[Świat Mroku] Chicago

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Anna Barbara "Ouzaru"

Dłuższą chwilę przyglądała się Azjatce zastanawiając się nad tym, ile musiało ją kosztować odezwanie się tak do starego wampira. Jej by się z pewnością zebrał niemały opieprz za to i zapewne dziewczyna zdawała sobie sprawę z faktu, że może się narazić w ich 'grupie'. Zadziwiające, potrafiła przełamać się i swoją nieśmiałość, by bronić przekonań, czyżby zabijanie było dla niej aż takim problemem? Oznaczało to siłę czy słabość? W chwili obecnej, gdy mieli zadanie do wykonania, była to raczej słabość. Ciekawym było, jak uda się to Annie w przyszłości wykorzystać. Uśmiechnęła się lekko, gdy do głowy przyszło jej kilka pomysłów.
Nie było jednak teraz na to czasu, wyszli z limuzyny i nikt nie odezwał się nawet słowem. Ona także zachowała milczenie, była zbyt 'młoda' tutaj, by się cokolwiek wypowiadać, a opowiadanie się w tej chwili po czyjejś stronie uważała za mało opłacalne. Trzeba wpierw zrobić rozeznanie w sile, wpływach i zaletach każdego, nim zacznie się z kimś trzymać.
Zapach ryb uderzył w nią i po raz pierwszy nie poczuła się z tym dobrze. Uwielbiała, ba, wręcz kochała ryby i mogłaby je jeść każdego dnia, lecz tym razem coś było nie tak. Czyżby to fakt, że od tej pory piła krew i nie pożywiała się normalnie? Będzie się musiała spytać Dedala o to. Albo nie, lepiej Hektora... lub Zhou.
Stanęli przed tymi idiotami i Ouz naliczyła, że mięli poważną przewagę. Nie wiedziała dokładnie, na co stać wampiry, sama nie znała swoich nowych możliwości. Była zła na 'ojca', że jej nic nie wytłumaczył i nie pokazał, mógłby ją nieco przygotować do tego wszystkiego. No na przykład gdyby potrafiła się tak sprytnie chować w cieniu jak on, miałaby większą szansę wyjść z tego cało i jeszcze na coś się przydać. A tak? Nawet na dobrą sprawę nie wiedziała, co się stanie, jak ktoś ją trafi. Była martwa, nie mogli jej zabić, ale jak rana miałaby się zagoić na martwym ciele? Na opiekę lekarzy też nie mogła liczyć, bo by ją od razu do kostnicy dali... Postanowiła na siebie uważać i nie szaleć, dopóki się nie dowie wszystkiego.
Przywódca drugiej grupki wziął Zhou i Ouzaru za dziwki. Nie zdziwiło to jej za bardzo.
"I dobrze, niech tak myśli."
Spuściła zawstydzona oczy i odwróciła lekko głowę na bok i w dół, dając mężczyźnie do zrozumienia, że dobrze odgadł ich obecność w świcie Angusa. By pokazać, że to nie jest ich miejsce i nie będą się wtrącać, aż przyjdzie ich kolej na dostarczenie rozrywki i przyjemności, Ouz złapała dziewczynę lekko pod łokieć i odciągnęła kilka kroków do tyłu nie odwracając się jednak plecami do mężczyzn. Opuściła głowę i spoglądała nieco wyżej niż czubki jej butów. Gdy facet na nowo zainteresował się Angusem, Anna szepnęła:
- Mają nas za dziwki i niech tak zostanie. Gdy zrobi się gorąco, uciekniemy z krzykiem pod ścianę i widząc przewagę liczebną i uzbrojenia tych dzikusów pobiegniemy w ich stronę krzycząc, by nie strzelali. Będzie to logiczne zagranie, że wybierzemy lepszy obóz z nadzieją, że może dzięki temu przeżyjemy - westchnęła. - Jeśli się uda, pójdziemy przy ścianie na ich tyły i tam zaczniemy dywersję. Ty ogłuszysz, ja dobiję. Tylko pamiętaj - Ouzaru spojrzała dziewczynie na chwilę w oczy. - Jak zacznie się strzelanina, masz być małą przestraszoną prostytutką. Masz się bać o własne życie...
Popatrzyła na Ouzaru.
- Nie miałam w życiu zbyt wiele do czynienia z prostytutkami... Ale chyba słyszałam dość, żeby dać sobie radę z tak zaplanowaną akcją.
Sama intensywnie myślała nad własnym planem działania. A gdyby tak rozdzielić się? Dwóch miało strzelby, tych trzeba się pozbyć w absolutnie pierwszej kolejności...
Po chwili uświadomiła sobie, że przecież i tak tego nie zaproponuje. Miałaby się głośno odezwać z własnym pomysłem? Przecież już próbowała.
Nieśmiało podniosła oczy wodząc po Kolumbijczykach. Popatrywała to na jednego, to na drugiego ze strzelbą. Czekała aż spojrzą na nią, żeby mogła przymilnie się uśmiechnąć... Niech będzie gotowy, że Zhou pobiegnie w jego stronę, jak zacznie się zabawa.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Perzyn »

Angus McLean

Szkot spojrzał na Kolumbijczyka. Pytanie specjalnie go nie zaskoczyło, choć nie bardzo miał ochotę na rozmowy. - Nie mam zamiaru rozprowadzać tego towaru, tyle powinno chyba wystarczyć senor, nieprawdaż? Kolumbijczyk uśmiechnął się do wampira, spoglądając chwilę głęboko w jego oczy. Zapewne miał nadzieje, że uda mu się go zdominować, lecz już chwilę potem spuścił wzrok.
- Od razu do interesu senor? Ok, przedstawię panu umowę.
Klasnął w dłoń, a jego ludzie otworzyli pierwszą teczkę. Oczom Angusa ukazały się ułożone równo paczki, pełne najdroższego towaru eksportowego Kolumbii.
- Mamy ze sobą pięćdziesiąt kilo koki, więcej niż jakikolwiek biznesmen zdąży wciągnąć w ciągu całego życia. Mamy też więcej, jeśli szanowny pan zechce zakupić.
Uśmiechnął się, szczerząc pożółkłe od tytoniu zęby. Angus wiedział, że musi to dobrze rozegrać. Pstryknął palcami i wskazał na Hektora dając mu znać teatralnym wręcz gestem by pokazał zawartość walizki. Gestem znacznie bardziej dyskretnym pokazał mu by zaczął oddziaływać na szefa Kolumbijczyków. Gdy Malkav otworzył walizkę oczom gangsterów ukazały się elegancko ułożone pakiety dolarów. Na oko było tego nieco ponad milion, a wszystko dzięki sprytnej metodzie pakowania. - Nim jednak ubijemy nasz mały interes amigo pragnąłbym sprawdzić towar. Jeden z członków kartelu podał mu torebeczkę z koką. Szybko i sprawnie dwie kreski zostały usypane i wampir wciągnął je nosem jakby naprawdę od dawna zażywał. Potem jeszcze dwie kreski i dwie kolejne. Kolumbijczycy patrzyli coraz bardziej zdziwieni. - Toż to jakaś przeklęta mąka a nie porządny towar! Twarz Angusa wykrzywiła wściekłość. Nagłym ruchem wytrącił walizkę z koką stojącemu obok gangsterowi. Torebeczki pękły a towar wysypał się na ziemię, lecz Angus zdawał się tego nie zauważać. - Pierdoleni oszuści, myśleliście, że mnie możecie kantować? Gdy teczka rozsypała się na ziemi, Kolumbijczyk zrobił minę jakby miał zaraz się rozpłakać.
- KURWA! - Krzyknął, a jego twarz zrobiła się czerwona.
Zaraz podniósł ręce do góry, starając się uspokoić. Wokół reszta gangsterów zaczęła się nerwowo rozglądać, i można było czuć pot, mieszający się z zapachem ryb. Tymczasem ich szef spoglądał się na Angusa, jakby właśnie zjadł jego pierworodne dziecko.
- Słuchaj gringo! Panie McLean to znaczy! Nie wiem, co ty mi próbujesz wmówić, ale to jest *prawdziwa* KURWA kokaina!
Jego ręce drżały. I choć nie był tego świadom, spoglądał się prosto w oczy Malkavianina.
- I nikt -kurwa- żywy nie nazwał mnie jeszcze oszustem! Więc albo ty mi powiesz, co knujesz, albo inaczej się policzymy! Szkot coraz bardziej się rozkręcał. Gdyby nie pewna niedogodność związana ze słońcem to mógłby być aktorem. Oczywiście gdyby nie był biznesmenem. - To gówno to ma być prawdziwa koka? Angus wrzeszczał coraz głośniej. Mógł sobie na to pozwolić, doki są pod pewnym względem jak kosmos. W dokach też nikt nie usłyszy twojego krzyku. A ponieważ nikt, poza rzecz jasna zgromadzonymi, nie mógł go usłyszeć to Angus pozwalał sobie na coraz więcej. - Wiesz chociaż jak na ludzi działa wysokiej klasy towar gnoju? Po takiej dawce powinienem już dawno leżeć na podłodze i zdychać! W duchu Angus zaśmiewał się z tego zdania. Pomijając fakt, że umarł w 1865 to była to szczera prawda. Ile wciągnął w tych sześciu kreskach? Starał się by były dość długie. Wciągnął z siedem gramów, w porywach może nawet dziesięć. Wystarczająco dużo by posłać człowieka w objęcia Tanatosa. - Więc nie wmawiaj mi tu mały, oszukańczy skurwielu, że to dobry towar. Potężne plaśnięcie wypełniło magazyn gdy Szkot z całej siły uderzył handlarza grzbietem otwartej dłoni. Nie mógł się równać siłą z członkami klanu Brujah, ale i tak cios był równy przeciętnemu uderzeniu pięścią. - Nikt nie oszukuje McLeana i odchodzi by móc o tym opowiedzieć! Gdy cios został wymierzony, dwójka najbliżej stojących najbliżej gangsterów wyciąga spluwy ze spodni!

Hektor błyskawicznie dobywa swego Uzi, biorąc na cel parę południowców!

Dedal równie szybko wyjmuje rewolwer, celując w szefa bandy!

Nim ktokolwiek zdąża zareagować, reszta handlarzy unosi swoją broń gotowa do strzału!

- STAĆ KURWA! - Szef bandy wrzeszczy głośno, unosząc ręce do góry, czy to w obawie o swoje życie czy interes.
Tak czy siak, już były kłopoty. Jeśli *jego* szef się o tym dowie, ten dostanie kulkę. Jeśli zacznie się strzelanina, też dostanie kulkę!
Ale jeśli by uspokoić McLeana, wciąż mógłby dokonać targu i zachować własny tyłek.
- Słuchaj amigo, źle zaczęliśmy! Daj mi się wytłumaczyć! Zły, suchy śmiech rozbrzmiewał w całym magazynie. - No to słucham. Wytłumacz mi, dlaczego chciałeś wcisnąć mi 50 kilo mąki po rekordowej cenie. Powiedz nam, co takiego zrobił stary dobry Angus McLean, że postanowiłeś go wydymać? Czy ja wyglądam jak te dwie z tyłu? Bo w innym wypadku nie widzę powodu byś miał na coś takiego ochotę. Vneture spojrzał w oczy handlarza i mając już dość tej szopki zdominował jego wolę wydając rozkaz szeptem tak cichym, że tylko on to dosłyszał. Atakuj! Handlarz ryknął niczym zwierzę, przeskakując nad skrzynią, rzucając się na Angusa. Cóż, zamierzając się rzucić - kula z rewolweru Dedala skutecznie go od tego celu odciągnęła.
Odgłosy poruszanego metalu! Przekleństwa i głośnie krzyki w całym magazynie! Hektor łapie w dwurącz karabin, oddając serię w dwóch gangsterów!
Huk! Drugi huk! Skrzynia rozlatuje się, zamieniając w chmurę drzazg!

Angus syczy przeraźliwie, uchylając się instynktownie przed strzałem, rzucając za najbliższą zasłonę!
Anna i Zhou piszczą przeraźliwie, biegnąc w kierunku handlarzy, krzycząc "Nie strzelajcie, nie strzelajcie!" , a jeden z nich porywa dziewczyny w bok, ratując przed serią z karabinu!

Rozpętało się piekło.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hector Ambelly
Plan się nie powiódł.
Nie powiódł!
Hektor był przygotowany do odgrywania roli jaką przewidywał Plan.
Ale Planu nie ma.
Została czysta improwizacja.
Wszyscy kierują się emocjami. Uczuciami które wyzwalają się w każdym z nas. Odruchowe. Spontaniczne. Od tysięcy lat wpisujące w się ten sam schemat. Wszystko jest schematem. Pragnienie życia. Pragnienie Śmierci. Ekspresja to tylko nowa forma schematu.
- O, tak! - krzyknął Hektor chowając się za ścianą jednego z wielu magazynów rybnych w tej dzielnicy. Jest noc, jest cień. Jest noc, nie ma Hektora. Są jednak przeszkody. Dużo kolumbijskich przeszkód. Teraz Hektor widzi i czuje je dokładnie.
Czas na bal.
Cień wtopiony w Cień zmaterializował się tuż obok Kolumbijczyka ze strzelbą.
Wycelował.
Wystrzelił.
Odszedł w Cień.
Ot, schemat.
Teraz czas na drugiego posiadacza shotgun'a. Ten dostanie serię, wprost na korpus. Nie ma czasu na dokładne celowanie. Nie ma czasu. Oczywiście percepcja Hektora święciła swe triumfy, nawet z pozoru niedokładna seria była skierowana w najczulsze punkty. O, tak!
Później Hektor będzie zmuszony do wyćwiczenia posiadaczy karabinków. M4 może nie jest najpotężniejszym narzędziem zniszczenia w tej potyczce. Ale szkód narobi. Uderzy w Plan. A na drugą porażkę Hektor nie pozwoli.
Nie zawiedzie.
O, tak!
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Anna uderza o ścianę, pchnięta przez Kolumbijskiego gangstera. Zhou ląduje obok niej.

Rozlegają się strzały! Gangsterzy wrzeszczą, jeden zaczyna strzelać do sufitu, zupełnie jakby mu odbiło.

Ale mu nie odbiło. Jakaś postać poruszała się tak szybko, że kule jej nie sięgają.

Nagle niedaleko wampirzyc rozlega się strzał! Hektor pojawia się znikąd za jednym z mężczyzn, posyłając go metr do przodu z nafaszerowanym kulami tułowiem. Znika na chwilę znowu, a wtedy jakaś postać przemyka tuż obok, a ściana za nią wrzeszczy od wbijanych w nią naboi!
Dedal! Wampir chowa się za skrzynią, a jeden z gangsterów biegnie za nim, ostrzeliwując miejsce jeg –

Szybki cios Zhou jednak chłodzi jego zapał. Mężczyzna upada nieprzytomny na podłogę.
Wtedy stwórca Anny wyskakuje zza schronienia, rzucając się na jednego z atakujących!

Jeden cios, drugi! Handlarz narkotykami pada w klęczki, rycząc niczym bestia. Tam gdzie przedtem były jego ręce, pojawiła się teraz fontanna krwi. Trzeci cios szybko ucisza człowieka, posyłając jego głowę wysoko w powietrze.

Wtedy inny spostrzega Dedala! Już się odwraca by oddać strzał, a wampir ratuje się saltem w tył… Lecz seria pocisków Hektora rozpruwa jego klatkę piersiową.

Wampir ryczy jak bestia w szale, wciąż strzelając w zmasakrowane ciało! Wtedy sam obrywa! Siła uderzenia odrzuca go pod ścianę, zaś potworne pieczenie dobiega z trafionego serią ramienia.
Widzi jak kryjący się za skrzynią gangster celuje w jego głowę…

Rozpierzchli się po całym magazynie. Wielu pochowało się za skrzyniami, z czego dwóch niebezpiecznie blisko Zhou i Ouzaru. A te już zdążyły stracić swoje alibi.
Angus wciąż ukrywa się za ścianą pudeł, lecz dokładnie widzi jak jeden z Kolumbijczyków zrywa się w kierunku wyjścia.
A co jeśli ktoś został w samochodzie?
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Anna Barbara "Ouzaru"

Uderzyła o ścianę dość mocno, nie na tyle, by stała się jej jakaś poważna krzywda, lecz poczuła to we wszystkich kościach. Stęknęła cicho i osunęła się na chwilę na kolana. Korzystając z tego, że jej ręka znalazła się nisko, chwyciła noże do rzucania spod rękawa i cisnęła jednym w mężczyznę, który potraktował ją (i Zhou) w tak niegodziwy sposób. Pamiętała z treningów aikido, że shinobi nie rzucali w samurajów po to, by ich zabić, lecz by zmusić do uników i zdekoncentrować. Dlatego nie czekając nawet na rezultaty i reakcję gangstera, błyskawicznie dobyła sztyletu i wyskoczyła na mężczyznę.
Bała się, wstrzymała oddech. Przecież nie musiała oddychać, a jakoś lepiej jej się myślało i działało bez tej zbędnej teraz czynności. Czasami ciało, które przez ponad dwadzieścia lat przyzwyczaiło się do tego odruchu, łapało łyk powietrza, ale w końcu przestało.
Bała się, mogła mieć tylko nadzieję, że wyjdą z tego cało. Zwłaszcza ona chciała zostać w jednym, dość dużym i spójnym kawałku. W każdym razie miło by było... Na pomoc innych nie miała co liczyć, była zdana na siebie. I może Zhou, w końcu siedziały w tym razem, niemal ramię w ramie.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Skoczyła do przodu gdy tylko nóż opuścił dłoń Anny.

Ciekawy psychologiczny szczegół. Zacznij strzelać do uzbrojonego człowieka, a odpowie ogniem. Rzuć w niego saperką, a puści karabin i uskoczy. Ciekawe czy to sprawdza się też dla noża?
Jej nauczciel - ojciec - był skarbnicą różnych ciekawych angdotek, na ogół nieprzydatnych.
Ale jest o czym myśleć, w tej cholernie długiej chwili, między odepchnięciem się od ściany, a uderzeniem w splot słoneczny tego człowieka.

Pierwszy ruch - trzy palce w splot.
Drugi - odepchnięcie lufy. W górę, żeby nie celowała w Ouzaru.
Trzeci? Skaczemy do następnego. Na niego już czeka łokieć, palce są zbyt delikatne żeby ryzykować ja na tych gruboskórnych ludzi...
...Którzy i tak mają umrzeć.
Ale dlaczego, u licha?
Nie możemy ich ocalić?
Deszcz spada na przeciwnika.
Stoi? Dopada go Ulewa.

A teraz za skrzynie! Poradzą sobie... Mam nadzieję.
Nie wolno zbytnio naciągać dobrej woli Niebios.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hector Ambelly
Świst.
Rozprysk.
Ból.
Na Hektora spoglądała wściekła twarz. Doświadczona. Blizna i oberwane ucho szpeciło. Ale jakie ma znaczenie wygląd napastnika kiedy wiadomo jak wielu ludzi posłał do lepszego świata. Kłopot w tym, że dla Hektora nie istnieje lepszy świat. Na szczęście.
Hektor wycelował.
Wystrzelił!
Pudło!
Wystrzelił!
Znowu...
Strzał!
Ból!
Truchło Hektora trzasnęło prosto w skrzynię.
"Mineapolis West Co.". Ambelly miał tam kiedyś pracować. Jeszcze.. jeszcze przed szpitalem, jeszcze. Ciekawe co jest w skrzyni. Ciekawe.
Krwawy ślad na czuprynie będzie się prezentował jeszcze kilka nocy.
Teraz czas na rewanż! Po raz kolejny.
Jeden ruch dłoni i grad kul przerył klatkę piersiową napastnika.
O dziwo - ten przeżył. Doświadczona suka, doświadczona.
Trzeba myśleć. Myśleć!
Jaką mamy przewagę? Co pozwoli nam poruszać sie bezszelestnie? Co pozwoli nam zabić kolumbijskie przeszkody?
Światło...
Światło!
Seria z karabinku rozbiła świetliki.
Tylko jeden wciąż jarzył się otaczając kawałek magazynu wokół bladopomarańczową poświatą.
Tam gdzie nie ma światła jest cień. Hektor rozpłynął się wśród cieni. Życia.
Ale to nie wystarczy. Nie na tych starych doświadczonych żołnieży kartelu. Suki, wygłodniałe suki. Zwierzęta bazują na instynkcie. Są Instyktem. Więc Hektor rozpozna instynkt. Dogłębnie. Czuł ich. Czuł śmierć. Teraz trzeba tylko znaleźć broń. Dobrą broń. Taką która zwieje każdego.
Strzelba.
O, tak dziecino!
Podskoczył do wcześniej ubitego południowca.
Świst. Strzał. Strzał. Strzał. Żywy ogień, płomień śmierci.
Hektor pezebiegł nietknięty chwytając w biegu shotguna i magazynek przypięty do pasa kolumbijczyka.
O, tak dziecino!
Podskoczył jednym susem niedaleko dwóch walczących kobiet.
Podskoczył i rozpłynął się.
Zacznijmy schemat od nowa.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Perzyn »

Angus McLean

Angus brzydził się walką i przemocą. Doceniał, co prawda ich użyteczność w określonych sytuacjach, niemniej zawsze preferował pozostawić to komuś bardziej się do tego nadającemu. Teraz jednak nie wszystko układało się po jego myśli. Na krótką chwilę, trwającą ułamki sekund cofnął się pamięcią w przeszłość

Zamek McLeanów, jedna z nieprzeliczonych sal. Promienie wpadającego przez okna słońca padają na drewniany parkiet. Pomieszczenie wypełnia szczęk oręża. Młody, nastoletni chłopak ćwiczy szermierkę z postawnym, siwym mężczyzną. - Pamiętaj Angusie, znajomość szermierki, nawet jeśli miałaby być niepotrzebna jest obowiązkiem szlachcica. Chłopak potwierdza, że zrozumiał skinięciem głowy. Pchnięcie, zastawa, finta, unik, pchnięcie, zastawa. Godziny dłużą się niemiłosiernie, gdy dzień po dniu musi wprawiać się w trudnej sztuce fechtunku.

Szkot nie wahał się ani sekundy. Zostawił sobie jedynie mentalną notkę by w następnej lasce zamontować dodatkowo rapier. Był zdecydowany. Przekręcił nieco gałkę swojej nieodłącznej laski. Los pokarał go za to, że przygotowany był jedynie przeciw spokrewnionym, trudno, będzie musiał sobie jakoś poradzić. Poruszał się szybko, ale z gracją. Z gracją drapieżcy. Był już o krok od uciekającego Kolumbijczyka, gdy znów pamięć podsunęła mu scenę z przeszłości.

Ten sam zamek, kilkadziesiąt lat minęło od czasu, gdy młody panicz uczył się szermierki. Teraz znów był młody, choć w innym sensie. I znów pobierał nauki, choć tym razem zupełnie inne. W głębokim fotelu siedział jego mentor, jego ojciec. - Widzisz, choć jesteśmy martwi i nie można nas zabić to nasza nieśmiertelność nie jest absolutna. Spójrz na te mury, które nas otaczają. One też są martwe i nie można ich zabić. Ale można je zniszczyć tak samo jak można zniszczyć członków Rodziny. Szkot słuchał uważnie. Dopiero niedawno został spokrewniony i musiał się jeszcze wiele nauczyć. Bo wiedza to siła, wystarczy ją umiejętnie wykorzystać. - Jest kilka metod zniszczenia wampira. Odcięcie głowy lub przebicie kołkiem serca są całkiem skuteczne. Choć w sumie to nie tylko przeciw wampirom, mało, kto potrafi przeżyć takie traktowanie.”

Dwudziestocentymetrowy kołek z najlepszego dębu. Twardy i ostry. A teraz trzymał go w ręku wampir, bardzo niezadowolony wampir. Stój! Angus nie musiał korzystać ze swych mocy by wpływać na ludzi, co prawda wróg zatrzymał się tylko na ułamek sekundy, ale to wystarczyło. Choć dłonie starca wydawały się być słabe to jednak mimo wszystko był on wampirem. Kolumbijczyk odwrócony został dookoła silnym, płynnym ruchem. A potem w jego pierś został wbity kołek. Ten jeden już nie nabruździ.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

- GAAAAAAAAH!
Kolumbijczyk wrzeszczy, zasypując gradami pocisków cały magazyn. Niedaleko dalej, jego kompan wychyla się zza skrzyni! Obydwaj mają wystraszone oblicza, a pot spływa im po czołach!

Zhou atakuje tego z karabinem, podczas gdy Ouzaru skacze na jego kamrata!
Mężczyzna upada na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Gdyby się odwrócił w bok, spostrzegłby jak druga z dziewczyn wbija na oślep swój nóż, dźgając jego towarzysza – łysego murzyna – w losowe części ciała.

Wang Bao odskakuje w bok by pomóc koleżance! Jej łokieć już się wygina do cio –

Strzał! Chinka stęka głośno i upada pod skrzynię. Mężczyzna raniony w bok, zdążył strzelić na oślep i trafił dziewczynę w udo! Tymczasem Ouzaru wciąż próbuje dokonać na nim zabójstwa!

Mruga okiem. Przez sekundę czuje zimno pistoletu na swoim brzuchu.

Angus łapie swoją ofiarę! Ostry kołek wbija się w jej pierś, wydobywając z gangstera jęk agonii! Szkot jeszcze przez ułamek sekundy wpatruje się w jego gasnące spojrzenie, czując dziką satysfakcję ze swojego czynu. Gdy ofiara kona, z ust wypływają jej ostatnie słowa…
- Idź do diabła…

- HEJ McLEAN!
Zza rzędu pudeł wybiega kilku Kolumbijczyków! Niezawodne wampirze zmysły Angusa zwracają jego uwagę na teczki, które ci ludzie niosą ze sobą.
Na ułamek sekundy, świat stoi w miejscu.
Kainita zagryza wargi, skupiając całą swoją vitae, by pozwoliła mu przetrwać i tą próbę.

Grad pocisków wbija się w plecy McLeana, rwąc na strzępy jego garnitur! Wampir upada do przodu, lądując na swojej ostatniej ofierze!
Ponad wszelkie inne dźwięki przebija się odgłos stóp uciekających. Pół biedy jeśli zabrali kokainę, gorzej jeśli mają pie –

Zaraz… Jeśli uciekną z kasą i z towarem, wtedy można by uznać całą akcję za udaną. Ale jeśli przeżyją, McLean będzie musiał zejść do podziemia, chyba że znajdzie dobrą wymówkę na przeżycie strzelnicy w dokach.

Strzał! Ouzaru odlatuje na ścianę, a krew i kawałki mózgu murzyna zalewają jej twarz!
Jednocześnie czuje jak jego kula sięgnęła płuca, powodując pieczenie wręcz nie do zniesienia.
Ambelly skacze do przodu po udanym strzale, przetaczając się i zlewając z cieniem!
Kobieta nawet nie ma siły by być zaskoczoną, cierpienie przysłania jej zmysły...

Niedaleko dalej Zhou zaczołguje się za skrzynię, słysząc odgłos stóp w magazynie! Widzi tylko nogi, nie jest w stanie stwierdzić ich właścicieli. Może to Angus? A może Hektor, lub Dedal?

Dedal! Widzi jak wampir przeskakuje przez środek magazynu, a lądując przewraca jeden rząd pudeł! Kolumbijczycy wrzeszczą, starając się uniknąć lawiny lodu i ryb! Krwiopijca wykonuje przewrót do tyłu, lądując lekko na podłodze.

Strzał!
Zhou wydaje z siebie niemy okrzyk.
On odbił kulę. Stoi teraz wyprostowany, trzymając nisko ostrze, u jego stóp leżą zwłoki lidera Kolumbijczyków. Dwóch gangsterów do niego podbiega, wrzeszcząc:
- Na ziemię! Poddaj się!

Oczy Ouzaru zaczęły zachodzić mgiełką, gdy dziewczyna koncentrowała się jak mogła, byle tylko zapomnieć o bólu. Widziała jak jej stwórca stoi pośrodku, a kawałek dalej widać sylwetkę Angusa… Hektora nigdzie nie było, a Zhou leżała za skrzynią niedaleko.

Nagle otworzyła usta. Tuż za Dedalem skradał się gangster, trzymając wycelowany karabin.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hector Ambelly
Pustka.
Cisza.
Mimo krzyczących ludzi, okrzyków agonii, świstów kul. Cisza.
Angus upadający pod gradem kul.
Cisza.
Dedal otoczony przez trójkę gotowych na wszystko Kolumbijczyków.
Cisza.
Czuć życie! Angus żyje. Udało mu się
Cisza.
Metaliczne szarpnięcie przeorało zatęchłę od swądu ryb powietrze. Trzy głowy bez ciał. Dedal uśmiechnął sie nieznacznie.
Cisza.
Hektor szepnął do dwóch wampirzyc.
"Po wszystkim. Po wszystkim. Do McLeana... do szefa"
- Ubezpieczaj wejście! – krzyknął bezgłośnie do Dedala. - Ubezpieczaj.. - sapnął.
Tymczasem Hektor przemykając niczym cień podbiegał ostrożnie w kierunku swojego szefa. Kolumbijczycy mogą uciekać. A jak nie uciekną...
To Hektor pokaże jak można się mścić.
Za przeoraną głowę.
Za naszpikowanie Angusa ołowiem.
Za wszystko.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Odrobina spalonej krwi tym razem wystarczyła. I dobrze, bo rany nóg są najgorsze, można walczyć bez jednej ręki, ale bez jednej nogi się absolutnie nie da.
Wstała. Kula pozostała w udzie, ale to problem, który rozwiąże się następnym razem.
Skrzynia. Skok.
Skrzynia. Sprint, przewrót w przód. Na nogi.
Stos skrzyń, skok, pad do przodu, przewrót, na nogi.
I teraz sprint do drzwi. Musi dopaść ich zanim sie zorientują, że coś ich goni.
Więc nadludzko przyspiesza!
Mała Chinka wpada między wielkich Kolumbijczyków, rozdając ciosy na lewo i prawo...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Anna Barbara "Ouzaru"

Przestrzelone płuco bolało jak... sama nie wiedziała co, takiego bólu jeszcze nie doświadczyła w swoim życiu. A cieszyła się ogromną odpornością na tego typu niedogodności. Jęknęła cicho i podkuliła nogi do siebie, jak to dobrze, że nie musiała oddychać!
Przez jedną długą chwilę patrzyła, jak Kolumbijczyk wyrasta za plecami Dedala i celuje do niego. Chciała wstać, zabrać broń leżącą obok niej i krzyknąć do stwórcy, by dać mu kilka cennych sekund na reakcję. Ale czemu? Ten parszywy sadysta zasłużył, by tu zdechnąć razem z nią! Dlaczego miałaby mu pomagać? Bycie wampirem pociągało ją, było słodkie jak pudełko wiśni w czekoladzie, ale bez przesady. Nie w takim towarzystwie, w jakim się znalazła.
Rozmyślania trwały zbyt długo, katana zalśniła w skromnym świetle i trzy głowy potoczyły się pod nogi wampira. Anna poczuła, jak robi jej się słabo, lepiej siedzieć cicho i nie drażnić Dedala, bo nie ma z nim najmniejszych szans. Westchnęła i skrzywiła się z bólu, przytknęła dłoń do krwawiącej rany, czerwona ciecz sączyła się między palcami. Wampirzyca zaczęła odczuwać dziwne mdłości, zapewne z głodu.
"Co się stanie, jak będę dalej krwawić?" - zastanowiła się i ta perspektywa nie napawała jej optymizmem.
Zapewne wampir jakoś sam potrafił zatrzymać krwawienie, pewnie była to jedna z tych tajemniczych mocy, jednak Anna nie miała pojęcia, jak to zrobić. Jeszcze raz przeklęła Dedala w myślach i na dźwięk słów Hektora powoli się podniosła. Mgiełka bólu przesłoniła jej wzrok, ale po chwili wzięła się w garść i zaczęła szybko się posuwać w stronę reszty wampirów. Czy planowali odwrót czy dobić resztę? Miała nadzieję, że to drugie...
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Perzyn »

Angus McLean

Angus myślał. Co więcej myślał bardzo szybko. Mógł to jeszcze wszystko obrócić na swoją korzyść. Musiał jednak działać niezwykle szybko, inaczej wszystko zaprzepaści. Dał gestem znak reszcie, aby puścili uciekających Kolumbijczyków. Sam Angus ciężko oparł się o skrzynie i sięgnął po telefon. Komórka była prototypem, nie miała trafić na rynek jeszcze przez jakiś rok. Posiadanie własnej firmy elektronicznej daje pewne przywileje. Wykręcił numer, po czym odezwał się nienagannym hiszpańskim. - Senor Gonzales? Fałszywe nazwisko jednego z ważniejszych ludzi kartelu na terenie Stanów bawiło nieco starca. To tak jakby nazwał się Smith, po prostu bardziej stereotypowo się nie da. - Obawiam się, że człowiek, któremu powierzył pan transakcję nie był godny zaufania. Podał mi fałszywą próbkę towaru i wywołał kłótnie. Kartel jest zbyt poważną organizacją na takie zachowanie, dlatego wierzę, że stało się tak, ponieważ, ktoś go przekupił. To prawdopodobne w świetle ostatnich zamachów na moje życie. Gonzales był zszokowany, ale zachował fason. - Sądząc po tym, że pan dzwoni udało się jednak zażegnać kryzys. - Owszem, lecz nie byłoby tak gdyby nie wynalazek jakim jest Kevlar. Aluzja została zrozumiana. Po tym nastąpiła krótka wymiana uprzejmości i zapewnień, że incydent nie wpłynie na współpracę. Ledwie kilka sekund później telefon odezwał się w pokoju nad Etną. - Tak? - Liso, mam pewną prośbę. Chodzi o przysługę, o jaką mnie prosiłaś. Abym mógł ci pomóc musisz skorzystać z legendarnej solidarności Nosferatu. Don Vito nie może usłyszeć nic poza tym co ja chcę o pewnym incydencie w dokach. Angus wiedział, że Lisa się zgodzi. A jeśli ona chce zamanipulować jakąś informacją to zostanie ona zamanipulowała. Angus szybko przedstawił jej swoją wersję wydarzeń. Był pewien, że Włosi słyszeli o niedawnym zamachu na nieżycie Szkota. Cóż, jak mówi stare przysłowie, gdy życie daje ci cytrynę zrób z niej lemoniadę. Gdy załatwił już te dwie sprawy zwrócił się do pozostałych wampirów. - Cóż, sądzę, że powinniśmy wrócić do domu, czas wylizać rany. Już opuszczali magazyn gdy stary wampir zwrócił się do Dedala. - Zechcesz zapolować na pozostałych? Zdaje się, że zabrali moje pieniądze na drobne wydatki. Szkot postanowił nie ufać więcej Dedalowi. Jakby mu kiedykolwiek ufał, ale nie w tym rzecz. To co dziś wykorzystał mogło okazać się niebezpieczne w przyszłości, w końcu kto powiedział, że pewnego dnia to on nie stanie się celem Lisy? A wtedy strona, po, której stanie jego dotychczasowy pracownik była oczywista. Tak samo jak w przypadku gdyby zechciał już teraz zagrać przeciw niej. Dlatego też wiązał spore nadzieje z Anną, nienawiść, jaką darzyła ojca mogła być wykorzystana.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Dedal spojrzał się z ukosa na ludzi, wciąż uciekających w mroku. Przeciętny człowiek byłby w stanie dostrzec jedynie sylwetki, lecz dla wampira widok był dziesięciokrotnie bardziej szczegółowy. Ten przypatrzył się z niesmakiem na twarzy, po czym wyciągnął przed siebie swój miecz, celując go w uciekających.
- Wiem gdzie się schronią. Poznaję jednego z nich – a tylko on ma w okolicy apartament.

Angus mruknął cicho, nie wiedząc co o tym myśleć. Bardziej jego uwagę przykuło dwóch mężczyzn dźwigających się na nogi. Zhou chciała ich tylko obezwładnić, i przeciwna była zabijaniu. Dedal nie miał takich oporów.
Wyjął ze spodni swój rewolwer, a potem nie śpiesząc się wycelował.

- To za koszulę.

I fakt, biała koszula wampira była teraz cała mokra od krwi.

Gdy wychodzili z magazynu, Ouzaru spojrzała się do tyłu, ogarniając wzrokiem wszystkie ciała. Taka egzystencja czekała teraz na nią, a ona nie mogła zrobić nic by jej uniknąć. Oni musieli zginąć, to byli źli ludzie. Poza tym gdyby nie ta rzeź, trzeba by było wybrać większe zło. Jak porwanie jakiegoś dzieciaka, czy ostrzelanie kawiarni, z jakimiś niewinnymi ludźmi w środku. Przerywając rozmyślania wampirzycy, Zhou wzięła ją pod ramię i razem odeszły do limuzyny. Obydwie oberwały tej nocy, co jeszcze bardziej je zbliżyło.
Niestety, gdyby doszło do walki między nimi, żadna nie zawahała by się przed śmiercionośnym ciosem. Przykro mi panienko, ale to Bóg zaczął zabijać.

- Możesz być z siebie dumna! – Dedal odezwał się podczas jazdy, posyłając półuśmiech Annie.
- Przepraszam? – Ouzaru zamrugała ze zdziwieniem.
Wampir spojrzał się na nią jak na idiotkę. W ręku trzymał swoją katanę, gładząc ją czule. By być bardziej precyzyjnym, to ścierał – a raczej zlizywał – z niej krew.
- Nie mówiłem do ciebie żółtodziobie, choć fakt – udało ci się przeżyć.
Kobieta zrobiła kwaśną minę, spoglądając się na miecz jak na rywalkę. Czyżby ten skurwiel i sadysta nazwał ją jej własnym imieniem? Gdy czerwona ciecz znikała z ostrza, dziewczyna spostrzegła jak pojawia się tam napis.

Aequo Pulsat Pede

Przypomniała sobie ich ostatnią wspólną ofiarę. Najpierw dziwka, teraz kolumbijce. Sentencja nie kłamała… Odwrotnie, zaczynała wprowadzać Ouzaru w pewne zakłopotanie.

Wang Bao spojrzała się na towarzyszkę. Zdążyła ją polubić, nawet mimo dzielących je różnic. Nawet mimo tego wewnętrznego głosu, powtarzającego w kółko…

Zabij. Zabij. Zabij.

Spojrzała się nerwowo na Angusa. Ten wampir dziwnie ją przerażał, nawet pomimo ostatniego wybuchu odwagi. On także się na nią spojrzał. Patrzył się w jej oczy jakby… Wiedział. A ona pamiętała jak patrzył się na Dedala. Tak samo jak teraz na nią – Jak na zagrożenie.

Morderca mówił czule do swojego miecza całą drogę. Dziewczyny milczały, starając się zapomnieć o fizycznym bólu. Angus siedział jakby nigdy nic, bynajmniej nie dlatego, że nie czuł tego cholernego cierpienia. Nie, siedział spokojnie bo chciał by inni właśnie tak myśleli. Tak naprawdę czuł jak te pieprzone kule siedzą w jego plecach, a każda z osobna przypomina o swojej obecności.

Hektor tymczasem prowadził jedną ręką. Obrażenia prawego ramienia były poważniejsze niż przypuszczał. Na szczęście na tą przypadłość, jak na wiele innych, było perfekcyjne lekarstwo, stosowane już od wielu tysiącleci. Nic się nie zmieniło.

Gdy już dotarli na miejsce, Ambelly skierował limuzynę na piętrowy parking. Nikt nie mógł ich teraz zobaczyć, inaczej wywołałoby to niemałą aferę. Dedal by nie kusić losu zdjął zakrwawioną koszulę. Uśmiechnął się krzywo, widząc jak Anna mimowolnie spogląda na niego. Krzyknął zaraz na Hektora, by ten dosłownie *ruszył dupę*. A zrobił to w sposób tak uroczy i groteskowy, że nawet stary Szkot nie mógł się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Miał dobry humor – wszystko szło zgodnie z planem. Jeśli jeszcze wybrnie z umowy z Lisą, zagarniając dla siebie tyle ile mógł, to wyrządzi w Chicago... Przyjęcie stulecia.

Skorzystali z tylniego wejścia, którego o tej porze strzegł tylko jeden strażnik. A i on chrapał teraz jak niemowlę. Nie bardzo im się to uśmiechało, ale zmuszeni byli przejść schodami na dziesiąte piętro, a stamtąd bezpiecznie skorzystać z windy. Na szczęście o tej porze nie było wielu pracowników w wieżowcu, więc nawet gdyby szli holem, duża szansa że nikt by ich nie dostrzegł. Ale ostrożności nigdy za wiele. Zwłaszcza że gra jest o naprawdę dużą stawkę.

W końcu wybawcze „ding” rozległo się w windzie, gdy ta zatrzymała się na sześćdziesiątym trzecim piętrze. Wyszli z niej, spostrzegając opuszczone biurka, oraz całkowitą ciemność ogarniającą to miejsce. Będąc pewnym że już nic im nie grozi, Angus ruszył pewnie przed siebie – choć garbiąc się z bólu.

- Coś się stało, panie McLean?
Zatrzymali się zdziwieni. Szkot zaklął w myślach. To dozorca – Lucius – stał z miotłą, wykonując swoje obowiązki. Musiała go zaciekawić postawa szefa.
- Nic ważnego. – Odpowiedział mu chłodno Dedal.

Gdy wreszcie weszli do prywatnych kwater wampira, Hektor niemal od razu rzucił się na kanapę. Angus szedł powoli, starając się zapomnieć o rodzinie kul, która wprowadziła się do jego pleców. Nie przeszedł daleko, nim ze schodów dało się słyszeć głos sługi, Waltera.

- Proszę pana! Mój najdroższy panie! – Krzyczał przestraszony lokaj, zbiegając na dół.

Chwycił McLeana za ramię, jednocześnie obrzucając resztę gniewnym spojrzeniem, jakby jego stan był ich winą.
- Proszę pana! Musi pan zaraz iść do łóżka! Stary Walter się panem zaopiekuje!

Dedal zignorował zgrzybiałego lokaja, rzucając się leniwie na fotel.
- Hej staruszku! – Krzyknął wampir, rzucając mu zakrwawioną koszulę.
Sługa jęknął cicho, patrząc się jeszcze bardziej przestraszonym wzrokiem niż poprzednio.
- Dobrze to wypierz. Jak się skurczy – zabiję!
Wampir chwycił mocno swój miecz, po czym rzucił go niedbale na stół. Gdy ten głośno wylądował, przewrócił pusty kubek.

Ouzaru i Bao stały jak skamieniałe. Zaczęły je nawiedzać dzikie myśli – Jak się pozbędą kul z ciała!?

- Dziewczyny, nie stójcie tak tam! Chodźcie do nas – zdaje się że Ania z krwawego wzgórza ma do mnie parę pytań…
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Anna Barbara "Ouzaru"

Jedyne co czuła, to zalewającą ją falami nienawiść i złość. Już od dawna tak nie było, miała szczerą ochotę rzucić się do gardła Dedalowi i choćby za cenę swego marnego nie-życia pokazać, co o nim myśli. Spojrzała się po pozostałych wampirach i coś drgnęło.
Nie potrzebowała go.
Nie było już bólu, jedynie słodki jad, który chciała mu sprzedać. A skoro nie 'umarła' jeszcze od postrzału, wystarczyło tylko wyjąć to, co tkwiło w jej ciele. Anna uśmiechnęła się, jakby nagle coś odebrało kobiecie umysł i zanurzyła palce w ranie szukając. Na stwierdzenie ojca nie odpowiedziała, skupiła się na złości i nienawiści do niego, to tak mile uśmierzało ból...
Nie potrzebowała go.
Była Zhou, Hektor i Angus, może nie najlepsi towarzysze, ale o wiele milsi i cenniejsi od tego skurwiela. Przystojnego i dobrze zbudowanego, ale ciągle chama i skurwiela. Zabawne było uczucie grzebania sobie we własnym ciele, czucia tkanek pod palcami i zadawania sobie samej większego cierpienia. Ale podobało jej się to, było takie ekscytujące. Bawiło ją!
Nie potrzebowała go.
W końcu znalazła to, czego szukała. I dobrze, bo wyraz dzikiej przyjemności i ekscytacji w jej oczach zaczynał niepokoić pozostałych. Zacisnęła swój mały skarb w pięść i podeszła do Dedala. Bezceremonialnie usiadła na nim okrakiem, chwyciła go za nadgarstek i wcisnęła wyjęte z ciała, zakrwawione znalezisko w dłoń mężczyzny.
Nie potrzebowała go.
Dziki uśmiech zagościł na jej twarzy.
- To dla ciebie, najdroższy! - zaśmiała się i zeszła z niego. - Na pamiątkę - dodała chłodno i odwróciła się kierując do swojego pokoju.
Dedal nie odpowiedział. Nie zamierzał jej zatrzymywać, niech idzie jeśli chce! Ściskał w dłoni jej prezent, zagłębiając się w swoich myślach. Wewnątrz widział jak rozrywa ją na kawałki, ucząc wymaganego szacunku. Miał przed oczyma obraz jej zalanych łzami oczu, gdy błaga go na kolanach. Tak, takie publiczne upokorzenie z pewnością by ją nauczyło pokory. Żaden kodeks honorowy, żadna siła woli nie pomoże jej przełamać klątwy Kaina. Będzie zmuszona by przetrwać, czy tego chce czy nie. A to sprawi że będzie gotowa błagać o litość.
Nagle przeklął własne myśli. Jak mógł w ogóle dopuszczać do siebie taką możliwość?
- Idź ignorantko! Jeśli jesteś ślepa na wiedzę którą ci chciałem ofiarować, bardzo dobrze!
Syczał do niej te słowa, mimo że uważał inaczej. Gniew wypływał z niego całą siłą.
- Może powinienem z tobą skończyć!? Ta dziwka którą zabiłaś wczoraj, byłaby lepszym dzieckiem niż ty!
- Zapewne - odpowiedziała już zupełnie spokojnie zadowolona i uśmiechnięta, że udało jej się go rozzłościć i sprowokować. - A teraz pan wybaczy, ojcze, ale pójdę odpocząć.
Choć na twarzy gościł przyjazny uśmiech, oczy miała zimne niczym lodowce Antarktydy. Ale była usatysfakcjonowana. Okazał się słabym przeciwnikiem.
- Zhou? Jakbyś mogła zajrzeć do mnie za kilka minut, byłabym ci... dozgonnie wdzięczna - powiedziała do Azjatki. - Mam kilka pytań, które młody wampir chciałby zadać starszemu.
Ukłoniła się z wyrazem szacunku, choć rana nadal jej potwornie dokuczała. Skłoniła się jeszcze Hektorowi i wychodzącemu Angusowi, choć ten zapewne tego już nie widział. Dedala nie zaszczyciła nawet spojrzeniem.
- Och, tak... - Dedal zarechotał.
Nie patrzył się teraz na nią, lecz na wielkie okno, ukazujące potęgę wspaniałego Chicago.
- Zhou idź z nią. Tylko uważaj - to wariatka, gotowa wyłupić ci oczy za byle obelgę.
Jego zwykła mowa przerodziła się w gniewne syczenie. Ręka jakby ruszyła ku katanie, lecz cofnęła się zaraz, jakby jakaś niewidzialna siła go w nią uderzyła.
Teraz Anna zdała sobie z czegoś sprawę. Jakkolwiek Dedal był piękny dla niej, jakkolwiek jego głos potrafił ją zniewolić... Urok powoli mijał. Zaczynał być dla niej tylko kolejnym trupem, takim samym zresztą jak i ona.
- Myślisz że żartuję!? Jak uważasz - kto stąd wymalował własną vitae napis na szybie!?
Roześmiał się widząc, jak dziewczyna staje w miejscu. Odwróciła się powoli w jego stronę.
- Zginiesz - zacytowała wzruszając ramionami. - A co mnie to interesuje, tatusiu?
Lekko uniesiona brew wskazywała na to, iż nie zrobił na niej większego wrażenia. Prawda była taka, że miała ogromną ochotę już iść się położyć, miast wdawać się w jakieś głupie dyskusje z tym Debilem.
"Debil" - pomyślała i kolejny uśmiech rozjaśnił jej twarz, niemal zachichotała pod nosem.
To było piękne, jak najlepsza muzyka. Dawno już nie miała kogoś, z kim się mogła... kłócić? Nie, to kłótnią jeszcze nie było, jemu nie udało się ciągle doprowadzić jej do stanu, kiedy traciła kontrolę i wpadała w szał. I w sumie cieszyła się z tego, bo pewnie ataku na niego by nie przetrwała w jednym kawałku. Westchnęła. Wampir tylko się uśmiechnął, machając do niej lekceważąco.
- Właśnie straciłaś okazję. Mogłem cię wiele nauczyć... ot, jak leczyć własne rany, jak sprawiać by inni się ciebie słuchali...
Dedal zaczął wyliczać coś cicho przez chwilę, zadowolony z faktu, że dziewczyna jeszcze nie odeszła. Wewnątrz wiedział, że to tylko szczeniackie wybryki, dlatego przebaczał jej.
- Jeśli nie chcesz wiedzieć, droga wolna moja pani - wskazał na drzwi apartamentu. - Bo mnie to już gówno obchodzi.
- Oczywiście, że cię to gówno obchodziło - przytaknęła mu. "Ale tak już nie jest, czyż nie? A może nigdy nie było" - dopowiedziała sobie w myślach.
- Nie chciałeś się dzielić ze mną wiedzą i zapewne to się nadal nie zmieniło, więc nie kłam. Jesteś... - spojrzała się na niego starając się dobrze ubrać w słowa swoje myśli i odczucia względem wampira - zwykłym skurwielem i chamem. Są rzeczy, które powinieneś mi przekazać wcześniej, a teraz... Może uda mi się tego nauczyć od innych, albo zginę. Bo na ciebie nigdy nie będę mogła liczyć.
Nie ufała mu w takim samym stopniu jak Angus, może nawet bardziej. Jego gierki ją znudziły, nie miała ochoty być ciągle kuszona i zwabiana wiedzą jak wygłodniały pies ochłapem mięsa. Miała swoją dumę i godność, które postanowiła zabrać ze sobą do grobu, gdyby ta noc okazała się jej ostatnią. Ale nie bała się już, w każdym razie nie jego. Delikatnie przejechała palcem po dwóch obrączkach i uśmiechnęła się czując przypływ odwagi i pewności siebie. On ją obroni przed nim, tego była pewna.
Nim dziewczyna zdążyła mrugnąć okiem, poczuła jak jakaś masa zpycha ją ze schodów! Zhou krzyknęła, ale nie zdążyła nic zrobić. Hektor poruszył się na kanapie, spoglądając zaskoczony na tą scenę.
Dedal podniósł dziewczynę, ciskając ją na ścianę. Trzymał ją za gardło, a jego szponiaste palce wbijały się w jej szyję. Potworne, chłodne niebieskie oczy wwiercały się w Ouzaru, a gdy odsłonił parę wściekłych kłów, nie wytrzymała. Jęknęła głośno i przeraźliwie.
- Posłuchaj mnie ty niewychowany bachorze - syczał nienawistnie wciąż wbijając paznokcie w jej skórę. Czuła jak się du... - Nie, nie czuła, bo nie musiała oddychać. Tak czy siak, niemalże pierwotny strach paraliżował jej ciało. Chciała uciec i nie musieć się patrzeć już w twarz tej bestii.
- Masz się wyrażać do mnie z szacunkiem. Jeśli tego się nie nauczysz - Zabiję cię.
Nagle poczuła pieczenie w okolicy nadgarstka. Gdy spojrzała się w dół, zauważyła, że ostrze miecza delikatnie dotyka jej skóry zostawiając wyraźne nacięcie.
- Chcesz jeszcze coś dodać? No dalej, wypluj z siebie co sądzisz!
Zajęło jej chwilę, by się opanować i uspokoić, by strach przerodzić w gniew.
- Puść mnie, na szacunek w moich oczach trzeba sobie zasłużyć... - powiedziała powoli - tak jak to zrobił dziś Hektor. Ucz mnie, albo zabij. Możemy zacząć naszą znajomość od początku, o ile zaczniesz mnie traktować poważnie.
Miała dziwne przeczucie, że gdyby chciał ją zabić, to by już to dawno zrobił. Krew dalej sączyła się z rany powodując, że kobieta słabła z każdą chwilą, ciemne plamki pojawiły się jej przed oczami i zrobiło się mdło. Nabrała nieco czerwonej cieczy na palec i nakreśliła Dedalowi serduszko na policzku. Mimo kiepskiej sytuacji, uśmiechnęła się do niego w jakiś dziwny sposób. Wygrała. Zamknęła oczy odpływając.
Dedal otworzył usta, gdy jej palec dotykał jego policzka. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Swoim prostym gestem dziewczyna wymazała jego gniew, zastępując go teraz innym uczuciem. Uczuciem, którego on sam dawno nie czuł.
Ale zapomniała o jednej, prostej rzeczy. Nie miała do czynienia z człowiekiem.
Dziewczyna stęknęła otwierając szeroko oczy. Ostrze przecięło jej skórę natrafiając na kość. Tkwiło w tym miejscu przez chwilę, jakby właściciel rozkoszował się tym momentem. Gdy już uznał że jej dość, ostrze przeszyło i twarde kości.
Odstąpił od niej pozwalając, żeby opadła na ścianę. Wciąż trzymając w dłoni miecz, pokazał jej dwie ściśnięte pięści. Otworzył jedną, tą w której trzymał ostrze - znajdowała się tam kula, jej prezent dla niego.
Otworzył drugą... Znajdowały się tam trzy palce, wśród nich jeden z obrączkami. Jego prezent dla niej.
I wtedy podjęła pewną decyzję. Cokolwiek zrobi, cokolwiek się stanie, cokolwiek powie - ona nigdy za nim nie pójdzie. Co więcej, pewnego dnia on zginie i to z jej ręki bądź rozkazu. Albo...
- No dalej - spojrzała mu się prosto w oczy - wyślij mnie do niego. Już i tak bardziej zranić czy skrzywdzić mnie nie możesz, więc co za sens zostawiać sobie popsutą zabawkę? Jesteś dokładnie taki, miałam rację.
Był niczym więcej, tylko zwykłym sadystą, chamem, skurwielem... lubującym się w ranieniu innych. A ona nienawidziła bólu psychicznego. W jej oczach musiał to już dostrzec, nigdy mu nie wybaczy tego, co właśnie zrobił.
"Zginiesz" - pomyślała.
Nie potrzebowała go.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Perzyn »

Angus McLean

Walter dopadł do Angusa, ale Szkot dał mu tylko ręką znak, że sobie poradzi. Póki, co obserwował zajście pomiędzy Anną a Dedalem. Wszystko rozgrywało się po jego myśli. No, może poza faktem, że Anna właśnie wykrwawiała się na dywan. Oryginalny, perski dywan. Robiony ręcznie i niemal równie stary jak jego właściciel. A obecnie nadający się jedynie do wyrzucenia. Cóż, nie można zrobić omletu nie rozbijając kilku jaj. Za to wrogość pomiędzy Anną a jej ojcem była mu bardzo, ale to bardzo na rękę. Podszedł do niej i pomógł jej utrzymać się na nogach, wierny sługa Walter natychmiast chwycił ją pod ramię z drugiej strony. - Dedalu, jestem zawiedziony twoim brakiem opanowania i barbarzyńskim zachowaniem, godnym jakiegoś brutala z Sabatu. Sądzę, że te emocje lepiej spożytkujesz odwiedzając niedobitki kartelu. Głos i ton jakim Angus wypowiedział te słowa był chłodny jak lód i suchy jak Sahara. Błysk zaskoczenia i zdziwionej satysfakcji w oczach Anny nie umknął spostrzegawczemu Szkotowi. Właśnie zdobył kolejny punkt w swojej grze, którą prowadził z całym światem. Skinął głową lokajowi, aby pomógł mu zabrać dziewczynę do jej pokoju. Gdy już ją ułożyli na łóżku powiedział. - Walterze, przynieś krwi z mojego barku. Dużo. Gdy ghul poszedł wykonać polecenie zwrócił się do Anny. - Napij się ze mną, vitae przyśpiesza gojenie ran. Poza tym wiedzę najlepiej przekazuje się komuś, kto nie pada z głodu. Była niezwykle zdziwiona. Zamrugała kilka razy oczami, ale szybko się opanowała poważniejąc. Spojrzała na Szkota taksującym, może nawet nieco wrogim wzrokiem.
- Co masz na myśli? - spytała czując, ze rzeczywiście przydałoby się już te ranę zagoić.
Jednak nie o to oczywiście pytała, raczej o deklaracje przekazania jej tak upragnionej wiedzy. Spojrzała się na swoja okaleczona dłoń, na miejsce, gdzie jeszcze kilka minut temu były piękne, długie palce. I obrączki. Dzika nienawiść zapłonęła w oczach Anny, zacisnęła wściekle pięści i spojrzała na Angusa wzrokiem, który mówił: 'Zabije go.' Angus popatrzył na nią z niezwykłą u niego czułością. Nigdy nie znalazł nikogo, kogo chciałby spokrewnić, ale ta dziewczyna wzbudziła w nim coś, co być może kiedyś leżało po drugiej stronie tej samej półki, co uczucia, jakimi ojciec darzy dziecko. Oczywiście nie zmienia to faktu, że i tak była dla niego przede wszystkim narzędziem, ale było to przynajmniej cenne narzędzie. - Twój ojciec nie jest wampirem, któremu można ufać. Wielkie nadzieje pokładam w tobie. Gotów jestem cię uczyć, ponieważ liczę, że go kiedyś odeślesz na wcześniejszą emeryturę. Słowa te wypowiedziane były w sposób zarezerwowany dla Imperatora mówiącego. Luke, strike your father down and take his place by my side. Lub dla samca alfa oferującemu dzikiemu psu zajęcie w stadzie miejsca w stadzie zajmowanego przez uporczywego konkurenta. W końcu wystarczy przegryźć jedno gardło, nieprawdaż? - Jednak choć żyjemy w najlepszym ze światów nie jest on idealny. Za wiedzę, która pozwoli ci zabić Dedala musisz zapłacić, a ceną będzie bezwzględna lojalność wobec mnie. Wysłuchała go i ostrożnie zważyła każde wypowiedziane przez niego słowo. Mogła być ranna i niemal umierająca, choć ciężko osobie martwej znów umierać, ale głupia nie była. Dawał jej to, czego pragnęła. A ona bardzo chciała to wziąć. Podjęła decyzje szybko, ale odczekała jeszcze, chwilkę, by myślał, ze poważnie to przemyślała.
- Będę... pod każdym względem lepsza od niego, możesz mieć pewność. Masz na to moje słowo - powiedziała i wzięła odruchowo głębszy wdech. - Przysięgam na śmierć mego męża.
Wzdrygnęła się lekko, jeszcze nigdy tego nie powiedziała nikomu. Że nie żyje. Zawsze zaznaczała, ze ukochany odszedł z jej życia i tyle, nie wdawała się w szczegóły. Ale miała nadzieje, ze Szkot jej uwierzy, wiedząc, jak wiele dla niej znaczyły te dwa drobne symbole miłości i małżeństwa. Spojrzała na puste miejsce na swej dłoni.
- Dedal zniknie tak szybko, jak tylko będę w stanie! - warknęła. Uśmiech na twarzy Angusa był szczery, w każdym razie tak szczery, na jaki było go stać. Noc była jeszcze młoda a równie młoda wampirka czekała aż ktoś ją nauczy jak chwycić nieżycie za pysk i stać się jego panem. A on był panem tej młodej wampirki. Wiedział, że jeśli da jej to, czego tak mocno zapragnęła to jej lojalność będzie równie wielka jak jej nienawiść do Dedala. Dedal był głupcem i nie potrafił docenić tej dziewczyny. Gdy rozmawiali do pokoju wszedł Walter i podał im krew. - Walterze, gdy już skończysz z moimi ranami zamów mi laskę mającą w środku zarówno kołek jak i rapier. W notesie znajdziesz numer rzemieślnika. Anna i Angus napili się a lokaj zaczął najdelikatniej jak mógł wyciągać tkwiące w plecach Szkota kule. Tymczasem Angus opowiadał. Opowiadał długo o wampirzej społeczności. O umiejętnościach, jakie posiada każdy wampir i o dyscyplinach należnych tylko konkretnym klanom. Mówił jej o Sabacie z jego barbarzyństwem i o Camarilli starającej się zachować Maskaradę. Wyjaśnił i wytłumaczył konieczność zachowania tajemnicy. Opowiadał jej o klanach. Opowiedział o dumnych Ventrue, o buntowniczych Brujah, o szalonych Malkavianach, rozmiłowanych w pięknie Torreadorach, mówił o ohydnych Nosferatu i o szukających wiedzy Tremre, o samotnych, Gangrelach i o tym, że są klany niezrzeszone w Camarilli a wręcz stojące w opozycji doń. Aż padło pytanie, którego z pewnym niepokojem oczekiwał. - A kim ja jestem? Na twarzy jej mentora pojawił się smutek. Nie był Torreadorem, ale czuł smutek na myśl, że ze świata zniknie odrobina piękna. - Jesteś jedną z Nosferatu. To stwierdzenie wstrząsnęło nią jak uderzenie w policzek. Jednak szybko opanowała się i jej twarz wykrzywił najgorszy z możliwych uśmiechów, dzika, słodka satysfakcja.
- Za to tez mi zapłaci, będzie żałował, ze nie zostawił mnie tam na pewna śmierć. Albo nie... - przerwała zamyślając się na chwilkę. - Nie zdąży tego pożałować, gdy już wpadnie w moje ręce.
Stwierdzenie padło w tak spokojny i pewny siebie sposób, ze Angus zobaczył siedzącego przed nim zabójcę. Kobieta wyglądała, jakby zawsze to w niej było, tkwiło bardzo głęboko i teraz powoli kiełkowało. Nie była zadowolona swoim losem, ale nie miała zamiaru płakać po nocach i użalać się nad sobą.
Wstała powoli i ostrożnie podeszła do lustra. Lewa dłonią przejechała po swoich białych i niewątpliwie pięknych policzkach. Dotknęła lekko sinych ust, spojrzała sobie głęboko w oczy. Palcami przeczesała długie blond włosy. Szybkim uderzeniem pięści zbiła lustro, które rozpadło się na tysiące drobnych kawałeczków. Angus jednak nie widział w niej złości.
- Wybacz te zniszczenia - przeprosiła i spojrzała na swoje zniekształcone odbicie w resztkach lustra. - Nie będzie mi ciebie brakować.
Powiedziała to do siebie, a raczej do swego odbicia. W życiu straciła już wszystko, teraz także Dedal odebrali jej ostatnia rzecz, która była jej cenna i sprawiała przyjemność. Powoli niszczył każdą cząstkę, która była ważna w jakiś sposób. Zabijał.
- Nie potrzebuje go - powiedziała w końcu na glos i uśmiechnęła się, w chwile później roześmiała się, choć Szkot nie mógł być do końca pewnym, o czym teraz mówi.
Na powrót usiadła i spojrzała mu głęboko w oczy. Miała niesamowicie, wręcz nienaturalnie jasne tęczówki. Przywodziły na myśl lód, lub zamarzniętą, pokryta szronem tafle lodu.
- Wiec? - zapytała po chwili, jakby oczekując konieczności podpisania cyrografu. Stary był zadowolony z kierunku, w jakim pchnął Annę. Co prawda spodziewał się, że posunie się ona w nim niczym ze stromego zbocza, ale z nią wszystko było przeskalowane. Dlatego lepszą metaforą byłoby jakby zepchnął ją z klifu prosto w morze nienawiści. Cóż, skoro jesteś na to gotowa moja droga to pora przypieczętować naszą umowę. Skinął na będącego wciąż w pobliżu Waltera. - Przynieś kieliszek. Sam wziął do ręki niewielki nóż do otwierania listów i naciął swój nadgarstek. - Musisz napić się mojej krwi trzy razy. Nie będę nadużywał więzi, potraktuj to raczej jako zabezpieczenie lojalności. - Więzi? - spytała bardzo zaciekawiona. - Czym ona jest i co to da?
Nie, nie wahała się nawet przez chwile, ale chciała wiedzieć. Głowa już niemal pękała jej od nadmiaru informacji.
- Już i tak się zgodziłam i obiecałam lojalność, jeśli pragniesz czegoś więcej, chce znać szczególny. Ale wiedz, ze nie mam zamiaru się już wycofać. Twa gra za bardzo mnie wciągnęła! - zaśmiała się i patrzyła, jak gęsta ciemna krew powoli wysącza się z rany Szkota. Stary wampir podał jej kieliszek, który zdążył się wypełnić krwią. - Gdy napijesz się mej krwi jeden raz połączy nas więź zbliżona do tej jaka łączy cię z Dedalem, i nie mówię tu o uczuciach ale o jego wpływie jako rodzica. Gdy napijesz się drugi raz nie będziesz już nigdy w stanie zwrócić się przeciw mnie. Gdy napijesz się trzeci raz, więź stanie się ostateczna a ja zostanę twoim Mistrzem. Przez cały czas Angus miał poważną minę. - Lubię cię, poza tym lubię jak moje sługi wykazują się własną inicjatywą, dlatego myślę, że pozostaniemy przy dwukrotnym wypiciu przez ciebie mojej krwi. Momentalnie kobieta spoważniała na twarzy. Wzięła od wampira kieliszek, zamieszała nim i spojrzała znad krawędzi uwodzicielsko.
- Zgoda, ale mam dla ciebie jeden... warunek - powiedziała i widząc pytające spojrzenie uśmiechnęła się. - Nie będę już dla ciebie Anna, od tej pory zaczniesz mnie nazywać po imieniu. Ouzaru.
Przyłożyła kieliszek do swych warg czekając na odpowiedz i uśmiechała się lekko. Angus popatrzył na Ouzaru zaciekawiony. Cóż, ustępstwo drobne i niemające znaczenia. - Cóż, przychylę się do twej prośby. Ouzaru. Szczególny nacisk położony był na słowo prośba. Warunki mógł stawiać Angus, w tym związku to on był panem. Podając jej drugi kieliszek powiedział. A zatem za twój rozwój i za twą zemstę. A teraz sądzę, że oboje powinniśmy odpocząć, to była długa noc. Kiwnęła głową i szybkim łykiem przypieczętowała swój los. Gęsta ciecz rozlała się w jej wnętrzu i kobiecie zrobiło się dziwnie. Potężny zawrót głowy powalił ja na poduszki, nim Szkot wyszedł, już spala.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Pokręciła głową. Rzucali sobą o ściany, obcinali sobie palce, wyzywali się i obrażali.
A przecież można stworzyć zdrową relację między Stwórcą i pomiotem.

Zhou patrzyła na nich jak na szaleńców, czekając, aż skończą. Potem jednak za Anną poszedł Angus, więc uznała, że jej pomoc jest już niepotrzebna. Spojrzała na Hektora.
I szybko odwróciła wzrok. On jej nienawidził. Nie należy się z nim zadawać, bo nie zmieni nastawienia.
Była tego pewna tak mocno, jak gdyby wykrzyczał jej to w twarz.
Dedal?
...
Poszła do swojej nory... Cholernie wielkiej nory, jakim cudem ona mogła spokojnie spać w takiej wielkiej sypialni? Przecież to jest jak wyżyna w Tybecie, tylko z sufitem, który wygląda jakby zaraz miał spaść, bo ściany są tak daleko że ich nie widać.
Dość ruchu na dziś. Trzeba... Najpierw wyjąć kulę z uda, tak?
Usiadła na łóżku, zastanawiając się nad czymś. Nie spieszyło jej się. Tao nigdy się nie spieszy i zawsze jest na czas. Patrzyła w regał z książkami, stojący przed nią. Nagle wstała i wybrała jedną, po czym poszła z powrotem do salonu.
Dedal czy Hektor? Mimo wszystko, łatwy wybór.
- Hektorze, czy mógłbyś mi pomóc pozbyć się tej kuli, która została w udzie? Nie chciałabym żeby się tam zarosła, to nieprzyjemne, jak słyszałam - mówiła cicho, ze spuszczonymi oczami. Jak zwykle.
Hektor rozejrzał się niepewnie, ale uznał, że żadnego innego Hektora tu nie ma.
Powinienem nienawidzić żółtych, pomyślał. Ale pan McLean na pewno chciałby żebym pomógł.
- Dobrze, pomogę Ci.
Wziął kuchenny nóż z kuchni i poszli do łazienki. Tam Zhou skupiła się przez chwilę, zbierając całą krew z ciała w klatce piersiowej, żeby nie pobrudzić zbytnio łazienki, i zsunęła jedwabne spodnie.
Oczom Hektora ukazały się prawdopodobnie najzgrabniejsze nogi, jakie kiedykolwiek widział. Wiele lat treningów i pieszych wycieczek sprawiło, że były szczupłe, lekko umięśnione i bardzo piękne. Rana na udzie nie była do końca zasklepiona, wyraźnie było widać, gdzie tkwi kula.
Azjatka przysiadła na brzegu wanny, wyciągając ranną nogę przed siebie, tak żeby Hektor miał łatwy dostęp do rany. Błogosławiła swój stan. Gdyby nie była wampirzycą, pewnie byłaby już czerwona jak burak... Pierwszy raz jakiś mężczyzna widział ją w samej bieliźnie.
Hektor kombinował z raną dłuższą chwilę, nie wypłynęła z niej jednak nawet jedna kropla krwi. Dziewczyna zaciskała palce na krawędzi wanny, bo nieszczególnie ostre narzędzie zadawało sporo bólu. Była przyzwyczajona do bólu, ale wciąż... Był nieprzyjemny. Kiedy to się zmienało, znaczyło to że dzieje się coś złego, prawda?
Na siedemdziesięciu siedmiu Buddów, dlaczego Anna nie mogła tego zrobić? Wprawdzie na pewno nie byłaby delikatniejsza, ale przynajmniej jest kobietą... A tak musiała obnażać się przed Hektorem.
Po chwili wampir podał jej wyciągniętą kulę. Dziewczyna podziękowała mu z uśmiechem, ale nie zdołała zmusić się, żeby popatrzeć mu w oczy. Szybko założyła spodnie z powrotem, wyszła z łazienki szybkim krokiem, chowają kulę do kieszeni i rzuciła tylko:
- Idę w miasto!
Nagle jednak zatrzymała się i spojrzała na swoje spodnie. Westchnęła cicho i wróciła jeszcze do sypialni, przebrać się. Młoda Chinka w przestrzelonych spodniach mogłaby wzbudzić zbyt duże zainteresowanie nieodpowiednich ludzi. Założyła spódnicę do kostek i zwyczajną, czarną bluzkę. Rzadko musiała uciekać się do gonienia za uciekającą ofiarą... Na szczęście.
Wyszła z mieszkania i ruszyła w miasto... Będzie musiała dopaść co najmniej trzech ludzi, żeby żadnego za bardzo nie osłabić, bo zostało jej mało krwi.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany