[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Post autor: Seth »

Wpierw jako wampir na świat przywołany
Twój zewlok z grobu zostanie wyrwany;
Aby pustoszyć twą rodzinna ziemie,
Ssać ludzką krew i nękać własne plemię.

- Lord Byron

Świateł blask, hałas silników, oraz zatłoczenie ulic… rzeka pojazdów spływała w dół drogi, mieniąc się kolorami oraz kształtami. Budynki ze szkła, wielkie wieżowce, sztuczne szczyty miasta, rzucające swój cień na małe budyneczki, które nikły w głuszy cywilizacyjnej dżungli.

Nasze dni dobiegają końca. Zwierzęta, które trzymaliśmy na smyczy zerwały się, rzucając się swym panom do gardeł.

Ryk maszyn, tłok i monotonia w ruchu samochodów… aż dziw, że takie miasto które żyje nawet nocą, którego ulice oświetlane są neonami, a tłumy bezimiennych ludzi przesypują się chodnikami… pozostaje wciąż takie same, tak samo apatyczne, ponure i chore… Lecz co to? Nie zważając na ograniczenie prędkości, dwa pojazdy pędzą, przepychając się przez ruch…

Wabieni pokusą władzy oraz życia wiecznego, zerwaliśmy zakazany owoc… Miasto co nie śpi, jaskinia lwa, naszym nowym domem się stało.

Z wielkim hukiem, rozpędzony Mercedes uderzył w ziemię, zaraz po tym jak wyskoczył wybity podwyższeniem drogi. Tuż przed nim pędził drugi Mercedes, zaś jego kierowca najwidoczniej nie chciał zostać schwytany. Szybko zakręcił, wjeżdżając w boczną drogę, całkowicie ignorując czerwone światło. Głośne zderzenie dwóch nieszczęsnych kierowców, było później słyszalne na kilku ulic dalej. Drugi z samochodów, dalej tropiąc uciekiniera nie pozostawał dłużny prędkości. Wyjechali na prostą drogę, widząc przed sobą sznur innych pojazdów, Chryslerów, Fordów i wszelkiej maści ciężarówek. Silnik ryczał głośno pod maską, gdy pościg zbliżał się coraz bardziej… łowcy wyciągali pazury po swą ofiarę.
Wtem, bez zapowiedzi, uciekinier wykonał najbardziej niebezpieczny w jego sytuacji ruch- wjechał na przeciwległy pas. Jadąc teraz pod prąd, miał nadzieję zmylic pościg… lecz nie! Deptali mu tuż po piętach, nie lękając się takiej drobnostki jak rzeka metalowych rydwanów, jadących prosto w nich…
Szyba samochodu się otworzyła… ręka która z niej wyjrzała, dzierżyła najlepszą znaną ludzkiemu gatunkowi formę rozgrzeszacza. Spowiednik ten był mały, metalowy i pluł ołowiem szybciej niż większość jego kuzynów. Bezbronna ofiara, w obliczu takiego zagrożenia, ponownie wykonała zwrot… wjeżdżając do jeszcze mniejszej ulicy.
Ognie pokoju zostały rozniecone. Tylnia szyba jadącego z tyłu Mercedesa zamieniła się w drobny mak, zaledwie po pierwszych kilku pociskach.
Ulica była ledwo oświetlona, wyglądem przypominała jedno z wielu Nowo Jorskich murzyńskich gett, do których bogaci zsyłali masy biedoty. Droga robiła się coraz bardziej wąska, jadąc z tak wielką prędkością, ścigany nawet nie zauważył jak zerwał przypadkowo czyjeś pranie, rozwieszone na całej długości między jednym, a drugim budynkiem. Kolejna seria z karabinu… kule leciały prosto, rozdzierając powietrze, by po chwili… spowodować pisk opon, zachwianie jazdy, oraz utratę panowania nad pojazdem. Ofiara szamotała się jeszcze chwilę, starając się ponownie stanąć na nogi. Lecz nieszczęśliwie, ogary łowcze były górą. Mercedes rozbił się o kontener ze śmieciami, a jadący za nim drugi pojazd gwałtownie zahamował.

Nie ma już dla nas nadziei, znaki zaczęły się wypełniać. Bestie Księżycowe coraz częściej wchodzą na nasze tereny łowieckie, zamieniając je w pola bitew. Władcy chaotycznej energii, samozwańczy magowie, swymi samolubnymi czynami niszczą nasz świat. Upadli, odmieńcy, oraz prastarzy nieumarli… wszyscy idą zgodnym krokiem, prosto ku zagładzie…

Wampir: Maskarada
MODERN NIGHT II

Rozdział I: Trzej Książęta.

Nowy Jork, 1 Stycznia, 2008 rok.

Noc była chłodna, śnieg pokrywał ciemne zaułki Brooklynu. Gdy tylko usłyszano odgłosy silników, wszelkie światła w domach zostały pogaszone, zaś ulica momentalnie opustoszała. Każdy dokładnie wiedział co to oznacza. Przez lata takie wypadki były codziennością mieszkańców Nowego Jorku, lecz nigdy nie przybierały tak agresywnej formy, jaką zyskały ledwie kilka lat temu.
Nie czekając na reakcję zwierzyny, trójka postaci wyskoczyła z Mercedesa. Klnąc przy tym głośno, jedna z nich wycelowała ręczny karabin w kierunku ofiary. Uciekinier także zdołał wypełznąć z wozu… lecz czy czekał na resztę? Nie… biegł ciemną drogą, kierując się do bloków. Pościg ruszył za nim, przebiegając obok stert pudeł, a także wraku jakiegoś starego samochodu.
Dobiegli do końca drogi… była to ślepa uliczka, nie było dokąd uciec. Kawałek był oświetlany lampą, lecz resztę zakrywała ciemność. Naprzeciw lampy znajdował się drugi kontener na śmieci, za nim zaś mazał się kształt jakiegoś obiektu.

- Czym zawinił?
Książe Samuel nie wyglądał na chętnego do odpowiedzi. W końcu nie musiał odpowiadać, dla stojącej przed niego trójki liczyła się tylko kasa, jaką zgarną za przyniesienie mu jego głowy. Stary wampir nie cierpiał gdy ktoś próbował udawać zainteresowanie… przekonali się o tym już nie raz.
- Zdradził klan, nic więcej nie musicie wiedzieć.
Brunet stojący gdzieś w kącie uśmiechnął się sam do siebie.
- Cena za jego ‘’dostarczenie’’ nie uległa zmianie?
Siwy mężczyzna siedzący wygodnie na fotelu pokręcił głową. Za jego biurem rozchodziła się panorama miasta, widoczna przez przezroczyste ściany, szklanego budynku…
- Jednak uważajcie. Nie jest jednym z nas, lecz pamiętajcie że był mym sługą przez wiele lat. A ja nie zatrudniam byle kogo. Macie czas do jutrzejszej nocy.
Ostatnim zdaniem dał wam do zrozumienia, iż pragnie by te zadanie zostało wykonane w profesjonalny sposób.

Stuknięcie puszki, oraz gwałtowny powiew wiatru ponownie rozbudził czujność trójki łowców. Coś się przemieściło, coś co nie chciało zostać wykryte…
Coś nie wyglądało na takie, jakie się zdawało.
Ostatnio zmieniony czwartek, 11 stycznia 2007, 21:50 przez Seth, łącznie zmieniany 1 raz.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Usta bladego mężczyzny wykrzywiły się w grymasie. Nie lubił, gdy zwierzyna na siłę przedłużała polowanie. Miał ochotę spalić ofiarę żywcem, lub zwyczajnie przywiązać gdzieś i wystawić na działanie zabójczego słońca. Zresztą cała dzisiejsza noc była jakaś... parszywa. Każdy zapach, każde spojrzenie napawało naukowca odrazą do świata i samego siebie. Zwłaszcza do samego siebie. Każda chwila wydawała się być wiotka i słaba, dodatkowo drażniąc nieśmiertelnego wampira.
Erwan czuł coś w powietrzu i to również się mu nie podobało. Postanowił na razie nie reagować, dopóki nie pozna zamiarów tego czegoś.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier


Dieter zacisnął pięści, aż chrupnięcie prześlizgnęło się głuchym echem wśród ścian ciemnego zaułka. Zapach przerażonej zwierzyny budził w nim krwiożercze instynkty, przywołując na myśl bolesne wspomnienia wydarzeń sprzed kilku lat. Tym razem jednak nie pławił się w sadystycznym uniesieniu. Jeszcze nie. Gęsta, pełna napięcia atmosfera zbyt go niepokoiła.

Rozejrzał się po otoczeniu. Nie lubił, gdy ktoś obserwował go z ukrycia. Wolał starcie oko w oko, bez tchórzliwych zagrywek, bez cwanych wybiegów. Przynajmniej nie ze strony przeciwnika.

- Zajmij się naszym uciekinierem - rzekł do towarzysza. - Ja będę osłaniać plecy.

Po tych słowach wyciągnął spod płaszcza "przekonywajkę", swoją ulubioną pałkę. Zważył broń w dłoni, stanął w lekkim rozkroku, gotów zmierzyć się z wrogiem, kim- lub czymkolwiek miałby on być...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Trzeci z mężczyzn, stojący najdalej od światła lampy wyglądał na niezbyt zainteresowanego zaistniałą sytuacją. Na jego młodej twarzy malowało się znudzenie tymczasowym stanem rzeczy.
Nie zważając na konwersacje jego dwóch kompanów uklęknął na jedno kolano i zawiązał sznurowadło swego buta, irytował go fakt przedłużającego się nazbyt polowania jednak starał się nie ukazywać tego po sobie.

Mimo swojej postawy bacznie i ostrożnie obserwował okolice, szukając czegoś co kryło się przed ich oczyma w ciemności. Po chwili powstał i podszedł do Stier'a, a słysząc jego propozycje odnoszącą się zapewne do drugiego z kompanów, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Mężczyzna sięgnął pod swą brązową skórzaną kurtkę, chwycił pewnie w dłoń Ingrama i zdecydowanym ruchem wyjął go z kabury. Gangrel nie zamierzał czekać na to co się zdarzy, nie było to w jego naturze, ruszył więc w stronę z której dobiegł dźwięk...
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Drugi powiew wiatru uderzył mężczyzn… coś tu nie pasowało. Nie było dokąd uciec, ani za bardzo gdzie się schować. Kontener na śmieci, był jedynym miejscem możliwym… lecz Książe wspominał, iż ofiara jest ‘’profesjonalistą’’.
Trzeci powiew wiatru dmuchnął im w twarze. Erwan uważnym wzrokiem obserwował latarnię… lekko przygasała.
- Ten wiatr nie jest naturalny.
Odrzekł, a w jego głosie dało się wyczuć niepokój. Czyżby patrycjusze odkryli ich powiązania? Czy to była misja samobójcza? Nie mógł odegnać tych paranoicznych myśli ze swego umysłu. Mag spojrzał się na swego towarzysza, nieokrzesanego Dietra, który z równym niepokojem obserwował latarnię.
Ciche bzyczenie zaczęło z niej dobiegać, zaś obecni zauważyli jak dźwięki otoczenia się tłumią… Dopiero teraz usłyszeli szeptane inkantacje.
- UWAGA!
Potężne uderzenie płomienistej kuli wywołało chwilową panikę wśród wampirów. Zaś zwierzęcy instynkt Jacka ponownie ich uratował. W porę odskoczyli w bok, kierując swój wzrok w górę… do postaci ubranej w brązowy płaszcz, młodego blondyna o kościstej twarzy, lewitującego tuż nad nimi.
Błyskawicznie, Gangrel zamierzał oddać serię w przeciwnika, lecz ku jego zdziwieniu nim zdążył strzelić, potężne uderzenie odrzuciło go w tył, prosto na Erwana. Broń wyleciała do przodu, leżąc teraz pod kontenerem. Widząc że obezwładnił swych przeciwników, tkacz czarów zwrócił swe oblicze ku ostatniemu z Kainitów… Dieter poczuł na sobie drążący wzrok maga. Kawałek dalej Jack upadł na Jonesa, sprawiając że obydwaj się wywrócili.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

"Scheisse!" - Dieter zaklął w myślach.

Wykonał pół kroku do tyłu, przenosząc ciężar ciała na tylną nogę. Syknął pod nosem, przeklinając prześladującego go tej nocy pecha. Nie spuszczając lewitującego napastnika z oka, warknął szyderczo:

- Bez pukania? Gdzie twoje maniery? - Nie czekając na odpowiedź, dodał - Łap, herr Zauberer!

Po tych słowach z głośnym hukiem w powietrze uniósł się kontener ze śmieciami i poszybował w kierunku maga. Nie czekając na reakcję czarownika, Dieter dobył spod płaszcza colta i wystrzelił w jego stronę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Mag głośno i szpetnie zaklął, wrzeszcząc przy tym jak małe dziecko. Iluzja, jaką uraczył go Ravnos przestraszyła go tak, że zapomniał całkowicie o jedynym ograniczniku magyi... o Paradoksie.
By obronic się przed zagrożeniem, człowieczyna wysłał w jego kierunku kolejną falę energii, co zaowocowało jedynie przewróceniem wampira i wytrąceniem mu broni.
Małe wyładowania elektryczne zaczęły zbierac się w okolicy...
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Ravnos wykonał swoją część zadania, teraz przyszedł czas na jego ruch. Mag zapewne nie dostrzegł podnoszącego się z ziemi gangrala, siegającego po swą broń. Podnosząc ją z chłodnego asfaltu, ujrzał wokół siebie niezliczone wyładowania elektryczne. "Źle, źle, źle...."- Jack niezastanawiając się wiele wycelował w lewitującego maga, źródła ich chwilowych kłopotów.
Niewiele czasu minęło do momenty gdy pociągnął za spust, tak naprawde były to jedynie nic nie znaczące sekundy. Zabójcza kula przecinała powietrze z zawrotną szybkością mknąc ku celowi.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Gdy pierwsza kula dosięgnęła swojego celu, świat stanął dla maga jakby w miejscu. Obraz przed oczami zawirował mu w powietrzu, a wszystko wokół zeszło z widoku i planu egzystencji.
Uczucie to trwało chwilę, bo gdy reszta kul przeszyła słabe ciało mężczyzny, ten zachwiał się lekko w powietrzu, po czym upadł na ziemię.
Erwan gdy się podnosił, odetchnął z ulgą na myśl że udało im się zapobiec Paradoksowi. Jednocześnie była w nim lekka gorycz, gdyż słyszał od jego kuzynów… iż jest to niezapomniany widok.
Cała trójka podeszła teraz do maga… leżał bezsilny, drgając w agonii. Krew uchodziła z niego… wyglądał teraz jak sito. Gangrel kopnął go lekko, sprawdzając czy żyje. Już nie raz widział takie sztuczki… Będąc pewnym że ich wróg już się nie podniesie, westchnął i spojrzał na resztę.
- Trzeba będzie znowu pobrudzić tylne siedzenie.

Lokalny włodarz wampirów, Książe Samuel Scott, wyraził się jasno co do dowodu sukcesu. Chciał głowy jego osobistego sługi, oraz najbardziej znanego zabójcy w mieście… maga Zakonu Hermesa, Ingvara Terensenna.
Nigdy nie lubiłeś tego, co się działo zwykle po akcji. Och nie… nie ze względu, że takie bezczeszczenie zwłok było nieludzkie… po prostu tylne siedzenia całe zalane krwią, nie są przyjemnym widokiem ani dla postronnych osób, ani dla ciebie. Zwłaszcza w twym ‘’dorywkowym’’ zawodzie.
Podczas gdy Tremere prowadził samochód, ty zawsze dbałeś o to… by nóż w rękach bestialskiego Jacka nie narobił wielkich szkód twojemu pojazdowi. W rytm rockowej muzyki dobiegającej z radia, a także nuconej przez Jonesa ( zapewnie myślącego już o nagrodzie) przytrzymywałeś sztywne ciało byłego maga. Nawet gdy wywiązywały się niekiedy z tego powodu kłótnie, Jack zawsze miał swoją wymówkę ‘’dekapitacja nie jest prostą sztuką’’.
Gdy mieliście za sobą już ponury obowiązek, Erwan podrzucił was pod klub ‘’Niebo’’. To tam spędzaliście wszystkie dni, a także tam oddawaliście się relaksowi po misjach… podczas gdy nieumarły czarnoksiężnik odwalał całą ‘’papierkową’’ robotę. Zawsze go to irytowało… lecz jego towarzysze często odwdzięczali się, zapoznając go z jakąś długonogą laską, chętną nieświadomie oddać swe bezimienne życie, byleby tylko podtrzymać swego kochanka ‘’na duchu’’.
Jak zwykle, przed klubem kłębiła się chmara ludzi, niektórzy czekali na wstęp, inni wyszli by porozmawiać na świeżym powietrzu, lub by po prostu otrzeźwieć. Wielki, zielony neonowy napis na błękitnym tle pokazywał nazwę miejscówki. Dwóch postawnych ochroniarzy stojących przy wejściu, ubranych w skórzane kurtki, wypowiedziało dźwięczne ‘’Dzieńdobry’’ gdy tylko przeszliście obok kolejki, przekraczając progi waszego azylu…

Chmura dymu, zapach perfum mieszanych ze smrodem tytoniu, spirytusu oraz potu przywitał wasze nozdrza. Uszom naprzeciw wyszła głośna muzyka, której akompaniował chaotyczny gwar, w którym dało się słyszeć śmiech, ściszone rozmowy, zażyłe dyskusje, czy zwykłe zawołania. Właśnie pewna smukła blondynka, z zadartym nosem i słodkimi oczyma śpiewała coś, grając jednocześnie na gitarze. Była to córka szefa klubu- Anna Jugson.
Jakiś łysy mężczyzna przedzierał się między stolikami niosąc dwa piwa. Kawałek dalej grupa dziewczyn, zapewnie studentek, popijała piwo, śmiejąc się co chwila oraz spoglądając na innych bywalców. Barman machnął ręką do Dietra, po czym wskazał gdzieś poniżej jego głowy. Wampir spojrzał w dół… dolna częśc jego koszuli była zaplamiona krwią.
Jack rozejrzał się wokół… dobrze było być w domu, tutejszy gospodarz nigdy nie utrudniał pobytu. Jak miał go niby utrudniać? Był równie głęboko w tym bagnie co wy, nie licząc faktu że on ‘’wciąż’’ żył. Idąc przed Stierem, starając się go trochę zasłonić, przebijali się do drewnianych schodów na drugie piętro. Brakło tam tego klimatycznego dymu, połączonego z aromatem papierosów, lecz było tam w miarę cicho, niezbyt tłocznie, a co najważniejsze… był tam bilard.
Minęła godzina, Erwan w końcu powrócił ze swojego spotkania z Księciem. Gdy jego towarzysze dostrzegli błysk w jego oczach, od razu uśmiechnęli się szeroko, więdząc co nadchodzi. Dwie białe koperty wylądowały na stole bilardowym przed nimi, trzecią trzymał sam Jones, po czym wsadził ją sobie do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Gdzieś z tyłu otworzyły się drzwi biura. Sam Henry Jugson wyszedł do nich… miał worki pod oczami, najprawdopodobniej nie spał od kilku nocy… nic dziwnego, w końcu zajmowanie się klubem, utrzymywanie obecności trzech wampirów sypiających w tym klubie w tajemnicy, oraz wychowywanie córki, odbierało mu wiele sił…
- Chłopaki, dobrze że jesteście! Cholera, ktoś był tutaj tego wieczora, węsząc wokoło i pytając się o was.
Był niskim, łysiejącym mężczyzną, z zauważalną tuszą, lecz także dobrem promieniującym z jego twarzy. Przez lata ich znajomości, Dieter nauczył się że Henry jest człekiem uczciwym, szczerym, oraz godnym zaufania. Był też ghulem.
- Natychmiast go złapałem i wziąłem na stronę! Taki gostek, mniej więcej twojego wzrostu Diet, miał rude włosy i dziwnie mu z oczu patrzało. Więc spytałem się czy chce pic, on na to że nie, to kazałem mu spieprzac na zewnątrz.
Grubas zaśmiał się gardłowo, odkaszlnął, po czym wrócił do palenia swego cygara.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier


- Hmmm... niewiele mi to mówi, Henry. W każdym razie dzięki za info, jeśli coś takiego się powtórzy, to daj znać mi lub któremuś z chłopaków.

Dieter rozsiadł się na sofie.

- Pracowita noc za nami. Padam ze zmęczenia. Ty również wypocznij wreszcie, Henry, taki tryb życia kiedyś cię wykończy - zażartował.

Zwrócił się do Jacka i Erwana:

- Czas odzyskać nieco sił, panowie. Nie wiem jak wy, ale ja idę *porozmawiać* z kilkoma klientkami. Jeżeli czegoś będziecie potrzebować, wiecie gdzie mnie znaleźć.

Wychodząc z pokoju, rzucił przez ramię:

- I miejcie oczy dookoła głowy, bo licho nie śpi.

Po tych słowach zszedł do głównej sali, wesoło pogwizdując w rytm głośnej muzyki. Zatrzymał się w progu i omiótł jedynym okiem bawiących się, tańczących i pijących ludzi.

"Tyle krwi. Młodej krwi. Zdrowej krwi. Sehr gut."

Uśmiechnął się do siebie. Wypatrzył wśród rozbawionej młodzieży interesującą, pociągającą dziewczynę. Poprawił kołnierzyk swojej koszuli, pogładził dłonią krótkie włosy i ruszył w kierunku zjawiska, w celu *konwersacji*. Oblizał wargi na myśl o ciepłej krwi...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Rozglądając się wokół, wampir w końcu wypatrzył swoją upragnioną ofiarę…
Miała długie, sięgające ramion brązowe włosy, nie były one proste, lecz ułożone w każdym kierunku, powodując uczucie wyższej estetyki… Gdy Dieter podszedł bliżej, jego nadzwyczaj wyczulony nos odczytał bezbłędnie markę jej delikatnych, idealnie dopasowanych perfum. Nosiła ona czarny sweterek, oraz dżinsowe spodnie, świetnie opinające jej ciało… choć dało się dostrzec że były lekko przyduże.
Gdy łowca usiadł obok, zamawiając w tej samej chwili drink u barmana, kątem oka spostrzegł jak jej delikatnie przymrużone, skryte za okrągłymi okularami, niebieskie oczy śledziły kilka kartek papieru, rozłożonych w nieładzie przed nią. Mężczyzna zauważył że kobieta nic nie piła, lecz mimo to jej policzki były lekko czerwonawe. Ten czerwony kolor, ta jego głębia i obietnica jaką niósł… twoje oczy powędrowały do jej szyi, a dokładnie do widocznej żyły, pompującej rozkoszny nektar… czułeś desperację, wzniecaną tym, iż pożądałeś tej kobiety, pragnąc jej ciała, duszy… oraz życia. Głód zaczął dawać o sobie znać, zaś w podświadomości słyszałeś ten paskudny rechot…
Dziewczyna poprawiła okulary, po czym odchrząknęła cicho. Subtelność nigdy nie była twoją zaletą.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wampir widząc podchody Dietera westchnął ciężko.

"Znów to samo"

Zaczął masować skronie. Powoli wstał, sprawdzając czy koperta z pieniędzmi dalej była na swoim miejscu. Erwan ruszył na strych, patrząc na siedzących ludzi. Wydawali się być tacy słabi, tacy krusi...

Jones otworzył klapę w magazynie na drugim piętrze. Było już po północy, gdy włączył komputer, by sprawdzić najświeższe wiadomości. Jak zwykle ludzie zajmowali się swoimi błahostkami, podczas gdy świat o którym nie mieli pojęcia coraz bardziej się trząsł.

Zmęczony Tremere wyłączył maszynę, wziął do rąk jedną z książek i oddał się lekturze.
Obrazek
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

"Mein Gott, co za kąsek" - Dieter niemal gwałcił dziewczynę wzrokiem. Używając subtelnej sztuki Iluzji poprawił, upięknił nieco swój wygląd, zmazując z twarzy ślady zmęczenia i napięcia, spowodowane wydarzeniami dzisiejszej nocy.
Rzucił okiem na rozłożone przed *kąskiem* papiery. Ciekawiło go, że pomimo głośnej muzyki w klubie dziewczyna z takim pietyzmem oddawała się lekturze.

- Ładne masz...eeee...ładnie ci w okularach - zająknął się. - O ile nie jest to tajemnicą, to mogę zapytać, co ciekawego czytasz? - wskazał na papiery. Mówiąc te słowa, nie spuszczał z dziewczyny pożądliwego wzroku. No, może starał się, żeby to spojrzenie nie było zbyt natrętne.

"Typ intelektualistki, verdammt..." - zasępił się w myślach. Z takimi najtrudniej mu szło. Zazwyczaj kobietom imponował jego wizerunek nieokrzesanego macho. W tym przypadku jednak wrodzony urok osiłka na niewiele się raczej zda.

- Zapewne to bardzo interesujące. A może nawet romantyczne? Wiesz, też lubię poezję... - Dieter silił się, by w jego masywnej, nieco topornej sylwetce dostrzegła nutkę delikatności.

Klął w duchu, że mu się taka *okazja* trafiła. Lecz wrodzona nieustępliwość i drapieżna fascynacja dziewczyną wykluczały przedwczesną kapitulację. Za wszelką cenę starał się podtrzymać konwersację. Oczywiście mając w zamiarach coś więcej niż tylko rozmowę...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Dziewczyna zarumieniła się, po czym rzuciła nieznajomemu nieśmiały uśmiech.
- To nie żadna poezja. To tylko moje notatki… jestem reporterką, piszę dla gazetki na uniwerku.
Uśmiechnęła się ponownie, po czym zatrzymała wzrok na twarzy wampira. Dokładnie wiedziałeś na co patrzy. Uraczyłeś ją najbardziej uroczym, pytającym wyrazem twarzy na jaki mogłeś się zdobyć.
- Twoje oko… och, przepraszam.
Widziałeś jej zakłopotanie, wiedziałeś że najchętniej urwała by teraz rozmowę. Lecz nie lubiłeś zostawiać niedokończonej pracy.

Kościste palce wodziły po obramowaniu książki, czasem wędrując do kartki by zmienić stronę. Poddasze klubu ‘’Niebo’’ nie należało może do najprzyjemniejszych, czy najbardziej bezpiecznych miejsc w mieście… lecz od kilku lat, był to właśnie wasz dom. Zapach wilgotnego drewna uderzał twoje nozdrza, zaś kurz unoszący się w powietrzu, świadczył że nieczęsto tu sprzątali. W całym pomieszczeniu znajdowały się trzy stare materace, a obok jednego z nich stało stare biurko, na nim laptop Erwana zajmował zaszczytne miejsce. Na podłodze walało się kilka książek, przestarzałych gazet i parę pustych butelek, ustawionych jedna obok drugiej. Jedyną ostoją porządku była cześć ‘’komnaty’’ należąca do Tremera.
Pod ścianą, w dalekim kącie, stała duża, czarna skrzynia… to tam przechowywali wszelkie ‘’narzędzia’’ których używali podczas zadań. Całkowita ciemnica, z jedyną lampką stojącą na biurku, lecz dającą znikome światło.
Studia krwawej magii były nudne… niemalże tak nudne jak te wszystkie wykłady, te wszystkie *tyrady* jakich biedne uszy czarnoksiężnika musiały wysłuchać na studiach. Zmęczenie zaczęło ogarniać twoje oczy… palce leniwie zmieniały strony, tego cholernego rozdziału o starożytnej alchemii. Słowa, wyrazy zaczęły zlewać się w jedną całość… Rozwój khemeii w Egipcie związany był z balsamowaniem zmarłych. Ten praktyczny cel ściśle łączył się z wierzeniami religijnymi i praktykami na cześć boga Tota (Totha). W papirusach egipskich… Lekko przymrużyłeś powieki, starając się obudzic dźwiękami dochodzącymi z dołu… Greccy filozofowie w odróżnieniu od Egipcjan starali się oddzielać filozofię i wiedzę od religii, jednak khemeia była tak silnie związana z religią, że utożsamili oni swojego boga… Zmęczenie zaczynały coraz bardziej ogarniać całe twe ciało, odbierając ciepło twym martwym mięśniom, oraz zsyłając na umysł otumanienie… I czas nadejdzie, kiedy głowy trzech Książąt obejrzą palący wschód na kolumnach białych.

Mrugnąłeś oczyma. Napis wciąż się tam znajdował. Natychmiast zamknąłeś książkę, rzucając ją w kąt… przerażenie obejmowało każdy twój nerw, zaś głos uwiązł w gardle…
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier


- Nic nie szkodzi - Dieter uspokoił zakłopotaną dziewczynę. - Dawne dzieje, ale to chyba temat na inną rozmowę.
- Mogę wiedzieć o czym piszesz? - zapytał, starając się nie zabrzmieć zbyt natarczywie. - Jeśli potrzebujesz jakichś informacji, być może będę w stanie pomóc. Tymczasem pozwolisz poczęstować się lampką wina? - zaproponował, uśmiechając się na poły szelmowsko, na poły uroczo.

Nie czekając na decyzję dziewczyny, udał się do baru. Po drodze obrzucił wzrokiem bawiących się gości. Upewnił się, czy nikt z klientów nie sprawiał kłopotu. Poszukał wzrokiem towarzyszy, zastanawiając się gdzie mogli się podziać.

Ujął w dłoń zamówiony alkohol i wrócił do dziewczyny.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Dziewczyna zaśmiała się do siebie.
- Ty to sobie dokładnie zaplanowałeś, co?
Uśmiechnęła się, po czym odchrząknęła i ułożyła leżące przed nią kartki, jedna na drugą.
- To jest mój materiał z kilku ostatnich dni… czyli ogólne ploty, jakie chodzą po Nowym.
Mimo że słuchałeś każdego jej słowa, miałeś w duchu wielką nadzieję, iż dziewczyna nie zorientuje się że to wino… to jedynie tani wyrób, ubrany w ładną plakietkę i przyjemną dla oka butelkę.
Początkowo twoja partnerka oponowała, twierdząc usilnie że prowadzi samochód, lecz koniec końców udało ci się ją załagodzić, oferując podwiezienie pod dom.
- …lub wynajęcie taksówki, jeśli się boisz.
Tak czy siak, przełamała się, a ty zostałeś oświecony co do tego, jak wiele alkoholu może wytrzymać ludzki organizm…
- Bo widzisz… ja nie jestem *dokładnie* reporterką, nie, nie, nie… ja… jestem pisarką!
Stuknęła kieliszkiem o twój, unosząc go w powietrze by zabarwic swe słowa.
- Dokładniej, to ja pisuję opowiastki… fantastyka, rozumiesz o co mi chodzi?
Chciwy uśmiech zagościł na twarzy wampira, gdy przytakiwał kobiecie. Teraz nastawała ta faza posiłku, którą zwykł nazywać ‘’podawaniem kolacji’’. Podczas tej fazy, ofiara miała z góry przewalone… och, to nie jest najbardziej trafne słowo. Ofiara była *już* konsumowana, lecz nie fizycznie, acz psychicznie… lew wzmagał swój głód przed posiłkiem.
- Ale słuchaj, nie zgadniesz co mi się przydarzyło ostatnio! Ahahah! Nie zgadniesz, mówię ci!
Była już zauważalnie pijana, jednocześnie będąc gotową do konsumpcji.
- Tak więc… siedzę sobie w sali w uniwerku, pisząc notatki.
Bogata gestykulacja ubarwiała jej słowa, dodając ci lekkiego dreszczyku oczekiwania.
- Przepisuje sobie niektóre rzeczy, inne wyrzucam do kosza, aż tu nagle, niewiadomo znikąd… Do sali wbiega jakiś kolo! Nie żeby to było dziwne, nie, nie.
Dziewczyna zaczyna się śmiać z własnego dowcipu, zaś ty, niekrępując się, podchodzisz bliżej…
- Taki, mniej więcej jak ty! Chyba rude włosy, nie pamiętam. O właśnie, miał strasznie białą twarz… był taaki roztrzęsiony! Gdy tylko mnie zauważył, spytał się czy znam ‘’Niebo’’!
Roześmiała się, ledwo łapiąc oddech… ty zaś siedziałeś, przypatrując się kobiecie, czując jak łańcuchy opinają każdy twój mięsień…
- Ja odpowiedziałam że tak! Haha, wtedy on na to… że *ktoś* polecił mu odszukanie jakiś typków, którzy podobno tam mieszkają! Potem wrzeszcząc coś o jakimś ‘’Aleksandrze’’ wybiegł! Uwierzysz w to!?
Wpatrywała się w ciebie, nie dostrzegając jak jej słowa wryły się, w twoją i tak zaprzątaną zmartwieniami świadomość.
Aleksander? Jedyny o tym imieniu jakiego znasz, jest lokalnym Arcybiskupem Sabbatu… Aleksander Raztargujev. Jeden z szaleńców… ale… czy to w ogóle możliwe?
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Aleksander... - wyszeptał Dieter, a echo w głowie wielokrotnie powtórzyło złowieszczo brzmiące imię.
- Mówił coś jeszcze? Pytał o kogoś konkretnie? Czy, poza Aleksandrem, wymieniał jeszcze jakieś inne imiona?

Czar prysł. Dieterowi z trudem udawało się powstrzymać niepokój. Zaczął nerwowo rozglądać się wśród gości klubu. Przyglądał się twarzom zgromadzonych ludzi, wyszukując pasującej do opisu, jaki podała przed chwilą dziewczyna, a wcześniej Henry.
Po chwili zwrócił się do rozmówczyni:
- Może dokończymy naszą rozmowę w bardziej odosobnionym miejscu? W jakimś cichym kąciku? Ta głośna atmosfera i pijackie wrzaski trochę mnie dekoncentrują...
Wstał i podał rękę dziewczynie, zachęcając, by udała się za nim. Skierował się na zaplecze, do wolnego, cichego pokoiku, gdzie nikt nie powinien ich niepokoić.

I gdzie zazwyczaj finalizował *konwersacje* z kobietami...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Zablokowany