[Świat Pasem] Pradawni Władcy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Merenwen:

Sytuacja rozwinęła się szybko. BARDZO szybko. Merenwen musiała się nieźle gimnastykować, by unikać włóczni. Kontry były wprowadzane rzadko i Władczyni zdecydowała się na nieczęste, acz celne kontry. Pchniecie centralne, zwód, wymach, obrót włócznią, odsłonięcie prawego ramienia... cios miecza rozbił prawy naramiennik. Odbicie, unik, znów unik. Wściekłą szarża anielicy... no to znów unik i kontra... hełm zawirował i poleciał w dół. Anielica była pijana swą wściekłością i... bezradnością. Napierała z coraz większą furią i coraz bardziej zatracała finezję. Wreszcie Włócznia poleciał w bok wraz z jedna z rak Władczyni. Anielica upadła w dół kilkanaście metrów i uderzyła z łoskotem o bruk. Merenwen stanęła nad pokonaną. Tamta zakrztusiła się krwią. Walka była zakończona... ale wroga władczyni żyje...
-Dobij i lecimy świętować!- krzyknęła Carmen, ocierając krew z ust. Widać poczęstowała się krwią któregoś z pokonanych. Sotor podszedł do murów, oczekując zakończenia sprawy. Jeden Philisterias warknął cos w stylu „Kończ to i masz spokój!”.


Findor Tasartir:

-Cienie zostały usunięte, ale ty też to czujesz, nieprawdaż?- zapytał mentalnie archont. Gdy drow nie odpowiedział kontynuował. –Drgania mocy, Findor, drgania mocy. Odczuwasz to na razie jako niepokój, ale skup się na tym. Ten archipelag zawiera moc – wrogą moc, którą trzeba unicestwić!- przesłał. Nastąpiła chwila milczenia. –Bo w przeciwnym razie ona unicestwi ten archipelag...- rozległo się w głowie drowa. –Czuję, że coś się wydarzy i musimy być czujni...-

[---]

Minął tydzień... tydzień bezowocnych poszukiwań. Findor siedział z Caskullis, arcykapłanką Thirel i Defergentesem przy śniadaniu. Obecność archonta była iście symboliczna – on nic nie jadł. Drzwi otworzyły się z hukiem. Do komnaty wpadł mężczyzna lat może trzydziestu. Jego twarz pokrywały fioletowe krosty wielkości wiśni. Zakrztusił się krwią i wyjąkał „Pomóżcie” po czym zemdlał. Kapłanka od razu rzuciła na nieszczęśnika jakieś zaklęcie, które chroniło przed rozprzestrzenieniem się choroby, po czym podeszła do nieprzytomnego i zaczęła sprawdzać inne objawy. Po chwili podniosła się znad ciała. –Umarł... choroba była w znacznym stadium zaawansowania... musimy przeprowadzić leczenie wszystkich w mieście...- powiedziała, gdy nagle Defergentes skoczył w górę i docisnął trupa do ziemi. Ten jęczał i wył, próbując ugryźć kobietę. Wszyscy patrzyli na to z nieskrywaną zgrozą. Wszyscy poza Defergentesem, który sprawnie skręcił kark istocie. Arcykapłanka wpierw szepnęła, a potem krzyknęła na całe gardło –Uczennice! Do mnie!- po chwili przez bramę wpadła grupka lekko zaspanych dziewcząt jeszcze w koszulach nocnych. –Przechodzicie dziś przyspieszone szkolenie – sytuacja tego wymaga!- powiedziała i nakazała im iść się ubrać. W tym czasie Caskullis wzięła drowa pod ramię i odciągnęła na bok. –Weź mnie lub Defergentesa ze sobą – drugie pozostanie tuby ich pilnować – i szukaj źródła. Ujawnili się, to znaczy – da się ich łatwiej znaleźć, a czasu możemy mieć mało...- powiedziała.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Ktoś musi tu zostać i ochraniać kapłanki. Same sobie nie poradzą.-Powiedział, licząc że ktoś zgłosi się na ochotnika. Sam chętnie by został ale wiedział że jest potrzebny gdzie indziej. Defergentes jest świetnym towarzyszem który przeczuwa zagrożenie, Findor jeszcze nie potrafił robić tego tak perfekcyjnie. Caskullis zaś była sprawniejsza od Findora w walce, a przynajmniej jemu się tak wydawało. Wiedział że któroś z nich musi tu zostać ale sam nie chciał podejmować decyzji. Zwyczajnie się tego obawiał. Defergentes czuje zagrożenie, on jest bardziej potrzebny kapłankom, bardziej niż ja. -pomyślał ale nic nie powiedział. Starał się wyczuć drgania mocy. Skupiał się na tym jak tylko mógł. Miał nadzieje odnaleźć źródło problemu. Trzeba wyruszyć na poszukiwania źródła problemu, trzeba je znaleźć jak najszybciej. -Powiedział w końcu.
Obrazek
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Merenwen
Merenwen pochylila się nad leżącą władczynią, przyjrzala sie miejscu, w którym kiedyś była ręka, teraz tak bardzo krwawiącemu. Spojrzala w jej oczy, wpatrujace się etraz w Merenwen ze strachem. Wladczyni nie miała już siły, byla całkiem unieszkodliwiona.
Merenwen nachyliła się, dotknęła ręką policzka pokonanej władczyni i powiedziała
-Sama wiesz, że to tak musiało się skonczyć. Albo ja, albo Ty. Mogłaś być na moim miejscu, uwierz, to wcale nie jest takie łatwe, jakby sie mogło zdawać. tym razem to ja mam więcej szczęścia, kto wie jak bedzie następnym raezm. Teraz żegnaj, moze kiedyś sie spotkamy. Nie chowaj urazy, tak musiało sie stać
Powiedziała, po czym wbila miecz prosto w serce wladczyni, ta spojrzała na nią osttni raz w swoim zyciu i zamknęła oczy. Merenwen ucalowala ją w policzek, po czym odwróciła się do Carmen.
-Misja wypełniona, czyż nie?
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Findor Tasartir:

Defergentes mruknął cos i dodał -Dobra, zostaje tutaj!- Caskullis spojrzał na niego, a potem na Findora. -Ruszajmy wiec!- Arcykapłanka milczała. Drow zaś poczuł dotyk na potylicy i zobaczył to, o czym mówił Defergentes. -Widzisz?- zapytała Caskullis nie odejmując dłoni głowy Findora.
Drow widział.. widział i go to przygniatało. Widział moc śmierci zamkniętą wewnątrz kuli, którą stworzyła kapłanka. Widział ta moc rozchodzącą się po mieście (bakterie), widział ją dalej, niż sięgał jego wzrok... widział jej wielkie skupienie pod ziemią daleko stąd... zobaczył też źródło.
Caskullis odjęła rękę od potylicy drowa widząc jego wyraz twarzy. -Prowadź!- powiedziała szybko. -Po drodze pokażę Ci coś jeszcze- dodała swym przenikliwym szeptem. Findor uznał, ze gdyby ściany miały uszy, to rozstąpiły by się na dźwięk jej słów.


Merenwen:

Carmen nie zdążyła odpowiedzieć. Filar białej mocy uderzył z ciała Władczyni w niebiosa. Merenwen odleciała na bok - odrzucona siłą uderzenia. Potem były krzyki i ciemność. Trwało to tylko chwilę. -Ale dowaliło...- warknął Sotor. -Niezła robota!- dodał. Carmen pomogła Merenwen podnieść się. -Sotor!- powiedział głośno lisz, a drugi nieumarły skinął głową. -No idźcie!- mruknęła Carmen. -Możemy świętować bez was!- dodała. Obaj nieumarli szybko odeszli żegnając się niezbyt niskim ukłonem.
-No, Merenwen... jesteś nową Władczynią! Jakie to uczucie?- zapytała wampirzyca, gdy kobieta już stała na nogach. Ludzie na murach milczeli jeszcze nie rozumiejąc, co się stało.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Trocinka
Marynarz
Marynarz
Posty: 175
Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

Post autor: Trocinka »

Merenwen
-Uczucie? Nie wiem, dziwne. To wszystko jest dla mnie takie niepojęte. Ach, Carmen- władczyni położyła głowę na piersiach wampirzycy- Co teraz ze mną będzie? Powiedz mi, co będzie?
-Jak to co? Bedziesz rządzić długo i szczęśliwie! Będziesz przebierać w mężczyznach i stawiać im warunki! Będziesz tłuc tych, którzy na to zasłużą i pławic sie w luksusie- mrugnęła do niej.
-Brzmi ciekawie... Wiesz, myślę, że trzebaby powiedzieć ludziom, co się wydarzyło i iść wreszcie się porządnie wyspać. Jako Władczyni chyba mi pozwolą na to? ;)
-Sami się domyślą.. za chwilę...- powiedziała wampirzyca. Niebo zaczęło grzmieć i dały sie słyszeć ciężkie słowa, które rozumieli wszyscy, prócz Merenwen. Carmen uśmiechała się szeroko.

[---]

Merenwen obudziła się w komnacie. Przeciągnęła się i rozejrzała, wczoraj była tak przemęczona, że gdy tylko została doprowadzona do komnaty przez dwóch dostojników, natychmiast zapadła w sen.
teraz był czas na rozejrzenie się dookoła.
Komnata zachwycała swoimi rozmiarami, swoim wystrojem. Dawniej Merenwen uznałaby to za niepotrzebne, ale teraz- teraz już była Władczynią i miała prawo czuć sie jak Władczyni.
W rogu pokoju stała Carmen, poprzez ogromne okno obserwowała wschód słońca.
-Dzień dobry Carmen- powiedziała- Dziwny dziś dzień, nie uważasz? Wreszcie spokój. Oby tak pozostało. Jako Władczyni chciałabym aby juz zawsze panował pokój, nie chcę przeżywać tego wszystkiego na nowo
Carmen uśmiechnęła sie. -Zbędne obawy. Wygrałaś... teraz trzeba się zająć kilkoma sprawami wewnątrz państwa, a wieczorem urządzony będzie bankiet na cześć nowej władczyni!- powiedziała.
Tak.. Merenwen była nową władczynią Stemenii, tym samym wypełniła obowiązek wobec Mentality i czuła, ze był on zadowolony.
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasarit

Drow wyglądał na lekko oszołomionego po tej wizji. Dobrze ruszajmy -powiedział kierując się do wyjścia. Tuż przy drzwiach odwrócił się za siebie i rzekł patrząc na Defergentesa: Do zobaczenia przyjacielu. Wyszedł i ruszył za źródłem mocy. Czuł żal zostawiając Defergentesa ale wiedział że ktoś musiał zostać. Odrzucił szybko te myśli i bardziej skupił się ma mocy śmierci którą wcześniej czuł czy może nawet widział.
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Merenwen:

czekaj na epilog ;)

Findor Tasartir:

Moc zarazy stawała się coraz wyraźniejsza. Wkrótce drow i kobieta biegli na złamanie karku naprzód. Dotarli do bram miasta... martwego miasta. Ulicami snuły się zwłoki. Tysiące zwłok. Cakullis dobyła kuszy. -Skończmy z tym...- wymamrotała. Drow czuł, ze gdzieś tam jest ten, który tworzy te potwory. Po chwili wyłonił się zza budynku. Mężczyzna o białej skórze i zielonych oczach. -Oto los dumnego władcy!- krzyknął. -Pójdziesz w me ślady, Findor! nawet jeśli wygrasz, to też tak skończysz!- dodał, również krzykiem i dał rozkaz ataku. -oszalał...- warknęła Caskullis i strzeliła po raz pierwszy. Bełt przebił kilku ghuli i dom za nimi...

(opisz eksterminację zombie i ucieczkę wrogiego Władcy, potem opisz strategię przeciwko niemu)
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Nim Drow spostrzegł dookoła roiło się od zombich. Findor uniósł w górę ręce i fala porażeń zmiotła najbliższych przeciwników. Szybko dobył rapiera. Rzucił się na zgraję nieumarłych pozbawiając jednego z nich głowy. Kilka następnym ciosów powaliło kolejnych przeciwników nie wyglądało jednak na to by ich liczba zmniejszała się. Cały czas napływali nowi. Ostrze broni drowa było czerwone od krwi. Jednym celnym cięciem zakończył egzystencje trzech zombiaków. Kilkudziesięciu następnych powalił potężnym wyładowaniem. Zdawał się nie czuć zmęczenia, wręcz przeciwnie kolejne ciosy były coraz silniejsze i szybsze. Kolejne dziesiątki a może nawet i setki nieumarłych padały martwe. Co chwile porażenie rozświetlały okolicę. Chodzących turpów jednak nie ubywało. Kilku z nich otoczyło drowa lecz i tak nie mogli mu nic zrobić dopóki miał na sobie pancerz. Fala porażeń zniszczyła ich. W tym momencie drow miał chwilę czasu aby zobaczyć jak radzi sobie jego towarzyszka. Zobaczył Caskullis stojącą między setkami ciał, ona również nie wyglądała na zbyt zmęczoną. Co chwila posyłała w przeciwników bełty zabijające nie raz po kilku naraz. Z oglądania walki wyrwał drowa cios w ramię wymierzony przez ghula który padł po chwili przebity rapierem. Findor walczył zaciekle niszcząc kolejne hordy przeciwników, których powoli jakby ubywało. Może w końcu skończyły im się posiłki. -myślał. Za plecami armii zobaczył ich władcę. Mężczyzna patrzył mu prosto w oczy. Tasartir zaczął walczyć zacieklej chciał jak najszybciej pokonać głównego wroga. Władca Harmonii wyzwolił wielką błyskawice która zwęgliła większość przeciwników. Z gotowym do walki rapierem szedł powoli do przodu "zabijając" kolejnych nieumarłych. Gdy już miał stanąć twarzą w twarz z władcą zombich ten rzucił się do ucieczki. Drow już miał go gonić kiedy zauważył kolejny oddział idący od strony zawaloego budynku. Bełty Caskullis powaliły większość z ghuli dzieła dokończył Findor cięciami rapiera. Tasartir spojżał na przyjaciółkę i ruszył biegiem za bladym mężczyzną.

Podczas walki stosuję głównie porażenia wyzwalane z dłoni, pomiędzy porażeniami atakuje rapierem, staram się nie zbliżać zbytnio niż trzeba do przeciwnika.
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Findor Tasartir:

Posypały się iskry. Przeciwnik zablokował pierwszy cios i uchylił się przed bełtem Caskullis. Fala zarazy chlusnęła prosto w twarz drowa. Większość zgniłozielonej energii została rozbita przez kobietę, ale Findor poczuł, jak temperatura mu rośnie. Zachwiał się lekko na nogach, słysząc wszystko jakby zza pancernej ściany. W porę odzyskał pełną świadomość. Poraził wrogiego władcę kilkoma wiązkami woltażu.. wtedy bełt przebił nagolennik i kolano, a mężczyzna zawył z bólu, dziwnym trafem jednak dalej chodził, mimo, że kolano trzymał się tylko na resztkach ścięgien i skóry oraz wiązadle pancerza. –On ma tryb podwójnej śmierci!- krzyknęła Caskullis, przeładowując bełt. –Uszkodzone części ciała staja się... nieumarłe!- wyjaśniła i strzeliła raz jeszcze.

Władca odskoczył wstecz i znów został porażony. Całym ciałem Findora wstrząsnął dreszcz. Drow nie zwrócił na to uwagi i wykorzystał chwilę paraliżu przeciwnika, by ciąć rapierem. Naramiennik odpadł, cięty w pół. Prawe ramię przeciwnika zostało rozorane jak pole wiosną. Skóra tam szybko zciemniała, a mięso straciło żywą barwę. Mężczyzna naparł naprzód, ale drow zblokował i wykorzystał siłę impetu uderzenia by sprawnie odskoczyć i porazić przeciwnika „na do widzenia”.

Ciałem władcy znów wstrząsnęło, gorączka pogorszyła się... na szczęście była tam jeszcze Caskullis, która w odpowiednim momencie oddała kolejny celny strzał. Bełt wbił się w pancerz i w mięso pod nim.Przeciwnik drowa skulił się, a z jego ust polał się strumień krwi. Gdy podniósł głowę z jego oczu ziała czeluść... stał się nieumarły. Pancerz rozerwały kościane skrzydła i płyty, które zarosły całe ciało. Teraz przeciwnik Findora wyglądał jak gargulec... pięciometrowy gargulec...

Jak chcesz sobie poradzić z kimś takim?
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Seto
Kok
Kok
Posty: 1115
Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
Numer GG: 0
Lokalizacja: Hrubieszów

Post autor: Seto »

Findor Tasartir

Findor starał się nie myśleć o gorączce. Posłał w kierunku przeciwnika porą wiązkę porażeń. Potem atakował słabszymi porażeniami i szukał możliwości ataku rapierem. Starał się ciąć w okolice głowy i rąk. Przeciwnik wytworzył barierę, którą zblokował porażenia... jednak w tym moemcnei oberwał w ramie bełtem kuszy i bariera straciła spoistość. Porażenia wstrząsnęły wrogim władcą, a Findor poczuł, jak choroba wywołuje u niego dreszcze. Ciało stało się jakby.. obce. Jego własne ciało, a czuł sie, jakby sterował szmaciana kukłą. Tego mi jeszcze brakowało. -Pomyślał Findor i miał wrażenie że im gorzej jest z jego przeciwnika tym jest gorzej z nim. Miał nadzieje że tak nie jest a pogarszanie się jego stanu jest spowodowane rosnącym zmęczenie.Co się ze mną dzieje?! -Myślał. W tym samym czasie porażał przeciwnika kiedy nie roztaczał on bariery. Kiedy bariera się utrzymywała Findor zaryzykował zbliżenie się do niej i atak rapierem aby sprawdzić czy pole osłonne tłumi tylko porażenia. Pole stłumiło tylko porażenia. Atak rapierem przeszedł bez najmniejszego oporu. Wrogi władca próbował uskoczyć ,ale na próżno. Noga został poważnie uszkodzona i meżczyna skulił się, uskakując czarem przed bełtem kuszy. Posłał w Findora kule zielonej enegii. Drow widząc niebezpieczeństwo starał się zablokować je falą porażeń. Potem szybko przeszedł do ofensywy. Jedno cięcie rapiera miało za zamiar "dobić" nogę przeciwnika a drugie pozbawić przeciwnika ręki. Pierwsze cięcie trafiło, a noga władcy poszybowała gdzies nad budynkami. Mężczyzna zawarczał i padł na ziemię. Obrócił się na plecy i atakował kosą, która nie wiedzieć skąd znalazła się w jego rękach. Celował cieciem w kolana drowa. Drow starał się przeskoczyć kosę, Po tym manewrze wykorzystując to że przeciwnik leży drow wyprowadził jedną rękę cięcie w okolice szyi przeciwnika a z drugiej ręki posłał porażenie. Następne cięcia wyprowadzał w ramiona i klatkę piersiową. Drow przeskoczył kosę i wylądował jedną nogą na trzonku, dciskając go do ziemi, a drugą kawałek od głowy władcy, gdy ten odsunął się po ziemi ostrze Findora zatoczyło luk i pozbawiło głowy wrogiego władcę... nastała chwila ciszy, a po niej - ciało zaczęło wyć.. Uwalniały się zeń tysiące dusz na kształt płomieni ze szczapy. Mięso i stal powoli znikały przy akompaniamencie wycia z piekła rodem. Wreszcie na bruku pozostał zaledwie szkielet i plama zarazy. Drow pomimo zwycięstwa skulił się w pół. Zaczynał tracić przytomność.. zobaczył tylko swą boginie zstepującą z góry i obejmującą go... wyraz jej twarzy zdawał się mówić "wszystko będzie dobrze".

[---]

Długo była tylko cisza i blogi spokój. Potem przyszło ciepło i światło. Drow leżał na posadzce, a nad nim klęczała Caskullis. Jej pozycja dawała meżczyźnie dość dobry widok na je piersi, jednak powstrzymywał się od patrzenia w tamtym kierunku. -Harmona cie uleczyła!- powiedziała Caskullis z uśmiechem. Jej szept odbił się echem wśród pustych ulic. -No... nie ma tu tłumu, który mógłby wiwatować, więc dam ci mały substytut... a potem zniknę.. i wrócisz do kapłanek i powiesz im ze to koniec.. i rządź mądrze!-- powiedziała i pocałowała drowa w usta. Długo... aż przymknął oczy. gdy je otworzył kobiety już nie było. Czuł na ręku jeszcze dziwny dotyk, gdy tam spojrzał stwierdził, zę ma na ręce dziwną rękawicę z Mrocznej stali. Była chłodna.. ale przyjemna w dotyku. na wierzchu był niewielki symbol mocy harmonii. Widać Caskullis zostawiła mu jeszcze prezent...
Drow nie miał za bardzo wiedział co się dzieje, ale liczyło się jedno- zło a przynajmniej jego część została zniszczona. Trzeba poinformować o tym kapłanki. -pomyślał. Założył rękawice i uśmiechną się patrząc na nią. Mam nadzieje że kapłankom nic się nie stało -myślał. Po chwili przypomniał sobie że zostawił z nimi Defergentesa więc nic złego nie mogło się zdarzyć. Chyba nikomu nie ufał tak jak jemu. Wszystko w porządku -Chciał aby ta myśl dotarła do Defergentesa wiedział że tamten potrafi czytać myślach ale czy na aż taką odległość? Drow wstał i ruszył w kierunku świątyni kapłanek. W połowie drogi naszły go myśli o Caskullis przecież gdyby nie ona być może nie byłoby go tutaj. Pogrążony w zamyślaniach szedł dalej.
gdy dotarł do świątyni kapłanki powitały go okrzykami radości. -Defergentes pokazał nam wszystko na sferze!- powiedziała jedna z kapłanek, która rzuciła się na drowa. nagle Findor został uściskany przez rzeszę dziewcząt. Arcykapłanka stała z tyłu i kręciłą głową. Podczas tego wszystkiego do głowy drowa dotarł przekaz. "Wiec bywaj, przyjacielu! Powodzenia w sprawowaniu władzy... Uważaj na siebie!" potem Defergentes odciął się od drowa i zniknął z jego zasięgu.
-Ważne że nic wam nie jest- Powiedział Findor patrząc w strone arcykapłanki. Czuł się naprawdę dobrze bo wiedział że kapłankom nic nie jest. W końcu był z nimi Defergentes -pomyślał. Findor był bardzo zadowolony, co zresztą było po nim widać, że zło zostało zniszczone i kapłanki oraz inni ludzie są bezpieczni. Chwilowo... -przeszło mu przez myśl, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu odrzucił ponure myśli.
Obrazek
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Nefryta:

Argahna pomimo przypuszczeń i obaw wielu, pozostała zielonym kontentem pełnym zabaw i piękna. Wkrótce rozeszło się powiedzenie, że „kontynent odzwierciedla panującą”. Spokojną, ale silną. Pękną, ale potrafiącą pokarać.
Nefryta zwołała pierwsze zebranie Władców, by utrwalić pakt o nieagresji, zapoczątkowany przez Organizację Darkninga – Darkantropię. Gwarantem utrzymania porządku miał być fort Darantropii postawiony na morzu przez czarownika. Zarówno Silbern jak i Findor Tasartir szybko przystali na propozycję Nefryty. Pyron , Pavelius i Merenwen również nie potrzebowali większej zachęty. Tak wiec Argahna stał się symbolem pokoju wśród wszystkich istot ówczesnego świata.
Dwieście pięć lat po swym mianowaniu na Władczynię Agonii, Nefryta została zabrana na valhallę przez Ezehiala. Od tamtej pory stanowi awatar swego Boga. Jest uosobieniem Agonii jako broni, ale służącej do obrony. Ludzie modlili się do niej, gdy uważali, że spotkała ich krzywda lub niesprawiedliwość. Do niej kierowali prośby o siłę do walki z losem i z wrogami. Była „ludzką twarzą” śmierci.


Silbern:

Korteeos stało się tropikalnym lądem chętnie odwiedzanym przez innych. Ludzie przyjeżdżali tutaj by wypocząć, wziąć kąpiel w ciepłym morzu lub w gorących górskich źródłach. Ile Władczyni zależało głownie na utrzymaniu pokoju wewnątrz i na zewnątrz państwa o tyle ekonomia zajmowali się inni ludzie, którzy unikali rozgłosu, acz wykonywali swe zadanie sumiennie.
Pakt o nieagresji, który zaoferowała Nefryta był ziszczeniem tego, co usiłowała zorganizować Władczyni Korteeos. Po opracowaniu wspólnie z Radą nowego kodeksu karnego, zakładającego miedzy innymi zniesienie kary śmierci na rzecz dożywotnich ciężkich robót skupiła się na eliminacji ewentualnych zagrożeń związanych z rozbójnictwem i manipulacjami. Nie minęło pół wieku, a Korteeos stało się najuczciwszym i najbezpieczniejszym kontynentem świata.
Władczyni dożyła dwustu dwudziestu trzech lat i zajęła miejsce obok Gai na valhalli jako jej awatar. Zmieniła swój styl bycia. Stała się bardziej wyniosła, co przedtem było nie do pomyślenia. Stała się uosobieniem siły i sprawiedliwości oraz żelaznej ręki podtrzymującej pokój wewnętrzny, gotowej wgnieść z powrotem w szereg każdego, kto spróbuje owemu pokojowi zagrozić.



Pavelius i Nadir:

Isillah dość szybko przestawiło się na nową wiarę... ale z obaleniem niewolnictwa był większy problem. I to dostarczyło Władcy wielu problemów i wywołało sporo nieprzespanych nocy. Minął wiek, gdy wreszcie niewola została zupełnie zniesiona, a półtorej, nim wszyscy to zaakceptowali. Równocześnie trwałą budowa floty, która wkrótce stał się największą na świecie. Darkantropia jednak wciąż miała oko na to, czy nie dochodzi do nadużyć. Osoba budująca flotę wszak może szykować wojnę. Nie mniej jednak doki Isillah były znane n najlepszych rzemieślników, a co za tym szło – kontynent stał się światem owoców morza przyrządzanych na najróżniejszy sposób – istnym rajem dla podniebienia.
Pavelius przyjął nowe imię ze względu na wyniosłość, którą musiał chociaż po części swą postacią prezentować. uczynił kontynent Isillah pierwszym miejscem, gdzie można było mówić o zupełnym równouprawnieniu wszystkich ras. Od Leśnych elfów, przez ludzi aż po scarcerów.
Nadir przeżył swego Władcę. Rządził w jego imieniu dziesięć lat po tym, jak Pavelius odszedł na valhallę, zakończywszy swój czas rządów, który trwał równe dwieście lat. Po naznaczeniu następcy również i Nadir stanął na Valhalli. O ile Pavelius był patronem sprawiedliwości, a więc nagród i kar, o tyle Nadir stał się symbolem łowów. Do Pavelius modlono się, by zesłał deszcz w zamian za ofiarę w świątyni, lub dla morza oraz za spokój wody podczas łowów, o tyle nadira proszono o bogaty połów, szczęśliwy powrót i bezpieczeństwo od węży morskich.


Pyron:

Za panowania Pyrona Tartaros stało się żywe. Porosło zielenią i zmieniło nie do poznania. Wyrosły tam olbrzymie drzewa o pniach średnicy kilkudziesięciu metrów. Ludzie udoskonalili metody uprawy bazujące na spalaniu materii i nawożeniu popiołami. Drakoni przestali być uważani za bóstwa bardzo szybko, gdy musieli ugiąć się przed mocą Luviony. Stali się obrońcami porządku i ładu. Świętymi strażnikami Świątyń Luviony.
Wiara poprowadziła Tartarosańczyków na drogę oświecenia i kultury. Porzucili niemal zupełnie dawniejszą sztukę kowalstwa na rzecz rozwoju umysłowego. Zakładali szkoły, teatry i biblioteki w innych państwach, szerzyli naukę czytania i pisania aż do jej niemal zupełnego upowszechnienia. Stali się symbolem postępu i wiedzy.
Pyron zasiadłszy na tronie wziął ślub z Leią – jedną z elfek – szlachcianek Tartaros. Żyli dokładnie tak samo długo. Niewielki wpływ na kraj miał również niewidoma kapłanka, którą Pyron odnalazł kiedyś w ruinach. Zawsze tajemnicza zdawała się wiedzieć trochę o wszystkim i często wspomagała Pyrona w jego staraniach o lepsze jutro. Po dwustu i jeden latach Pyron i Leia znaleźli miejsce na valhalli. On - jako awatar Luviony – obrońca życia, a ona - jako patronka miłości i subtelności. Do Pyona modlono się, by dodawał sił, by chronić to co ważne, a do Lei składali modły zakochani szczęśliwie – by uczucie trwało i nieszczęśliwie – by odeszło w niepamięć, lub by druga osoba zauważyła...


Merenwen:

Władczyni Mentality położyła kres niekończącej się dekadencji we wszystkich sferach życia mieszkańców Stemenii. Poruszyła gospodarką i militariami, zaprowadziła porządek – cześć gildii Wojowników Świata przeszła do gwardii miastowej. Wszędzie nastąpił rozwój umysłowy i techniczny. W dwieście lat panowania Merenwen Stemenia nadgoniła inne kontynenty. Przestała być zacofanym kontynentem ludzi żyjących z dnia na dzień, palących halucynogenny tytoń i spijających hektolitry alkoholu. Praca stanęła u fundamentu nowej Stemenii. Powoli zaczęła zajmować prowadzące miejsce w dziedzinie rozwoju techniki.
Merenwen odeszła ostatecznie, by zając miejsce awatara Mentality. Stała się ludzkim łaczem z bóstwami i skarbnicą wiedzy,. To ja proszono o olśnienie podczas prób wynalezienia czegoś. To ja proszono o dar spostrzegawczości podczas obliczeń... Była wiecznie niedoścignionym symbolem doskonałego umysłu.


Findor Tasartir:

Władca Harmony zainteresowal się sposobami utrzymania pokoju na świecie, stosowanymi przez Darkantropię i z powodzeniem zaadaptował je na Nattrze. Archipelag stal się miejscem tolerancji innych wiar i przekonań oraz wolności słowa. Zakazane jednak było szkodzenie innym słowem i czynem.
Kapłanki Thirel złożyły hołd Harmonie i nadal leczyły ludzi i broniły osiedli przed atakami zwierząt. Findor powiązał je z tronem, jako doradczynie i władzę wykonawczą.
Władca odszedł po dwustu dwóch latach od przejęcia władzy. Pozostawił Nattrę znacznie bardziej rozwiniętą magicznie. Hasła, takie jak „Każda wiara jest dobra, byle by była silna” i „Nie bój się tego, w co wierzysz”, dyktowały tryb życia wszystkich mieszkańców archipelagu. Ustanowiony przez drowa kodeks obowiązywał wszystkie gildie i organizacje. Utrzymywał „równowagę sił”. Stał się awatarem Harmony i zarazem symbolem śmiałości, oddania i silnej wiary.


Lata mijały i zamieniły się w dekady, a dekady w wieki... wieki w milenia... i panował pokój. Ustanowione przez Pradawnych Władców prawa były szanowane i przestrzegane. Za sześć tysięcy lat wreszcie wyjdą na jaw niektóre fakty... To, że nie wszystkim podoba się taki świat. To, że inni chcą walczyć, chcą władzy i mocy. Że chęć zysku i żądzą panowania nadała ich życiu nowy cel. Że tym celem nie jest już pokój... ale oto już inna historia. I władcy też ja poznaj, gdy będą patrzeć z góry na poczynania małych ludzi... będą obserwować Koniec Dobrobytu.

Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca – wyślijcie mi adresy mailowe, a dostaniecie obrazki na pamiątkę sesji :)
Jeśli ktoś z graczy bedzie chciał grać w Końcu Dobrobytu, to niech dopisze się do rekrutacji, którą właśnie piszę. Otrzyma mały "bonusik" :twisted:
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Zablokowany