[D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie (Porzucona przez MG)

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Nirus
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 16:17
Numer GG: 7526210

[D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie (Porzucona przez MG)

Post autor: Nirus »

Najpierw kilka słów od MG (czyli kilka zasad):
Jak myślę każdy z was już grał na forum jednak pozwolę sobie przypomnieć kilka obowiązujących zasad i reguł.
Postępowanie naszych postaci piszemy normalnie.
Myśli piszemy w cudzysłowie " "(tak ogólnie to mogą nawet nie występować). np. "To mi się coraz bardziej nie podoba"
Słowa oraz dialogi piszemy od myślników kursywą. np. Witaj przyjacielu
Mechaniczne sprawy piszemy w nawiasach ( ). np. (Używam atutu Potężny atak, odejmuje wartość 3)
Poza sesją sprawy do MG można pisać na końcu postu, po oddzieleniu pogrubione ale preferowałbym pytania i sprawy przedstawiać na info.
Jeśli chodzi o odpisywania to postaram się to robić w miarę szybko czego także oczekuje od was. Oczywiście jak ktoś nie może to inna sprawa ale prosiłbym o odpisywanie w miarę swoich możliwości. Ja mam czas codziennie od 16 do 22. To myślę że teraz możemy przejść do gry.

Wstęp
Seastall - małe miasteczko portowe leżące na skraju zachodnich krain Caveral. Tego leniwego, gorącego poranka Kapitan Foley wraz ze swoją załogą przybili do portu aby odpocząć od morskich wypraw oraz znaleźć następny towar do przewozu. Dzień nie zapowiadał się wyjątkowo, kapitan z marynarzami wstąpili do portowej knajpy aby odpocząć i zjeść smaczny, ciepły posiłek. Właśnie wtedy wydarzyła się rzecz, której Foley spodziewał się najmniej.

Sa'ela oraz Rannek
Już od kilku dni podróżujecie na zachód w poszukiwaniu nowych doświadczeń i wrażeń. Jednak ostatnimi czasy nic wartego uwagi nie dzieje się w okolicy. Na waszym horyzoncie pojawiło się małe drewniane miasteczko położone nad morzem. Postanowiliście wstąpić. Waszym pierwszym celem była lokalna karczma usytuowana niedaleko bramy. Mieliście nadzieje zdobyć tam jakieś ciekawe informacje, rozerwać się, uzupełnić zapasy i odpocząć. Karczma nie była zbyt duża i tłumna. Mała prostokątna hala wypełniona była starymi, drewnianymi stolikami. Na jej końcu była stara, drewniana lada za którą powinien znajdować sie gospodarz. Jednak mimo waszych oczekiwań Karczmarz musiał być gdzie indziej. Postanowiliście na niego poczekać, usiedliście przy jednym ze stolików przy ścianie. Niedaleko was siedziało dwoje ludzi rozmawiających ze sobą. Nie wyglądali zbyt szczególnie. Rozmawiali na tyle głośno że nie mieliście problemu z zrozumieniem ich.
-Słyszałeś o tej wyprawie jaką urządza ten no... jak mu tam było? - odezwał się pierwszy lekko zachrypniętym głosem
-Masz na myśli Foleya? Przecież to zwyczajny szczur. Do tej pory zajmował się przewozem towarów z portu do portu, myślisz że mogło spotkać go coś ciekawego?
-Nie wiem. Ale obiecał niezłą sumę za ochronę jego statku podczas wyprawy. Ponoć sięga nawet kilku tysięcy platyny. Nikt nie wywiesza ogłoszenia bez powodu tym bardziej znany wszystkim Foley. Ja się zgłoszę.
-Ja nie mam zamiaru narażać życia dla jakiś kilku monet. Jak chcesz to płyń z nim, ja zostanę tutaj.
-Jesteś pewien, że nie chcesz? Trudno, zrobię to sam. Jeśli jednak zmienisz zdanie jutro wieczorem Foley zbiera wszystkich przy północnej części portu, niedaleko statku "Cień Fali".
Po tych słowach człowiek z zachrypniętym głosem wyszedł.

Gabriel
Wieści szybko się rozchodzą. Jako pierwsze trafiają do osób, które mają bliski kontakt z ludźmi. Przybyłeś do Seastall kilka dni temu aby wykonywać swoją prace. Zainteresowała cię wieść o wyprawie Foley'a oraz suma jaką obiecał. Od jakiegoś czasu dotykały cię pewne kłopoty finansowe, potrzebowałeś więcej pieniędzy aby dalej zajmować się tym czym do tej pory. Postanowiłeś się zgłosić jako ochroniarz statku. Miałeś się spotkać z Foleyem następnego dnia wieczorem w pobliżu "Cienia Fali" - statku przycumowanego w północnej części portu.

Kea
Doszły cię słuchy, że człowiek o imieniu Foley znał twojego ojca. Często przebywał on w małym portowym miasteczku Seastall gdzie przyjmował zlecenia. Aby dowiedzieć się więcej postanowiłaś spotkać go osobiście. Z wielkimi nadziejami wyruszyłaś na zachód. Kiedy przybyłaś do miasta postanowiłaś zebrać informacje na temat kapitana. Jednak nikt nie chciał z tobą rozmawiać, każdy tylko znajdywał wymówki, że nie ma czasu. Zrezygnowana zapytałaś staruszki siedzącej na ławce.
-Więc szukasz kapitana Foley'a młoda damo. - Staruszka poprawiła okulary na nosie - Każdy go zna w tym mieście. To stary poczciwy mężczyzna. Zajmuje się przewozem towarów. Ostatnimi czasy przygotowuje jakąś wyprawę i potrzebuje ludzi do ochrony swojego statku. Jesteś duża i wyglądasz na silną, on właśnie potrzebuje kogoś takiego jak ty. Jeśli naprawdę chcesz się z nim spotkać powinnaś wybrać się jutro wieczorem w pobliże "Cienia Fali", statku stojącego w północnej części portu.

Drake
Już od kilku dni przebywałeś w Seastall. Zatrzymałeś się w mieście na dłużej by uzupełnić zapasy i wyruszyć w następna podróż. Ostatniego dnia twojego pobytu pakowałeś się w wynajętym pokoju gospody. Wyszedłeś na ulice aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Twoją uwagę przyciągnęło świeżo wywieszone ogłoszenie na ścianie budynku. Informowało ono o Kapitanie Foley'u, który organizował morską wyprawę po skarb. Obiecał on niesamowitą sumę za ochronę statku. Chętni na posadę ochroniarza mieli się spotkać jutro wieczorem w pobliże "Cienia Fali" - statku przycumowanego w północnej części portu. Może jednak nie warto wyjeżdżać?
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 16 lutego 2009, 16:41 przez Nirus, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Obrazek
Ouzaru

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Ouzaru »

Sa'ela & Rannek

- Co za dziura zabita dechami - mruknęła szlachcianka.
I był to chyba najlepszy opis krajobrazu otaczającego ich małego miasteczka. Brnąc przez błotnistą drogę przeklinała idiotę, który ukradł jej konia. Całe szczęście, że bagaże mieli wtedy przy sobie i nic nie zginęło.
- Myślisz, że dostaniemy w tej norze jakiegoś wierzchowca? - zapytała, rozglądając się na boki.

- Myślę, że resztę drogi powinnaś pokonać na pieszo, Sa'elo. Tak jak do tej pory – mruknął w odpowiedzi Rannek, szturchając lekko boki swojego czarnego araba Vixena. - A jeszcze raz spróbujesz mi uciec, to przekonasz się jak potrafię być niemiły. I nie obchodzi mnie to, co mówił twój ojciec. Robota robotą i dostarczę cię na miejsce nienaruszoną, choćbym miał cię związać i zakneblować. – Uśmiechnął się do niej rozbrajająco.

- A tylko spróbuj! - Posłała mu rozgniewane spojrzenie, którym można by uśmiercić smoka. - Wtedy to TY się przekonasz, jak JA potrafię być niemiła i jak mogę uprzykrzyć ci życie...
Skrzyżowała przedramiona na piersiach i ruszyła w kierunku karczmy. Wiedziała, że z tym facetem nie ma co zaczynać, już się przekonała, że nie jest pierwszym lepszym idiotą, którego może sobie owinąć dookoła palca i wykiwać. Choć był tylko ochroniarzem, zdawał się być inteligentniejszy od jej ojca i sprytniejszy od każdego znajomego dziewczyny. I, cholera, był wart grzechu... Sa'ela spojrzała się ukradkiem na starszego wojownika, a jej bursztynowe oczy błysnęły iskrą zaciekawienia.

- Już się o tym przekonałem, moja droga – odparł beznamiętnie. - Twoja ruda główka nie jest w stanie wymyślić nic, czego nie mógłbym się po tobie spodziewać.

Ochroniarz spojrzał kątem oka na Sa'elę. Obrażona mina dodawała tylko uroku tej wiewiórce i mężczyzna wcale nie dziwił się, dlaczego jej ojciec tak bał się o zdrowie i życie córki. Pełne biodra, duże piersi i ta wspaniała twarzyczka to był wabik na każdego faceta. Dlatego też Rannek dostał tę robotę i obiecał ojcu dziewczyny, że żaden gnojek nie położy na niej nawet palca... choćby miał zginąć.

Gdy w końcu dotarli do jakiejś podrzędnej karczmy i rozsiedli się wygodnie przy stoliku ich uszu doszły jakieś rozmowy. Niby nic nowego i ciekawego, w końcu niemal w każdej gospodzie można było usłyszeć jakieś dziwne pogłoski, jednak Sa'ela wydawała się zaaferowana tym, co powiedzieli mężczyźni. A Rannek już dobrze wiedział co to oznacza...

- Rannek - dziewczyna szepnęła, szarpiąc go za rękaw. - Słyszałeś? Chcę popłynąć, jeszcze nigdy nie płynęłam! Poza tym statkiem byśmy nieźle skrócili drogę i czas podróży... no i nie musiałabym iść...
"Może nawet byśmy wybrali się w przeciwnym kierunku lub zgubili?"
- dodała w myślach, uśmiechając się lekko.

- Popłyniesz, gdy dotrzemy do markiza Vorstera, twojego przyszłego męża. On z pewnością ma jakieś okręty, na których będzie cię zabierał we wspaniałe podróże. – Rannek roześmiał się ukazując rządek białych, równych zębów. - Nie ma mowy, nigdzie nie płyniemy, twój ojciec wyznaczył nam konkretną trasę i jej się będę trzymać. - Skoncentrowany rozglądał się po sali oczekując, aż w końcu przyjdzie do nich jakiś pachołek karczmarza, lub sam gospodarz. Rannek, ochroniarz Sa'eli, był głodny niczym niedźwiedź...

Westchnęła i zwiesiła głowę, tak czuła, że się nie zgodzi.
- No ale... No... Nie bądź taki! Przecież to dopiero dziecko, zapewne nawet nie wie, co to jest okręt. Jeśli mam sobie zmarnować życie u boku jakiegoś dwunastolatka, to chcę wcześniej odbyć jakąś przygodę. Proszę, obiecuję, że będę grzeczna... - powiedziała, rzucając mu błagalne spojrzenie i kładąc dłoń na jego dłoni. Oczywiście nigdy nie dotrzymywała danego słowa, ale nie zaszkodziło spróbować.

Rannek spojrzał na nią podejrzliwie. Różne rzeczy obiecywała mu już podczas ich wspólnej podróży i zawsze musiał ratować jej jędrny tyłeczek z opresji, toteż z lekkim uśmiechem na twarzy podszedł do tego, co mówiła. Choć w sumie... mógł mieć niezłą zabawę... W końcu na okręcie raczej nie będzie próbować mu uciec... I poczuje, czym jest życie na morzu.

- Dobra... - rzekł po chwili. - Ale spróbuj jakiejś sztuczki, a wyrzucę cię za burtę i zostawię na pożarcie Krakenowi... Chociaż ty pewnie nawet nie wiesz co to jest... - Pokiwał głową zrezygnowany.

- Wiem, co to Kraken, za kogo ty... Zaraz! - Spojrzała się na mężczyznę, odwracając głowę w jego stronę tak szybko, że niemal smagnęła go włosami po policzku. - Ty się zgodziłeś? Znaczy... że popłyniemy? Naprawdę?
Gdy skinął głową, poderwała się z krzesła i rzuciła mu się na szyję. Nie odmówiła sobie przyjemności usadowienia dwóch młodych pośladków na jego kolanach i obdarowania go całusem w policzek.

- Tak, popłyniemy – powiedział ochroniarz i zmarszczył brwi, gdy Sa'ela wylądowała na jego kolanach. Już dawno nie czuł przy sobie tak delikatnego, kobiecego ciała, tego oszałamiającego ciepła i zapachu... Nie musiał jej obejmować, by czuć się przy niej dobrze... NIE! Był jej ochroniarzem, za to płacił mu ojciec szlachcianki, musiał się opanować. Zacisnął zęby i rozkładając szeroko ręce, rzekł do niej: - Popłyniemy, Sa'elo, a teraz łaskawie zejdź ze mnie. Jeśli brakuje ci czułości, to pomyśl, że niedługo obściskiwać będziesz się z Vorsterem, na pewno ci przejdzie. - Chwycił dziewczynę w pasie, zdjął ją z siebie i posadziwszy obok powiedział: - Wiem, że nie dotrzymasz słowa, ale skoro masz wyjść za dwunastolatka, to jednak chyba coś ci się należy od życia. Bo później będzie gorzej... - Na jego twarzy wykwitł dziwny uśmiech.

- Gorzej? Czyli? - zapytała, wyraźnie zaintrygowana. Coś w jego uśmiechu ją zaniepokoiło, bynajmniej nie chciała zostać żoną dziecka. - Skarbie, nie brakuje mi czułości, po prostu cię lubię - stwierdziła, wracając szybko do poprzedniego tematu i uśmiechnęła się uroczo. - Poza tym jak wszyscy będą myśleli, że jestem twoją kobietą, to będziesz miał mniej roboty. Kto by ci chciał podskoczyć, co? - Puściła mu oczko i znów przymierzyła się, by zasiąść na jego kolanach. - No, nie wstydź się.

- Hehe, myślisz że to kwestia wstydu?! - mruknął z pewnością w głosie. - Twój ojciec wynajął mnie po to, bym cię chronił, a nie z tobą spał. A to zasadnicza różnica, jakbyś nie zauważyła. Inni mogą myśleć, że jestem twoim facetem – osobiście mi to wisi, bo tak czy tak, żaden facet cię nie dotknie... łącznie ze mną. – Uśmiechnął się krzywo i zepchnął ją z siebie.

- No ale nie odpychaj mnie tak przy wszystkich... - burknęła obrażona. - Nie musisz ze mną spać, przecież nic takiego nie powiedziałam. Zresztą, myślisz, że chciałabym z TOBĄ spać? Ha! Nie żartuj!
Zrobiła swą nadąsaną minę i machnęła ręką. Przez chwilę patrzyła się gdzieś w bok, w końcu odwróciła się do wojownika i uśmiechnęła szeroko. Znał ten uśmiech, już jej coś chodziło po głowie. I jemu się to na pewno nie spodoba...

- Myślę, że chciałabyś coś więcej niż ze mną spać. Ale wybacz dziecko, nie te progi... Chciałabyś bym uważał cię za świetną kobietę, ale musisz trochę DOROSNĄĆ do tego miana... – Uśmiechnął się szyderczo, patrząc wprost w jej oczy. Musiało ją to wkurzyć. I wkurzyło. Z impetem wstała od stołu i poszła szukać karczmarza. Chciała natychmiast wynająć sobie pokój na noc, wziąć kąpiel i położyć się.

Gdy przemierzała salę, wiele głodnych spojrzeń śledziło jej młode, zgrabne ciało. Jednak dziewczyna zdawała się albo tego nie widzieć, albo po prostu ignorować. Zresztą, niech Rannek się tym martwi. Ruszył za nią natychmiast, kiedy tylko wstała i był nieźle wkurzony. Spojrzenia napalonych dziadków gasił swoim własnym – szybko wracali do własnych zajęć, widząc dobrze zbudowanego mężczyznę w kolczudze i przy mieczu. Chwycił Sa'elę za ramię i przyciągnął do siebie.

- Gdzie to się wybierasz? Najpierw coś zjemy, a potem wynajmiemy wspólny pokój, dziewczynko...
- Nie jestem dziewczynką
- syknęła, usiłując uwolnić się z jego uścisku. Niestety nie było to takie łatwe i jedynie przez chwilę szarpała się z wojownikiem. Spojrzała mu gniewnie w oczy, jednak nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. - Dobrze... - westchnęła, poddając się. - Ale masz być dla mnie milszy!
Oczywiście na koniec musiała dorzucić swoje ostatnie zdanie, ale już do tego przywyknął. W milczeniu wrócili do wspólnego stolika i poczekali, aż pojawi się ktoś, żeby wziąć ich zamówienie. Potem mieli zamiar wynająć pokój, Sa'ela oczywiście chciała wziąć ciepłą kąpiel i wyspać się w wygodnym łóżku...

[Tak jak napisane - zjedzą coś, idą się umyć i spać... są chętni do wypłynięcia ;) Sorka, że taki post długi, ale jak zawsze się zagadaliśmy ^^' Mam nadzieję, że tasiemce nie będą nikogo zniechęcać ;) Na dole możemy umieszczać spoiler :P]
Intimite.jpg
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Mekow »

Kea

Dziewczyna nie rozumiała, gdzie się tak wszyscy spieszą. Dopiero po jakimś czasie uznała, że zapewne tak się żyje w dużym mieście, że tutaj po prostu nie ma czasu na rozmowy, bo wszyscy mają dużo pracy. Miała nadzieję, że tak jest, bo innym rozwiązaniem tajemnicy byłby fakt, że nikt jej tutaj nie lubi, a tego by nie chciała - byłoby to zbyt smutne.
Na szczęście udało się znaleźć kogoś kto poświęcił jej chwilę czasu - miłą starszą panią.

Kiedy kobieta mówiła, półolbrzymka usiadła na ławce obok niej, ale nie za blisko. Uważała przy tym, aby zrobić to delikatnie, gdyż nie znała wytrzymałości owego siedziska.
- Bardzo pani dziękuję. - powiedziała uprzejmie Kea. - Nikt nie chciał mi pomóc. - pożaliła się smutnym, ale nadal miłym głosem.
- Tak, ja pójdę się z nim spotkać. A miły on jest? A jak wygląda? Ja też zajmowałam się przewozem towarów, więc jakoś się z nim dogadam.
- Ja nigdy nie widziałam morza. A ładne ono jest? A daleko trzeba tam iść?
- Kea dość szybko zadawała pytania, a jej spojrzenie zdradzało ciekawość i oczywiście radość z odbywanej rozmowy. Jej głos był bardzo uprzejmy i to co mówiła nie powinno zostać odebrane jako natrętstwo.

Nie miała zamiaru najmować się do ochrony i nigdzie płynąć. Jeśli ten człowiek faktycznie coś wie, to Kea dowie się gdzie szukać ojca, a potem uda się we wskazanym kierunku - taki miała plan.




_________________
Mekow się nie odmienia ;)

Mam R - było MG, jest mgr

"... byłby to z mojej strony przejaw optymizmu graniczącego z głupotą."
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 24 listopada 2008, 11:12 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
nerv0
Pomywacz
Posty: 45
Rejestracja: poniedziałek, 1 września 2008, 14:44
Numer GG: 0

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: nerv0 »

Gabriel

Gabriel z uwagą wysłuchiwał wszystkich wieści krążących po tej mieścinie, już od jakiegoś czasu szukał czegoś co pozwoliło by mu się trochę dorobić, a tu proszę taka niespodzianka. Ochrona statku, na ale cóż żaden pieniądz nie śmierdzi. Do tego ten kapitan, kto normalny oferował by takie sumy za robotę, którą równie dobrze mogli wykonywać marynarze? Sprawa wyglądała co najmniej podejrzanie.

Chłystek, który rozgłaszał swoją wieść widząc, że jego towarzysz nie jest tym zainteresowany wstał od stolika i odszedł. Gabriel przez chwilę wodził za nim swymi wyblakłymi oczyma jak gdyby oceniając, w końcu jednak jego wzrok skierował się na powrót w stronę stojącego przed nim kufla, uniósł go lekko trzęsącą się ręką potrzymał go przez chwilę w powietrzu i zaklął w myślach. Odłożył kufel na stół i wyciągnął zza pazuchy małą fiolkę, z której wyjął jakąś pigułkę. Natychmiast ją połknął. Ręka przestał drżeć.

Wróciła miał już wstać od stolika, ale jego uwagę zwróciło jakieś poruszenie, młoda dziewczyna zaczęła siłować się z jakimś drabem, który równie dobrze mógłby tu robić za drzwi. Usłyszał fragment ich kłótni, szczególnie ta część o popłynięciu statkiem wprawiła go w kiepski humor, jęknął w duchu gdy usłyszał jak ta góra mięcha ulega wdziękowi dziewczyny. Zdusił w ustach przekleństwo. Mógł się spodziewać, że niejeden połasi się na małą fortunkę, ale ta gówniara potraktuje to jako wycieczkę! Będą z tego kłopoty.

Wreszcie jednak coś zaczęło się dziać od szynkwasu wstał ten wytatuowany łysol i ruszył do wyjścia. Gabriel odgarnął z twarzy strąki przepasanych siwizną, czarnych włosów, odczekał parę chwil i także opuścił gospodę, ten dzień nie był jednak zmarnowany.
GOD'S IN HIS HEAVEN. ALL'S RIGHT WITH THE WORLD.

All color...
But the black.
Eriol Velcrow
Marynarz
Marynarz
Posty: 367
Rejestracja: poniedziałek, 17 grudnia 2007, 18:05
Lokalizacja: Kopenhaga
Kontakt:

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Eriol Velcrow »

Drake

"To może być ciekawe... Muszę się coś o tym dowiedzieć" Minęło południe i powoli zaczął zbliżać się zachód. Drake, ubrany w długie czarne spodnie, białą koszulę wyciętą zarówno u góry jaki i od dołu ukazującą jego nienagnaną i całkiem dobrze rozbudowaną sylwetkę... no i oczywiście w czarną skórzaną kamizelkę z którą nigdy się nie rozstawał, poszedł w kierunku portu, swobodnie przechadzając się po wąskich uliczkach, tak charakterystycznych dla każdego nadbrzeża portowego miasta. Czuł się on bardzo pewnie - był tu obcy, ale mimo to ze spokojem i bez najmniejszych obaw mijał grupki marynarzy których raczej można było wziąć za zbirów niż za prawdziwych morskich podróżników. Nie nosił żadnej widocznej broni (swój miecz zostawił w wynajętym na te kilka dni pokoju) ale stanowczo nie mógł uchodzić za bezbronnego. Ten srebrno włosy mężczyzna emanował aurą tajemniczości, a buta z niego bijąca wręcz odstraszała potencjalnych rywali. Zaczął zapadać zmrok... "Czas dowiedzieć się co nieco o tym kapitanie". Elterstorm wrócił do karczmy gdzie wynajmował pokój, chwilę posiedział w swoim pokoju, przebrał się w świeża koszulę i poszedł do pomieszczenia ogólnego zabierając przy okazji swoją ulubioną gitarę. Sala była bardzo zatłoczono - w środku przy chaotycznie porozstawianych stolikach siedziało mnóstwo ludzi - zarówno marynarzy którzy czekali na kolejny rejs jak i kupców i zwykłych wędrowców. Nie bacząc na spojrzenia rzucane na niego przez stałych bywalców karczmy, spokojnie podszedł do lady. Karczmarz spojrzał na niego spode łba i rzucił krótkie pytanie:
-Czego?
-Kufel piwa - odpowiedział ostrym tonem przybysz, i wyjął płynnym ruchem jeden z ukrytych sztyletów - To jest wasza legendarna gościnność?
-Hej, spokojnie przyjacielu - powiedział szybko, nalewając piwo z beczki. - Witam szanownego gościa w progach mojego skromnego dobytku. Nazywam się Garol a ta karczma należy do mnie. - i dodał widząc że nowo przybyły wyjmuję sakiewkę - nie trzeba przyjacielu, pierwsza za darmo. W końcu po raz pierwszy zszedłeś tu od czasu swojego przybycia...
-Drake, po prostu Drake - odrzekł widząc oczekujący wzrok Garola - Jak widzę sporo osób u was pije.
-Ano tak, duży ruch w interesie w czasie sezonu... Wiesz statki przypływają, inne odpływają a marynarze zawsze tacy sami - piwa, dziewek i dobrej historii. Nie miałeś problemów przy bramach? W czasie szczytu sezonu handlowego często strażnicy nie wpuszczają pojedynczych wędrowców

- Jakoś mi się udało - przybysz uśmiechnął się tajemniczo - Powiedzmy, że strażników powaliły moje argumenty. - i zaraz dodał biorąc gitarę - Mogę?
-Jeśli ktoś będzie Cie słuchał - odrzekł Karczmarz.
Drake wziął gitarę i zaczął cicho grać. I wtedy stała się rzecz zdumiewająca - w budynku powoli zapadł cisza, umilkły wszelkie rozmowy i kłótnie, a wszystkie oczy zwróciły się w kierunku grającego. A on powoli zaczął nucić piękną, zapomnianą już melodię której dźwięki za chwilę rozbrzmiały w całej Karczmie.

Ze świata czterech stron,
Z jarzębinowych dróg,
Gdzie las spalony, wiatr zmęczony, noc i front.
Gdzie nie zebrany plon,
Gdzie poczerniały głóg,
Wstaje dzień.

Za dzień, za dwa,
Za noc, za trzy,
Choć nie dziś.
Za noc, za dzień,
Doczekasz się,
Wstanie świt.

Słońce przytuli nas do swych rąk
I spójrz - ziemia ciężka od krwi,
Znowu urodzi nam zboża łan, złoty kurz.
Przyjmą kobiety nas pod swój dach
I spójrz - będą śmiać się przez łzy.
Znowu do tańca ktoś zagra nam.

Za dzień, za dwa,
Za noc, za trzy,
Choć nie dziś.
Za noc, za dzień,
Doczekasz się,
Wstanie świt.

Chleby upieką się w piecach nam.
I spójrz - tam gdzie tylko był dym,
Kwiatem zabliźni się wojny ślad, barwą róż.
Dzieci urodzą się nowe nam.
I spójrz - będą śmiać się, że my
Znów wspominamy ten podły czas, porę burz.

Za dzień, za dwa,
Za noc, za trzy,
Choć nie dziś.
Za noc, za dzień,
Doczekasz się,
Wstanie świt.


Drake odłożył gitarę jakby nic się nie stało i odwracając się do Karczmarza rzekł:
-A słyszałeś może o Kapitanie Foley'u? Wiesz coś ciekawego na temat jego wyprawy?

Po usłyszeniu odpowiedzi od Karczmarza Drake spróbował dyskretnie zyskać jakieś informacje od innych gości Tawerny wydając kilka sztuk złota jeśli zaszła potrzeba postawienia jakichś wystrzałowych napojów. Po uzyskaniu informacji Drake poszedł na górę do swojego pokoju i rzucił się na łóżko.
To nigdy nie przestanie mnie męczyć- powiedział na głos. - Czas skorzystać z innych środków
Elterstorm telepatycznie skontaktował się ze swoim chowańcem - pięknym sokołem którego miał odkąd był mały i polecił mu obejrzeć "Cień Fali".

Niezależnie od uzyskanych informacji, Drake rano zebrał wszystkie swoje rzeczy, przypiął do pasa miecz, przewiesił sobie przez ramię gitarę i po uregulowaniu kosztów pobytu w tawernie udał się na miejsce spotkania.
There is no emotion; there is peace.
There is no ignorance; there is knowledge.
There is no passion; there is serenity.
There is no chaos; there is harmony.
There is no death; there is the Force.



Zdjęcia
Ouzaru

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Ouzaru »

Rannek&Sa'ela (spam-post)

Służka przyniosła ciepłą wodę do balii i Sa'ela zamieniła z nią cicho kilka słów. Nie słyszał, co mówiła, ale miał nadzieję, że nie będzie robić nic głupiego. Rozsiadł się wygodnie na swoim łóżku i czujnie obserwował, jak dziewczyna szykuje się do kąpieli. Stanęła tyłem do niego, zrzuciła z siebie górną część garderoby i zaczęła pieczołowicie rozczesywać swoje długie włosy. Nie odzywała się i nawet kiedy weszła do przygotowanej wody, milczała. Pomyślał, że albo się obraziła, albo się relaksuje. Tak czy inaczej miło było posłuchać ciszy w miejsce jej nieustającego marudzenia. Po jakimś kwadransie rozległo się pukanie do drzwi, Rannek wziął miecz i poszedł otworzyć.

- Wino dla pani - usłyszał głos młodej dziewczyny.
- No, w końcu - mruknęła Sa'ela. - Wpuść ją i nalej mi.
"Nalej?" - pomyślał zdziwiony, ale jeszcze bardziej się zdziwił widząc cały dzban.
Rannek uśmiechnął się krzywo, zabrał dzban dziewczynie i dziękując na szybko za fatygę zamknął jej drzwi przed nosem nim tamta zdołała cokolwiek powiedzieć. Popatrzył na zawartość naczynia i rzekł do Sa'eli.

- Ty zamierzałaś to sama wypić? Byś się nawaliła jak stodoła w żniwa... - roześmiał się i położył dzban na komodzie obok własnego łóżka. - Dostaniesz co najwyżej dwie lampki na lepszy sen, nie więcej... - widząc jej spojrzenie założył ręce na piersi i oparłszy się o ścianę rzekł. - A jak chcesz więcej to zmuś mnie hehehe... - musiał przyznać, że zapowiadał się ciekawy wieczór.

- Oczywiście, że mam zamiar sama wypić i tym bardziej mam zamiar się nawalić. Ty natomiast masz być trzeźwy, więc nie gadaj, tylko podaj mi to wino - prychnęła. - Chcę się zrelaksować, oby tylko woda za szybko nie wystygła. No, ruszysz się w końcu?
Nieznacznie się uniosła, dbając jednak o to, by nie pokazać ochroniarzowi zbyt wiele. Wyglądało na to, że zupełnie straciła zainteresowanie nim.

- Jestem twoim ochroniarzem, a nie pachołkiem, więc jeśli chcesz wypić, to sama się pofatyguj po szklanicę. Aha... - Uśmiechnął się zupełnie na nią nie patrząc. - I wypijesz tylko dwie lampki, nie więcej. Obiecuję ci to... - Spojrzał na nią wzrokiem równie pewnym, co ton jego głosu.
- To się jeszcze okaże, nie jestem dzieckiem, więc nie będziesz mi rozkazywać! - warknęła. - Odwróć się, wstaję. Słyszałeś? Co, myślisz, że tego nie zrobię?
Nie czekając na jego odpowiedź czy reakcję, wstała i wyszła z balii. Zostawiając za sobą mokre ślady swych stóp, przeszła przez cały pokój i nalała sobie wina.
- Cholera, zimno tu... - wzdrygnęła się.

- Jesteś dzieckiem i będziesz robić to, co ja ci KAŻĘ. Wyobraź sobie, że twój ojciec zlecając mi tę robotę wyraźnie powiedział, że mam robić wszystko, by dostarczyć cię w jednym kawałku do markiza Vorstera. I taki mam zamiar, dziecinko - Rannek nie ruszył się nawet o krok z miejsca, w którym stał. Popatrzył na nią pewnie, oczekując dalszej reakcji. Bawił się przednio.

- A ty jesteś okropny i nie patrz się na mnie, powiedziałam, że masz się odwrócić - mruknęła, zasłaniając piersi przedramieniem. Wyraźnie ona coraz bardziej traciła pewność siebie, zaraz też zawróciła do balii. - Zimno... - marudziła po drodze.

- Myślisz, że patrzę na twoje dziecinne ciało? Lepsze uciechy miałbym pewnie w jakimś burdelu... może znalazłby się na tym zadupiu. Niestety, muszę pilnować szlachcianki i uciechy zostawię sobie na później. - Zamknął drzwi na klucz i schował go do kieszeni. Zupełnie nie zwracając uwagi na nagą Sa'elę podszedł do okien i sprawdził, czy nikt czasem nie obserwuje ich pokoju. Wolał być czujny i ostrożny . - Jak ci zimno, to się ubierz... - mruknął w końcu beznamiętnie. - Tutaj jedynie szczury mogą polecieć na twoje wdzięki...

Dziewczyna grzała się w balii, a sądząc po czerwieni jej wkurzonej twarzyczki, chyba zrobiło się młodej gorąco.
- Nie życzę sobie, byś się tak do mnie zwracał! - wybuchnęła po chwili. - Jesteś nieokrzesanym chamem i gburem, który nie umie docenić prawdziwego piękna!
Zanurzyła się pod wodę aż po samą szyję i zacisnęła mocno zęby. Widać trafił w jakiś czuły punkt, bo atmosfera w pokoju od razu się podgrzała.

- I co z tego? - zapytał Rannek. Jakoś mu się przykro nie zrobiło, a nawet rozbawiły go jej słowa. - Nie muszę być dla ciebie miły, moja droga... mam cię jedynie dowieźć na miejsce, a potem nasze drogi rozejdą się na zawsze. Więc po co robić sobie niepotrzebne uprzejmości? - spytał wyglądając przez okno. - Poza tym gdybyś sama była w porządku, to pewnie i ja bym był. Ale nie to nie, ja płakał nie będę... - roześmiał się gromko.

Przemilczała jego uwagi i gdy woda zrobiła się niemal zimna, wyszła, owijając się od razu w ciepłą derkę. Położyła się bez słowa na swoim łóżku i tylko popijała wino, które sama sobie nalała. Co jakiś czas spoglądała w kierunku okna, marszcząc brwi i nasłuchując. Jednak Rannek nie słyszał nic.
- Idziemy spać? - zapytała w końcu, jakby już dłużej nie mogła wytrzymać tej narastającej ciszy.

- Jasne - powiedział i sięgnął do swojego plecaka, wyciągając z niego kawałek liny. Gdy Sa'ela położyła się do łóżka, Rannek zaczął wiązać na kostce jej prawej nogi marynarski supeł. Trochę wierzgała, ale w końcu ochroniarz ją okiełznał... jak każdej nocy, gdzie nocowali w karczmie. Wolał nie mieć w nocy niespodzianek. - To dla twojego dobra, Sa'elo... Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś? - uśmiechnął się pod nosem, zakładając supeł na oparciu łóżka. Nie miał zamiaru pozwolić, by gdzieś mu w nocy uciekła. W końcu był najlepszy w swoim fachu.

Spojrzała się na niego wzrokiem mordercy.
- Nie, nie przyzwyczaiłam się i raczej się nie przyzwyczaję - warknęła, jej kurwica powoli sięgała zenitu. Wychyliła się, sięgnęła po dzban i dolała sobie wina. Wypiła je tak szybko, jakby w ten sposób chciała utopić jakieś przekleństwa, które cisnęły się jej na usta. - Nawet nie próbuj. - Zmrużyła oczy i sięgnęła po dolewkę.

Skończył wiązać pęta i zabrał Sa'eli dzban nim ta zdążyła sobie nalać do pełna. Otworzył okno i wylał zawartość dzbana na zewnątrz. Pewnie jakaś spragniona psina będzie miała ciekawą noc...
- Śpij! - warknął. - Ja jeszcze posiedzę... - rozsiadł się w fotelu stojącym obok łóżka i położył sobie miecz na kolanach. Może i nie było za wygodnie, ale już dawno przyzwyczaił się do takich warunków - był w pracy i za to mu płacili nieziemskie pieniądze. Poza tym wyśpi się po śmierci. Z dziwnym uśmiechem na twarzy odprowadzał Sa'elę w krainę snów.


[Spoiler - nic się nie działo, jak zawsze grali sobie na nerwach :P Nam się nudziło, to walnęliśmy posta... Nie trzeba tego czytać, do sesji raczej nic nie wnosi ;)]
Nirus
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 16:17
Numer GG: 7526210

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Nirus »

Sa'ela & Rannek
Noc była w miarę spokojna nie licząc kłótni odbywających się w pokoju. Jedynie, co jakiś czas słychać było wyjącego psa pod oknem. Po kilku godzinach rozległ się lekki trzask, pies ucichł. Najwyraźniej uderzył w beczkę stojącą obok wejścia. Wstaliście dość późno, zeszliście na dół. Karczmarz znów gdzieś wybył, wygląda na to, że sami będziecie musieli przygotować sobie śniadanie. Na całe szczęście drzwi do kuchni są uchylone, więc nie będzie problemu z dostaniem się do lodówki. Rannek słyszałeś jak około 7 rano przybyła dostawa.
Dzień minął wam szybko, wieczorem ruszyliście do portu na umówione spotkanie. Port był zadziwiająco spokojny, wygląda na to, że dość sporo statków ruszyło rano.

Drake
-Foley powiadasz? To spokojny człowiek, jako jeden z nielicznych nie wdaje się w bójki. Rzadko, kiedy się tu pojawia, ma ręce pełne roboty. Czym się zajmuje? Przewozi towary z portu do portu. Według mnie jest to nudne zajęcie, ale trzepie z tego dość niezłą kasę. Ostatnio jednak spotkało go coś dziwnego. Kiedy po ostatnim kursie wrócił do portu zajrzał do naszej knajpy. Informator Foley'a, ten mały chłopak, nie pamiętam jak ma na imię wpadł do środka. Pogadał z kapitanem, wręczył mu jakąś butelkę i wyszedł. Ucieszony a za razem zdziwiony kapitan ruszył z miejsca natychmiast, mało drzwi nie wywalił. Niestety nie słyszałem dokładnie, o czym mówili, ale młody coś wspominał, że butelkę znalazł w wodzie czy jakoś tak. Więcej niestety nie wiem. Jeżeli chodzi o należności za pokój oraz jedło... zaserowałaś nam kawał dobrej muzyki, masz wszystko za darmo. - karczmarz zawachał się chwile- Albo... masz jeszcze tu te 5 sztuk złota, za to, że na chwile dzięki tobie zapanował spokój wśród tych pijaków, szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem, że udało ci się zwrócić ich uwagę.
Nie dowiedziałeś się niczego szczególnego od ludzi przebywających w karczmie, każdy wie mniej więcej tyle, co gospodarz. Zdziwiło cię to lekko, zawsze jest ktoś, kto wie więcej od innych. Tego wieczoru jednak nie było w karczmie nikogo, kto był świadkiem owego "przekazania butelki", w końcu wydarzyło się to rano, knajpy o tej porze zazwyczaj są puste.

Od chowańca dowiedziałeś się niewiele. Statek stoi w północnej części portu. Jest to trzy-masztowiec handlowy. Wygląda na to, że Foley zarabia dość sporo skoro stać go było na jeden z nowoczesnych modeli dużego i pojemnego statku. W okolicy jak i na pokładzie było spokojnie i ciemno. Jedynie w jednej kajucie paliło się światło. Nie było możliwości zajrzeć do środka gdyż biała firanka za zamkniętym oknem skutecznie zasłaniała wnętrze.

Następnego wieczoru wyruszyłeś w stronę statku. Port był zadziwiająco spokojny, wygląda na to, że rankiem duża ilość statku wypłynęła w morze.

Gabriel
Noc minęła spokojnie. Jedynie w nocy słyszałeś jakieś wycie psa, ale ucichł dość szybko. Rankiem zjadłeś śniadanie. Dzień minął ci dość szybko, wieczorem ruszyłeś w miejsce spotkania.

Kea
-Naprawdę chciałabym odpowiedzieć na te wszystkie twoje pytania, ale musze zrobić mojemu chłopu kolację. - Staruszka powoli wstała z ławki -Bezużyteczny dziad, nie potrafi nawet zrobić sobie kanapki. Miło się z tobą rozmawiało moje dziecko. -Staruszka powoli ruszyła w głąb ulicy. Zdecydowałaś się wynająć pokój i wyruszyć następnego wieczoru do portu.
Noc minęła spokojnie, jedynie jakiś pies wył pod oknami, ale po lekkim trzasku ucichł. Rankiem zeszłaś na dół, karczmarz zrobił ci śniadanie i gdzieś wyszedł. Pasztet, chleb oraz masło było zadziwiająco dobre jak na tak biedną karczmę. Wszystko wyglądało na domową robotę. Po śniadaniu wyszłaś pozwiedzać miasteczko. Wieczorem ruszyłaś w stronę portu z nadzieją na spotkanie kapitana.

Wszyscy
Już z daleka widać było liczbą grupę zbierającą się niedaleko przycumowanego statku. Spokojny, lecz chłodny wiatr wiał od strony morza tworząc wieczór dość mroźnym, powoli zaczynało się ściemniać. Zdecydowaliście się zbliżyć. Grupa około 20 najemników zebrała się niedaleko sporego statku. Jest to "Cień Fali”, o czym świadczył napis widniejący na kadłubie. Był to typowy trzy-masztowiec handlowy. Jego pojemność jest dość duża, widać, że Foley nawet dobrze stoi finansowo skoro miał wystarczającą ilość pieniędzy by zakupić jeden z nowszych modeli. Po kilku minutach z pokładu zeszło trzech marynarzy ze swoim kapitanem. Foley jest dobrze zbudowanym wysokim mężczyzną o długich brązowych włosach zawiązanych z tyłu w kitkę oraz brązowych oczach. Tego dnia ubrany był w białą lnianą koszule oraz lniane niebieskie spodnie sięgające do kolan, przy pasie przymocowaną miał pochwę ze sztyletem.
-Witam licznie zgromadzonych najemników. - Przywitał wszystkich uśmiechnięty kapitan
Obrazek

[PS. Rannek i Sa'ela, fajnie sie czyta wasze spam posty ;)]
Obrazek
Obrazek
Ouzaru

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Ouzaru »

Sa'ela & Rannek - noc

Noc mijała im dość spokojnie, uśpiona winem szybko przysnęła i nawet nie zwracała już większej uwagi na to, że znów ją związał. Jednakże dziwne odgłosy za oknem wyrwały dziewczynę ze snu.
- Słyszałeś to? - Sa'ela poderwała się na tyle, na ile mogła. - Co to było? - zapytała się drżącym głosem. - I tylko mi nie mów, że to nic takiego, bo się boję... - dodała znacznie ciszej, kuląc się pod derką. - Możesz usiąść bliżej?

- Śpij, Młoda...
- rzucił Rannek, zupełnie tak, jakby wcale nie zmrużył oka i nasłuchiwał, co powie Sa'ela. Musiała przyznać, że po ciemku, z mieczem na kolanach wyglądał dość posępnie. - Pewnie pies się nawalił i coś tam sobie brzęczy pod nosem. Nic czym musisz się przejmować...

- Skąd ta pewność?
- Zerknęła w jego stronę, jakoś słowa mężczyzny nie przekonały ją. Usiadła. - Możesz przysunąć ten fotel bliżej? Bo nie zasnę.
Nie miała ochoty mu się tłumaczyć, ale naprawdę się wystraszyła tych dziwnych odgłosów za oknem. Może to i był tylko pies, ale wyobraźnia zaczęła płatać dziewczynie figle, czuła, jak serce wali jej niespokojnie w piersi i wolała, by mężczyzna usiadł obok niej. Przy nim czuła się bezpieczniej.

Rannek skrzywił się i wstał z siedziska. Położył się obok Sa'eli, wciąż dzierżąc miecz w dłoni. Rudowłosa przysunęła się do niego, wtulając w jego pierś. Patrząc poprzez noc wprost na drzwi, spytał:
- Tak lepiej? Będziesz czuć się bezpieczniej? - Chciał pogłaskać ją po głowie, ale ostatecznie się opanował. W końcu to było zlecenie jak każde inne...

- Tak, dziękuję - odpowiedziała szczerze i uśmiechnęła się, choć pewnie tego nie widział. - Zatem dobrej nocy. - Cmoknęła go w policzek i wtulona w wojownika zaczęła przysypiać. Po pewnym czasie ziewnęła. - Śpisz? - zapytała, unosząc się i spoglądając na niego.

On, mimo że oczy miał zamknięte, nie spał. Już dawno temu mistrz Aradiel nauczył go jak odpoczywać i regenerować siły mając wciąż świadomość tego, co dzieje się wokół. Objął w pasie Sa'elę i uśmiechając się lekko rzekł.

- Nie śpię, ale ty powinnaś, bo rano znów będziesz prawić przy śniadaniu, że się nie wyspałaś... Nie przejmuj się tym psem, to nic takiego... Poza tym jestem przy tobie, więc nic złego ci się nie stanie... Obiecuję, Wiewiórko. - Ostatnie słowo zaakcentował tak, że Sa'ela musiała mu wierzyć. Zresztą, nieraz podczas ich podróży zademonstrował jej swoje umiejętności i uświadomił ją, że skoro jej ojciec go wynajął, to musi być najlepszym z najlepszych.

Westchnęła. Odwróciła się na drugi bok, po chwili przekręciła się na brzuch. Potem na plecy i gapiła się w sufit. Znów usiadła i spojrzała na ochroniarza, ale zaraz się położyła.
- Nie mogę zasnąć - powiedziała coś, o czym on już i tak wiedział. - Skąd jesteś? - zapytała, mając nadzieję na rozpoczęcie jakiejś rozmowy.

- Z daleka... - odparł sucho. - Myślę, że to nie jest ważne. Ważne jest to, żebyś się wyspała. Słodkich snów, przyszła księżno. - Przytulił ją do siebie i otworzył oczy. Czując ciepło i zapach jej ciała poczuł się trochę dziwnie, ale szybko wygonił te myśli ze swojego umysłu. Zaciskając dłoń na rękojeści miecza czekał, aż Sa'ela zaśnie.

Ona jednak chyba się rozbudziła na dobre, bo po kilku minutach wyplątała się z jego ramion i usiadła. Pochyliła się nad mężczyzną, zawisła twarzą przy twarzy Ranneka, a długie rude włosy polały się na niego kaskadą.
- Wiesz, nie chcę marudzić, ale przydałaby ci się kąpiel - stwierdziła, uśmiechając się szeroko. Widząc jej minę wiedział, że szlachcianka żartuje. - Lubisz mnie? Wiesz, ja cię lubię, tylko mógłbyś mnie traktować trochę poważniej, nie jestem przecież dzieckiem. Za kilka dni skończę dwadzieścia lat!

- A jakie to ma znaczenie, czy cię lubię, czy nie? I tak nasze drogi prędzej czy później się rozejdą.
- Powiedział Rannek wpatrując się w jej oczy. Sam przed sobą przyznał, że pachniała wspaniale. - Może i twój ojciec wynajął mnie jako ochroniarza dla ciebie, ale pamiętaj, że nie traktuję cię jako kolejnego zlecenia... Jesteś delikatną, radosną kobietą i prędzej sam zdechnę niż pozwolę cię komuś skrzywdzić – zadeklarował to głosem tak lodowatym, że aż samemu zrobiło mu się dziwnie na duchu.

- Wierzę ci - odpowiedziała i po chwili zmarszczyła brwi. - I w sumie to masz rację. Nie musisz mnie lubić, nie zależy mi na tym. Im szybciej mnie odstawisz do tego dzieciaka, tym szybciej zniknę z twojego życia i będziesz miał święty spokój. - Głos Sa'eli wydawał się być pozbawiony emocji, jednak Rannek nie urodził się wczoraj i doskonale widział, co się kryje w jej sercu. Kłamała. - Dobranoc.

- Dobranoc, Wiewiórko.
- Objął rudowłosą w pasie i przytulił do swojej piersi. Nie drążył tematu, nie było sensu. Wiedział, że Sa'ela nie jest zadowolona z faktów, jakie na nią czekają po dotarciu na dwór Vorstera. W sumie sam Rannek zastanawiał się czasem, gdzie jej ojciec miał rozum – wydawać piękną, młodą kobietę za dziecko? To nawet na Lśniącym Południu się nie zdarzało. Ale to było jego praca i zamierzał dotrzymać raz danego słowa. Gdy już zasypiała, pocałował ją w czółko i spojrzał na nią. Wyglądała tak niewinnie i słodko w świetle księżyca zaglądającego przez okno. I chyba nawet pies tak myślał, bo wreszcie się zamknął...


[Spoiler - znowu nic się nie działo ;) Pogadali i tyle :P Ranek i resztę wrzuci jutro Serge, bo teraz lecimy spać :)]
nerv0
Pomywacz
Posty: 45
Rejestracja: poniedziałek, 1 września 2008, 14:44
Numer GG: 0

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: nerv0 »

Gabriel

Wieczór był mroźny, powiew lodowatego wiatru targnął płaszczem zarzuconym na plecy Gabriela obnażając najróżnorodniejszą broń dopiętą do paska i naciągniętą na pierś doskonale wykonaną kolczugę. Ten człowiek z pewnością był przygotowany na każdą okazję.

Niemal bezszelestnie ruszył w stronę portu zagłębiając się w labirynt wąskich uliczek. Jak się okazało wokół statku zebrał się już niemały tłum wszelkiego rodzaju najmitów. Tego można się było spodziewać, tylko idiota odmówił by dobrze płatnej roboty. Gabrielowi nie podobało się jednak, że ta grupa składała się, albo z jakiś żądnych przygód wymoczków, którzy w najlepszym razie mogli by robić za mięso armatnie, albo ze zwykłych drabów i ment jakich pełno można spotkać po karczmach i ciemnych zaułkach. Jeśli dojdzie do bitki nie będzie z nich pożytku, ba najpewniej to oni wszczęli by tą bitkę aby zgarnąć statek i obiecaną nagrodę.

Wzrok Gabriela przez chwilę spoczął na łodzi, na początku obawiał się, że Foley mógł zwyczajnie kłamać co do wysokości nagrody, ale widząc dobrze utrzymaną drogą łódź, musiał zmienić zdanie.

Rozejrzał się uważniej po tłumie, nie widział jeszcze tej dziewki z karczmy, która wczoraj tak natrętnie męczyła swojego draba prośbami o podróż „Czyżby się rozmyśliła”? To była by jedna z tych niewielu dobrych wiadomości jakie dane mu było ostatnio usłyszeć. Wciąż było jednak dość wcześnie, może się tu jeszcze przywlec.

W końcu przed nimi stanął nie kto inny jak sam kapitan, sprawiał dobre wrażenie, wyglądał na kogoś kto potrafi dostrzec dobry interes. Jest więc człowiekiem biznesu. Tacy ludzie nie wykręcają się z umowy, jeśli wszystko pójdzie dobrze zapłaci umówioną stawkę. Ludzie zamilkli, kapitan zaczął swe przemówienie. Pozostało już tylko czekać.
GOD'S IN HIS HEAVEN. ALL'S RIGHT WITH THE WORLD.

All color...
But the black.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Serge »

Obrazek Obrazek

Sa'ela & Rannek

Wcześnie rano, gdy Sa'ela jeszcze spała ochroniarz poprosił karczmarza o balię wody i przez jakiś czas z przyjemnością szorował się, prychając i nucąc coś pod nosem. Co poniektórzy patrzyli na niego dziwnym wzrokiem, zignorował to zupełnie. Nie lubił brudu i kiedy tylko była ku temu możliwość zażywał kąpieli, choćby tylko się płucząc. Nie potrafił pojąć, w jaki sposób większość tych zawszonych wieśniaków wytrzymuje we własnym towarzystwie.

Przed kąpielą wykonał serię ćwiczeń, które pozwalały mu utrzymać ciało w wysokiej formie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niedźwiedzia siła nie bierze się znikąd, a kiedy akurat nie walczy, należy dbać, aby nie zmalała wskutek obżarstwa, lenistwa i pijaństwa.

Gdy ubierał się, szybko i sprawnie, jeszcze zanim w ogóle pomyślal o śniadaniu, zastanawiał się nad dalszymi perspektywami ich podróży. Sa'eli z pewnością nie spieszyło się do dwunastoletniego markiza, z drugiej strony Rannek obiecał jej ojcu, że dowiezie ją na miejsce w miarę szybko. Druga rzecz, że gdy dziewczyna dotrze do Vorstera pewnie nie zobaczy już nic poza pałacowym blichtrem, więc jakaś przygoda i dalsza, dłuższa podróż z pewnością umili jej czas przed nieuniknionym.

Rannek wyglądał dość imponująco, bowiem postanowił założyć tego dnia pełny ekwipunek. Na koszulę poszła skórzana kurtka, na nią kolczuga. Spodnie z utwardzanej skóry - nie nowe, ale w dobrym stanie. Wysokie buty jeźdźca... Mężczyzna preferował walkę pieszo, ale i w jeździe potrafił sobie radzić. Zresztą, na szlaku i tak większość czasu spędzał w siodle swojego czarnego niczym noc rumaka Vixena. Chciał zamówić śniadanie do pokoju, ale jak zwykle karczmarza gdzieś wcięło, więc postanowił obsłużyć się sam, przyrządzając dla siebie i Sa'eli jajecznicę. Zabrał bochen chleba i wrócił na górę.

Tak jak przewidział, nie mógł zwlec dziewczyny z łóżka. "Jeszcze chwilkę" powtarzała do czasu, aż podsunął jej jajecznicę pod nos. Jej zapach od razu ją rozbudził. W nocy trochę się zastanawiała nad swoją obecną i przyszłą sytuacją i chyba nawet udało jej się wymyślić wyjście z tego wszystkiego. Tylko to wymagało trochę czasu i sporego nakładu pracy, ale nadchodzący rejs zdawał się być idealną okazją do wprowadzenia planu w życie.

- Dzień dobry, Duży. - przywitała się biorąc talerz w dłonie. - Jak się spało? Bo mi cudownie! Tylko później jak wstałeś, to było mi trochę zimno... - dodała wzdychając. - Świat by się chyba nie zawalił, jakbyś też sobie jeszcze pospał. - Puściła do ochroniarza oczko.

- Wyspałem się. Smacznego, Wiewiórko. – mruknął. Sam zaczął pałaszować zawartość swojej miski bez mrugnięcia okiem. Dobre, pożywne śniadanie to była podstawa dnia. A jajecznicę robił po prostu mistrzowską. - Gdy się odświeżysz, pójdziemy rozejrzeć się po tym zadupiu, a potem na przystań. Skoro chcesz popłynąć, popłyniemy. Mam tylko nadzieję że 'el capitan' nie będzie robić problemów z Vixenem. Staruszek też lubi żeglugi, poza tym nigdy się nie rozstajemy. – spojrzał na Sa'elę.

- Jak zawsze pycha! - zawołała podekscytowana, pałaszując szybko swoje śniadanie. - Możesz mi jeszcze ukroić trochę chleba? - zapytała.
Skinął jej głową w odpowiedzi i trzymając bochenek w dłoni, zaczął odkrawać Sa'eli kromkę. Zagapił się na chwilę i nim zauważył, przejechał ostrzem po kciuku.
- Niech to szlag... Trzymaj - mruknął, podając młodej jej przydział i spojrzał się na niewielką, krwawiącą rankę.
- Pokaż to - powiedziała, siadając i nachylając się nad jego dłonią. Wykonała kilka gestów i szepnęła parę słów, rana zalśniła i zasklepiła się, nie pozostał po niej nawet najmniejszy ślad. - I po kłopocie. - Uśmiechnęła się. Pierwszy raz użyła przy Ranneku magii, właściwie to nie wiedział, że potrafiła czarować...

Spojrzał na nią nieco dziwnie i wrócił do jajecznicy. Chwilę siedzieli w ciszy, aż w końcu ochroniarz nie wytrzymał:
- Skąd znasz takie sztuczki? Do tej pory jakoś nie leczyłaś mnie, gdy obrywałem przez ciebie... - mruknął. - Wystarczyło że zaciąłem się nożem a zaleczyłaś mi niegroźną rankę... Chyba nie powiedziałaś mi o sobie paru ważnych rzeczy, Sa'elo... - zmarszczył brwi. Nie lubił niejasnych sytuacji.

- To dobre pytanie... - westchnęła. - Wcześniej byłam na ciebie zła i liczyłam, że może... no wiesz... Że może jak coś ci się stanie, to zrezygnujesz. Ale teraz już nie chcę, żebyś gdzieś sobie szedł, nawet jeśli i tak mnie odwieziesz do tego gówniarza - odpowiedziała i położyła dłoń na jego dłoni, na chwilę ich spojrzenia spotkały się.

- Jestem ochroniarzem, w moją robotę wpisane jest ryzyko i fakt, że nie zawsze wyjdę zwycięsko z każdej potyczki. – powiedział beznamiętnie zabierając dłoń spod jej dłoni. - I nie musisz się martwić o mnie, będę przy tobie do końca... mojego lub podróży do markiza... - uśmiechnął się cierpko i uwolnił jej kostkę spod liny. -To leczenie dotykiem... masz jeszcze jakieś inne asy w rękawie?

- Zasadniczo to tak, bo widzisz, ja kiedyś byłam uczona na kapłankę. Miałam nią zostać, zgodnie z ostatnią wolą matki, ale ojciec wolał mnie sprzedać jako żonę temu smarkaczowi - zaśmiała się z goryczą w głosie. - Umiem leczyć rany, te mniejsze i te poważniejsze, potrafię zdjąć paraliż, wyczarować magiczne światło, czytać magiczne pismo oraz parę rzeczy, które pomagają mi w walce... - wyjaśniła, nie patrząc mężczyźnie w oczy.

- To ostatnie ci się nie przyda, bo nie będziesz z nikim walczyć, Sa'elo. Do tej pory chyba dobrze spełniałem swoje obowiązki, prawda? Pijane zakapiory w Neverwinter, hrabia Blastoise w Waterdeep, jakieś żule na ulicach Thay, mutanci w Wysokim Lesie, lodowy troll na wzgórzach Turmish... - zaczął wyliczać na palcach. - Nawet włos ci z głowy nie spadł, więc spokojnie, Ruda – uśmiechnął się do niej krzywo. - Cholera, tyle już wspólnie przeszliśmy, a ty mi pokazałaś swoje umiejętności lecznicze dopiero dzisiaj? - pokręcił głową i poprawił pas. Widząc, że zjadła rzekł: - Zbieraj się, wystarczająco długo wylegiwałaś się w łóżku...

Nie ruszyła się z miejsca, zwiesiła głowę i pozwoliła, żeby włosy przesłoniły jej twarz. Przez chwilę przyglądała się swoim dłoniom, w końcu tylko cicho westchnęła.
- Nie gniewaj się na mnie, proszę. Bo się gniewasz, czyż nie? - Podniosła wzrok i spojrzała się na niego, jakby trochę wystraszona. - Nie chciałam cię urazić, po prostu bałam się, że będziesz... kimś zwykłym. A ty jesteś wyjątkowy!

- Nie gniewam się. - powiedział, opierając się o ścianę. - Po prostu czasami mogłaś użyć swoich zdolności by mi pomóc... Ale nieważne, było-minęło. I nie jestem nikim wyjątkowym, Sa'elo, pomyliłaś mnie z bohaterami pieśni i poematów. – puścił jej oczko uśmiechając się dziwnie. - A teraz rusz zgrabny tyłek, mamy cały dzień przed sobą, więc warto by się rozejrzeć.

Czy wierzył w jej słowa? Zupełnie nie – na trakcie wielokrotnie przekonał się jak rudowłosa potrafi być perfidna i wykorzystywać różne sytuacje by tylko mu ucieć. Na początku może i wierzył jej spojrzeniom, gładkiej gadce i gestom, ale teraz pozostawał niewzruszony. Nie zamierzał się z nią jednak kłócić, a po prostu pracować i wypełnić to, do czego wynajął go jej ojciec. Pewnie jeszcze nie raz będzie miał z nią problemy nim dotrą do Vorstera...

Sa'ela wstała i zaczęła się ubierać, co jakiś czas tylko zerkała niepewnie w stronę swego ochroniarza. Kilka razy usiłowała się do niego uśmiechnąć, ale nie reagował na to jakimś większym entuzjazmem.
- To gdzie pójdziemy? Może popatrzymy po jakiś straganach i sklepikach? Chciałabym sobie kupić coś ładnego. No i chyba przydadzą mi się jakieś spodnie, czyż nie? Bo chyba będzie mi niewygodnie w sukience?
Mówiąc, kończyła się ubierać i rozczesywać włosy. Przypięła do pasa swoją broń i spojrzała się wymownie na Ranneka.
- Sama się umiem obronić, już nigdy nie będziesz musiał nadstawiać za mnie karku. Obiecuję ci to.

- To się jeszcze okaże, dziewczyno. - Rannek posłał jej lekceważący uśmiech. - A teraz ruszaj się!

Dobrą chwilę trwało, nim Sa'ela się ubrała i doprowadziła do stanu używalności. Rannek zapłacił za wynajem pokoju, po czym oboje wyszli na miasto. Pokonując trasę na grzbiecie Vixena w końcu 'wpadli' na jakiś sklep, w którym rudowłosa wybrała dla siebie jakieś spodnie. Niby jej się podobały, ale Rannek nie widział w nich nic specjalnego – spodnie jak spodnie, ważne by było co na tyłek założyć. Obiad zjedli w jakiejś karczmie na obrzeżach miasteczka, zwykle się z sobą kłócąc i rzucając celne riposty, co zresztą u nich było na porządku dziennym.

Po wyjściu z karczmy natknęli się na jakąś staruszkę, która wręczyła Sa'eli mały talizman z piórkiem i koralikami.
- Weź, dziewczyno, niech cię chroni... - rzekła kobiecina, uśmiechając się delikatnie.
- Nie potrzeba mi tego - prychnęła, spoglądając lekceważąco na talizman. Nie wyczuwała od tego żadnej magii, nie było też w jej stylu.
- Ależ potrzeba... - Staruszka kiwnęła głową i włożyła dziewczynie piórko do ręki. Sa'ela nie wiedząc, co z nim zrobić, wplotła je we włosy. Gdy babcia odeszła, Rannek spojrzał się na swą podopieczną zdziwiony.
- Nic nie mów i o nic się nie pytaj. Już wolałam to wziąć...

W końcu, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, ruszyli w kierunku przystani. Już z daleka ujrzeli grupkę różnych ludzi i nie-ludzi, pewnie tak samo zainteresowanych podróżą jak oni. Rannek raczej nie zwrócił uwagi na statek należący do kapitana – w końcu okręt jak okręt. Gdy kapitan zszedł z trapu i przywitał ich na swój sposób, ochroniarz spojrzał na Sa'elę i rzekł szorstko.

- Trzymasz się blisko mnie i nie próbuj żadnych sztuczek. Inaczej załatwię to tak, jak ci obiecałem...

Następnie zwrócił się do Foleya.

- Witaj, kapitanie. Mam nadzieję, że mój czarny ogier zmieści się gdzieś na twoim okręcie... - odzywając się chrapliwym głosem zwrócił na siebie uwagę pozostałych. - Nigdy się ze staruszkiem nie rozstajemy, a chyba sam widzisz, że całkiem do rzeczy ze mnie 'najemnik'. Służę ci swym mieczem, w zamian za gościnność na statku dla mnie, mojej towarzyszki i Vixena... - poklepał wierzchowca po karku, na co zwierzę odparło mu radosnym parsknięciem.

- Towarzyszki? - syknęła wściekle, posyłając mężczyźnie mordercze spojrzenie. - Jestem Sa'ela Estari, córka Misora Estari... Przyłączamy się do twojej wyprawy, możesz się czuć zaszczycony, że moja osoba znajdzie się na twojej łodzi. Liczę na osobną kajutę, a jego - wskazała na Ranneka - możesz wrzucić gdzieś pod pokład. Nie dbam o to, gdzie będzie spał, byle nie blisko mnie.

- Nie słuchaj jej, kapitanie - chciałaby być szlachcianką, a tymczasem jest jedynie moją służącą, co oporząda mi konia, robi żarcie gdy zgłodnieję i pucuje moje buty gdy się ubrudzą...Czyli jej miejsce jest tam, gdzie każdej kobiety, hehehehehe... – zawołał Rannek i roześmiał się gromko. - Kajutę weźmiemy wspólną, wolę mieć swoją służacą blisko siebie. Jeśli oczywiście zgodzisz się przyjąć na swój statek takiego męża jak ja. – skinął głową kapitanowi patrząc mu prosto w oczy. Ludzie czynu zawsze potrafili się dogadać, toteż Rannek był niemal pewny że 'el capitan' przyjmie go gościnnie pod swoimi żaglami.

Sa'ela dopiero teraz się zdenerwowała. Przez chwilę nie wiedziała, co ma powiedzieć, w końcu zrobiła się czerwona na twarzy i tupnęła z całej siły nogą.
- Pożałujesz tego, co powiedziałeś, Rannek. Zadbam o to, by mój ojciec obciął ci wynagrodzenie, a markiz wychłostał - powiedziała śmiertelnie poważnym głosem. - Będziesz żałował, że się kiedykolwiek odezwałeś, gdy rozgrzanymi do białości szczypcami będą ci wyrywać plugawy język, którym wypowiedziałeś obraźliwe słowa pod moim adresem. Nie waż się więcej do mnie odezwać...

- Nie denerwuj się tak, bo ci trzustka wyskoczy, ruda... – Rannek uśmiechnął się zawadiacko. Bawił się wspaniale widząc jak Sa'ela się złości. - I dla twojej wiadomości... twój ojciec nie może mi obciąć wynagrodzenia, bo już dostałem całą stawkę, a markiz mnie jeszcze wyściska, gdy przywiozę mu taką rumianą dzierlatkę jak ty... - roześmiał się gromko. - No dalej, zwymyślaj mnie jeszcze... - spojrzał w jej oczy pewnym wzrokiem szczerząc białe niczym śnieg zęby.

Dziewczynę zatkało. Nie tego się spodziewała, zupełnie nie tego!
- Zaraz, zapłacił ci, a ty nadal chcesz mnie odstawić do tego smarkacza? Czemu po prostu nie pojedziesz w swoją stronę i nie zostawisz mnie w spokoju, co? - zapytała nieco ciszej, nie każdy musiał słyszeć ich rozmowę. - Dobra, pogadamy o tym później - mruknęła, odwracając się do wojownika plecami.

- A czy twoja ruda główka wie, czym jest honor i raz dane słowo? - zapytał po cichu i natychmiast dodał: - Jeśli nie, to już wiesz. Obiecałem coś twojemu ojcu i słowa dotrzymam... ale tak jak powiedziałaś, pogadamy o tym później...

Odwrócił wzrok i spojrzał na kapitana, oczekując na to, co ma do powiedzenia.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Eriol Velcrow
Marynarz
Marynarz
Posty: 367
Rejestracja: poniedziałek, 17 grudnia 2007, 18:05
Lokalizacja: Kopenhaga
Kontakt:

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Eriol Velcrow »

Drake

Drake wstał wcześnie rano - nie można powiedzieć, że się wyspał... no ale trzeba jeszcze parę rzeczy zrobić. Szybko przygotował swoje rzeczy, przypiął do pasa miecz schowany w ozdobną pochwę, i zszedł na dół, zbierając oczywiście swoją ukochaną gitarę. Gdy pojawił się na sali było już tam kilka osób - jedną czy dwie poznał co oznaczało, że byli tu wczoraj wieczorem... ale ciężko było określić czy już przyszli czy jeszcze nie wyszli. Zauważył, że jeden z nich powitał go uniesieniem dłoni na co Drake odpowiedział kiwnięciem głową "Dobrze wiedzieć, że zaczynają mnie tu akceptować... Czy warto teraz wyjeżdżać? Są tu duże możliwości...". Podszedł do Garola który uśmiechnął się przyjaźnie na jego widok.
- Naprawdę ciągle jestem pod wrażeniem wczorajszego występu... Naprawdę dawno nie słyszałem takiej muzyki a czasem przewinie się tu jakiś bard. Podać coś, Przyjacielu? - i cicho zachichotał - A jak minęła noc?
- Już miałem zejść i poszukać tego kundla... Ale na szczęście się zamknął- ziewnął cicho -Dziś tylko wody. Długi jeszcze dzień przede mną.

Drake szybko wypił podaną mu przez karczmarza wodę, pożegnał się i szybko wyszedł. "W sumie całkiem miłe miejsce... można by tu kiedyś jeszcze zawitać". Srebrnowłosy udał się w kierunku najbliższego targu. Szybki spacer między straganami i wydanie kilku sztuk srebra zaowocowało pozyskaniem odpowiedniej ilości podstawowych komponentów na dłuższą podróż. Dzień minął mu na ostatnim spacerze po mieście - od podziwiania najbogatszych domów do spaceru po nadbrzeżu które w ciągu kilku dni pobytu poznał już dość dobrze. W końcu udał się w pobliże miejsca zbiórki i znalazł sobie punkt z którego mógł obserwować zarówno krzątaninie na pokładzie "Cienia" jaki i osoby przychodzące na statek... No i oczywiście taki gdzie nie rzucał by się zbyt bardzo w oczy. "Nigdy nie marzyłem o podróżach morskich.. No ale z drugiej strony może w czasie podróży ucieknę od problemów na lądzie i dowiem się czegoś o moim specyficznym talencie. Ech niech będzie. Popłynę..."

Zbliżał się zmrok, słońce powoli chowało się z miejskie budynki, wydłużając cienie pochodzące zarówno od statków jak i przymorskich budowli. Miejsca ciemności na wodzie wyglądały wręcz przerażająco w porównaniu do otaczającego je błękitu wody oświetlonej przez słońce. Chmur nabrały stały się żółte spokojnie płynąc po niebie rozświetlonym światłem znikającego po woli słońca. Drake spokojnie zbliżył się na miejsce spotkania spokojnie lustrując wzrokiem zgromadzonych najemników i kapitana, nucąc sobie pod nosem i czekając na słowa Foley'a.

Nasz "Diament" prawie gotów już, w cieśninach nie ma kry
Na kei piękne panny stoją, w oczach błyszczą łzy
Kapitan w niebo wlepia wzrok, ruszamy lada dzień
Płyniemy tam, gdzie Słońca blask nie mąci nocy cień.
There is no emotion; there is peace.
There is no ignorance; there is knowledge.
There is no passion; there is serenity.
There is no chaos; there is harmony.
There is no death; there is the Force.



Zdjęcia
Mekow
Bosman
Bosman
Posty: 1784
Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
Numer GG: 0
Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Mekow »

Obrazek

Kea

Po obfitym śniadaniu dziewczyna udała się na spacer po miasteczku. Po wczorajszych doświadczeniach z jego mieszkańcami wolała nie pytać nikogo o drogę. Uznała, że jak ludzie są tutaj tak zajęci, to lepiej ich zostawić w spokoju. Gdyby znowu nikt nie chciał jej pomóc, byłoby jej smutno, a w ten sposób nie miała powodów do zmartwień.
Poszukiwania cukierni niestety nie przyniosły pozytywnych rezultatów, ale widziała kilka innych ciekawych rzeczy: fontannę, kilka różnych kolorowych szyldów, rynek (kochaną oazę handlu, gdzie kupiła sobie skromny metalowy medalik w kształcie rybki), od czasu do czasu jakiegoś konika, oraz bardzo wysoką wieżę, na szczycie której paliło się duże ognisko.
Zafascynowana tym dziwnym budynkiem poszła w jego kierunku - jak się okazało dobrym, gdyż doszła do dzielnicy portowej. Pachniało tam świeżymi i smażonymi rybami, oraz czymś jeszcze czego nie znała - jakby solą, ale nie do końca.
Zapachy przypomniały jej że trzeba czymś napełnić brzuszek. Spostrzegła szyld jednej tawerny, który bardzo ją rozbawił - duża ryba z niezwykle długim nosem przypominającym szablę - więc zatrzymała się w niej na obiad. Rybka z chlebkiem była naprawdę bardzo smaczna, a jedząc ją podziwiała ciekawe widoki. Obserwowała jak drobne zarysy ludzkich postaci wchodziły na wysokie jak drzewa maszty i zwijali wielkie rozpięte żagle statków w porcie. Wszystko to, choćby z daleka, wyglądało naprawdę imponująco.
Obraz ten i przerwa na obiad sprawiły, że jakoś zapomniała o dziwnej wieży i zainteresowała się tym co czeka na nią w porcie. Zapłaciła za posiłek i czyszcząc ością przestrzeń między zębami udała się w dalszą drogę.
Minęła jeszcze kilka budynków, drobniejszy targ rybny i wreszcie dotarła na miejsce. Od razu zafascynowała się tym co zobaczyła. Tyle ogromnych, pięknych kolorowych statków z wieloma masztami i żaglami, tylu ludzi i nie-ludzi, latające i pływające ptaki, no i oczywiście samo morze. Tak wiele wody Kea jeszcze nigdy nie widziała - fascynowała się widokami przez kilka minut. W pewnym momencie przyłożyła rękę do czoła, aby zasłonić się od oślepiających promieni słońca, ale nawet wtedy nie udało jej się dostrzec drugiego brzegu. "Morze musi być znacznie większe niż największe jezioro" - pomyślała. Morska woda wydała jej się niespokojna - ciągle starała się zalać plażę, ale na szczęście jej się nie udawało. Pomimo niepokoju wywołanego przez to dziwne zjawisko, uznała je za bardzo fajne - tak przyjemnie szumiało i pluskało. I ten dziwny, ale przyjemny zapach podobny do soli.

Po jakimś czasie przypomniała sobie po co tu jest i zaczęła szukać kogoś kto by jej pomógł. Nauczona doświadczeniem z dnia wczorajszego nie zatrzymywała nikogo kto gdzieś szedł, albo coś robił.
Znalazła starszego mężczyznę, z siwą brodą i czarną fajką, w nieco mniej czarnych zębach.
- Przepraszam, czy mógłby mi pan powiedzieć gdzie znajdę kapitana Foley'a, albo Cień Fali? - zapytała go uprzejmym głosem.
Mężczyzna przyglądał jej się w milczeniu i gdy Kea już miała go przeprosić i poszukać pomocy u kogoś innego:
- Cień Fali. To tamten statek. - powiedział wskazując ręką odpowiedni kierunek. Głos miał nieco chrapliwy, ale wyczuwało się w nim dobre intencje.
- Dziękuję panu bardzo. - odpowiedziała zadowolona dziewczyna i posłała mu ciepły uśmiech.

Znalazła sobie miejsce, aby mieć statek na oku i usiadła sobie na jakiejś skrzyni. Spokojnie czekała wieczoru, tak jak radziła jej starsza kobieta. Obserowowała jak słońce powoli mierzy się ku zachodowi, a był to bardzo ładny widok.
Obrazek

W pewnym momencie zorientowała się, że przed wskazanym przez marynarza statkiem, zgromadziła się pokaźna liczba osób. Był tam też ładny, czarny konik. Kea podeszła do zbiegowiska szybkim krokiem i zatrzymała się za wszystkimi, na tyłach zgromadzonych. Wszystko wyglądało pięknie, poza tym że ktoś tam z przodu się kłócił - Kea nie lubiła jak ludzie byli dla siebie niemili. Na szczęście ci tutaj szybko przestali.
Nad głowami zebranych dziewczyna zobaczyła kilka osób prawdopodobnie pochodzących ze statku. Miała nadzieję, że jeden z nich to Foley, ale teraz nie mogła tego stwierdzić - jak ci wszyscy ludzie się rozejdą to wtedy się spyta. Gdy marynarze zauważyli wysoką na ponad trzy metry półolbrzymkę, pomachała do nich wesoło i uśmiechnęła się. Inni zgromadzeni stali raczej tyłem do niej i jeszcze jej nie spostrzegli.



Opis minionego dnia. W zasadzie też niewiele wnosi.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera :?





Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Nirus
Majtek
Majtek
Posty: 106
Rejestracja: wtorek, 21 października 2008, 16:17
Numer GG: 7526210

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Nirus »

Wszyscy
Obrazek

Kapitan spojrzał w stronę Rannka, uśmiechną się lekko:
-Spokojnie przyjacielu, myślę, że najpierw opowiem wam bliżej o tej wyprawie, jaki ma cel i co będziecie musieli robić. - Kapitan podrapał się po głowie, rozejrzał się po twarzach zgromadzonych - Zacznijmy od początku. Kilka dni temu wróciłem do portu po długim kursie, aby odpocząć. Wstąpiłem rano do karczmy by zjeść ciepły posiłek. Wtedy dostałem dziwną butelkę. Mój chłopak znalazł ją przy brzegu dryfującą po wodzie. W środku była mapa. Dałem chłopakowi sztukę złota i wyszedłem. Na zewnątrz rozłożyłem mapę by zobaczyć, co pokazuje. Była to wyspa, na której zaznaczony był X. Na mapie ktoś coś napisał, lecz nie było sposobu tego rozczytać, te litery były jakieś dziwne. Spotkałem się z moim znajomym lingwistą Zoranem Allwisem, który za małą opłatą rozczytał mapę. Okazało się, że dziwne słowa zapisane były w alfabecie sahuaginów i podawały one położenie dziwnej wyspy i wspominały coś o "skarbie z zamierzchłych czasów". Ów wyspa znajduje się w niedalekim bliżej niezbadanym archipelagu wysepek. Nasz plan jest prosty: popłynąć na wyspę, zabrać skarb i wrócić. W razie gdyby skarbu było za dużo wrócić po resztę. Jako że wyprawa jest niebezpieczna zdecydowałem się wynająć ochronę. Waszym zadaniem nie tylko będzie ochrona statku, ale także pomoc w poszukiwaniach oraz narażać się na niebezpieczeństwo, w końcu za to wam zapłacę. Jeżeli chodzi o udział w zyskach, wybiorę 8 najemników, każdy z nich dostanie 4% łupów. Na dobry początek dostaniecie 50 sztuk złota.
- Ten zysk jest niepewny, skąd mamy wiedzieć, że ten skarb istnieje? -Odezwał się głos z tłumu - Taką wyprawę to se możesz w dupe wsadzić. Idziemy chłopaki, nic tu po nas. - Z grona wyszło trzech wysokich, umięśnionych mężczyzn ubranych w podartą odzież.
- No to trzech mamy z głowy. Myślę, że to już wszystko, co powinniście wiedzieć. Jakieś pytania?
- Jakich niebezpieczeństw możemy się spodziewać? - Zapytał jeden z najemników.
- Praktycznie wszystkiego. Na morzu zaatakować nas mogą różne stworzenia. Wyspa jest nam nieznana i nie występuje na żadnej mapie. Może być zamieszkała przez dzikie zwierzęta lub inne stwory. - Odpowiedział Foley.
-Są jeszcze jakieś pytania? Jeżeli nie to przejdziemy do wyboru ochroniarzy.

Jeżeli macie jakieś pytania do Foleya piszcie mi je na pw. Tam na nie odpowiem a wy zamieścicie dialog w swoich postach.
Obrazek
Obrazek
nerv0
Pomywacz
Posty: 45
Rejestracja: poniedziałek, 1 września 2008, 14:44
Numer GG: 0

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: nerv0 »

Gabriel

Jeszcze nim kapitan rozpoczął swe przemówienie tłum zdążył zgęstnieć, rozglądając się uważnie zdołał wyłowić tą napaloną dziewkę i... Olbrzymkę! Co tu do cholery robi olbrzymka!?! Mniejsza o to, kapitan zaczął mówić, a to co mówił nie zabrzmiało zbyt obiecująco. Wszystko wskazuje na to, że cała ta ekspedycja została zorganizowana tylko z powodu jakiegoś listu w butelce.

Ktoś wyrwał się z tłumu z okrzykiem i na głos wypowiedział myśli krążące po głowie Gabriela - Ten zysk jest niepewny, skąd mamy wiedzieć, że ten skarb istnieje? – Odpowiedź nie napawała optymizmem. Nie wiemy czy skarb istnieje. Chłystek nie był z tego zadowolony, zabrał kumpli i się zwinął. „To dobrze, mniej osób będzie się plątać pod nogami.”

Przyszła pora na zadawanie pytań, nikt jednak specjalnie się do tego nie rwał. Trudno, trzeba rozruszać język.

Gabriel przepchał się przez tłum nie bacząc na rzucane pod jego adresem przekleństwa tych, którzy wpadli przez niego w jakąś kałużę. Gdy był już wystarczająco blisko Foleya rzekł do niego ochrypłym, nieomal szeptem, który z tródem przebił się przez panujący w porcie harmider:

- Jak daleko jest ten niedaleki archipelag i ile dokładnie o nim wiadomo?
Kapitan natychmiast wyłowił z tłumu Gabriela.
- Jak daleko? Jakieś 4 dni rejsu przy sprzyjającym wietrze, mój statek, mimo, że jest duży jest także szybki. Jeżeli chodzi o wiadomości, archipelag odkryto dość niedawno, nikt nie zajmował się jego badaniem, jedyne, co wiem niedaleko niego znajduje się wyspa z kryptą, która została wchłonięta przez wodę.

„No pięknie, 4 dni drogi w jedną stronę plus czas potrzebny na eksplorację. Nie ma szans żeby wystarczyło mu pigułek, jeśli będzie możliwość zajdzie do jakiegoś medyka, to nie powinno zająć dużo czasu. Podczas swego krótkiego pobytu zdążył się zorientować, że stary Loid mieszka tu niedaleko. No cóż, skoro zaczęliśmy rozmowę trzeba ją skończyć.”
- Co wiadomo o tym języku, w którym była zapisana mapa i o tych, którzy go używali?
- Język ten używany jest przez starożytną rasę Sahuaginów. Są to wodne stwory przypominające humanoidalną rybę. Z tego, co wiem zamieszkiwały kiedyś te wody, ale obecnie są wybite.

„Shauginy? Robi się coraz ciekawiej. A gdzie królewna i smok?”
- Skoro potrzeba aż tylu ochroniarzy to załoga raczej nie jest zaprawiona w bojach, może, chociaż są lojalni? Mają wysokie morale? Nie zdradzą lub nie uciekną w razie gdyby zrobiło się gorąco? Mam nadzieję, że twoi ludzie są godni zaufania.
- Jasne, podróżuje z nimi już od tylu lat, że można im zaufać. Poza tym, jaki mają interes w zdradzaniu? Nawet jak znajdziemy skarb, co taki jeden marynarz czy nawet kilku zrobi. Słabi są w wojaczce owszem. Nie znają prawdziwej walki, całe swoje życie przewozili towary. Ja mam za sobą szkolenie, ale także nie jestem wybitnym wojakiem. Są w pełni wierni kapitanowi i nie zostawią go samego na polu walki.

„Więc mamy chociaż jedną dobrą wiadomość.”
-Teraz najważniejsze. Tak jak powiedział ten jełop z tłumu, czy istnieje jakakolwiek szansa na to, że ten skarb tam jest?
-Tego ci nie mogę powiedzieć. Ta mapa może być równie dobrze fałszywa, ale zapewniam cię, że w porcie tylko jedna osoba zna język, w którym mapę spisano, więc to nie może być wybryk jakiegoś dzieciaka a mój chłopak jest w pełni zaufany.

„A więc pewne jest tylko to, że ten język jest prawdziwy, i że używała go jakaś stara rasa, która zbudowała świątynię na archipelagu oddalonym o cztery dni drogi stąd. Pęknie kurwa, pięknie.”
Gabriel dowiedział się rzeczy najważniejszych, jednak po jego głowie kłębiły się jeszcze dwie rzeczy które nie dawały mu spokoju.

- Co to za dziewka w towarzystwie tego draba? On mógłby się przydać, ale z nią mogą być same problemy. Lepiej się zastanowić przed wpuszczeniem tego chodzącego nieszczęścia na pokład. I jeszcze ta olbrzymka! Co tu robi olbrzymka !?! Nie możemy od razu posłać statku na dno? Poszłoby szybciej i było by zdecydowanie mniej ofiar! Widzę dla niej dwa potencjalne zastosowania: blokowanie wąskich przejść i kotwica. Gdyby na pokładzie rozpętała się walka z równym prawdopodobieństwem kosiłaby i wroga i nas.

Kapitan nie wyglądał na zadowolonego tym pytaniem, po jego twarzy przebiegł jakiś grymas. Chyba niezbyt przepadał za ludźmi, którzy podważają jego autorytet.

-To już nie twoja sprawa, kogo wybiorę!

Cóż, to był już chyba koniec rozmowy, nie ważne, Gabriel i tak nie miał już do niego więcej pytań. Pozostało tylko jedno, musiał znaleźć trochę czasu na odwiedziny u Loida...

Tak jak napisałem, Gabriel zapytuje kiedy wypływają i do tego czasu stara się załatwić sprawę pigułek. Jeśli okaże się, że odpływają zaraz gdy skończą się pytania nie będzie czekał aż usłyszy odpowiedzi, tylko od razu pójdzie do medyka.
GOD'S IN HIS HEAVEN. ALL'S RIGHT WITH THE WORLD.

All color...
But the black.
Eriol Velcrow
Marynarz
Marynarz
Posty: 367
Rejestracja: poniedziałek, 17 grudnia 2007, 18:05
Lokalizacja: Kopenhaga
Kontakt:

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Eriol Velcrow »

Drake

"Zdecydowałem się to płynę". Drake nucąc cicho pod nosem kolejne utwory czekał, aż kapitan odpowie na pytania wszystkich zgromadzonych. Sam nie przejawiał chęci do zabrania głosu wychodząc z założenia, że wszystkiego dowie się w swoim czasie. Pozornie nie zwracał uwagi na to co się dzieję ale zwracał uwagę na przyszłych towarzyszy. Szczególną jego uwagę przykuła para w skład której wchodził nadęty i pewny siebie mężczyzna i całkiem młoda i urodziwa kobieta. "Zaczyna się ciekawie" pomyślał patrząc przymrużonymi oczami na młodą kobietę. W momencie w którym usłyszał komentarze dotyczące dziewczyny i olbrzymki mruknął:
-Idiota- i w chwilę potem starając się nie zwracać na siebie uwagi przeszedł spokojnie do wcześniej obserwowanej pary i mruknął do nich: -Witajcie. Też się piszecie na wycieczkę?Zaraz potem rzucił głośno w kierunku kapitana - Długo jeszcze mamy czekać, szefie? Wskaż swoich wybrańców i zbierajmy się stąd. - i ciszej dodał, patrząc w kierunku osoby wygłaszającej poprzednio uszczypliwe komentarze - Jak najdalej od takich idiotów...


W sumie to nic się nie dzieję - dopadł mnie brak weny. Postać chętna do wypłynięcia. Pytań brak.
There is no emotion; there is peace.
There is no ignorance; there is knowledge.
There is no passion; there is serenity.
There is no chaos; there is harmony.
There is no death; there is the Force.



Zdjęcia
Ouzaru

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: Ouzaru »

Zebrani w porcie...

- Co to za dziewka w towarzystwie tego draba? On mógłby się przydać, ale z nią mogą być same problemy. Lepiej się zastanowić przed wpuszczeniem tego chodzącego nieszczęścia na pokład. I jeszcze ta olbrzymka! Co tu robi olbrzymka !?! Nie możemy od razu posłać statku na dno? - spytał jakiś idiota z tłumu. Na jego nieszczęście Rannek słyszał te słowa.

- Idiota - do ich uszu dobiegły słowa tajemniczego mężczyzny.

- Dziewkę to ty se możesz w burdelu znaleźć. I problem też możesz mieć, jeśli tylko nie jesteś taką cipą, na jaką wyglądasz - krzyknął ochroniarz, a wyraz jego twarzy i zabójcze spojrzenie jakie posłał nieznajomemu wyrażało tylko jedno. - Wtedy będziesz jedynym nieszczęśnikiem, który w dodatku nie wejdzie na pokład bo nie będzie w stanie. A skoro jesteś uprzedzony do olbrzymek, to myślę, że kapitan powinien poważnie się zastanowić nad tym, czy zabierać cię na pokład... Popatrz najpierw na siebie, frajerze...

- Witajcie. Też się piszecie na wycieczkę?
- srebrnowłosy zagaił parę, a zaraz potem rzucił głośno w kierunku kapitana: - Długo jeszcze mamy czekać, szefie? Wskaż swoich wybrańców i zbierajmy się stąd. - i ciszej dodał, patrząc w kierunku osoby wygłaszającej poprzednio uszczypliwe komentarze - Jak najdalej od takich idiotów...

- No właśnie! Ja mam tylko jedno pytanie - przemówiła rudowłosa, spoglądając na kapitana i zerkając na nieznajomego. - Kiedy wypływamy, kapitanie?
Rannek jedynie wzruszył ramionami.
- Słyszał ją pan...
Kapitan spojrzał na powoli wschodzący księżyc, uśmiechną się i odpowiedział:
- Za jakieś 10 godzin, czyli jutro rano.
- Skoro już wszystko wiemy, to może udamy się razem czegoś napić?
- zaproponowała mężczyźnie, na co Rannek zareagował lekkim grymasem. - Skoro mamy, prawdopodobnie, razem podróżować, warto się lepiej i bliżej poznać... - zamruczała, mocno akcentując ostatnie słowa.
nerv0
Pomywacz
Posty: 45
Rejestracja: poniedziałek, 1 września 2008, 14:44
Numer GG: 0

Re: [D&D 3,5] Brutalne Przebudzenie

Post autor: nerv0 »

Za radą Nirusa przeniosłem ten post dalej, mam nadzieję, że nie wprowadził zbytniego zamieszania.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 1 grudnia 2008, 07:59 przez nerv0, łącznie zmieniany 1 raz.
GOD'S IN HIS HEAVEN. ALL'S RIGHT WITH THE WORLD.

All color...
But the black.
Zablokowany