[Świat Pasem] Pradawni Władcy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Dorw ruszysł starając się dotrzeć do umysłu który steruje cieniami. Podążał za ścieżką głosu. Był troche podenerwowany, a może nawet przestraszony. Miał nadzieje że Defergentes nie zawiedzie go i tym razem. Szedł przed siebie mijając kamienie, resztki jakichś zabudowań. Nagle gdzieś z blisko wyczuł cienia ale nim się obejżał był on już na ostrzu przyjaciela. Następnie szli spokojnie i żaden cień nie zawracal im głowy, a przynajmniej tak się wydawało Findorowi.
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Pavciooo i Nadir:

Podajcie mi nazwy zdolności, których będziecie używać w pierwszej rundzie.

Pyron:

-Kapłanka została w mieście, w jakim świecie Ty żyjesz?- syknęła Levender. -Leia śpi - pilnuj jej lepiej!- warknęła i stała tak cały czas. Czekali tak do rana. Żołnierzy ani widu, ani słychu. Leia wreszcie obudziła się. –Co się stało?- zapytała rozglądając się po nadpalonej polanie.


Silbern:

-Tja, jest możliwe, ale to nie moja działka...- wzruszyła ramionami. -Jak chcesz się czegoś nauczyć to po prostu spróbuj to zrobić! Darkning na pewno też zna trochę trików!- zakończyła. -A co do rany, to skocz do świątyni - załatwią sprawę pstryknęciem!-
-Też mi to rana...- elfka wzruszyła ramionami po czym splunęła krwią na podłogę i podniosła się na nogi. -Chcesz dalej walczyć, czy mam dać znać Darkningowi, że chcesz się czegoś nauczyć?-
-Chcę kontynuować trening z tobą...- kobieta się zamyśliła. -Powiedz mi co robię źle, bo widzę, że lepiej niż ja radzisz sobie z połączeniem walki i magii. Nigdy jeszcze w życiu nie posługiwałam się magia. Odruchowo używam tylko miecza i dopiero w ostatniej chwili przypominam sobie ze przecież mam kilka czarów...-
Dziewczyna potaknęła, słysząc jej słowa. -Praktyka... Przyzwyczajaj się szybko, bo zaraz robimy drugą rundę!- powiedziała i odeszła na pewną odległość. -Atakuj!- powiedziała.
Elfka znowu splunęła, wytarła twarz rękawem po czym stworzyła miecz. Otoczyła Iridię kręgiem ognia wykorzystując zaklęcie ściany ognia, po czym strzelając w nią pięcioma ognistymi kulami zaatakowała od tylu. Iridia... rozpostarła skrzydła! Duże, błękitne skrzydła, którymi odbiła kule ognia, po czym skoczyła wzwyż -Wybacz.. przesadzam....- westchnęła lądując kawałek dalej. -Darkning mnie trenował od siódmego roku życia... jestem maszyną do zabijania...- powiedziała szesnastoletnia dziewczynka i uśmiechnęła się diabolicznie. -Będę używała tylko słabszych zdolności...- kiwnęła głową przepraszająco.
Silbern usmiechnela sie szeroko. Oczy zalśniły jej dziką radością. Roześmiała się w glos i nie mogac przestac przez chwile stala tam trzesac sie ze smiechu. Po chwili wpadla na pomysl by sprobowac swych sil w wymyslaniu zaklec. Skupila sie na efekcie ktory chciala osiagnac... Chciala wystrzelic z dloni strumien ognia. Skupiła sie na tej mysli. Z dłoni lfki posypała sieferia płonmieni, które zaraz "rozpełzły się" w zimnym powietrzu... Iridia uniosła brew. -Nie wierzysz? Mam udowodnic?- zapytała, chyba lekko się zdenerwowała. *No, zgódź się...* myśli dziewczyny odbiły sie wewnątrz czaszki elfki. -Wymyślanie zaklęć to pracochłonny proces...- westchnęła Iridia i pokiwała głową. -To jak bedzie?- nawiązała do poprzedniego pytania. -Wierze ale skoro tak bardzo tego chcesz to udowodnij chetnie zobacze pokaz twych umiejetnosci- powiedziala elfka tym razem smiejac sie z siebie, wstajac i otrzepujac swoje spodnie. Silbern przez chwile zaczela sie zatanawiac co by sie stalo gdyby polaczyla uzyskany przed chwila efekt jej eksperymantu z moca stworzonego przez siebie miecza... Gapila sie chwilke nieco bezmyslnie na plonacy miecz zasanawajac sie czy ne sprobowac. Zaczelo ja to bawic.
Iridia uniosła ręce w górę i wszystko wokół zamarzło na kosć, łącznie z podeszwami Władczyni, po czym zagenerowała na ręce wielki ładunka mrozu. -Nie jestem w stanie Cięzabić, ale osłabie cię, jeśli zepchnęł do granic wytrzymałosci...- westchnęła i uderzyła w zlodowaciałą powierchnię. Fala uderzeniowa wyrąbała w posadzce lej o głębokosci czterech metrów. Silbern ocknęła się kilkanaście metrów dalej. Darkning podnosił ją z posadzki i krzyczał cośdo popiskującej Iridii. Elfka zamknęła usta Darkningowi. Iridia zrobila to na jej prosbe. Starala sie nieco pozbierac... -Spokojnie...- westhnłą czarowkin odgarniajac rękę kobiety od ust. -Trzeba Cię pozbierać do kupy!- kiwnłą głową i podniósł ją, po czym odniósł na bok. -Posprzątaj to...- mruknął mistrz do uczennicy, a ta skinęła głową i zabrała sięod odtwarzania materii... wilki lej w skale był dosć... duży...
-Napełnie Cię energią, żebyś zregenerowała sie szybciej..- powiedział, niosąc ją dalej. Rozkaszlala sie w pewnym momencie gdy krew z rozcietego jezyka zaczela zalewac jej gardlo. Splunela krwia pod nogi przeklinajac sie za wystawianie jezyka podczas walki.


Findor Tasartir:

Dotarli obaj do pomieszczenia, w którym stał siwy mężczyzna o zmeczonym spojzeniu. -Wreszcie jesteście... chyba troche się spóźniliscie...- westchnął. -No jazda. macie mnie, zabijcie i idźcie kajać się przed własna porażką!- krzyknął i zaśmiał się cicho.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Mr. Z - akurat karty z pradawnych nie mam na poczcie :P Poślij na miala (podam na gg).
I tak nikt tego nie czyta...
Nadir
Kok
Kok
Posty: 1438
Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
Numer GG: 3327785
Lokalizacja: 3city

Post autor: Nadir »

Hmmm? Wszystkich?:P Bo mam tylko dwie- strzałe wiatru (nigdy nie pamietam tych nazw.. to co powala wszystkich w pobliżu lotu) i wielokrotny strzał.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.

Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Silbern

Postarała się stanąć o własnych siłach. Nie chciała, by ją noszono. Za to oparła się ramieniem o Darkninga.
- Poradzę sobie – słowa wypowiedziała słabo, drżącym głosem. Mówiła bardzo niewyraźnie gdyż w ustach miała pełno krwi, która zalewała jej w tej chwili cały dół twarzy. *Teraz to chyba nie był tylko język* pomyślała Silbern ponownie zanosząc się kaszlem. Przez chwilę jeszcze zastanawiała się czy odniosła jakieś obrażenia wewnętrzne. Chyba nie była połamana, ale zbierało jej się na wymioty więc nie mogła być niczego pewna. Zamglonymi oczami rozejrzała się za Iridią i w chwili, gdy udało jej się uchwycić spojrzenie dziewczynki uśmiechnęła się do niej promiennie i z radością. *Najlepsza nauka jest wtedy, gdy ucznia wypuści się na głęboką wodę* Władczyni miała nadzieję, że myśl ta dotarła do Iridii. Zamrugała oczami chcąc przegonić zdradliwą mgiełkę.
- Mam nadzieję, że nie zbeształeś za bardzo Iridii. Zrobiła to, bo ja tak chciałam – westchnęła. – Sądząc po tym jak się na nią wydarłeś to chyba jednak bardzo jesteś na nią zły… - wypowiadała się nieco chaotycznie. – Osoba, której należy się kara właśnie opiera się o twoje ramię…
Powiedziała i zachwiała się mimo podpory.
- Dobra z niej wojowniczka – elfka zaśmiała się chrapliwie. – Hucznie będę obchodzić dzień, w którym uda mi się ją pokonać w walce…
Władczyni była wyraźnie bardzo zadowolona.
- Ile potrwa moja rekonwalescencja? – zapytała na wpół żartobliwym tonem, spoglądając Darkningowi prosto w twarz.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Latające ostrze
Uskok
Wślizg
Tamten atak polegający na wirowaniu (nazwy nie pamiętam)
Jeśli mogę to używam też Podmuchu, oraz tych umiejętności polegających na strzelaniu wodą pod ciśnieniem itp.
Oprócz tego strzelam z kuszy w ciągu walki.

Ogólnie to taktyka:
-Latające ostrze
-woda pod ciśnieniem/ kusza
-wślizg
-wirowanie
-podmuch
-uskok

i od nowa :) To tak mniejwięcej.
I tak nikt tego nie czyta...
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Wybacz ale nie zabiję cię, przynajniej w tej chwili. Odpowiedz mi na pare pytań: dlaczego kapłanki i kim jesteś? -Powiedział Findor spokojnym głosem. Po chwili zorientował się, że kapłanki są w ogromnym niebezpieczestwie, armia cieni, a ten tu daje się podejśc bo zrobił co miał zrobic. Drow spojżał na Defegentesa, a potem na mężczyzne. Nagle ogarneła go wściekłośc, wiedział że się spóźnił i że to przez niego mogą zginąć niewinne osoby. Cała misja spoczywała na nim i zawiódł, nie po raz pierwszy i nie ostatni ale dlaczego od tego może zależeć czyjeś życie? po raz kolejny spojżał na mężczyzne, miał ochotę go zabić ale wiedział że musi sie jeszcze dowiedzeć dlaczego ten mężczyzna sterował cieniami.
Obrazek
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Silbern

-Kilkanaście minut!- powiedział szybko czarownik i przyłożył dłonie do czoła Władczyni. Moc popłynęła wewnątrz jej ciała trochę inaczej niż zwykle. Rany zaczęły się goić, a ból znikać. -Nie mam zamiaru nikogo karać, ale ona słuchając się ciebie, złamała tym samym mój zakaz i za to mogę ją ukarać. Jeśli nie jestem tu już potrzebny...- powiedział powoli. -To udam się do kuźni celem kontynuowania pracy nad mieczem...-
Władczyni spokojnie przyjęła cały zabieg czekając aż w pełni wrócą jej siły. - Jakiż to zakaz złamała, jeśli można wiedzieć? - zapytała zaciekawiona, a jednocześnie nieco zaniepokojona.
-Przekroczyła pewien poziom energii, co może wpłynąć na zachwianie równowagi mocy wewnątrz Władczyni Gai i mieć fatalne skutki. Od utraty zmysłów po rozsadzenie na kawałki... grunt, że przyglądałem się częściowo treningowi...- pokiwał głową czarownik. -W ramach kary ma zakaz korzystania ze swej energii do końca tygodnia... bądź, co bądź jest dalej dzieckiem...
Władczyni wywróciła oczami wzdychając. Ona zwykle robiła takie wybryki wiec rozumiała Iridie. Jej też się często dostawało. Elfka, gdy tylko doszła do siebie otrzepała swoje ubranie, po czym stwierdziła: - Czyli teraz pozostaje nam toczyć walkę na zwykłą bron?
-Na to wychodzi...- westchnęła dziewczynka. -Trochę mnie poniosło, przepraszam..- dodała i dobyła długiego, cienkiego ostrza z poprzecznymi prześwitami. Kobieta dobyła swego miecza i stanęła w pozycji gotowości. - Nacieraj - rzuciła uśmiechając się do Iridii i pochylając się nieco z lewa dłonią schowana za plecami. Dziewczyna ujęła długie ostrze oburącz i zamachnęła się nim kilkakroć. Nagle lekko struchlała, schowała ostrze z powrotem do pochwy i wybąkała cos, po czym uciekła... Miecz Silbern wydał z siebie kilka chrobotów i rozleciał się sie na trzy nierówne, acz równo ucięte części.... Władczyni odrzuciła za siebie resztkę miecza. Nie patrzyła w sumie gdzie go rzuca... - Darkning... Na razie ją zostaw - powiedziała cicho.
-Nie mam zamiaru się za nią rzucać w pościg, spokojnie...- odparł czarownik używając mocy telepatycznych. -Nie zrobiła chyba niczego karygodnego, prawda? Miecz można poskładać...- parsknął śmiechem i powrócił do pracy.
- Nie o to mi chodziło... - elfka zmrużyła oczy z lekkim zniecierpliwieniem. Po chwili jednak cos innego zajęło jej myśli. - Jak silnych efektów mogę się spodziewać wymyślając czary?
-Tymczasowo - niczego imponującego!- westchnął czarownik. -Potem będzie lepiej...- dodał i się zaśmiał. -Miecz ma juz trzonek, rdzeń i klejnot... zajmuję się już ostrzem!- rzucił mimochodem.
- Czy można łączyć efekty kilku zaklęć?
-Tak, ale powstaje wtedy nowe zaklęcie, a nie "połączenie dwu poprzednich".- skwitował temat czarownik.
- Ile zaklęć mogę się nauczyć, ile mogę stworzyć?
-Ile chcesz...-
- Czy... Czy mogę juz zacząć kombinować z zaklęciami ziemi? Bo zdaje się ze Gaia i ziemią włada... - odparła niepewnie.
-Nie tyle możesz, co powinnaś... jak udoskonalisz moc obu tych dziedzin, to wprowadzę cię w moc Stali.... Ale to później... Chcesz mej pomocy?-
- Mhm - dziewczyna odparła wyjątkowo krotko, lecz z niesamowitym entuzjazmem kiwając głową jak nakręcona.
Czarownik skinął głową i po chwili pojawił się koło Władczyni. -Zacznijmy wiec natychmiast...- wymienił z kobietą spojrzenie, by upewnić się, ze nie ma żadnych pytań. Kiwnęła głową ostatni raz wpatrując się w niego z uwaga godna największych mędrców skupiających się nad wielce istotnym problemem. - Moc ziemi płynie innymi ścieżkami, niż moc ognia. Wykorzystujesz inne kanały i inny "kolor" myśli. Spróbujemy podstawowe zaklęcie - kamienny naskórek - czyni rzucającego i jego sprzęt odporniejszymi na obrażenia fizyczne...- powiedział i pokazał Władczyni by uniosła ręce. Gdy to zrobiła ujął ją pod ramiona i przepuścił przez ręce nieznaczny ładunek, który przepłynął przez ramie Silbern i wywołał nieznaczną zmianę koloru jej skóry. -Tak to wygląda...- powiedział. -Spróbuj to zrobić sama...- Elfka skupiła się z całej siły na efekcie, który chciała uzyskać. Starała się powtórzyć to, co zrobił Darkning. Jej skupienie było tak silne, że aż zabawne dla obserwatora z zewnątrz. Darkning jednak zachował kamienną twarz i obserwował jej poczynania, na początku niezbyt udane. Przy pierwszym udanym rzuceniu zaklęcia zaklaskał kilkakroć. -Wreszcie! Porządny, zamierzony efekt. Chcę, byś trenowała, aż będzie wychodzić za każdym razem. Wtedy nauczę cię czegoś trudniejszego!- Dziewczyna skinęła tylko głową i zaczęła chodzić po całej sali (to pomagało jej się skupić) i co chwila ponawiała próby rzucenia zaklęcia. Wreszcie czarownik podszedł do niej. -Wystarczy- powiedział, kiwając głowa. -Chcesz poznać teraz zaklęcie podobne do poprzedniego, czy zupełnie inne?- - Zależy, pod jakim względem podobne... - powiedziała zastanawiając się. - Bo to było zaklęcie defensywne zaś teraz przydałoby się jakieś ofensywne... -Kolejne zaklęcie to Młot- powiedział Darkning i zademonstrował, jak z posadzki uformował duży, ciężki młot, który chwycił oburącz. -Skup się na uzyskaniu tego lub innego efektu, a stworzysz zaklęcie od nowa, ale możesz też odwzorować je idealnie...- dodał i zniszczył młot. -Kolejne, to Tąpnięcie - powoduje wstrząs...- to mówiąc skupił się i tupnął nogą. Wstrząs wywołał utratę równowagi Władczyni. Darkning chwycił ją za rękę. -Nie odpadaj tak szybko.. przećwicz to, a ja idę kończyć miecz....- powiedział i lekko skłoniwszy się opuścił plac.
Władczyni od razu zaczęła wypróbowywać nowe zaklęcia
przechadzała się po sali, starając się uzyskać pożądany efekt. Trenowanie obu zdolności zabrało jej ponad pół dnia. Po skończonym treningu Władczyni rozejrzała się po całej sali. Wyszła mając przed sobą jeden cel - ODNALEŻĆ IRIDIE! Dziewczyna nie była daleko. Patrzyła cały czas na poczynania Władczyni i siedząc na zawalonej kolumnie wycinała coś z kamienia. Elfka usiadła na ziemi obok niej przyglądając się, co tez ta robi... Iridia zaśmiała się i dała jej mały kamienny posążek... jej samej, ćwiczącej "młot"...
Kobieta wzięła to do rąk uśmiechając się i oglądając dzieło Iridii.
-Nieźle.. nie widziałam, żeby ktos się tak szybko uczył...- powiedziała dziewczyna. -To bycie władczynią i w ogóle... jakie to uczucie?- zapytała. Elfka zamrugała trochę zdziwiona, lecz szybko zastanowiła się nad odpowiedzią - Dużo nowych obowiązków, wiele ograniczeń i w ogóle... Chociaż niezła to przygoda. W sumie to cieszę się, że jestem Władczynią, bo Gaia dala mi druga szanse jak to mówią. Chyba bym zamarzła na tym pustkowiu gdyby nie ona...
Iridia pokiwała głową. -To dla ciebie była tak jak tamten zarim dla mnie...- wskazała kierunek kuźni. -Darkning wyciągnął mnie z orkowej fortecy, w zasadzie wszedł tam, gdy juz pożegnałam się z życiem. Przeszedł przez przednią straż i wywołał absolutną panikę. Wypuścił więźniów na zewnątrz, a mnie zabrał ze sobą jako uczennicę...- westchnęła. -Masz rodziców?- zapytała.
- Nie - elfka posmutniała i na chwile się zamyśliła zamykając się w sobie. Jej oczy zmętniały a umysł krążył gdzieś bardzo daleko. Potem jednak otrząsnęła się i dodała - nie mam od bardzo juz dawna...
-Ja straciłam swoją rodzinę pięć lat temu...- powiedziała ze spokojem Iridia. Wyglądało na to, że chce coś dodać, ale milczała. *Powiedzieć jej?* zastanawiała się. Elfka zaś poczuła, że gdyby chciała mogłaby wejść głębiej do umysłu Iridii, by dowiedzieć się, co chce jej powiedzieć... Elfka zbladła. Nie chciała zaglądać nikomu do umysłów. Nie chciała naruszać niczyjej prywatności. Postarała się "wyjść" z umysłu Iridii. Wysiłek do tej pory jej nieznany sprawił ze zawirowało jej w głowie. Skinęła tylko w odpowiedzi czekając na słowa Iridii. *Jeśli będzie na to gotowa sama o tym powie* pomyślała. Iridia oglądnęła się na boki. -Sporo czasu minęło - idziemy zobaczyć, jak Darkning będzie nasycał miecz mocą? Ciekawy spektakl!- powiedziała weselej. Elfka skinęła głową ponownie, po czym zebrała się z posadzki otrzepując spodnie. - Jaka porę dnia mamy? Głodna jestem... - stwierdziła bez skrępowania, co od razu potwierdził jej żołądek odzywając się w glos.
W odpowiedzi na dziwny dźwięk mała towarzyszka Władczyni sięgnęła do paska i podała jej zawiniątko. -Ja swoja porcję zjadłam.. miałam trochę więcej, wiec pomyślałam, że to chyba dla Ciebie...- powiedziała.
- Dziękuję - Silbern zajrzała, co kryje się w zawiniątku. Była tak głodna, że zjadłaby konia z kopytami. Było tam jakieś żyjątko morskie ugotowane w skorupie. Ktoś sprawnie zmienił całą zawartość muszli w papkę. -Wychylasz jednym haustem i nie próbujesz smakować, Odżywcze i obrzydliwe- powiedział zimny głos zza pleców dziewczyny. Iridia uderzyła w klatkę piersiową lisza. -Bardzo śmieszne...- burknęła. -Jest trochę słone, ale bez przesady...- dodała, zwracając się do Silbern. Elfka nie zwracała uwagi na gadanie lisza. Wyjadła cala zawartość muszli tak szybko ze się prawe zadławiła. Może i zwróciłaby uwagę na smak "potrawy" gdyby nie była taka wygłodniała, ale dzisiejsze nauki zebrały swoje żniwo. Po zjedzeniu zawartości zawiniątka zastanawiała się jeszcze przez chwile czy nie znajdzie się gdzieś jeszcze i czy nie ma czegoś do popicia... Lisz zachichotał. -Jestem tu tylko na chwilę - Darkning po mnie posłał. Gdzie on teraz przebywa?- zapytał. -Ludzka postać!- warknęła Iridia. -Jako lisz jesteś nieznośny...- dodała. W pustych oczodołach nieumarłego zaskrzyło zielonkawe światło. -Sam znajdę...- warknął i poszedł w kierunku kuźni. Iridia podniosła kawał skały z posadzki. -Phil!- krzyknęła i cisnęła kamieniem na tyle celnie, że trafiła go w czoło, gdy ten się obrócił. Lisz zachwiał się -Widzisz.. ale ja jestem nieznośny jako lisz, a Ciebie nie da się zniść pod żadną postacią!- odparł. Iridia uśmiechnęła się kwaśno. -Trzy zero dla mnie!- rzucił i poszedł w kierunku, z którego uderzyła fala mocy. -Już 3 razy przebił mnie w potyczce na złośliwość...- mruknęła dziewczyna. Silbern spojrzała za nim z nutą smutku w oczach. Wolała go jednak jako człowieka. Stała zamyślona patrząc za nim i nie słuchając, co mówi Iridia.
-Co jest?- zapytała dziewczyna, szturchając Władczynię. -Chyba nie powiesz mi,że coś do niego czujesz.. znaczy do jego ludzkiej postaci...- powiedziała lekko zdziwiona. *To tego trupa w ogóle można lubić i traktować jak żywego?* pomyślała, patrząc na twarz Silbern.
Elfce zadrgała prawa brew. Nie popatrzyła na Iridie tylko mruknęła prawie niesłyszalnie - Nie wiem... - Bąknęła Jeszcze coś niezrozumiale nadal stojąc nieruchomo.
-Niewłaściwy cel...- pokręciła głową. -Jego ludzka postać jest.. no... może i mniej złośliwa, ale... er...- dziewczyna zaczęła się mieszać. -Noo...- zamilkła. -Nieważne, zapomnij- dodała. *Ja i moja wielka gęba...* skarciła siebie w myślach. Spory słup mocy uderzył w sklepienie jaskini i rozszedł się siew ferii fioletowych wyładowań po stalaktytach. Szara chmura buchnęła z otworu w dachu kuźni i elfka mogłaby przysiąc, że miała ona kształt smoka, co przy jednoczesnym huku sprawiło, że o pomyłkę nie było trudno. Kilka wyładowań rozeszło się po kuźni, aż wreszcie cały budynek lekko zdeformował się, po czym powrócił do dawnego stanu. Z kuźni po chwili wyszedł Darkning i Philisterias. Elfka próbowała uspokoić trzaski w głowie, gdy zorientowała się, że to oni "rozmawiają" w jakimś dziwnym języku. Darkning podał coś liszowi i obaj zatrzymali się przy Silbern. -Nie poznała mnie, jak mówiłem, Panie..- powiedział Philisterias i zarechotał. -Nic dziwnego, ona jest elfką, a nie nieumarłym...- mruknął Darkning. Miał w ręce czarny miecz schowany do bogato zdobionej pochwy. Ujął go oburącz i podał elfce jednocześnie pochylając głowę. -Jeden z bardziej udanych...- powiedział.
- Dziękuję - odparła krotko i nie patrząc na pozostałe osoby dobyła miecza przyglądając mu się uważnie. Sprawdziła czy dobrze leży w dłoni czy nie jest za ciężki i wsłuchała się w "pieśń miecza". Gdy ostrze świsnęło w powietrzu skupiła się całkowicie na tym dźwięku. Kochała ten dźwięk. Nie dlatego ze był zabójczy czy ze dawał sile. Cos było w nim takiego ze czuła się częścią swej broni. Dokładnie oglądała bron nie słysząc czy ktoś do niej cos mówił czy nie. Po jakimś czasie schowała gwałtownie broń i przymocowała do pasa. Zamyślona była dalej. Zastanawiała się, co się właściwie dzieje, że może słyszeć myśli osób z ktorymi rozmawia. Wątpiła czy słyszy wszystkie, ale miała wrażenie, że sporą większość... Zamachnięcie mieczem nie wywołało za głośnego dźwięku, jednak, gdy ruch zakończył się rozległ się łoskot niczym grom. Phil zaklął cicho. Pod maską, którą maił od czasu wizyty w kuźni dało się zobaczyć parę ludzkich oczu. *Ryzykowne... prędzej dałbym łamacz Czasoprzestrzeni Iridii...- powiedział. Darkning uniósł głowę. *Proszę o wybaczenie* szepnął w myślach Phil. Najwyraźniej był to przekaz telepatyczny, ale do Darkninga, a nie do Władczyni. -Cóż... muszę iść... obowiązki wzywają!- powiedział i obrócił się i odszedł szybkim krokiem. *ten matoł jej nie ufa?* zapytała się sama siebie Iridia i spojrzała na plecy Phila, po czym na Władczynię. Darkning milczał i gdy cisza stała się uporczywa zapytał. -Zadowolona?-
Skinęła głową w odpowiedzi, lecz wyraźnie była zmęczona. Usiadła na podłodze pogrążając się w myślach. - Miecz jest idealny. - odparła nieprzytomnie. Sprawiała wrażenie jakby zupełnie nie słyszała niczego. - Dziękuje - jej odpowiedzi były automatyczne. Wyuczone etykieta, z która kiedyś dawno emu miała sporo do czynienia, lecz teraz były to tylko słowa. Miecz rzeczywiście jej się podobał. Nie umiała tego ubrać w słowa i teraz nawet się nie starała. Zastanawiał ja Phil. Człowiek czy lisz... Nieważne było w nim cos dziwnego. Iridia odeszła kilka kroków wstecz. Darkning spojrzał na twarz elfki i pokiwał głową. -Chodź ze mną...- podał jej rękę. Uchwyciła ja i pozwoliła się poprowadzić, lecz nie zwróciła na to większej uwagi. Po chwili oboje kroczyli murami obronnymi. Śnieżyca przybrała na sile, jakby próbując zdmuchnąć śmiałków w dół. -Jesteś przygnębiona z jego powodu?- zapytał czarownik. -Zawiedziona... a może masz poczucie winy?- zapytał.
- Chyba to drugie - odparła niepewnie. Zaskoczył ja temat rozmowy. - Mhm... - zamyśliła się.
-Powinien był Ci powiedzieć, kom jest od razu... nie mogłem go nadzorować przez cały czas, ale wiedziałem, że cos zrobi źle... widzisz, Philisterias to osoba przeznaczona do innych celów. Poprosił mnie o oddelegowanie, bo jego sztuczna postać - żywy człowiek - była nastawiona na kogoś zupełnie innego, niż Ty...- powiedział. -Na codzień jest właśnie nieumarłym - negocjuje ostro z barbarzyńcami z wyżyn, bólem i żelazem zwalcza przestępczość w slumsach... nie zdołałem zareagować, gdy Drizzt umarł, nie było nawet czasu zastanowić się, „co dalej”, gdy w mieście pojawiał się następczyni Kapłana Gai...- zakończył i westchnął. Wiatr wył jak potępieniec. Darkning drgnął. -Słyszałaś?- zapytał. Elfka skinęła głową i westchnęła roztargniona. Słuchała, co mówił Darkning nie odpowiadając inaczej na jego słowa. Była psychicznie wykończona i mogła tylko potakiwać... Czarownik szybko zmienił postawę. twarz zginęła w ciemności i zabłysła para czerwonych oczu. -Pokaz się,zakało!- warknęła upiornym głosem. Z zawiei pokazała się kobieca postać, stojąca na blance muru. -To nie twoje miejsce!- krzyknęła. -Precz!- odparł tamten i cisnął ładunkiem płomieni w kobietę. -Wizje... nienawidzę tego żałosnego nękania mnie... muszę to znosić na tym kontynencie...- westchnął. -Chyba jestem Ci winien trochę wyjaśnień...- pokiwał głową, zdejmując kaptur. Cień zniknął, ujawniając bladą skórę. Elfka patrzyła na niego czekając na to, co powie. Była blada, z co najmniej dwóch powodów: ze zmęczenia i z powodu tego, co zdarzyło się przed chwila. Kiwnęła glową czekając na to, co powie Darkning.
-Ta, którą widziałaś, to Nova... Madame Nova. ma mi za złe to, kim jestem i to, gdzie jestem. jej podświadoma nienawiść, zrodzona z fanatyzmu drażni mnie wiecznie - ona jest tutejszą... no niemal boginką. Mieszka w górach, gdzie większość prymitywów czci ją. Ona zajmuje się chorymi i rannymi, lecząc ich. Obarcza mnie winą za to, ze słabnie, podczas, gdy powodem tego jest nowa, nadchodząca bogini, a raczej jej wysłanniczka... ty!- powiedział. -Wygodniej jest, by trwała w tym błędzie- powiedział i kiwnął głową. -Wystarczy, ze jest mym wrogiem...-
Elfka skrzywiła się. Brew zadrgała nieznacznie zdradzając niezadowolenie. Nie lubiła fanatyków. Same z nimi problemy. Nawet, gdy maja dobre zamiary często obracały się one przeciwko nim i ich sojusznikom. Znów zwróciła swą twarz w stroną Darkninga czekając na to, co powie dalej. Mężczyzna najwyraźniej poczuł, że Władczyni chce, by kontynuował. -Ona twierdzi, że nie tutaj moje miejsce. Wiedz, zatem, ze jestem Doradcą Władczyni Agonii, że posiadam więcej, niz jedno ciało i więcej, niż jedna świadomość. Nie jestem jednak kopią, czy duplikatem. Pojawiłem się tutaj, by nie doprowadzić do wojny miedzy Władcami, gdy tylko zakończy się formacja nowej valhalli.- powiedział i westchnął. -Oczywiście nie jestem, jak zapewne wiesz, czystym, białym aniołkiem, który z altruistycznej chęci niesienia pokoju pomaga innym. Wojna jest mi nie na rękę.- wzruszył ramionami. -Marnotrawstwo życia i zasobów- dodał. -Wiem, że to dość bezduszny stosunek do sprawy. Wiem, że nie uwzględniam cierpienia, które niesie ze sobą wojna - na ludziach pozbawionych dachu nad głowa i rodzin, ale wierz mi, gdybym miał Ci pokazać koszmar, w którym wylądowałem, nie dziwiłabyś się mi!- zmarszczył brwi i naciągnął kaptur na oczy. -Musisz wydobyć te ziemie ze szponów trzeszczącego mrozu... Powinno powrócić tu życie...- zmienił temat i westchnął ciężko. Widać to "wyznanie" jednak go nieco kosztowało. Silbern uśmiechnęła się ze zrozumieniem... Albo może raczej podjęła próbę zrozumienia toku myślenia Darkninga. Ceniła sobie bardzo szczere wyznania. Patrzyła w dalszym ciągu na Darkninga tylko ze teraz uciekła gdzieś myślami. Troszkę śmiesznie wyglądała skupiając się wyraźnie nad kilkoma myślami.
-jesteś lekko rozkojarzona... zaprowadzę Cię do Twych komnat...- zaoferował Darkning. -To był dzień ciężkiej pracy i zasługujesz w pełni na wypoczynek!- zaśmiał się. Myśli jednak zaprzątać musiały mu jakieś ważne sprawy, bo pomimo uśmiechu był obecny jakby tylko w połowie. Elfka nagle roześmiała się tak serdecznie i z taka wesołością, że gdyby mogły mury roześmiałyby się wraz z nią. Obróciła się dokoła śmiejąc się. Zauważyła śmieszność w sytuacji, która być może śmieszna wcale nie była. Skinęła głową Darkningowi w podziękowaniu, po czym odparła - Chce jeszcze z Iridia porozmawiać, jeśli się da. - Jakby polowa sił jej wróciła po tym wybuchu radości. Darkning uśmiechnął się lekko. -[i}Iridia teraz ćwiczy kontrolę mocy... to wymaga skupienia, wiec sądzę,ze raczej wolałaby dokończyć...[/i]- powiedział. -Poślę ją do Ciebie jutro z samego rana... Pozwól, że zapytam.. ja i Iridia nie tytułujemy Cię należycie... mam nadzieję, że Cię to nie drażni?-
Silbern roześmiała się ponownie. - Silbern jestem i tak należy się do mnie zwracać. - powiedziała uśmiechając się życzliwie. - Tak jest najwygodniej i dla mnie i podejrzewam ze dla wielu innych również. Nie ma potrzeby tego zmieniać.
Czarownik pokiwał głową. -Życzę, zatem udanej nocy!- powiedział i wcisnąwszy jej w rękę mały kluczyk wskazał na posadzkę. Pod Silbern pojawił się krąg, który zaświecił jasno i przeniósł ja przed drzwi, prowadzących do jej komnat. Drzwi były solidne i opatrzona trzema runami. Dziewczyna zbliżyła się do drzwi. Dotknęła run przyglądając im się uważnie. Przyjrzala się następnie kluczykowi i postanowiła otworzyć drzwi. Za drzwiami był mały przedpokój, prowadzący do dwóch sekcji - dziennej i nocnej. Po prawej była mała łaźnia, zasilana ciepłą wodą z podziemia i zimna ze zbiornika gdzieś indziej. Mała wanna i sporo mydła, oraz kilka miękkich ręczników. W sypialni była delikatna suknia nocna z satyny - leżała na obszernym łóżku z baldachimem. Na stoliku koło łóżka stał kielich z kryształu i małą amfora - zapewne z winem, lub płynem ułatwiającym zaśniecie. Druga sekcja stanowiła pokój dzienny i mała zbrojownię, zamykana na dodatkowy klucz. Była tam spora skrzynia i klika stojaków na broń i pancerz. Pokój dzienny miał wielkie okno, zamknięte i zasłonięte ciężkimi kotarami. Stał tu kominek, obok którego było porąbane drewno., na szafce po lewej były książki z opowieściami, zaś po prawej - kroniki na temat pustkowi, gór i mórz należących do Korteeos. Było cicho - grube mury i szyby całkowicie wytłumiały dźwięki z zewnątrz, nie było słychać nawet wycia wiatru w kominie... ale pomimo tego w salach nie było duszno. Ciepło, panujące tutaj zadziałało na elfkę odrobinę rozleniwiająco... Elfka obrzuciła to nieco zdumionym wzrokiem. Postanowiła skorzystać z dobrodziejstw kąpieli. Błyskawicznie pozbyła się ubrania po drodze rozpalając ogień na kominku. Wskoczyła do wanny z gorąca wodą. Siedziała tam dość długo (prawie zasnęła). Wytarła się ręcznikiem porzuciła go tam gdzie stała. Następnie nie przejmując się czymkolwiek zaczęła zwiedzać cały pokój. Zainteresowały ja książki przejrzała kilka stojąc a raczej drzemiąc prawie nad nimi na stojąco. Je tez wkrótce porzuciła, by ułożyć się wygodnie w łóżku. Miecz leżał w pochwie pod ręką kolo poduszki. Strój nocny leżał dalej zapomniany na łóżku elfka zaś udała się w objęcia Morfeusza zasypiając od razu po wypiciu polowy zawartości amfory. Zostawiła po sobie uroczy chaos i bałagan.
-Dobrze sobie radzisz... oby tak dalej...- powiedziała Gaia, gdy Silbern podniosła się z trawy. Stały oboje w sadzie pełnym drzew owocowych. Krzątali się po nim zbieracze - zrywali z drzew dojrzałe owoce i składali do koszyków, które z kolei przejmowane były przez mężczyznę na wozie, który składał je do pojemnika z tyłu. Bogini wzięła głęboki wdech. -Poczuj to - to zapach kwiecia, którego nie uświadczysz na lodowej pustyni!- powiedziała... Było ledwo po wschodzie słońca, gdy rozległo się dzwonienie. Dobiegło ono od strony drzwi... Elfka w pierwszym geście przetarła oczy - to był bardzo realistyczny sen...
Elfka machinalnie odparła - Wejść! - starając się rozeznać czy to juz jawa czy jeszcze sen. Usiadła niepewnie na łóżku przecierając oczy przeciągając się i ziewając. Zerknęła za okno starając się określić, jaka jest pora dnia. Do pokoju weszli Darkning i Iridia. Czarownik zatrzymał się i w geście zdziwienia uniósł brwi. Iridia spojrzała najpierw na Silbern, a potem na niego. Mężczyzna wybuchnął śmiechem. -Lepiej się ubierz, paradowanie nago na zimnie skończy się przeziębieniem!- powiedział i nie przestając się śmiać wyszedł z pokoju. -Ubieraj się, Darkning przyprowadził mnie tutaj i mówił,ze chcesz ze mną pogadać..- powiedziała Iridia z kwaśnym uśmiechem na twarzy. Elfka rozejrzała się jeszcze nieco zdezorientowana. - Mhm - wygrzebała się półprzytomna z łóżka i powędrowała szukać ubrania. Najbardziej zastanawiało ja położenie lewego buta. Nie pamiętała gdzie go porzuciła. Po chwili wygrzebała go gdzieś z okolicy zwanej "pod wanną". Gdy juz mniej więcej odnalazła wszystkie części garderoby ubrała się i obmyła twarz. Otworzyła okno i w pierwszej kolejności poruszyła kwestie na te chwile dla niej najważniejszą - Gdzie można cos zjeść? - powiedziała to głosem zdezorientowanym nieco. Miała piekielna ochotę na jabłka. Miała podejrzenie ze to z powodu snu. Potem jakby dotarło do niej, co powiedziała Iridia i dodała - Tak chce porozmawiać. W sumie to chce zadać parę pytań. Ciągle nie mogę się znaleźć w tej sytuacji i mam parę kwestii do rozstrzygnięcia. - Wzruszyła ramionami jednak widać było, że śniadanie jest w tej chwili priorytetem. - Dlaczego na tym skutym lodem ladzie nie ma drzewek owocowych? - mruknęła do siebie niezadowolona. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że głupoty plecie i ze sama odpowiedziała sobie na pytanie. Dziewczyna przez jakiś czas przyglądała się poszukiwaniom, które przeprowadzała Silbern i wreszcie westchnęła -Przywołaj cały kostium i idziemy na śniadanie!- powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. Zdawał się nie zwracać uwagi na resztę słów Silbern. Chyba też jej się spieszyło do jedzenia.
Elfka posłuchała i juz gotowa podążyła za Iridia. Po drodze rozglądała się dokoła starając się drogę zapamiętać. Skoro miała tu mieszkać to czas się przyzwyczajać. Za drzwiami stał Darkning. Podał Iridii małe zawiniątko i zwrócił się do Silbern. -Przekonstruowałem lekko komnaty Władczyni, mam nadzieję, że pasują bardziej, niż wariacje Drizzta... Dobrze się spało?-
Silbern kiwnęła głową. - Dobrze, szkoda ze noce nie są dłuższe - wyszczerzyła się w uśmiechu.
Darkning kiwnął głową -dwanaście godzin musi wystarczyć!- wzruszył ramionami i się zaśmiał raz jeszcze. -Idźcie na śniadanie, bo widzę, że wam się spieszy. W razie, czego będę gdzieś na terenie stołpu - Iridia mnie wyczuje!- powiedział i klepnął dziewczynę w ramię. Kiwnął głową na pożegnanie i udał się korytarzem do schodów. -Idziemy?- popędziła elfkę Iridia. Elfka potwierdziła skinieniem głowy i czym prędzej udała się za Iridią. Poszły w przeciwnym kierunku i schodami do góry do niewielkiej sali, gdzie kucharz - bezduszny o gładkiej szarej skórze podał posiłek - pieczeń podana z białym pieczywem, serem i zielonymi pędami, przypominającymi wodorosty, acz chrupiącymi. Iridia bezceremonialnie wzięła się za jedzenie. -Chmafnego!- powiedział pomiędzy kęsami pieczywa a pieczeni.
Silbern wybąkała cos, co mogło, ale nie musiało być "nawzajem" ciężko rozeznać, gdy rozmówca ma usta pełne jedzenia. Pochłaniała śniadanie w zawrotnym tempie prawie się krztusząc. Po skończonym posiłku odczekała aż Iridia zje po czym spytała:
- Jakimi dokładnie mocami dysponujesz? Bo widzisz... Ja odkrywam ciągle nowe możliwości, jakie daje mi bycie władczynią i... Nie do końca wiem co mnie jeszcze czeka... Może to pomoże mi przygotować się na więcej... - Silbern zamyśliła się czekając na odpowiedź Iridii.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Merenwen
Mernewen przestąpiłą bramę miasta, a Carmen szła kilka kroków za nią. Był zmierch.
Nigdzie im się nie spieszyło, w innych okolicznościach można byłoby uznać to za spokojny wieczorny spacer.
-to co, zahaczamy o jakaś tawerne?[/io]- zapytała wampirzyca.
Władczyni przystanęła w pół kroku, zaskoczona tym pytaniem
-Ależ z przyjemnością- odpowiedziała po chwili-Zaprowadź do jakiejś, byle była nas warta- powiedziala wyjątkowo pewnie siebie
Carmen skirowała siew prawo i dalej aleją. wreszcie obei konbiety weszły do tawerny wywołując niemałe zainteresowanie męskiej części bywalców. -Muszę się napić... ale w swoim stylu...- szepnęła wampirzyca. -Spokojnie, nikogo nie zabiję, tylko trochę osłabię...- dodała. -Wybieraj stolik!- powiedziała.
Spojrzenie Merenwen skierowało się w stronę stolika stojącego pod ścianą.
"Ach, jakże spokojnie wygląda to miejsce"- pomyślała z uśmiechem na twarzy.
Podeszła do stolika i zajęła miejsce, siadając wygodnie.
"Napić się w swoim stylu, dobre określenie Carmen" pomyślala, przywołując karczmarza i zamawiając puchar wina w jak najlepszym gatunku
Kelnerka podała Władczyni zamówiony napój, a Carmen dosiadła się i spojrząła na jednego z najemników po drugije stronie karczmy. -masz zmaiar któregosuwieść?- zpaytal cicho. -Czy Ty nei jesteś tym typem kobiety?-
Władczyni spojrzała na puchar, nastęnie w stronę najemników
-Może nie uwierzysz, ale nigdy jeszcze nie próbowałam nikogo uwieść- powiedziała cicho rumieniąc się i uporczywie patrząc w swoje wino
-Ale wiesz... mogłabym spróbować, zoabczyć, jak to jest- wypowiedziała jednym tchem, po czym dodala- Myślisz, ze Władczyni wypada?
-Hmm.. nikt nie mówi, że powinnaś og od razu zaciagnać do łózka, ale odrobina flirut trochepowina Cię zrelaksować... nei rpzeszkadzaj sobie mojaaggresywnoscią - ja chcę pacjenta spić i lekko wyssać,więc moje podejscie bedzie inne...- powiedział i mrugnęła do jednegoi z mężczyzn.
Dziewczyna omal nie zakrztusiła się winem.
Tak dla relaksu, dlaczegoby nie?- pomyślała, po czym podniosła głowę i uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego dwa stoliki dalej
Tamten uniósł jednabrew i wskazał krzesło koło Merenwen.
Władczyni kiwnęła przytakujaco głową, po czym pociagnęła solidny łyk ze swojego puchara,
Mężczyzna - przystojny blondyn w zbroju łuczniczej przysiadł się do Władczyni. w tym czasie Carmen udał siedo stolika dalej. -Jestem Arner, piękna... a Ty zwiesz się?- zapytał czystym, dosć wysokim głosem
-Ja jestem Merenwen. Eee... ładna zbroja.- rzuciła niewyszukany komplement, czując że mówi co najmniej głupio- Co robisz w tych stronach?
-jestem obrońcą miasta, złotko. Zaciagnąłem sie do Wojowników Świata 0 stanowię część elitarnych służb porzadkowych...- powiedizłą, a kobiecie przypomniał osie, jak utrudniął służędwum WŚ kawałek czasu temu...
-Ale to nic ieekawego.. pwieidz mi, co taka pieknosć, jak ty znajduje ciekawego w tym meijscu?-
-Wiesz, wino maja tu naprawdę niezłe. Nic więcej mnie tu nie trzyma w zasadzie
Mężczyzna zaśmiałsię.
-Chcesz się stąd wyrwać?- zapytał nagle.
-Tego nie powiedziałam, odpowiedziałam tylko na pytanie- odparła szybko
-A ja zadałem kolejne!- uśmiechnął sięłucznik, kładać rece na stole.
-Rzeczywiście-dziewczyna poczuła się lekko spłoszona-Możemy się wyrwać, tylko dokończę wino, żeby się nie zmarnowło
Mężczyzna skinął głową i podał Mernewen ramię, gdy tylko skończyłą pić.
Wyszli i zniknęli w ciemnościach nocy.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Pavciooo i Nadir:

Mężczyzna westchnął. -Zaczynaj!- powiedział i uniósł ręce. W całej sali zrobiło się sucho. Obie kobiety - zapewne pomocnice Władcy zeskoczyły na dół i pobiegły na Nadira, sam Władca zaś ruszył na Pavciooo – zeskoczył z tarasu i z łoskotem stanął na połamanej posadzce. Wydawał się teraz znacznie cięższy i masywniejszy, niż wcześniej...

Nadir:

Strzała Powietrza zdmuchnęła obie kobiety, a wielokrotny strzał zamienił jedną z nich w poduszkę do igieł. Z drugą nie poszło już tak gładko. Obracała trójzębem z dużą prędkością niszcząc strzały. Wreszcie wysłała fale uderzeniową, która zmiotła Nadira wstecz. Kusza się już nie przyda...
Nadir spojrzał niepewnie na przeciwniczkę. Rozejrzał się szybko po sali szukając jakiejś broni miotającej. Zaklął w duchu nie znajdując nie tylko łuku czy kuszy ale i żadnej innej broni. W końcu zdecydował się postawić na jedną kartę. Musiał dać Pavcioowi czas na spokojne rozprawienie się ze "starym". Wstał i okrążając salę i przeciwnika powoli zbliżał się do kobiety. Okręgi były coraz mniejsze a Nadir poruszał się coraz szybciej. W pewnym momencie skoczył na kobietę, chwycił trójząb od spodu i wypchnął go do góry. Kopnął ją w brzuch licząc na to że wypuści trójząb. Kobieta zamachnęła się i trafiła scarcera w twarz trzonkiem, po czym odepchnęła go i zamierzyła się do pchnięcia. Nadir szybko potoczył się po posadzce unikając trafienia. Dopiero wtedy wypatrzył leżący w kącie 2 trójząb. Szybkim skokiem znalazł się w tamtej części sali i podniósł go. Teraz się policzymy... i wykrzywił usta. Ruszył biegiem unikając spadających kamieni i omijając gejzery piasku. Tuż przed kobietą uderzył trzonkiem w ziemię i przeskoczył nad nią. Lecąc wypchnął barkiem trzymany trójząb atakując kobietę z góry w okolice głowy. Ta uniosła trójząb i zahaczyła o ramie scarcera, po czym cisnęła nim o ziemię. Zwały piachu w mig niemal go zasypały... kobieta też miała spore trudności z utrzymaniem równowagi... pomocnik władcy z kolei miał spore trudności z wygrzebaniem się spod piachu. Część wleciała mu do płuc utrudniając oddychanie. Wszystko się chwiało, Nadir podpierając się kijem wstał i w końcu odkaszlnął nadmiar pyłu w płucach. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę kobiety. Lekkimi podskokami unikał kolejnych opadających fragmentów sufitu i rozbryzgiwanego piachu. W końcu szybkim ruchem wykonał uderzenie w lewy bark a zaraz potem dolną częścią trzonka zaatakował prawe kolano wroga.
Pierwszy cios chybił, a drugi został lekko zmodulowany zsypującym się z sufitu piaskiem, wyszedł jednak Nadirowi na zdrowie, zaś tamtej kobiecie - na szkodę. Zwała piachu popchnęła przednią część trójzębu, gdy scarcer atakował trzonkiem - wynikiem było wybicie kilku zębów przeciwniczce... Kobieta wpadła w jeden z piaskowych gejzerów i uderzył o sufit. Zwłoki spadły koło nadira i wyglądały paskudnie...
Yagh... scracer wykrzywił się. Szybko odskoczył od ciała omijając gejzery piachu zaczął wypatrywać Pavciaaa i "starego".


Pavciooo:

Posadzka spękała mocniej i spod spodu wybił się strumień piachu. I następny.,.. i następny. Scarcer ruszył naprzód w szaleńczym slalomie między tłukącymi po sam sufit piaskowymi gejzerami. Wkrótce cała podłoga była zapiaszczona, a żółty pył zwałami spadał z sufitu, powoli zalewając całą salę. Scarcer dobiegł do wrogiego władcy i po wślizgu stanął tuż przed nim i ciął przez ramię obiema szablami, wirując jak tornado.
Mężczyzna zaklął i odbił scarcera uderzeniem piachu, ten odpowiedział mu biorąc w dłoń odrobinę wody z manierki i przeszywając go na wylot kroplą pod ciśnieniem.
-Nieźle...- odparł tamten, czując, jak jego ciało traci życie chwila po chwili... –Staniesz teraz twarzą w twarz z mocą mego Pana i Władcy! Ssszykuj sssię mały ssscccarcccerze!- zakończył sycząc. Piaskowe gejzery ucichły, zaś postać mężczyzny powoli zaczęła pękać, by wyłonił się z niej wielki wąż...

Runda druga zaczyna się – 2 na 1, strategy moves please :)


Findor Tasartir:

Mężczyzna pokręcił głową. -Trzeba mnie było zabić, gdy była okazja!- powiedział i odsłonił mały symbol, który narysował na posadzce nogą. Już podniósł nogę do tupnięcia, gdy archont przebił go na wylot ostrzem. –Zawsze znajdzie się okazja...- warknął. –Symbol teleportacyjny... zwiałby nam...- westchnął, ciskając ciałem na bok. –Chodźmy zdać raport u kapłanek....- dodał po chwili milczenia i ruszył do wyjścia.



Merenwen:
+3 do KZ

Byli między budynkami, gdy mężczyzną nagle szarpnęło i jego ciało zostało wciągnięte w cień miedzy budynkami. Na bruk padł rzemyk, zaś z ciemności dały się słyszeć chrupnięcia. Z mroku wyłoniła się zakapturzona istota w granatowym płaszczu w żelaznej masce. –Za mało ostrożna!- wycharczała postać. –Carmen jest zajęta swoim, wiec nie mogła Cię nadzorować... ale ja chyba wystarczyłem... pijani mężczyźni mają różne pomysły i musisz zachować czujność!- powiedział osobnik i powoli zaczął usuwać się w cień.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Nadir
Kok
Kok
Posty: 1438
Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
Numer GG: 3327785
Lokalizacja: 3city

Post autor: Nadir »

Nadir
Kuszy nie mam, więc ostrzał w grę nie wchodzi. Mogę robić co najwyżej za odwracacza uwagi, bo umiejętnościami w walce wręcz nie mam się co z tobą równać.. Więc ja będę biegać i kąsić jak mała osa, a ty zajmiesz się poważniejszymi obrażeniami. powiedział jaszczuroczłek obserwując niesamowitą przemianę "starego"
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.

Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Pavciooo
Kok
Kok
Posty: 1245
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
Lokalizacja: Legionowo
Kontakt:

Post autor: Pavciooo »

Pavciooo:
Łap!- wrzasnął scracer i rzucił kuszą w kierunku pomocnika.
Chwycił szable i oczekiwał na ruch wielkiego węża.

Wiec tak:
-Nadir będzie nawalał do niego z kuszy, więc nie będzie czekał tylko albo rzuci się na mnie, albo na niego. Jak na niego, to rzucam w niego szablami, doskakuję i wiruję, a Nadirowi każę się odsunąć i atakować z daleka. Jeśli rzuci sie na mnie, to staram się unikać ciosów i od czasu do czasu atakować, ale głównym "Damage Dealerem" ma być w zamyśle mój pomocnik.
I tak nikt tego nie czyta...
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Ruszył za Defergentesem. Zabiliśmy go, ale co się stanie z cieniami które zdążył wysłać? -Zapytał podenerwowany drow. Przyśpieszył kroku idąc w kierunku świątyni. W jego głowie kłebiło się wiele myśli: Dlaczego ten człowiek atakowal kapłanki? Co teraz z nimi będzie przecierz zmierza ku nim armia cieni? Czy cienie po stracie "kierownika" zawócą? . Myśli przytłaczały go, ale starał sie nam nimi zapanować. Po chwili uspokoił się i jeszcze bardziej przyśpieszył kroku.
Obrazek
Zapał
Mat
Mat
Posty: 532
Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
Lokalizacja: Chodzież
Kontakt:

Post autor: Zapał »

Pyron

No właśnie, co się stało? Podszedł bliżej Levender rozglądając się po polanie. Nie widział trupów żołnierzy. Nie było ich... a może tylko ich nie zauważył. Co się stało? Powiedział cicho do Levender.
-Zostaliśmy zaatakowani przez spore, latające coś... nie zdołałam się przyglądnąć, ale uszkodziła m to i to mocno!- warknęła. Może spróbuj wykryć go poprzez ból, który odczuwa![/i]- powiedział do Pyrona, ale uderzyła się otwartą dłonią czoło. -Zapomniałam, że zaniedbałeś trening.- dodała dalej lekko rozzłoszczona. Westchnęła wreszcie.-Wybacz, jestem zła, ze to mi uciekło i... nieważne!- machnęła ręką. -Budź ją i ruszajmy!-
Ech... westchnął cicho i podszedł do Lei. Wstawaj, czas ruszać, mieliśmy w nocy mały problem, ale już zażegnany. Musimy, czym prędzej ruszyć. Pojedziesz ze mną na Terkanie, powóz i tak się na nic nie przyda. Elfka skinęła milcząco i po chwili jechali szerokim traktem zostawiając powóz i polanę za sobą.
Po kilku godzinach drogi dotarli do celu. Troth było potężnym miastem o wielkich murach z licznymi basztami. Wszystkie domy były do siebie podobne - zbudowane z czarnej cegły, o czerwonych dachówkach na pierwszy rzut oka różniły się tylko ułożeniem i ewentualnym szyldem... Ludzie przyglądali się przybyszom z zaciekawieniem. Szczególnym zainteresowanie cieszył się pancerz Pyrona i.. Levender! Demonicy nie w smak było tyle męskich oczu - wszak miała działać niepostrzeżenie...
Hehe, widzę, że nieswojo się czujesz w tym mieście. Powiedział odwracając się do Levender. Gdzie teraz jedziemy? Znaleźć jakąś karczmę, czy masz jakieś inne plany?
-Zadbam o siebie. Spotkamy się przed północą przy fontannie!- odparła, a Pyron spostrzegł, ze drugie zdanie było skierowane tylko do niego - Levender użyła telepatii.
Dobrze, w takim razie żegnaj. Powiedział i zostawili ją samą. Pojechali w kierunku centrum miasta. Pyron spytał się jakiegoś mieszkańca o najbliższą karczmę oraz ciszej o fontannę. Po kilkunastu minutach byli już w karczmie. Niezbyt obszerna, było zaledwie parę małych czteroosobowych stolików, a pod ścianą jedna większa ława. Za ladą stał stary przygarbiony mężczyzna. Pyron poprosił o kolacje i pokój. Na szczęście zostały dwa wolne pokoje jednoosobowe. Pyron poszedł z Leią na górę. Wszedł za nią do Jej pokoju.
-Po co wziąłeś dwa pokoje?- zapytała i spojrzała na rycerza lekko zawiedziona.
A czy tak dostojna dama pomieści się z rycerzem w jednym wąziutkim łóżeczku? Powiedział ze śmiechem.
Elfka parsknęła. -Niech Ci będzie...- z tonu jej głosu można jednak było wywnioskować, ze jest bardzo niezadowolona. -Dobra uciekaj już trzeba się wyspać, nie?- zapytała, wskazując na kilka obłoczków podświetlanych przez zachodzące słońce. Pyron nawet nie zauważył, jak cały dzień zszedł na szukaniu wolnych pokoi...
Dobranoc kochanie.... Pocałował ją czule i obrócił się. Przy drzwiach pomachał jej jeszcze. Miłych snów. Zniknął za drzwiami. Zaryglował drzwi i usiadł na środku pokoju. Myślał długi czas... W końcu wstał, niedługo północ czas ruszać. Wymknął się po cichu na ulice. Była ciemna i cicha... Po paru minutach widział już fontannę, ale nie widział Levender, gdzież ona jest?
Za plecami Pyrona rozległ się trzepot skrzydeł. Sukkub stał o grubość palca z tyłu za nim. -Wreszcie jesteś! Udało mi się nieco znaleźć!- wyszeptała. -Ruszaj za mną!- powiedział, po czym ruszyła powolnym krokiem pogrążoną we śnie ulicą.
Pyron ruszył za nią równie wolno. Spoglądał na nią, mierzył ją. Dziwne budziła w nim uczucia. Nagle zatrzymał się, uśmiechnął, pokręcił głową i ruszył powrotem doganiając Ją.
Naga demonica przylgnęła do zimnej ściany budynku plecami i szybko chwyciła Pyrona, po czym dostawiła go pod drzwi. Ulicą przeszło kilku rycerzy, ale cień sprawnie zamaskował ukrywającą się parę. -Dalej!- szepnęła, po drodze wysyłając ciemnofioletowe ładunki energii, które uśpiły owych jegomosciów. Wreszcie oboje stanęli pod bramą. Levender majstrowała chwilę szponem przy zamku. Wreszcie schowała go i otworzyła cicho drzwi. W środku był... skład prochu i broni! - po środku miasta! -Wystarczy teraz sporządzić notatkę z "rozkazami od spiskowców" i po sprawie... tylko, na kogo chcesz skierować podejrzenia?- zapytała.
Na tego parszywego spiskowca!
-Dobra, wobec tego, kogo będzie planował zabić?- zapytała Levender, przykucając przy szafce z dokumentami. Otwarcie skomplikowanego zamka zajęło jej nie dłużej niż trzy oddechy. Położyła papiery na stole i szybko odnalazła kilka linii, które interesują Pyrona.
Niech pragnie zniszczyć Draconów. Mam nadzieje, że w końcu się Go pozbędziemy
Levender kiwnęła głową i dotykając pisma smukłymi dłońmi zmienił kilka słów. -Zawołaj straże, ale cicho - ja zwinę się i znajdę Cię jutro, rycerzu!- mrugnęła do niego, po czym wskoczyła na okno i wyfrunęła na zewnątrz.
Pyron wyszedł na dwór. Po chwili znalazł grupkę żołnierzy. Straże! Wykryto spisek, biegnijcie szybko do składu broni i prochów! Szybko
Mężczyźni pobiegli za Pyronem i zaczęli przeglądać pomieszczenie. -ładny skład...- warknął jeden. -leć po kapitana!- dodał. Najmłodszy z trójki strażników pobiegł do baszty Straży. -Co za...- warczał trzeci strażnik, próbując otworzyć zamknięta szafkę. -Kim ty w ogóle jesteś?- zapytał pierwszy, wskazując na zbroję Pyrona.
Z wyjaśnieniami zaczekajmy na waszego Kapitana... nie będę się tłumaczył szeregowym żołnierzom! Patrzcie już idzie! Wskazał na postać, która pojawiła się w drzwiach.
Starszy, siwy, wąsaty mężczyzna z krótką brodą nosił potężniejszy pancerz niż tamci strażnicy, ponad to jego hełm był przypięty do jego paska. -Witam...[- powiedział szybko. -Jak mniemam nie jesteś obywatelem tego miasta?- zapytał, podchodząc od szafki i odganiając od niej strażnika.
Słusznie się Pan Kapitan domyśla... Jestem burmistrzem Styrr Przybyłem do tego miasta przed kilkoma dniami, pragnąc pomóc odnaleźć spisek. Więc o to jestem.
-Ach tak - Pyron! Słyszałem o Waści![/i- powiedział Kapitan nie odwracając się od szafki. Zagenerował niewielki ładunek mocy i otworzył szafkę siłą. -Jak się Panu podoba w naszym mieście?- zapytał, unikając motywu spisku.
Bardzo... przyjemne to wasze miasto... Podszedł nieco bliżej kapitana i wyjrzał mu zza pleców na szafkę. Nie miałem jeszcze okazji poznać go w całości, albowiem inne sprawy zaprzątały mą głowę. Teraz odsunął się od Niego i podszedł do beczki z prochem. Wiele macie tego tutaj Powiedział kładąc rękę na wieku. Starczyłoby żeby wy... Zamilkł nagle uświadamiając sobie, że właśnie za dużo powiedział. Żeby... wytrzymać długie oblężenie i bronić się długo. Ale przecież, kto by miał oblekać to miasto... Prawda? Spojrzał się pytająco na Kapitana.
-Tja.. konfiskujemy całość, prywatni obywatele nie mogą tyle tego trzymać!- warknął. -Powinieneś waść zobaczyć tutejszą zbrojownie w czasach świetności miasta...- westchnął kapitan, a oczy zaszły mu mgłą wspomnień. -Nieważne! mruknął, zbierając dokumenty. Do pokoju weszło kilku żołnierzy. -Rekwirujemy to!- mruknął do nich. -Żegnam!- powiedział do Pyrona i opuścił budynek.
Żegnam! Machnął jeszcze ręką, po czym wyszedł. Widział znikającego żołnierza za zakrętem. Cóż chyba czas wracać do domu... Powiedział sam do siebie, po czym uśmiechnął się i pomyślał. Do jakiego domu... przecież ja nie mam domu... Parsknął śmiechem i poszedł do karczmy. Niedaleko wejścia rozejrzał się za Levender...
Była tam w swej demonicznej postaci, tyle tylko, ze schował skrzydła. -Jak poszło?- zapytała, uśmiechając się.
Poszło gładko! W tym momencie ziewnął. Żołnierze skonfiskują ten cały szmelc, a i tym "paniczem" pewnie też się zajmą. Ale teraz jestem cholernie śpiący... i mam nadzieje, że Leia niczego nie zauważyła... Mogę już iść, czy masz coś jeszcze? Spojrzał pytająco na demonice.
-Hmm...- demonica uśmiechnęła się. -Ano mam...- powiedział i podszedł szybko do Pyrona i pocałowała go w usta. Pocałunek rozgrzał całe ciało rycerza, zaś demonica szybko pobiegła naprzód i wzbiła siew powietrze.
Ech... Westchnął ciężko i dotknął swoich ust. Wszedł z powrotem do karczmy. Było cicho. Zamek w drzwiach trzasnął cicho i drzwi odemknęły się. Pyron wszedł do środka, zamknął drzwi, rozebrał się szybko i rzucił na łóżko. Co za dzień... Musze jutro jakoś wynagrodzić to wszystko Lei... Myślał tak jeszcze przez chwile i usnął...
Wstawał dzień, pierwsze promienie słońca tańczyły na twarzy Pyrona prześwitując przez cienką zasłonkę. Otworzył oczy. Przeciągnął się i zsunął z łóżka. Chwila gimnastyki. Ubrał spodnie i koszule i wyszedł z pokoju. Zapukał do drzwi obok. Śpisz jeszcze?Mimowolnie powiedział dość cicho, jakby sam do siebie, jakby nie chciałby go dosłyszano. Drzwi uchyliły się. W środku nikogo nie było.
Wszedł do środka. Rozejrzał się. Pokiwał głową i ziewnął. Zamknął za sobą drzwi wychodząc. Zszedł na dół. Na dole siedziała Levender i rozmawiając z barmanem jadła śniadanie. Leia siedziała sama przy stoliku przy oknie i wzdychała, patrząc na wschód słońca. Pyron kiwnął głową mijając barmana. Podszedł do Lei. Usiadł obok niej i położył na jej dłoni swą dłoń. Witaj, pięknie wyglądasz w promieniach wschodzącego słońca. Uśmiechnął się i spojrzał jej w oczy. Chciałbym cały dzisiejszy dzień spędzić z Tobą... i tylko z Tobą. Pójdźmy za miasto, podobno są tutaj wspaniałe widoki...
Elfka byłą smutna i oparła sile o ramie Pyrona. -Dobrze... może poprawi mi to humor...- westchnęła. -W nocy było mi zimno... -dodała. Przepraszam... Wyszeptał. Nie powinienem zostawić Ciebie samej. Źle zrobiłem, wybacz mi... Pogładził Efke po włosach i delikatnie Ją objął.
-masz mi to wynagrodzić....- nakazała rycerzowi i lekko usmiechnnęłą się. Po zjedzeniu śniadania wyszli razem. Po chwili zabrali ze stajni Terkana i pojechali za miasto. Znaleźli małą polankę w lesie na północ od miasta. Z niskiego wzgórza wybijał strumień, który rozlewał się w mały stawek na środku polanki. Siedzieli z początku ze stopami zanurzonymi w zimnej wodzie rozmawiając ze sobą na różne tematy. Dzień mijał szybko, obłoki sunęły cicho po niebie, woda szemrała a ptaki śpiewały między drzewami. Wieczór już się zbliżał a Im wydawało się, że są tam od niedawna. Gdy ciemnoczerwona tarcza słońca zniknęła za horyzontem wracali już z powrotem. Tym razem Pyron wynajął jeden, duży pokój. Usnęli przytuleni do siebie.
Fuck?
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Pavciooo i Nadir:

Walka poszła dość łatwo.. podejrzanie łatwo!
Wąż rzucił się najpierw na Nadira. Pavciooo dostał się na jego grzbiet... to przesadziło o łatwości rozgrywki. Kilka cieć w potylice sprawiło ,ze łuski posypały się niczym iskry. Przy drugim ciosie fala jasnoczerwonej krwi literalnie zmyła scarcera z pleców gada. Nadir zareagował natychmiast strzelając dwoma bełtami w Wielkiego Wija. Jeden z nich utkwił w oczodole. Bestia zawyła i rzuciła się w prawo. Pavcioo uniknął ciosu głową, ale nadir nie uniknął ciosu ogonem. Poszybował przez balustradę i wylądował na miejscu, gdzie przedtem stał „stary” przed sobą ujrzał leże i wielki orb pulsujący energią. Tymczasem Pavciooo uniknął ugryzienia i ciosu płaszczem, po raz gejzeru piachy który trysnął tuż koło niego. Kilka bełtów wbiło siew kark Węża. Nadir przeładował. Wtedy uderzenie ogonem rozwaliło cały podest, wpychając pomocnika dalej do leża. Pavcioo korzystając z chwili nieuwagi znów znalazł się na grzbiecie przeciwnika. Tym razem atak wirowy uderzył w nasadę czaszki, która chrupnęła i pękła jak skorupka jajka. Jeszcze więcej krwi... Cielsko uderzyło o posadzke z dużą siłą. Władca szynko wbił szablę w drugi oczodół, uszkadzając mózg. Bestia skonała, wijąc się w agonii.
Ale to jeszcze nie był koniec. Orb za plecami Nadira zaczła wibrować. Pomocnik zdołał uciec przed wybuchem. Potężna dawka energii umknęła z komnaty i otworzyła drzwi na zewnątrz... Do sali wpadł Sotor. Caskullis stała niedaleko za nim. –Coś zwiało na powierzchnię!- krzyknął nieumarły.


Findor Tasartir:

Archont nagle zatrzymał się i pokazał elfowi, by ten się nie ruszał. Poszedł następnie bocznym korytarzem i dobywszy ostrza ruszyła na drzwi przed nim. Tymczasem w głowie drowa rozległ się głos jego bogini –Odnalazłam dla Ciebie pomocnicę...-

Eillis:

Koszmarny ból głowy... i kłopoty z otwarciem oczu. Na chwilę szare ściany celi nabrały koloru czerwieni i fioletu. Znów ból. Tym razem się uda... oczy otworzyły się, ale uczucie otępienia pozostało. Teraz doszło jeszcze koszmarne łupanie... ale to nie w jej głowie – to za drzwiami... kraty celi były za dobrze opatrzone by je otworzyć bez narzędzi. Mała brama wejściowa do bloku więziennego, o ile można tka nazwać pięć cel, z których cztery są puste, gięła się jak glina, gdy coś z zewnątrz uderzało w nią z wielką siłą. Nagle wszystko wróciło. Zadanie, walka z cieniami... i moc, która ochroniła Eillis przed ostrzami tych szarych zabójców... Kobieca postać... powiedziała „Mój sługa potrzebuje twej pomocy... zachowasz życie, ale będzie ono należało do niego, staniesz się jego pomocnicą w misji, którą wyznaczyłam mu ja”. Elfka trochę za szybko się zgodziła, ale z drugiej strony wahanie oznaczałoby śmierć... Zamiast umrzeć w gęstwinie trafiła tu... i teraz coś wyważa drzwi... wyważyło! Potężna kamienna postać z gigantycznym ostrzem weszła do sali. Łańcuchy piorunów z fioletowej energii oplatają go raz po raz i przelatują w przerwach miedzy ramionami, nogami i torsem... Para wściekłych, czarno-czerwonych oczu spoglądnęła na więźniarkę. –Findor! Mają tu więźnia!- krzyknęła postać beznamiętnym, rezonującym głosem. Zza wyważonych drzwi wyszedł drow i zmierzył elfkę wzrokiem.

Findor Tasartir i Eillis:

-Wygląda na to, że cienie ją schwytały...- mruknął Archont i spojrzał na Findora. –Dziwne, ze jej nie zabiły...- dodał. –Otwierać?-


Pyron:

Noc upływała spokojnie, jednak do czasu. Rycerz obudził się zaatakowany koszmarem. Cały spocony powoli odsunął się od elfki śpiącej obok i podszedł do balustrady balkonu. Dałby głowę, że słyszał tej nocy śpiew... podobny do syreniego, lecz nie aż tak słodki... Działał poniekąd usypiająco, ale coś ciągnęło Pyrona, by poznać źródło tego śpiewu...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem... otwieraj-Powiedział Findor uśmiechając się. Drow szybko podszedł do elfki. Nic Ci nie jest?-Zapytał drow troskliwie.*Czyżby to ta pomocnica?* -pomyślał. Rozejżał się szybko po celi. Jakim cudem przeżyłaś? -wyrwało mu się, po chwili zdał sobie sprawę że nie bylo to dobrze pytanie. Ee... jestem Findor Tasartir. -Przedstawił się po chwili. Starał się uważniej przyjżać elfce.
Obrazek
Nadir
Kok
Kok
Posty: 1438
Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
Numer GG: 3327785
Lokalizacja: 3city

Post autor: Nadir »

Nadir
Cholera... zaklął cicho i podniósł się z trudem z posadzki. Nie dość, że mnie poobijała najpierw baba, później rzucało mnie jak szmatą, to jeszcze coś nam uciekło. Diabli niech to wezmą. Nadir był wyraźnie nie w sosie po usłyszeniu wieści od Sotora. Gdy wkońcu udało mu się wstać podparł się kuszą i zaczął masować obite plecy. Fajnie, ze jesteście. Chyba przydało by się zacząć to coś ścigać.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.

Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Zablokowany