[Bleach] Z życia Shinigami

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Meee
Majtek
Majtek
Posty: 77
Rejestracja: piątek, 16 listopada 2007, 22:08
Numer GG: 0

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Meee »

Tsuriai Kinkou

-Dzięki za radę, z pewnością będziemy uważać! - Odparł staruszkowi i opuścił sklep. Z obliczeń Kinkou wychodziło, że mieli jeszcze czas do zbiórki i nie musieli się zbytnio spieszyć. Gdy przechodzili jednym z korytarzy z naprzeciwka zauważył nikogo innego jak kapitana Kuchiki. Równocześnie poczuł dyskomfort, który rósł w miarę jak zbliżali się do kapitana. Ukłonił mu się tak formalnie jak tylko potrafił, a kiedy ten mijał ich poczuł jakby grawitacja złapała go za szatę i próbowała powalić na podłogę. Spotkanie z kapitanem zawsze było dla niego...interesującym doświadczeniem, lecz nie zawsze pozytywnym. Kapitan Kuchiki i tak nie należał do najgorszych, on był po prostu...lepszy, od wszystkich. Kinkou spotkał go już kilkakrotnie i zawsze zastanawiał się czy to co z niego emanuje z taką siłą, to faktycznie energia duchowa, czy poczucie wyższości. Kiedy Kapitan zniknął z pola widzenia młody Shinigami wziął głęboki oddech i zwrócił się do reszty - Was też zawsze ciarki przechodzą jak mijacie kapitana? Przez chwilę coś skakało mu po głowie, jakaś myśl, ale nie był w stanie skojarzyć o co chodzi. Po chwili uświadomił sobie o co chodziło - zbiórka. "Już po nas."

Kiedy ku jego zaskoczeniu Kataishii rzucił tylko krótką uwagę i zaczął coś notować, Kinkou odetchnął z ulgą i szepnął do stojącego obok Miyamoto: -A byłem pewien, że nam normalnie Soukyoku urządzi.
Kiedy porucznik wspomniał o dwóch dniach patroli miał zamiar o coś zapytać, ale nie zdążył otworzyć ust zanim ten kontynuował przemowę. Kiedy skończył Tsuriai był zdezorientowany. "2 dni? Na pierwszej misji? W dodatku w tak niewielkich grupach?" Jeśli czegoś oczekiwał od pierwszej misji to co najmniej tego, że jakiś starszy stażem Shinigami będzie im towarzyszył. Do tego pozostawało pytanie, z którym zwrócił się do swojej nowej grupy: - Kto będzie nosił to ustrojstwo?- Kinkou nie czuł się na siłach, aby ponieść taką odpowiedzialność.
Kiedy przekraczali bramę zastanawiał się nad składem nowej grupy. Cieszył się, że Miyamoto będzie mu towarzyszył, jeśli na którymkolwiek ze znanych mu Shinigami mógł polegać, to właśnie na nim. Gorzej było z Renem. Nie miał powodu, by wątpić w jego umiejętności walki Zanpakutou, którym miał okazję się przyjrzeć w akademii (A raz nawet ich doświadczyć, co nie było już takie fajne), miał tylko nadzieję, że Ren nie będzie miał problemu z pracą w zespole.
Kiedy dotarli do świata żywych ogarnęła go nagle nostalgia, ale szybko odegnał to uczucie. To nie do tego świata wrócił, a już na pewno nie po to, żeby przywitać się z rodziną.
-No to co robimy? Skoro żaden ze starszych Shinigami nie będzie nas nadzorował, powinniśmy chyba wybrać tymczasowego dowódcę, nawet jeśli tylko po to, żeby mówił, w którą stronę iść. Jacyś chętni?
Ostatnio zmieniony niedziela, 16 grudnia 2007, 18:13 przez Meee, łącznie zmieniany 1 raz.
"You killed your own blind brother?"
"It would be cruel to let him live after what I did to his eyes"
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Arxel »

Masamune Miyamoto

- Dzięki gościu! Nawet nie wiesz jak może mi się przydać. I dzięki za instrukcję użycia. Musimy kiedys porozmawiać. Bo kończy mi się zapas ciekawych historii. Powiedział do staruszka po czym pożegnał się z nim i wyszedł. Szedł z reszta ciągle mówiąc o ty co może się stać. - Tylko będziemy musieli uważać na miejscu. Bo kasowanie pamięci o dużych zniszczeniach to nie to co dowództwo lubi najbardziej i poza tym... Przerwał nagle i popatrzył się przed siebie. * O kurcze. Żeby tylko nie podpaść* Pomyślał i przeszedł obok niego kłaniając się. I przy okazji starając się nie udusić od ucisku mocy. Gdy nacisk zelżał oparł się o ścianę, otarł pot z czoła i ruszył dalej. W końcu musiał zdążyć na zbiórkę. Przyśpieszył trochę kroku. Choć nie miało to sensu bo i tak się spóźnił. Gdy dotarł na miejsce zbiórki westchnął i przygotował sie na awanturę.*Nie wiedziałem, że ludzie mogą tak głośno krzyczeć*. W końcu skończył i rozpoczął odprawę. *Wreszcie.* Gdy usłyszał jak ich podzielą uśmiechnął się. * Mogło być gorzej* pomyślał i podszedł do Kinkou. - Fajnie stary, że jesteśmy razem. Tylko szkoda, że Ren jest z nami. Chłopak za sztywny jest. Powiedział i wszedł do portalu. Gdy wyszedł odetchnął świeżym powietrzem. Nie czul go ale i tak podniosło go to na duchu. - W sumie ja mogę zabrać telefon. A co do dowodzenia... Ogłaszam się dowódcą naszej grupy Powiedział uśmiechając sie. - Jak macie coś przeciwko to robimy glosowanie. A jak nie macie to idziemy! Powiedział i jeśli poszli za nim to ruszył na wschód.
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Delf
Marynarz
Marynarz
Posty: 360
Rejestracja: czwartek, 26 kwietnia 2007, 19:38
Numer GG: 0

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Delf »

Keshi Ren

Kiedy wracając ze sklepu natknęli się na kapitana Kuchiki, Ren przystanął na chwilę. Energia duchowa, która zdawała się wprasowywać go w podłogę nie wywierała na nim wielkiego wrażenia, podobnie jak wszystko inne. Niemniej po pierwsze utrudniała ona poruszanie się, po drugie zaś młody shinigami niezwykle szanował kapitana za jego słynne poczucie obowiązku, więc uznał za stosowne zatrzymać się i skłonić uprzejmie.

Ren ze stoickim spokojem przyjął zwyczajowy opiernicz porucznika, wzruszając tylko ramionami. Po swoim pierwszym spóźnieniu postąpił zgodnie z zasadami, czyli zacisnął pięści, uderzył nimi o ziemie padając na kolana, pochylił twarz do posadzki i przeprosił za niewykonanie zadania. Kataiishi, który do bystrych nie należał, uznał, że chłopak się z niego nabija, przydzielił mu więc podwójną karę i zakazał takich zachowań. Ren przyjął ten rozkaz jak każdy inny i od tego czasu nie przepraszał go za spóźnienia.

Kiedy Kinkou zapytał o komunikator, Ren tylko po raz kolejny wzruszył ramionami i odebrał go od porucznika. Może nie widział się w roli dowódcy, ale funkcja pośrednika przy przekazywaniu rozkazów mu nie przeszkadzała. Po za tym Kinkou wyraźnie nie chciał, żeby ta funkcja przypadła jemu, a jeśli chodzi o Miyamoto... Cóż, Ren nie chciał denerwować porucznika jeszcze bardziej, niż już to nastąpiło.

Przejście do świata żywych, było bez wątpienia nowym, fascynującym przeżyciem. Jak wszystkie inne nowe, fascynujące przeżycia, ominęło starannie niewzruszonego Rena i skoncentrowało się na bardziej podatnych celach w postaci jego towarzyszy. Propozycja Miyamoto, przekazać mu komunikację została należycie zignorowana i otrzymała zwyczajową dawkę posępnego milczenia. Gdy wygadany shinigami ogłosił się przywódcą drużyny, Ren popatrzył tylko na Kinkou wzrokiem mówiącym "to nie mój problem."
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Shinigami wyszedł spokojnie ze sklepu. Jako ostatni wyszedł ze sklepu. Przyjrzał się dokładnie wnętrzu budynku. Trochę się zagapił i musiał trochę przyspieszyć by dogonić kolegów. Mijali kolejne domy. Kuchiki - taicho! Ukłonił się na znak szacunku. Jego reiatsu było niesamowite lecz nie przerażało ono tak bardzo młodego Kiru. Oglądnął się za mężczyzną. "To wyrachowanie...Ten zimny wyraz twarzy. To wszystko składało się na jego niesamowitą osobowość."
Katana spoczywała u jego boku. Pieniądze cichutko dzwoniły w woreczku. Zbiórka. Kolejny męczący etap. Spotkanie z Kataiishi - fukutaicho. To było coś okropnego. Jego postura przytłaczała innych, a zachowanie jeszcze bardziej dobijało jego podopiecznych. Kazamachi Kiru nie lubił go. Był zbyt hałaśliwy. Za wiele rozkazywał i za wiele się wydzierał. Szczerze mówiąc młody Shinigami wcale go nie słuchał. Do ucha dobiegł fragment o podziale na grupy. Jeszcze chwila i podszedł do swojego kolegi.
- Ohayo - rzucił krótko. Wysłuchał Kotone ze spokojnym wyrazem twarzy. Popatrzył się.
"Co on myśli? Chce zostać drugim Kataiishim? Z drugiej strony to byłoby zabawne." Uśmiechnął się pod nosem. Pobiegł za nim. Gdy brama się otworzyła, Kiru ponownie się uśmiechnął.
"A więc to jest świat żywych...Zapomniałem nawet jak wygląda, mimo tego iż ojciec pokazywał mi go w książkach. Hmm...Czekają nas patrole przez 2 dni. Nie wiem jak to wytrzymam. A zwłaszcza z takim towarzyszem..."
Czerwona Orientalna Prawica
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hiro »

Grupa A
Wędrowaliście w zwyczajowym dla takiego zgromadzenia szyku. Z przodu Miyamoto i Kinkou obgadywali co za chwilę może się stać, a za nimi sunął Ren, milczący jak zwykle. Myiamoto co prawda kilka razy powiedział mu, żeby oddał komunikator, ale został całkowicie zignorowany. Wobec tego nie poruszał już tego tematu. Sunęliście po mieście, spoglądając na ludzi. Spieszyli się swoim własnym tempem całkowicie nie przejmując się tym, że czasem tuż obok nich mkną trzy postaci. Wszelkie próby minięcia się tuż przed ich nosami kończyło się tylko mruknięciami "Cholerny wiatr...". Wokół świeciło słońce, wiatr lekko wiał, co dało się zauważyć po poruszających się liściach drzew. W końcu dotarliście do miejsca, skąd było widać jakieś liceum, a tuż za wami był bazar. Natomiast na uliczce przed wami przy śmietnikach stał...
-No grupo A, wygląda na to, że możecie się popisać. - z komunikatora dobiegł głos porucznika.
Mieliście ochotę go uciszyć, ale wygląda na to, że to on miał rację. Konkretny Hollow nie słyszał ani słowa z tego co mówiliście. Sprawiał wrażenie dużego pająka. Sięgał trochę ponad wasze kolana, ale był szeroki. Na pająkowatych nogach i owadzim korpusie osadzona była biała maska, z wyszczerzonymi zębami. Tuż pod nią malutkie ale szybko ruszające się kleszcze. Hollow kręcił się w kółko jakby czegoś szukał. Oto wasza szansa! Tylko teraz jak zaatakować.

Grupa B
W tej grupie panowało milczenie. Trzeci z waszej grupy spokojnie podążał za wami, jakby nie za wiele go obchodziło kto tutaj dowodzi. Mimo wszystko Kotone był na przedzie, lepiej rozgrzany i gotowy do akcji, tuż za nim Kiru i trzeci shinigami. Mieliście głupie przeczucie, że podział na wschód i zachód był zupełnie przypadkowy. Mieliście wrażenie, że dostaliście mniejszą część do patrolu. Dopiero po chwili zauważyliście, że wasz teren bardziej obfitował w ciasne uliczki i budynki. W takich miejscach ludzie znacznie częściej ginęli. Wdzieliście młodych ludzi grających zawzięcie na schodach w jakąś grę, młodziaka który jeździł swoim samochodem i szpanował wraz z kumplami przed jakimiś dziewczynami. Ludzi starszych wracających do domu i wychodzących młodych ludzi w garniturach. Wszystko wydawało się w porządku.
-Pomocy! Zabierzcie to coś stąd! - niebo przeciął krzyk jakiejś dziewczyny. Instynktownie wiedzieliście co to oznacza. Po pierwsze nikt poza wami zdawał się tego nie słyszeć. Po drugie poczuliście nieprzyjemny dreszcz oznaczający nagromadzenie duchowej energii. Przyspieszyliście kroku. Dotarliście do jakiegoś ślepego zaułka. Przy ścianie z przerażenia dygotał duch młodej dziewczyny. Powoli podchodził do niej Hollow, przypominający fioletową hienę pozbawioną futra. Potwór dyszał z ekstazy, że za chwilę smacznie się pożywi. Młody shinigami, powiedział do was.
-Wy zajmijcie się tym potworem, a ja tą dziewczyną!
Pozostała kwestia tego jak uderzyć.

Taoru Imari
Fusao, strasznie ucieszył się twoją propozycją. Zapytał nawet czy nie u niego. Po chwili przekonałaś go, że lepiej będzie u Ciebie. Bo i w sumie po co łazić po mieście, skoro można nie ruszyć palcem. Fusao odszedł zadowolony, nawet nie pytając gdzie idziesz. Spojrzałaś w niebo i z uśmiechem pokręciłaś głową.
Po chwili byłaś już w miejscu gdzie widziałaś widziadło. Zadziwiające, na piasku nie było żadnego śladu, jednak przed sobą przy płocie widziałaś nauczyciela WF-u i dyrektorkę. Udając, że obok nich akurat rozwiązał Ci się but, przyjrzałaś się co to za zamieszanie. Teraz widziałaś wgnieciony płot, jakby coś ciężkiego spadło z góry. Nauczyciel energicznie wymachiwał rękami (z czego był zresztą znany) i tłumaczył
-To pewnie przez tych punków, kręci się ich tu teraz w okolicy tyle, że nawet na spacery wychodzę z pistoletem.
"Punki, akurat. To wygląda mi na coś więcej niż sfrustrowanych anarchistów" pomyślałaś odchodząc stamtąd. Wróciłaś na miejsce gdzie widziałaś potwora i zaczęłaś czegoś szukać. Po chwili usłyszałaś głos którego nie chciałabyś słyszeć nawet zasypana po uszy w piasku.
-O, Głup-Imari, co znowu tu robisz? Szukasz sobie depilatora?
Odwróciłaś się niechętnie. No tak, Nako i jej banda klonów. Przed tobą stała typowa ofiara współczesnego świata. Włosy farbowane na intensywny blond (bo akurat takie teraz były modne), strój w krzykliwe róże. Dziewczyna owa słuchała jedynie tego co znajdowało się na głupich listach hitów. "Ukochane" zespoły zmieniała częściej niż ty skarpetki. Obok niej stały trzy dziewczyny prawie identyczne do niej. Nako i jej banda, zwykle spędzały dnie na imprezach chlejąc na umór a potem chichrając się z tego, że jedna z nich lizała się po pijaku z jakimś oblechem. No i nie znosiła Cię. Zupełnie bez powodu. No okej, wrzuciłaś im szczury do zamkniętego pokoju, ale to tylko dlatego, że obrażała twoich ukochanych Queensów. A teraz stała tutaj tak strasznie psując ten wspaniały dzień.
-Co głup-Imari, albo może powinnam powiedzieć, kochanko. Wpadł Ci w oko ten nowy chłopak? - tu nastąpił głupi rechot trzech pozostałych dziewcząt -Ciekawe jakby zareagował jakby się dowiedział? Co chłopczyku a może wolisz żebym to ja mu powiedziała?
"Teraz to przesadziła!". Wkurzona szukałaś odpowiednio ostrych słów by poruszyć tą pustą lalą.
Obrazek
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Kawairashii »

Taoru Imari

Pięści same jej się zaciskały, jak by to powiedziała jej ciotka „Nóż sam mi się otwiera w kieszeni jak ją widzę”. Wpierw odczuła przypływ agresji, nie wyobrażałaby sobie posiadanie takiej osoby w rodzinie, każde jej słowo raniło, szyderstwa z jej strony były wysoce nieprzemyślane. Może jednak załatwić to dyplomatycznie (pomyślała), ale po co? Takie osoby jak ona nie myślą logicznie. Obrazić? Zniżę się do jej poziomu „Czasami życie stawia nas w bezczelnych sytuacjach”, pewnie cokolwiek bym nie powiedziała zostanę ośmieszona.

Powoli odwróciła się do gromadki zerkając ku nich jakby jedynie sprawdzała, kto do niej mówi, ze zmrużonymi oczyma, po czym odwróciła się olewając Nako i zakładając na uszy słuchawki poszła w swoją stronę.

Głupia jesteś… twój ból
Prawda, za czasu potrafiłaby podejść do natręta i wrzucić mu coś w stylu „Jeszcze jedno słowo, a gówno mnie będzie obchodzić opinia dyrektora, ale jak Boga kocham wbije ci ten ołówek prosto w oko” ale chyba każdy wiedziała, że Taoru się zmieniła.
Może kierując się ślepym optymizmem stara się ujrzeć promyczka światłą w piwnicy, ale bez interwencji najwyraźniej straciła szacunek do samej siebie.
Jednak starała się tego nie okazywać aż do końca.
Pewnie cięta riposta zawsze pozostanie u niej na liście rzeczy, nad którymi trzeba będzie popracować.

Starała się nie odwracać i co najważniejsze NIE REAGOWAĆ na jej docinki. W głębi duszy cieszyła się, że te obelgi nie dotyczyły jej rodziny, w końcu każdy ma swą piętę achillesową.
Ostatnio zmieniony wtorek, 18 grudnia 2007, 23:04 przez Kawairashii, łącznie zmieniany 1 raz.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
"Oh...Cóż za okolica. Mniejszy teren, mniej pracy. I dobrze. W końcu kto powiedział, że kariera Shinigami musi być męcząca i prowadzić poprzez cierpienia i męki?"
Młody Shinigami cicho pogwizdywał. Patrzył ze spokojem na bawiących się ludzi na dole. Gdy weszli w ciasne uliczki, od razu Kiru miał złe przeczucia. Coś mu mówiło, że takie miejsca są szczególnie zdradliwie i niebezpieczne. Usłyszał głos dziewczęcy. Szybko pobiegł w tamtą stronę. W biegu wyjął swojego Zanpakutou. Lśnił w blasku słońca...Teraz nadejdzie dzień gdy wtopi swe ostrze w ciało Hollowa i zabarwi się jego krwią. Chłopak tylko tego pragnął. Dać nauczkę temu potworowi. Niech wie, że z Shinigami się nie zadziera i nie powinien atakować bezbronnych i niewinnych osób.
- Nie chcę się wywyższać ani sugerować iż to ja jestem tu dowódcą lecz proponuję Ci Kotone abyśmy uderzyli z dwóch stron w jego maskę. To czuły punkt.
Spojrzał na trzeciego towarzysza...Kiwnął głową na znak iż zrozumiał i czekał na reakcję Kotone.
Czerwona Orientalna Prawica
Delf
Marynarz
Marynarz
Posty: 360
Rejestracja: czwartek, 26 kwietnia 2007, 19:38
Numer GG: 0

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Delf »

Keshi Ren

Ren w spokoju wysłuchał wiadomości od pułkownika, uważnie obserwując bestię.
- Pojitibu. Grupa A rozpoczyna procedurę eliminacji celu. - odpowiedział przez komunikator, niezbyt głośno, żeby nie ryzykować zwrócenia uwagi potwora. Ostrożność mogła się wydawać zbyteczna, gdyż Hollow był najwyraźniej czymś niezwykle zaabsorbowany, jednakże reguła to reguła.
Zlustrował wzrokiem swoich towarzyszy, po czym zaczął niespiesznym krokiem obchodzić cel. Wyglądał jak na niedzielnym spacerze, jednak w rzeczywistości był niezwykle skoncentrowany i uważnie stawiał kroki. Szedł po okręgu, tak, by, na ile pozwalał na to teren, nie zmniejszać swojego dystansu do potwora, a jedynie ustawić się w miarę możliwości dokładnie za nim. Ren planował wskoczyć mu na plecy i stamtąd wyprowadzić pchnięcie w szyję - tak niski Hollow powinien mieć trudności z odparciem ataku z góry.
Kiedy shinigami ustawił się na najbardziej dogodnej pozycji, prawą ręką poluzował miecz w pochwie i rzucił okiem na pozycje pozostałych. Przeciwnik nie wyglądał na niebezpiecznego, jednak najlepszym wyjściem był z pewnością symultaniczny atak z trzech stron. Gestem dłoni pokazał towarzyszom, co zamierza zrobić, położył lewą dłoń na rękojeści Zanpakutou i sprężył się do skoku. Teraz pozostało mu już tylko czekać, aż dowódca da sygnał do ataku...
t0m3ek
Mat
Mat
Posty: 550
Rejestracja: środa, 5 lipca 2006, 08:45
Kontakt:

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: t0m3ek »

Kaoru Kotone

Biegł cały czas na przedzie grupy. Robił to co miał robić, patrolował. Ciasne uliczki nie pasowały mu zabardzo gdyż nie ma w nich pola do manewru. Nagle stanął w miejscu gdy usłyszał krzyk i ten znajomy dreszcz, odczuwany przy zwiększonej kondensacji duchowej energii. Gdy zobaczył stwora wyciągnąl swego Zanpaktou i spojrzał na towarzyszy. Gdy wysłuchał ich do końca, odwrócił się w stronę stwora i odezwał się do Kiru.
Zajdź go od prawej, ja spróbuję najpierw uderzyć od tyłu. Tak jak uczyli nas w akademii. Ruszamy! - Krzyknął i z mieczem gotowyn do oddania ciosu ruszył w stronę Pustego.
Meniyaki tsukete shinugaii!
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Arxel »

Masamune Miyamoto

( Sorki za krótkość postu ale dzisiaj wyjeżdżam, a chcę napisać)

Patrzy się przez chwilę na Rena kombinując co ten chce zrobić. Widząc znaki rękoma wyjmuje swój miecz i stawia krok do przodu. Odwraca się do Kinkou - Ok, jak on będzie jak najbliżej jego pleców to odwracamy uwagę hollowa Powiedział do towarzysza. Kiedy Ren znalazł się za plecami przeciwnika machnął mieczem i ruszył powoli na pająkowatego stwora. - Dobra, lecimy. Jeśli przeciwnika rzucił się na Rena to wtedy skoczył w kierunku przeciwnika, żeby go odciągnąć.
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Shinigami wysłuchał swojego kolegi.
- Okej. Może tak być. Ale tego szyku z Akademii jakoś nie pamiętam.
Zacisnął rękę na tsubie. Był gotowy do walki. Jego Zanpakutou też. Biegł od prawej strony by zaskoczyć Hollowa. Gdy znalazł się obok jego głowy ciął z prawej strony.
"Teraz zapłacisz za wszystkie dusze które pożarłeś nikczemniku. Poczujesz ból i już nigdy więcej tu się nie pojawisz bo zasmakujesz naszych mieczy!"
Czerwona Orientalna Prawica
Meee
Majtek
Majtek
Posty: 77
Rejestracja: piątek, 16 listopada 2007, 22:08
Numer GG: 0

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Meee »

Tsuriai Kinkou

Niemal równocześnie Kinkou zatrzymał się widząc przed sobą pająkowatego stwora w białej masce i usłyszał głos porucznika z komunikatora Rena. "A więc tak to wygląda. Gęba raczej tylko do radia." Hollow kręcił się jakby to jego pająki obsiadły, wyraźnie czegoś szukał, ale czego? Z tego co wiedział Hollowy reagują na energię duchową, ale ich była najwyższa w okolicy, więc dlaczego ich nie zauważył? Co więcej, stwór wydał się Kinkou strasznie mały. Nie widział swojego pierwotnego adwersarza, ale był pewien, że tamten był co najmniej dwa - trzy razy większy od człowieka. Jeśli rozmiar dawał jakieś pojęcie o sile Hollowa, z tym Ren poradziłby sobie bez pomocy. "Coś tu jest nie tak..."
Kinkou zauważył, że Ren oddala się od grupy i zaczyna okrążać pajęczaka. Dał im gestem do zrozumienia co planuje zrobić. Ten gest był chyba najbardziej treściwą wiadomością jaką kiedykolwiek przekazał mu milczący Shinigami.
- Ok, jak on będzie jak najbliżej jego pleców to odwracamy uwagę hollowa - powiedział Miyamoto. Kinkou przytaknął ruchem głowy. Pomysł nieszczególnie mu się podobał, ale chciał zobaczyć jak Miyamoto sobie poradzi na czele ich grupy, więc zdecydował nie interweniować. Zaczął obchodzić Hollowa z przeciwnej strony co wcześniej Ren, żeby w sumie zajęli jak największy obszar wokół niego. Robił to ostrożnie, ale bez przekonania, a jego uwaga skupiona była raczej wszędzie, tylko nie na stworze. Jeśli wygląd mógł dać o nim jakieś pojęcie, to jedynym zagrożeniem mógł być atak czymś w rodzaju sieci pajęczej - cokolwiek tam Holowy potrafią. Starał się mieć oczy dookoła głowy, nie mógł się pozbyć przeczucia, że to pułapka.
"You killed your own blind brother?"
"It would be cruel to let him live after what I did to his eyes"
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hiro »

Taoru Imari
Kompletnie ignorując docinki Nako, odeszłaś od tamtego miejsca. Każda inteligentna osoba zauważyłaby, że po prostu Cię to nie rusza, niestety Nako do takich nie należała i zaczęła wymyślać jakieś nowe obelżywe rzeczy.. Na szczęście słuchawki na uszach dość skutecznie je zagłuszały. Dość powiedzieć, że były dosyć prymitywne.

Nagle coś zatrzęsło szkołą. Utrzymałaś cudem równowagę i obróciłaś się w stronę szkoły. Znowu ten mgiełkowaty kształt... Biegł, ciężko powiedzieć gdzie przez ten niewyraźny kształt, jakbyś miała problemy ze wzrokiem. Był duży. Cholera, biegł prawie prosto na Ciebie! Nie zdążyłaś, z impetem wbiegł uderzając czymś w Ciebie tak, że wylądowałaś kawałek dalej. Bolało tak jakby przyłożył w twoje ramię co najmniej tir. Mgiełka zniknęła, pobiegła najwyraźniej za szkołę. Ze szkoły zaś dało się słyszeć
-Proszę o spokój! Wszyscy do schronów, to tylko trzęsienie ziemi!
"Akurat! Czy Oni nie widzą, że tędy coś przebiegło?!" i zamiast do schronu chyłkiem wymknęłaś się na miasto. Po chwili ból ustał i już spokojnie śledziłaś gdzie pobiegł ten kształt. Wbiegłaś w jedną z uliczek. Cholera ślepa! Odwróciłaś się...

Inaczej niż pech tego nazwać nie można. Za tobą stało pięciu opryszków. Zdjęłaś słuchawki i usłyszałaś tylko
-... pieniądze to nic Ci się nie stanie!
Zaczęłaś się cofać. Byli wielcy a w rękach trzymali noże. Mogliby Cię kilka razy poszlachtować zanim zdążyłabyś pomyśleć o tym. Na plecach poczułaś twardą, zimną ścianę. Twe serce przeszył strach. Lecz wtem usłyszałaś delikatny ale zarazem stanowczy głos, niczym świergot ptaka
Spokojnie moje dziecko, nikt nie ma nas prawa krzywdzić.
Poczułaś dziwną lekkość... Ach zanikają wokół Ciebie obrazy zostaje biała kartka.

Grupa A
Dobra taktyka i łut szczęścia sprawiły, że bez większych problemów pokonaliście małego Hollowa. Pająk spanikował kompletnie, szarpiąc się po pierwszych trafionych ciosach. Po chwili z walki zrobiła się szamotanina, jednak ustalone role sprawiły, że nie ranił was, za to wy go jak najbardziej. Po walce mieliście wrażenie pojedynku z jakimś nowicjuszem. Ostatnie cięcie i Hollow zniknął, a wy poczuliście, ze spełniliście swój obowiązek. Chcieliście ruszać dalej.
Poczuliście zimny chłód w czaszce i dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Bardzo intensywne jak podczas spotkania z kapitanem Byakuyą. Hollow?
-Poruczniku czy wokół nas jest jakiś Hollow? - zapytał mimowolnie Kinkou
Z komunikatora dobiegł zdziwiony głos
-Oczywiście, że nie. Ani jednego Hollowa, o czym Ty mówisz.
Spojrzeliście po sobie. Jeżeli nie Hollow to co? Skupiliście się. Energia promieniowała z okolic pobliskiej szkoły. A przynajmniej tak mówił Miyamoto.

Grupa B
Konkretny Hollow nie spodziewał się niczego i został zmiażdżony już w pierwszym natarciu. Młody shinigami stał przy dziewczynie uspokajając ją. Jednak nie czuliście się pewnie, mimo, że wasz przeciwnik był pokonany.
Po chwili okazało się dlaczego z zaułków wyskoczyło jeszcze trzech podobnych stworów. Najwyraźniej ten którego pokonaliście był zaledwie zwiadowcą, który prowadził stado do ofiary. Zrobiło się niebezpiecznie, Hollowy jeśli już pracowały w grupach stawały się bardziej niebezpieczne.
Trzymając swe Zanpakutou w rękach, mieliście kilka sekund zanim tamte stwory połapią się o co chodzi.
Obrazek
t0m3ek
Mat
Mat
Posty: 550
Rejestracja: środa, 5 lipca 2006, 08:45
Kontakt:

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: t0m3ek »

Kaoru Kotone

- Zabierz ją stąd i powiadom porucznika o sytuacji. My postaramy się ich zatrzymać. - Kaoru krzyknął do młodego shinigami. Spojrzał na chwilę na swojego towarzysza szukając w jego oczach zgody, na to co właśnie miał usłyszeć. Kaoru przygotował swego Zanpaktou do ataku i pobiegł w stronę jednego z Hollow. Miał nadzieję, że jego szybkość wystarczą do pokonania go zanim zorientują się o co chodzi.
Ostatnio zmieniony piątek, 21 grudnia 2007, 18:44 przez t0m3ek, łącznie zmieniany 1 raz.
Meniyaki tsukete shinugaii!
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Kawairashii »

Taoru Imari

”O Boże, O Boże, O Boże, O Boże, O Boże… zaraz mnie zarżną”
Taoru poczuła się jak świnia w rzeźni, w pobliżu nie było nikogo. Serce biło jej tak mocno, że jej koszulka zaczęła pulsować pod presją chwili. Widziała opryszków z nożami, nie były to jakieś podrzędne motylki, a prawdziwe kosy do patroszenia dzików (i otwierania puszek konserwowych na biwakach). Nie ma z nimi szans, prócz tego Taoru zdecydowanie nie nadawała się do walki.

"Co? Ten głos… skąd ja go… z-a…"
Przed oczyma Taoru rozpostarła się jasna mgła.
Dziewczyna solidnie grzmotnęła głową o kant restauracyjnego kubła na śmieci, bezwładnie opadając na glebę.
Grupka napastników popatrzała się po sobie, po czym ryknęła śmiechem, pewniejszym krokiem zbliżyli się do dziewczyny.

-Ale beka ona naprawdę zemdlała
Na co drugi
-Co ty pier***isz, -- wstawaj ku**o!
Mówiąc to wymierzył solidnego kopniaka w jej trzewia, po czym następnego, na trzecim napotykając na opór.
-Co jest?

Dłoń Taoru spoczywała na kostce drania, zaciskając z całej siły, zamarła w bezruchu.
Barki wsparły się na pobliskiej ścianie, a głowa wpierw ze zwisu uniosła się ukazując rozdygotane ślepia. Jej źrenice były rozszerzone jakby dopiero, co wyszła z krypty. Gdy przestały dygotać wyglądało jakby postać doszła do siebie.

-Ręce precz od mojej…
Nie zdążył dokończyć jak Taoru skupiła na nim swój martwy wzrok. Nagle z jej dłoni strzeliście rozpostarte sztyleciki wystrzeliły wstrząsając całym ramieniem, zarazem wpijając się częściowo w kostkę agresora. Ten zaryczał tracąc równowagę. Dość spore szpikulce od opuszek palców do łokcia zaczęły się rozkładać niczym odwrotnie ułożone harpuny, powoli przypominając kształtem pióra, aż wreszcie spokojnie opadły przysłaniając połowę jej ręki. Te nadal wpite w kostkę oprycha nie traciły na ruchliwości, przyprawiając go o kolejne potworne salwy działającego niczym dominu zdruzgotanego układu nerwowego.
Jednak Taoru nie podobała się jego obecność w pobliżu jej, jak by to nazwać „metamorfozy”, jednym ruchem ręki złamała, po czym oderwała jego stopę miotając nim o ścianę. Jedno ze srebrnych piór oderwało się podczas tego manewru i lecąc za okaleczonym klientem wbiło się na głębokość 3 centymetrów w ceglaną ścianę, po czym upadło wydając metaliczny rozdźwięk.
Dając tym niejakie pojęcie o sile, z jaka rzuciła ofiarą, która jak spostrzegła się reszta obserwatorów z ledwością przeżyła to zderzenie z rzeczywistością.

Gdy Taoru wstała reszta z kończyn w tym i jej stopy (aż po kolana) pokryły się metalicznymi piórami, niszcząc przy tym jej klapki, które zostały pocięte na kawałeczki.
Najeżając się harpunami, Taoru popatrzyła na swoją dłoń. Jej nadgarstek miał ograniczone pole manewru, ręka była uformowana w pozycji wręcz idealne do ciosu, tak jakby nie miała nadgarstków, sam kciuk miał również ograniczone pole ruchu. Najzwyczajniej zgruchotała resztki stopy w nowym budulcu jej kończny.
Nie patrzyła ze zdziwieniem, och nie… to był inny, obcy sposób obserwacji. Zachowywała się jakby po kolei sprawdzała obecność w klasowym dzienniku, srogo zerkając po każdym z piór.

Chłopakom nie przeszkodziło to jednak w odwecie na niej za zranionego towarzysza.
W słuchawkach Taoru zaczął grać utwór „Dragula Mix” – Rob’a Zombie

Pierwszy; wyskoczył miotając się z nożem niczym małe dziecko, Taoru powoli spuściła niego trochę swej uwagi. Chwyciła za jego miecz gołą (obrośniętą) dłonią, delikatnie zaledwie dwoma palcami, przy czym drugą ręką machnęła mu przed oczyma zdzierając przy tym jego całą zdziwiony wyraz twarzy, aż do kości. Biedak rzucił się do tyłu potykając o własne nogi. Białko oczu rozlało mu się po koszuli, gdy upadał na ziemię w pozycję embrionalną, wrzeszcząc niczym jeden z tych „bezgrdykowców” (nałogowych palaczy z zasmolonymi strunami głosowymi, bądź bez nich).

W tym samym czasie wyminął go drugi, widząc jak ta stara się (jak przypuszczał) zliściować jego przyjaciela. Fakt obie jej ręce były zajęte. W połowie drogi odbił się od pleców Pierwszego, lekko nadkręcając sobie kostkę w biegu, sztych(!) chybił, a czemu? Ponieważ noga Taoru spoczęła na jego stopie, przynajmniej tak by było gdyby nie wycelowała o kilka centymetrów wyżej. Łamiąc mu przy tym oba piszczele i przytwierdzając go na pewien moment w miejscu. Napastnik niemal ukląkł, czując wszechogarniające osłabienie, usłyszał tylko upadek kolejnego ziomka, który zaczął dusić się własną krwią. Spojrzał na nią przepełniony zdziwieniem, Taoru rozpostarła ramiona. W tej chwili głowa kolejnej ofiary miała odczuć, co dokładnie czuje balon pod olbrzymia presją. Dziewczyna zmiażdżyła jego czerep niczym packa miażdżąca muchę na oknie.
Ciało opadło na ziemię.

Ostatni z czterech oniemiał. Taoru zrobiła ku niemu trzy kroki, będąc już na odległość dłoni do jego głowy, ten rozpoczął bieg. Po krótkiej scenie jak wprost z horroru klasy B, chyba po raz pierwszy pomyślał o sobie jak o człowieku, który chciał cieszyć się życiem, nie koniecznie robiąc złe rzeczy. Na jego nieszczęście po pierwszym kroku, upał na ziemie szarpany tikami nerwowymi, miał w plecach potężną dziurę, a dziewczyna w dłoni, dwa jego kręgi.

Taoru obryzgana krwią pozostawiła za sobą trzech w stanie krytycznym i jednego trupa, wyszła z alejki. W myśli ponownie pojawił się głos, nie był to ten sam głos, co wcześniej. Tym razem był to głos Taoru. Niczym echo rozbrzmiewał z głuchego pokoju w niekończącą się próżnię. Dziewczyna zamrugała, następnie kaszlnęła, aż wreszcie zaczęła wydawać dźwięki nasuwające na myśl duszenie się, pod wodą. Chwyciła się za policzki, zbliżając swe szponiaste dłonie ku oczom. Cofnęła się, przybiegła do ściany, przy której nieopodal leżąca czwórka przygwoździła ją. Głos w głowie stawał się coraz silniejszy. Uklękła, z jej oczy popłynęły łzy. Pióra zaczęły odpadać, brzdękając niczym monety na bruku. Na powrót stawała się dawną Taoru. Zemdlała, tym razem opierając się głowa o ścianę.

Podniosła się, znów ta sama przestraszona twarz. Dziewczyna miała otwarte świadome oczy. Czyżby zły sen? To ten sam zaułek, skąd tu tyle metalowych piór? Czemu jestem odwrócona do ściany? Już mnie okradli?
Sprawdziła po kieszeniach.
-Boże skąd ta krew!!?
Wtedy usłyszała jęki zmasakrowanych mężczyzn. Obróciła się ku nim.
Następne, co zrobiła to powtarzając w myślach słowa, które poprzednia Taoru słyszała w myślach (pewną dziecinna wyliczankę), wybiegła boso z alejki. Twarz miała całą we łzach.


Wybaczcie że taki długi, na życzenie MG ^^'
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Jego Zanpakutou spoczywał w ręku po oddaniu ciosu.
"Udało się. Nie było to szczególnie trudne. Ale zaraz...Wyczuwam złowrogie reiatsu. Co to ma znaczyć? O nie! Tylko nie to..."
Na myśli miał Hollowy, które wyszły z ukrycia.
- Kotone. Teraz czeka nas prawdziwa walka. Walczmy jeden na jednego. Trzeciego jak na razie musimy unikać. Uda nam się. Wierzę w to.
"Jakim cudem zdołał opanować Shi - Kai? Ja nie znam nawet imienia mojej katany a on potrafi już posługiwać się pierwszym uwolnieniem duszy miecza?"
Kiru biegł wprost na Hollowa po swojej stronie. Zaatakował z góry cięciem poziomym.

W Rekrutacji napisane było iż mamy jak na razie swoje Soul Slayery, ale nie znamy nawet ich imienia. Więc jakim cudem tom3k, udało ci się zrobić Shi - Kai?
Czerwona Orientalna Prawica
Arxel
Kok
Kok
Posty: 1007
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
Numer GG: 8564458
Lokalizacja: Z TBM

Re: [Bleach] Z życia Shinigami

Post autor: Arxel »

Masamune Miyamoto

Chłopak ciężko oddychał. - Ren. Zapytaj się ich czy przez przypadek nie wysłali tu kogoś silnego. Czasami coś im się pomieszać może w danych. Przez to mogą być takie zakłócenia... jeśli nie... no cóż. Stało się to czego niezbyt chciałem. Stało się coś nietypowego. I pewnie groźnego. A my musimy to sprawdzać. Bo każde wysokie źródło energii, które nie jest Shinigami ani Hollowem może być niebezpieczne dla obu światów. Fizycznego i duchowego. Ruszamy i to szybko. Trzymamy się w pewnej odległości od siebie by w razie czego nie oberwali wszyscy. Jeśli zauważymy coś naprawdę nietypowego to skontaktujesz się z bazą Ren. Jeśli będzie nas chciało zaatakować wzywasz wsparcie i trzymasz dystans! Bo przy energii czegoś takiego zejdziemy po jednym uderzeniu Powiedział i zaczął biec w tamtym kierunku.
OŻESZ TY W PYTĘ WRÓCIŁEM NA FORUM :D!
Zablokowany