegliście teraz, że wśród zgromadzonych są zbrojni, chyba tutejszy rycerz z synami. Ale wyraźnie oddzielony od innych stał przy studni mężczyzna. Po jego stroju poznaliście kim był. Z wygoloną głową, nosił identyczne białe szaty jak chłopak na rozdrożu. Ale był dużo starszy i poważniejszy. Wyglądał na trzydzieści parę lat. Przy pasie zaś miał topór a w dłoni dzierżył włócznię.

- A wy kim jesteście? – zapytał was miejscowy szlachcic, gruby człowiek przy mieczu. – Panie? – dodał widząc bogaty strój Diega.
- Przyjaciółmi maga, który podobno mieszka w tej wiosce – odparł bez chwili wahania książę. – Gdzie możemy go zastać?
- Czarnoksiężnika, który mieszka w tej wiosce – poprawił kapłan Solkana. – Zamknął się w swej wieży – wskazał na budynek za wsią. – Zbrodniarza, który czarną magią przyczynił się do śmierci księcia Michela z Molachii i zabił mego mistrza, kapłana Oczyszczającego Ognia jak ja, gdy ten odkrył zbrodnię. Mój mistrz zostawił mi list, w którym opisał wszystko, kiedy wyruszał na dwór...
- Kłamstwo! – zakrzyknął Diego. W jego oczach pojawiło się zacięcie. – Znam... – zawahał się na chwilę – jak właściwie nazywa się wasz czarodziej? Chcę mieć pewność, że mówimy o tym samym człowieku.
- Telmon – opowiedział jakiś człowiek – To dobry magik, nie dalej jak miesiąc temu pomógł nam odeprzeć atak goblinów i orków. Osiedlił się w starej wieży. Pomaga nam gdy trzeba, i na leczeniu się zna.
- Znam Telmona od lat – powiedział spokojnie molachijski książę. – I świadczę przed bogami, że nie uczynił by czegoś takiego.
- Wiesz zatem – zmierzył go spojrzeniem kapłan - że naprawdę nazywa się Orben i ukrywa się tu pod fałszywym imieniem.
Przemawiał pewnym, zimnym jak żelazo głosem. Tłum wzburzył się. Miejscowy rycerz spoglądał na was z niepokojem.
- Wiem! – odrzekł Diego i dodał wyrywając się z uścisku Zinhy. – A ja jestem Diego da Silva, pierworodny syn Michela i prawowity książę Molachii!

Ludzie osłupieli. Chwilę potem utworzyła się wrzawa i gwar komentarzy. Wieśniacy byli coraz bardziej zdezorientowani. Molachijski książę uciszał ich gestem dłoni.

- Poznaję cię panie! – powiedział Solkanita. – Widziałem cię raz kilka lat temu. Ciebie też oskarżają o ojcobójstwo – Diego spurpurowiał. – ale nie jestem w stanie tego potwierdzić ani zaprzeczyć, o ile nie poddasz się sądowi bożemu. Jednak co do czarownika zapiski mego mistrza nie pozostawiają wątpliwości. Skoro tak twierdził musiał mieć dowody. Nie zarzucisz chyba kłamstwa kapłanowi Prawa? Podoba wam się to czy nie, idę wymierzyć sprawiedliwość Orbenowi zwanemu Szalonym!
Gdy kapłan postawił zaledwie dwa kroki, Diego z zaciśniętymi zębami wyszarpnął z tulei włócznię i rozpychając tłum skierował wierzchowca ku niemu. W oczach miał śmierć. Nigdy wcześniej nie widzieliście go w takim stanie.
- Nie! Panie! – Zinha popędził za nim.
Kapłan odwrócił się coś mówiąc. W jego dłoni lśnił topór a grot włóczni zapłonął jasnym ogniem.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Serge »

Werner Broch

Wielki najemnik jechał całą drogę w pobliżu Lodowej Czarodziejki, od czasu do czasu rozmawiając z nią, być może o jej zdrowiu, albo wydarzeniach w Karnovie, ale przez większą część podróży o sprawach, które, z perspektywy obserwatora, mogły się wydać ważne jedynie dla nich.

Nie zwracał również uwagi na krajobrazy, ani tym bardziej na pogodę, która i tak była całkiem znośna mimo lekkiego (przynajmniej dla Brocha) mrozu - zahartowany organizm wojownika był odporny na różne temperatury, o czym towarzysze zdążyli się już przekonać w czasie tej podróży. Gdy dojechali do wioski w której miał rzekomo przebywać ten cały Orben, już przymierzał się do rozmowy z Konradem na temat ewentualnego rewanżu, którego domagał się przyjaciel, kiedy zaczęła się cała awantura.

Nie poświęcił wiele czasu na analizę sytuacji, podczas rozmowy kapłana i Diega najemnik bezbłędnie wyczuwający zbliżające się kłopoty wydobył z pochwy miecz i położył go w poprzek przed sobą, opierając obuch na łęku siodła, zdążył też przymocować do lewego przedramienia małą tarczę jazdy. Kiedy książę ruszył w stronę solkanity, Broch zdążył jeszcze pochwycić spojrzenie Ravandila, który skierował wierzchowca kilka kroków w bok. Najemnik nie czekał dłużej, wielki Gevaudan błyskawicznie wyprysnął do przodu, już w dwóch skokach zrównując z się z Diegiem, a chwilę później wjeżdżając bez ceregieli między niego, a szykującego się z włócznią kapłana.
- Stój panie! - warknął niegłośno, zresztą całkiem niepotrzebnie. Molachijczyk musiał wyhamować choćby i nie chciał.

Tymczasem sam najemnik zadudnił głośno w stronę kapłana, bardzo pewnie, a nawet nieco władczo patrząc na niego z wyżyn siodła swojego bojowego rumaka. W istocie jednak mówił nie tylko do niego, ale do wszystkich zgromadzonych na placu.

- Jestem Werner Broch, z woli Ulryka pogromca chaosu i jego sług, a ostatnio zabójca Groga Kulawca. Spotkamy się z magiem, pokażesz nam ten twój list jako dowód jego winy, będzie miał szansę się bronić, a jeśli okaże się winny przymierza z plugawymi bożkami, sam przytrzymam ci jego łeb przy katowskim pieńku. Ale nie wcześniej! W przeciwnym razie będziemy walczyć, ty i ja.

Nie miał zamiaru negocjować, w przypadku wszelkiej maści ludzi wiary nie miało to większego sensu, przedstawiał tylko opcje. Teraz kapłan musiał zdecydować, jak się zachowa - a miał przeciwko sobie nie tylko drużynę, ale i większość miejscowej społeczności, która najwyraźniej poważała i ceniła swojego maga. Gdzieniegdzie pojawiły się pomruki aprobaty, gdzie ktoś musiał uznać rozwiązanie najemnika za uczciwe. Teraz agresja ze strony solkanity musiała zostać uznana za nieuprawnioną - nie wspominając już o uznaniu jego samego za strasznego buca.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Widziała, że spojrzenie mężczyzny staje się coraz bardziej nieobecne. Nagle jęknął i wyprężył się. Przyciągnął ją do siebie. Ona poddała się naciskowi jego dłoni, dosiadając go jak najgłębiej.
Ravandil oddychał ciężko, odpoczywając. Ninerl pochyliła się nad nim i pocałowała go. Powiedział cicho słowa, które chciała usłyszeć.
-Cieszę się, że było ci przyjemnie, kochanie- szepnęła. Roześmiała się cicho i pogłaskała go po głowie. - Słusznie, trzeba skarmić rumaka i dać mu odpocząć.- zsunęła się z niego i położyła obok. - Odpocznij chwilę. A potem chodźmy na śniadanie- uśmiechnęła się i przytuliła do Ravandila.
-------------------------------------------------------------------
Cieszyła się, że ten dzien się w końcu skończył. Broch jako pierwszy objął wartę- wiedziała, że może mu zaufać.
Zamknęła drzwi i opadła na łóżko.
-Jestem taka zmęczona...- przymknęła oczy.- Ale nie, nie chcę spać.-wzdrygnęła się. Przytuliła się do Ravandila. -Kochanie, proszę przytulaj mnie tylko, całuj i głaszcz. Bardzo tego potrzebuję-dodała cicho.- Chcę wiedzieć, że jesteś przy mnie.
Noc upłynęła spokojnie, a Ninerl się nawet zdrzemnęła.
Rano wstała dość wypoczęta.
Wreszcie wyruszyli i opuścili miasteczko. Ninerl wcale tego nie żałowała. Nie zamierzała kiedykolwiek jeszcze odwiedzić Karnova. Zdecydowanie, jeden raz jej w zupełności wystarczył.

Wreszcie po kilku godzinach jazdy, dotarli do okolic wioski Orbena. Ninerl zdziwiła się słowami chłopaka. Imię Solkana nie wróżylo dobrze- dziewczynie najczęściej wyznawcy tego boga kojarzyli się z łowcami czarownic.
Wkrótce znaleźli się w wiosce. Ninerl zdumiona słuchała całej rozmowy. Widziała, że Diego ledwie panuje nad sobą.
- Jak dla mnie łatwowierny kapłan padł ofiarą dworskiej intrygi- szepnęła do Ravandila.- Dziwne, że nagle teraz wybrał się na poszukiwanie czarnoksiężnika. Ktoś mu podrzucił trop.
Słuchała Brocha. Najemnik na bojowym rumaku wyglądał imponująco. To co powiedział, było też niegłupie.
- Werenr Broch ma rację, kapłanie. Dajmy się wypowiedziec oskarżonemu. Niech to nie będzie walka bez ładu i składu, uleganie uczuciom i namiętnościom. Rozważmy logicznie i rozumowo wszystkie argumenty. I wtedy możesz sprawiedliwie osądzić maga.- miała nadzieję, że trafi to do kapłana. Z tego co pamiętała o Solkanie, był bardzo zasadniczym i surowym bogiem. z tekstów wynikało, że ceni jasny umysł i czystego ducha.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Ravandil »

Ravandil

***
Ravandil odpowiedział Ninerl uśmiechem. Teraz był autentycznie zmęczony, ale co najmniej w takim samym stopniu szczęśliwy. Przytulił się do Ninerl i pogłaskał ją po włosach, pocałował ją delikatnie. Powoli wracał normalny oddech i praca serca. Trzeba przyznać, że to był niezwykły poranek. Elf leżał jeszcze chwilę na łóżku, a potem wstał i odgarniając włosy z twarzy poszukał wzrokiem ubrań, leżących nieopodal łóżka, wziął swoje i podał Ninerl jej własne. Teraz chciało mu się jeść przynajmniej dwa razy bardziej niż zwykle. Gdy już byli gotowi, wziął Ninerl pod rękę i zeszli na dół na śniadanie. Jak się miało okazać, to był dopiero początek atrakcji tego dnia, chociaż kolejne "atrakcje" miały być już o wiele mniej przyjemne.
***

Reszta dnia upłynęła spokojnie, i bardzo dobrze, bo tych, którzy znowu zakłóciliby jego spokój, Ravandil był gotów udusić gołymi rękami. Co potrafią z mężczyzną zrobić emocje... Poszli na górę, do pokoju. Ninerl padła zmęczona na łóżko. Elf zdawał sobie sprawę, że musi jej być bardzo ciężko. Położył się obok niej, robiąc to, o co go prosiła. Potrzebowała wsparcia i jego obecności, więc robił, co było w jego mocy. Po pewnym czasie Ravandil z zadowoleniem stwierdził, że elfka zasnęła. Bardzo dobrze, przyda jej się choć trochę wypoczynku... A i on sam mógł zasnąć z czystym sercem, przytulając się do Ninerl.

Rankiem ruszyli w dalszą drogę. Aż chciałoby się powiedzieć "nareszcie". Elf jechał przodem, po hecy z wilkołakiem można było się w tych stronach wszystkiego. Po kilku godzinach z jazdy dostrzegł w końcu zakręt, który miał ich doprowadzić do wioski Orbena. I już z daleka dostrzegł postać chłopca stojącego nieopodal rozwidlenia. Ciężko to wyjaśnić, ale już wtedy Ravandil czuł, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Rozmowa z chłopcem tylko potwiedziła jego domysły. "Kapłan Solkana" - w tych dwóch słowach zawierała się cała groza sytuacji. Elf nie wiedział zbyt dużo o samym Solkanie, ale z tego, co się orientował oczywiste było, że tutaj nie ma miejsca na żarty. -Czuję, że będzie większa awantura- szepnął do Ninerl, gdy podążyli droga ku wiosce.

Elf się nie zawiódł - w wiosce trwała w najlepsze niezła "zabawa". Wysłuchał uważnie, co miał do powiedzenia kapłan i spojrzał na reakcje towarzyszy.
-Martwi mnie fakt, że w tych ziemiach jest już co najmniej dwóch łatwowiernych kapłanów... To pewnie dlatego, że uczciwego sądownictwa się tu nie uświadczy- westchnął zrezygnowany.
Spojrzał zaniepokojony, co robią Diego i Broch. Widać Molachijczyk stracił panowanie nad emocjami, natomiast w oczach Brocha widać było ogromną determinację. Elf usunął się w bok, jakby przeczuwając, co najemnik chce zrobić. Zresztą, wystarczyło jedno spojrzenie w jego oczy, by się tego domyśleć. Wszystko potem działo się szybko. Ravandil czekał tylko w napięciu, czy nagle nie będzie trzeba kogoś poczęstować grotem strzały. Ale na chwilę wszystko się uspokoiło. Ravandil uśmiechnął się pod nosem - Werner był dobrym negocjatorem, może nie tyle ze względu na jakiś kunszt retoryki, ale ze względu na swój wygląd. Ciężko znaleźć kogoś, kto zdołałby mu odmówić. Potem za prawem do sądu nad Orbenem wstawiła się Ninerl. Elf westchnął tylko cicho, bo w zasadzie nie miał w tym momencie nic więcej do gadania, oprócz ewentualnej interwencji w stanie zagrożenia. Skrzyżował więc ręce na piersiach i czekał na rozwój wydarzeń. Zastanawiało go, jak gęsta musi być sieć molachijskich intryg - pewnie nie ustępowała ona tym w Imperium.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Zamachnął się porządnie młotem: Werner bez problemu uskoczył. Spróbował szybkiej kontry: Werner się uchylił. Próba zadania ciosu znad głowy również zakończona fiaskiem: Werner swoim mieczyskiem sparował uderzenie. Obaj mężczyźni trwali tak jeszcze przez chwilę, wśród powiewów wiatru i odgłosów zgrzytania metalu o głowicę młota. Ostatecznie najemnik jednym kopniakiem zakończył całą sprawę. Akolita leżący na ziemi, ledwo trzymający miecz, chłeptał zimne powietrze jak spragniony pies wodę z miski. Cały ośnieżony, mokry na twarzy, z bolącym nieco korpusem, doszedł samodzielnie po Brocha, przybijając z nim "piątkę" w geście podziękowania za dobrą, chociaż ustawioną walkę.
Gdy po chwili znaleźli się na nowo w oberży, ciepło kobiecego ciała oraz gorącej herbaty w kubku postawiło Konrad z powrotem na nogi. Szkoda, że takich samych "magicznych" sposobów nie można było użyć na pogodzie na zewnątrz...

Nawet obejrzał się za Karnovem, gdy z samego rana opuszczali wioskę. Wspomnienia z tego miejsca może nie do końca wszystkie były miłe, ale fatalne też nie. Już gorsza była chyba świadomość faktu, że najbliższe kilka dni znowu spędzi w siodle, a kto wie czy po drodze nie napotkają na jeszcze jakieś cholerstwo.
To się momentami dziwne robi. Mówi się, że ktoś "kracze", gdy swoje myśli wymawia na głos. Boveńczyk był o tyle ewenementem, że on wcale nie musiał tego mówić. Zupełnie tak, jakby złe wydarzenia, głupie przypadki, nieciekawe sytuacje czytały w jego myślach, i na bieżąco spełniały "zachcianki" akolity.
Był trochę zły, że większość grupy poszła na prawdopodobnie najlepszą część całego tego pochodu do kolejnej wsi, to jest polowanie na czarnoksiężnika. Z drugiej strony... Zdawał sobie sprawę, że mogłoby go na miejscu nieco za mocno ponieść i z łowów na chaosytę zrobi się wyprawa po zwłoki dzielnej kompanii.

Dobra Konrad, myślisz! Pajęczyna wielka na pół lasu, zrobiona z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa przez jakiegoś pająka. Co wiesz o pająkach? Są brzydkie, mają kilka nóg, robią pajęczyny... A co wiesz o gigantycznych pająkach? - przerwał na chwilę ten monolog - Gówno wiesz... Teraz dasz znak Ludovicowi i Galowi, by się pilnowali i pomału podejdziesz do reszty. Jednocześnie wyjmiesz ten podobno wspaniały runiczny miecz, chwycisz go mocno... I będziesz błagał Sigmara, by te bydlę padło szybko. - mamrotał do siebie akolita, jednocześnie wykonując każdą ze wspomnianych czynności, gdy właśnie o niej mówił. Raz po raz oglądał się za siebie i dookoła, w wyczekiwaniu na najgorsze.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Vibe »

Ninerl, Ravandil, Broch:

Tłum rozstąpił się z pomrukiem, rozproszony nagłym wtargnięciem konnych. Zwłaszcza Brocha na przypominającym urodą przerośniętą trzykrotnie krowę Gevaudanie. Kapłan zadarł głowę gdy wielki cień middenlandczyka przysłonił mu delikatne słońce.
- Nie posiadam listu mego mistrza – odpowiedział. – Oddałem go memu uczniowi by w razie mego niepowodzenia złożył go jako dowód w świątyni...na wypadek gdyby mi się nie powiodło. Powinien być już daleko stąd.
Diego i Zinha spojrzeli po sobie. Solkanita mówił dalej.
- Zarówno w Imperium jak i większości tych ziem słowo kleryka Prawa jest uznawane za dowód przed sądem. Zarzucacie mi kłamstwo? Czy zarzucacie je memu mistrzowi?

Zgromadzeni ludzie czekali w napięciu. Dzierżący wieś rycerz, jego synowie i pachołki dobyli broni i stali w pogotowiu.

- Jestem! – głos, który przerwał ciszę dobiegał z daleka, zza otaczającej wieś palisady.

Na zwieńczonym wieżą pagórku poza osadą dostrzegliście schodzącego ku wsi człowieka.
Kapłan też spojrzał w tamtą stronę. Oparty na włóczni czekał spokojnie. Zinha zrównał się z Diegiem. Miejscowy rycerz skinął spod czapki dwóm zbrojnym, by otworzyli furtę w palisadzie. Za nią szumiał strumień. Na mostku przezeń pojawił się, po czym przekroczył furtę, odziany w szary, gruby płaszcz mężczyzna.
Ludzie rozstąpili się przed nim.
Orben Szalony był człekiem po czterdziestce, średniego wzrostu i szczupłym lecz dobrze zbudowanym. Przyprószone lekko siwizną, szpakowate włosy dodawałyby mu powagi gdyby nie pewien szczegół. Przystojną męską twarzy wykrzywiał dziwny grymas, który sprawiał wrażenie jakby się szyderczo uśmiechał – temu z pewnością musiał zawdzięczać przydomek.
Był wyraźnie spięty, lecz nie mogło to w jego sytuacji dziwić.

- Witaj Diego– stanął i skłonił się nisko. – I ty Zinha. – uczynił lekki ukłon w stronę Molachijczyków, po czym podniósł wzrok na Wernera. - I ty nieznajomy, który chcesz stanąć w mej obronie. Przykro mi, że spotykamy się w takich okolicznościach. No już Katrosie – zwrócił się do Solkanity – wytocz swe oskarżenia i skończmy tę farsę.

Kapłan zmierzył go wzrokiem. Stanął tak, by mieć przed oczami zarówno większość tłumu, jak i czarodzieja. Przemówił w waszą stronę.

- Nie mam listu mego mistrza – rzekł chowając za pas topór. - lecz powiem wam jak było. Już od pewnego czasu mistrz mój, Nonkin, wyczuwał od Orbena aurę demonicznej magii i podejrzewał go o czarnoksięstwo. Świadczące o tym atrybuty znaleziono w jego pracowni. W noc przed zabójstwem księcia Michela, mistrz mój aresztował przyjaciela Orbena, u którego ów gościł tego wieczora. Alchemika z Akhisar, mianem, nomen omen, Telmon. Ten przyznał się, że na prośbę Orbena wydestylował dlań truciznę z liścia Lysy, rzadkiego kwiatu rosnącego w górach Smoczego Grzbietu. Uprzedzę twą uwagę czarnoksiężniku, Nonkin znał sztukę czytania w myślach, tortur potrzebował tylko do osłabienia woli indagowanego. Mistrz mój, celem ostrzeżenia księcia udał się na zamek, lecz było już za późno. Zginął od sztychu miecza. Podobnie jak książę został zamordowany.

Diego ścisnął mocniej włócznię, jego koń zadreptał w miejscu. Zinha chwycił go mocno za dłoń opuszczając ją. Tłum zaburczał i zafalował. Orben zwany Szalonym prychnął krzyżując ramiona na piersi.

- To co powiem – przemówił – jako, że dawno wydałeś wyrok, i tak nie ma znaczenia. Ale niech inni osądzą. Mieszkańcy tej wioski, w której ukrywałem się pod fałszywym imieniem. Im należą się wyjaśnienia. Jak może wyznał twojemu mistrzowi Telmon, od wielu lat przygotowywał dla mnie dziesiątki trucizn. Od czasu zamachu na Michela przed sześciu laty, gdy smakujący książęce potrawy nie wykrył wolno działającej trucizny i tylko moja magia ocaliła księcia przed śmiercią, na prośbę mego władcy uodparniałem mego pana na nie. Jak może wiesz przy takich zaklęciach konieczne jest podanie obiektowi danej substancji. Zabiegi trzeba regularnie powtarzać. Przez lata miałem setki okazji by zabić księcia, wystarczyło podać mu dawkę nie popierając jej zaklęciem. Poza mną dostęp do próbek miał tylko Harfor, majordomus. Od czasów zamachu to on kosztował książęce wino i potrawy – a talerz czekał długo nim podano go księciu, który przez to nie jadał ciepłych posiłków. Pomimo mych zabiegów Michel żył w obsesji. Harfor mieszkał w przedsionku książęcej sypialni. Nie sposób było zabić księcia nie przechodząc przez niego. I on jeden prócz mnie wiedział na jakie trucizny uodparniałem Michela. W jego kufrze znaleziono fiolkę z surowicą na jad węża. Wiadomo było powszechnie, że Harfor był przyjacielem Michela Drugiego, młodszego brata Diega. I pewnie to przypadek, że w pięć godzin po zamachu pod zamkiem zjawił się Michel Drugi z setką zbrojnych, w tym Achajczykami.

- Harfor był jak wierny pies – rzekł Solkanita. - wszyscy to wiedzieli. Sam wszczął wówczas alarm. Kochał Michela i za to zginął tego samego dnia. Zasieczony nim zdążył złożyć zeznania, na podstawie poszlak przez podjudzonych przez ciebie i Diega gwardzistów - spojrzał na ostatniego dodając: - Lękasz się książę, wyczuwam to.

- Zapłacisz za te oszczerstwa klecho! – krzyknął wytrącony z równowagi Diego. – Tak jak sprawiedliwość dosięgnie mego brata, który je rozpowszechnia!

Czarodziej uniósł dłoń.

- Spokojnie, panie – powiedział. - Za broń i ogień chwytają pierwsi tylko ci, którym brak argumentów. Diego nie miał powodów by nastawać na życie ojca – zwrócił się do kapłana. - Był pierworodnym i dziedzicem a jego rodzic słabował na zdrowiu. Michel Drugi zaś wiedział, że po śmierci ojca nie lubiany przezeń brat będzie władał krajem. Nie wiem, kto był jego narzędziem. Ale są magowie potrafiący uczynić narzędzie z każdego. Na przykład ci ze Złocistego Oka, z którymi brata się Drugi. Ja zaś, gdybym zabił księcia, siedziałbym teraz na dworze w Akhisarze, a nie ukrywał w tej dziczy. Wiem wszak, czemu psy Solkana tak chętnie uznały mnie za kozła ofiarnego. Wam, słudzy boga zemsty, każda magia jest wstrętna i zepsuta. Wiecie bowiem, że każda magia czerpie siły z Chaosu. A że moc tę można i trzeba wykorzystywać, obracać ku dobrym celom, już was nie obchodzi. Gdybyście mogli posłalibyście na stos wszystkich magów, puścili z dymem biblioteki i Kolegium Kolorów w Altdorfie, jak zresztą już nieraz w ciemnych wiekach bywało. I bogowie dadzą nigdy już nie będzie.

Słowa Orbena wyraźnie rozdrażniły kapłana. Nawet on, kleryk Prawa od młodego uczony skrywania emocji, zdradził je szybkim oddechem i pełnym wrogości grymasem. Jednak nie poruszył się, opanował, przemówił spokojnie.

- Możesz udowodnić niewinność – powiedział do maga. – Pójdziesz ze mną do siedziby mojego zakonu pod Moslac nad Trebicą. Sędzia Prawa przeczyta twoje myśli – Solkanita wyjął z torby łańcuchy. Elissa rozpoznała co to było. Kajdany z dwimerytu.

- Trzymaj to z dala ode mnie! – cofnął się o krok Orben. – Ani myślę leźć z tobą trzysta mil w łańcuchach, gdzie zmiękczy się mi wolę torturami by jakiś dziad mógł zrobić mi sieczkę z mózgu!

Solkanita spurpurowiał. Czarodziej rozchylił szaty ukazując spoczywający w pochwie długi miecz. Podszedł do strażnika i wyszarpnął mu tarczę zawieszając ją na ramieniu. Tłum zagrzmiał i rozproszył się. Szczekały i wyły psy. Baby z dziećmi płacząc uciekały z placu. Mężczyźni kryli za płotami i w bocznych uliczkach.

- Pomnijcie - czerwony na twarzy kapłan powiódł wzrokiem po zgromadzonych, w tym po was - że napaść na kleryka Prawa jest przestępstwem. Będzie was ścigał seneszal marchii. Dałem temu człowiekowi szansę! Rozstrzygnie sąd boży!

Jego słowa trafiły widać do przekonania zbrojnym z osady. Dzierżący wieś rycerz ze świtą cofnął się niechętnie. Strażnik, któremu Orben odebrał tarczę uciekł. Koniec kapłańskiej włóczni zapłonął jasnym światłem. Solkanita odsuwając się od was, zaczął nucić modlitwę, zezując na Ravandila i Ninerl. Czarodziej deklamując wykonywał złożone gesty. Elissa poczuła jak w powietrzu zawibrowało od magii. Lodowa Czarodziejka rozpoznała wzmacniające i ochronne zaklęcia ze Sfery Ciała. Zdawał sobie sprawę, że walka już się zaczęła.

Zrozumiał to również Diego. Molachijski książę, w poważaniu widać mając zasady sądu bożego, kopnął ostrogami rumaka i wymijając obstawę ruszył z lancą na kapłana. Solkanita szemrząc coś pod nosem skierował nań włócznię. Diego nagle zawył upuszczając broń. Runął by z wierzchowca gdyby nie schwycił się grzywy. Lanca spadła w rozmokły piach przy studni.

- Purgatio incendia! – zakrzyknął kapłan.

Z jego włóczni buchnął długi płomień. Dosięgnął konia Zinhy, śpieszącego na pomoc Diego. Muśnięte ogniem zwierzę stanęło dęba zrzucając z brzękiem kolczugi na ziemię jeźdźca. Spadający na ziemię rycerz wzbił chmurę kurzu. Powietrze spowiło się dymem. Wierzgnął również Gevaudan Werna, lecz najemnik utrzymał się w siodle. Konie rżały niespokojnie, a kłębiący się konni zasłaniali widok zarówno magowi jak i stojącemu dalej Ravandilowi oraz nakładającej strzałę na cięciwę Ninerl.
Solkanita śpiewał coś głośno i niezrozumiale.
Biegnący na niego Orben ze zwinnością pantery uniknął, rzucając się na ziemię, lecącej kuli ognia. Magiczny pocisk eksplodował na palisadzie, podpalając ją gdzieniegdzie. Czarodziej podnosząc się z piachu ryknął zachryple:

- Humus tremor scindo!

Nagle wsią zatrzęsło i ziemia pod stopami kapłana rozstąpiła się, tworząc wielką rozpadlinę. Najbliższy dom runął z ogłuszającym hukiem i przerażonym wyciem tłuszczy. Solkanita skoczył, przewrócił się ostatkiem sił lądując na krawędzi. Gevaudan wrzeszczącego przekleństwa Brocha w ostatniej chwili wyhamował przed dziurą. Wpadł w nią, rżąc z przerażenia, tylnimi nogami rumak Zinhy. Centralny plac wsi wypełniła chmura pyłu. Ostatnim co zobaczyliście, nim zakryła wszystko, był półtoraręczny bastard, który zalśnił w dłoni maga. Czarodziej wydając nieartykułowany bojowy okrzyk wywinął nim w biegu młynek, dzierżąc broń jakby nic nie ważyła. Po chwili z chmury dobiegły odgłosy krzyżowanych ostrzy.
Ludovic zaklął cicho mierząc z nabitego już dżezaila.
Po kolejnej chwili z chmury wyleciał Orben Szalony. Znacząc swój ślad dymem runął na ziemię i przetoczył kilkakrotnie. W ślad za nim spadły płonące resztki tarczy. Mag podnosił się wolno gasząc o trawę palący się rękaw i szukając nieco błędnym wzrokiem miecza. W opadającym pyle ujrzeliście błysk włóczni i zarys białej szaty idącego ku niemu kapłana.


Konrad i Galavandrel:

Kłuty rapierem muł uparcie nie chciał iść w stronę, w którą powinien. Zwierzę ryczało w niebogłosy i uciekało na bok, jakby podejrzewając, że jego pan ma wobec niego niecne zamiary. Pozostałe muły także ryczały a konie rżały, tworząc nieznośną kakofonię. Galavandrel w furgonie wciąż szamotał się z butlą oliwy i kocami, zamierzał podłożyć ogień pod pajęczynę. Konrad pchający muła wzdłuż wozu, nagle zobaczył ruch nad sobą. Ludovic krzyknął, wypalił i rzucił się pod wóz, waląc się przy tym w potylicę. Akolita przed sobą zobaczył wielki włochaty kształt i szamoczącego się w uścisku włochatych odnóży muła. Po chwili usłyszał wystrzał. Coś pisnęło. Na drogę padło krwawiące, odstrzelone odnóże. Wczołgując się pod wóz poczuł jak coś łapie go za nogę. Muł leżał, rycząc i tocząc pianę z pyska. Roztrzęsiony Galavandrel zeskoczył z wozu i ruszył ku pajęczynie. W tym samym momencie wozem zatrzęsło i Konrad poczuł jak ów rusza z miejsca. Choć Ludovic zaciągnął hamulec spanikowane konie jęły ciągnąć furgon do przodu. Boveńczyk opędzając się runicznym mieczem od sięgających ku niemu odnóży, niekontent dostrzegł że jego trzymana przez dwa z nich lewa noga znajduje się na trasie tylniego koła. A wóz był solidny i ważył raczej sporo.
Galavandrel wpadł na jakieś gałęzie. W końcu podbiegłszy dotarł do sieci.
Gdy podłożył ogień, płomień omal nie ogarnął jego dłoni. Ogromna pajęczyna zapłonęła natychmiast. W tym samym momencie Konrad poczuł, że coś spada mu na łysinę, coś drugiego na szyję. Z płonącej pajęczyny, oraz sąsiednich drzew, posypał się deszcz mniejszych lub większych pajączków. Akolita zobaczył jeszcze jak z lasu wynurzył się i w kierunku elfa szybko sunął ogromny, włochaty pająk o białym futrze na odwłoku i aż dostał gęsiej skórki na plecach. Widok był przerażający.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Post autor: Serge »

Werner Broch

Z początku najemnik przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy magiem, a kapłanem. Lecz prawdę powiedziawszy zupełnie nie interesowało go który z braci zabił Michela. Diego, czy Michel Drugi. Swoje plany związał ze starszym z braci i kierował się odtąd zasadą, że „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”. Konsekwencją tego podejścia było to, iż stanął po stronie Orbena. Jednak niechętny był od tego by przerywać „sąd boży” skoro do niego doszło. Na dobrą sprawę nie zamierzał z początku interweniować dopóki mag nie będzie śmiertelnie zagrożony. Broch uważnie obserwował przebieg starcia. Umiejętności magiczne solkanity zasługiwały na docenienie. Póki co dobrze sobie radził z pojedynczymi przeciwnikami. Być może kluczem do sukcesu okazałby się jednoczesny atak z kilku stron.
Szala zwycięstwa zaczynała jednak przechylać się na stronę kapłana i Broch postanowił nieco wyrównać szanse.

- Ninerl, Ravandil!!! Łuki!! - warknął poprzez wrzawę magicznej bitwy. Elfy musiały w mig załapać co należy zrobić.

Myślami był jednak gdzie indziej. Przy rozwidleniu traktu. Tam gdzie zostawili Konrada i Galavandrela.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany