[Brak] Brygada RR

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

[Brak] Brygada RR

Post autor: Wilczy Głód »

No dobra, to zaczynamy. Ale przedtem jeszcze kilka uwag:
- oto kolejność postaci według wzrostu, żeby nie było wątpliwości… wbrew pozorom to może się okazać ważne :D: Rutgier, Nikolajewicz, Nastia, Hyoshi, Migrath
-uwaga dotycząca waszego pochodzenia… z całej drużyny tylko Migrath będzie w miarę akceptowany przez resztę społeczeństwa Azylu. A co do reszty to słowo wyjaśnienia: Hyoshi – to mimo wszystko szczur, a te jak wiadomo sprzymierzyły się z robalami i najeżdżają Azyl, Nastia i Nikolajewicz – koty… tak więc nic dziwnego, że społeczeństwo myszy was nie polubi, Rutgier – wielki miś, wynik dziwnego eksperymentu też raczej nie wzbudzi ich zaufania… prędzej strach. Tak więc, nie liczcie, że mieszkańcy będą mieli do was bardzo przyjazny stosunek…
- aha no i tradycyjnie:
tak co postać mówi
"tak co myśli"
tak normalnie
a tak rzeczy poza sesyjne
No i pogrubione imię postaci przed każdym postem.

No ale dosyć już. Teraz do rzeczy…

Azyl. Miejsce jedyne w swoim rodzaju. Tylko tu jest taka mieszanka kulturowa. Każdy jest tu inny. Jakby ktoś wziął po kilku osobników z różnych światów, wrzucił do piwnicy wielkiego wieżowca i kazał im razem żyć. Ten ktoś musiał mieć osobliwe poczucie humoru. No, ale mniejsza z tym…
Miasto - chociaż nazywać Azyl miastem to drobna przesada – ma własne niezmienne od lat prawa. Po pierwsze: liczy się to co masz. I nie chodzi tu o pieniądze. Tu rządzi towar. Nie masz towaru? No to musisz mieć siłę… Tego też nie masz? A przynajmniej silnych kumpli? No… to może przeżyjesz. Po drugie: tu zawsze walczysz. Ale nie ze „wspólnotą” jak niektórzy mówią o sobie i innych mieszkańcach Azylu. Ze wspólnym wrogiem. A wrogowie to jest to czego chyba nigdy nie zabraknie… ludzie – walka z nimi to bezsens, ale trzeba ich unikać, bo najchętniej by nas wszystkich wyrżnęli i zjedli. Dużo gorsze są Robale. Mieszkają pod nami. Nie wiesz co jest pod nami? Powiem ci: kanały. Pełne jakiegoś świństwa kanały, w których żyją szczury i właśnie Robale. No, ale kto chciałby żyć w kanale nie? Dużo wygodniej mieć własną norkę tutaj. No i wyobraź sobie, że oni sobie ubzdurali nagle, że wyjdą na powierzchnię. Co? Nie, oczywiście, że nie do ludzi. Do nas. Zamieszkają sobie tu, w Azylu. Wiem, że jest zamieszkany… myślisz, że im to przeszkadza? A jak sądzisz, czemu Azyl nie rozciąga się na całą piwnicę? Czemu na jego granicach zawsze są zasieki i uzbrojone patrole? Sukinsyny chcą nas wygryźć. I nie możemy się przenieść… bo niby gdzie? Słyszałeś o jakichś innych miastach? No właśnie, ja też nie. O ile ze szczurami jeszcze może dałoby się dogadać to z Robalami nie masz szans. Są bezmyślne. Co? Nie… nie są głupie. Po prostu zamiast myśleć tak ja my, idą przed siebie i robią to co jest najlepsze dla roju. Zdobywają pokarm. Nie do cholery! Nie da się „negocjować!” Jak jakiegoś zobaczysz, to ustrzel od razu. Albo uciekaj, bo skończysz jako miejsce wylęgu dla ich młodych. Albo jeszcze gorzej… Ech… gdzie te czasy, kiedy żyliśmy na powietrzu. Kiedy jedliśmy to co spadło z drzew, albo wyrosło z ziemi a nie to napakowane chemią świństwo. Co? Tak powiedziałem „wyrosło”. Rośliny… słyszałeś o nich? Prosto z ziemi wyrastały wielkie, zielone pędy… niesamowite…
No ale to już opowieść na następny raz. Zbieraj się mały, bo już późno się robi. Zobaczymy się jutro…


Rutgier

Kolejna dobrze wykonana robota. Nic nie daje takiej satysfakcji jak skopanie tyłków kilku – pożal się Boże - złodziejom… a tobie jeszcze za to płacą! Lubisz swoją pracę, ale dobrze, że już fajrant. Chociaż co to za praca… stoisz na warcie i pilnujesz. Rzadko zdarzają się jakieś poważniejsze próby zagrożenia Agencji. Dzisiaj też w sumie nic takiego się nie stało… kilku idiotów myślało, że łatwo uda im się wejść do środka kompleksu. I to tylko dlatego, że mają broń! Bez żalu patrzyłeś na ich zwłoki zbierane właśnie przez „ekipę sprzątającą” jak na nią zwykło się mówić w Agencji. Chciałeś właśnie iść w swoją stronę, ale jeden z twoich kumpli (chociaż to trochę za dużo powiedziane… to raczej współpracownik niż kumpel) położył ci rękę na ramieniu.
-Szef cię wzywa. I chyba jest nieźle wkurzony… - tu spojrzał na ścianę budynku, który właśnie „ochroniliście.” To była część kompleksu… chyba nowe niby-koszary – jeszcze w budowie. No właśnie… BYŁA. Coś musiało ci umknąć w ogniu walki, bo dopiero teraz spostrzegłeś w jakim stanie jest ten budynek. Swoją drogą dziwne, że jeszcze stoi. Jego ściana właśnie z hukiem się zawaliła. Strasznie niesolidni ci budowlańcy dzisiaj… Lepiej nie kazać Teddy'emu długo czekać...

Hyoshi

Jaki spokój… Własny kąt to najlepsze co może być w życiu szczura. Wciąż trochę tęsknisz za swoim pięknym, przytulnym dojo, ale w Azylu też nie jest źle. „Tu nie zabraknie miejsca dla nikogo” usłyszałeś kiedyś. No i rzeczywiście. Stary Hyoshi znalazł nowe miejsce. Spokojna starość? O nie… „Tylko ciągły trening i dyscyplina, tworzą prawdziwego mistrza” (cytat ze „Złotych myśli Mistrza Hyoshi’ego”). No, ale ile można, co nie? Po treningu fizycznym – laska w twoich rękach to wbrew pozorom nie tylko kawał drewna – nadszedł czas na medytację. Nie, to nie jest bezmyślne siedzenie w pozycji kwiatu lotosu! To rozmyślania, filozofia, obserwacja świata… najlepsze miejsce do tego to trochę zniszczona ławeczka tuż na skraju parku. Ekhm… Park to umowna nazwa… tam przychodzą wszyscy, którzy chcą po prostu trochę odpocząć. Jest tam zawsze mnóstwo nieznośnych bachorów, ale da się to wytrzymać. Zazwyczaj cię nie zaczepiają… chyba trochę się boją „starego szczura,” jak mówili o tobie niektórzy. Z akcentem na „szczur”…

Migrath

No nareszcie koniec szychty. Trzeba przyznać, że - jak każdy kret - jesteś specjalistą od kopania. Oczywiście teraz kopie się trochę inaczej… nie w dół(chyba że chcesz tac się pokarmem dla szczurów) a na boki i czasem – ale rzadko – w górę. Za ścianami starego, ludzkiego budynku wciąż kryję się mnóstwo skarbów. I jeszcze więcej niebezpieczeństw. Koleś, który razem z tobą dziś kopał trafił na jakieś podejrzany „łup.” Kiedy okazało się, że to jakaś stara trutka, było już za późno dla niego. No, ale macie też o niebo lepszy sprzęt. No, ale dosyć już o pracy… W końcu fajrant to fajrant. Trzeba jakoś wykorzystać wolny czas. Zastanawiałeś się przez chwilę… kilku kumpli z pracy mówiło coś o wypadzie na piwo. Idziesz z nimi?

Nikolaj

Kolejny dzień zbliża się ku końcowi. Wykonujesz swoją robotę… a raczej udajesz, że wykonujesz. Stworzenia w Azylu nie są zbyt przekonane do komunistycznej wizji świata. W duchu cieszy cię to… ale jest sprawa, która nie daje ci spokoju. Kilka dni temu dostałeś tajną, zaszyfrowaną wiadomość z centrali komitetu:
Towarzyszu Urban Panther!
Wiedz, że jesteś naszym najlepszym agentem. Twoje zasługi dla Matki Rosji nie mają sobie równych.
(jakoś nie potrafiłeś sobie przypomnieć żadnych wielkich zasług… taki wstęp nie wróżył nic dobrego, ale czytałeś dalej) Ale nasz wywiad donosi, że sprawy w Azylu nie mają się dobrze. Wiemy bardzo dobrze, że to z powodu przeklętej propagandy tych amerykańskich świń. Wiedz, że ufamy Ci bezgranicznie. Wysyłamy do Ciebie jeszcze jednego agenta – ma pomóc Ci infiltrować społeczeństwo tych wstrętnych kapitalistów, aby wasze wspólne działania były jeszcze bardziej skuteczne. Powodzenia towarzyszu!
Towarzysz Big Cheese


P.S: Chyba nie muszę przypominać, że to tajna informacja. Zalecam zniszczenie jej natychmiast po przeczytaniu, albo wcześniej jeśli zdołasz!

Po prostu pięknie…wygląda na to, że w końcu się pokapowali. Od razu widać, że chcą cię sprawdzić. Jakiś skubany kontroler, który – "ma pomóc infiltrować społeczeństwo.” Akurat… miał być dzisiaj wieczorem w pubie „Serowy księżyc.” Hasło miało brzmieć: „Można się przysiąść?” Odzew: „Jeśli jesteś z Nowego Jorku…” Żałosne… mogliby się kiedyś postarać. Ale teraz jest ważniejsza sprawa niż brak inwencji: co robić, co robić?

Nastia

Byłaś w swoim żywiole. Naiwniacy, których można owinąć sobie wokół palca za pomocą jednego miauknięcia. Oczywiście z myszami był czasem problem, bo – jak to myszy – nie lubią kotów. Ale nie było tak źle… dzięki twoim niewielkim jak na kotkę rozmiarom, nikt nie uciekał z wrzaskiem na twój widok. Co za cudowne miejsce…
Co za przeklęte miejsce! Żebym ja – Pani Nienawiści – musiała się babrać w smrodzie między zgrają futrzaków!
Właśnie włóczyłaś się bez konkretnego celu po Azylu. Właśnie zjadłaś porządny obiad złożony chyba z jakiegoś mięsa z puszki – na cudzy koszt oczywiście. „Najedzona kicia to szczęśliwa kicia” czy jakoś tak. No a gdzie teraz cię nogi poniosą?
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Szasza »

Rutgier

Te słowa brzmiały jak wyrok.
"Przecież Teddy za gorsze błahostki potrafi wybebeszyć tępym narzędziem."
Na tę myśl mina Rutgiera znacznie się wydłużyła.
Nie było sensu uciekać i tak prędzej czy później Wielki Przytulaśny by go dorwał.
Nie spiesząc się spakował działo i trójnóg. Po czym zawiesił je na plecach. Odbezpieczył karabinek laserowy i ułożył go w kaburze tak aby można było go szybko i wygodnie wyciągnąć. Nastroił jeszcze monokl i poszedł pewnym krokiem w kierunku biura Teddiego. Im bliżej miejsca swego przeznaczenia się znajdował, tym więcej czuł na sobie spojrzeń typu: "Masz za swoje dziadu!" kierowanych na niego przez żółtych.
"Nie zginę jak cienias. Nie dam tym pieprzonym mendom tej satysfakcji."
Mówiąc "mendom" miał na myśli żółte miśki, które jako najmniejsze stały się siłą roboczą i popychadłami brązowych (mądrych) oraz różowych (agresywnych) misiów .
Gdy znalazł się przed drzwiami gabinetu szefa, jeszcze raz wziął głęboki oddech i przyłożył łapę do panelu dotykowego.
- W jakiej to sprawie żeś mnie wezwał rud.... Znaczy szefie?
Powiedział udając że nie wie o co chodzi.

Jakby co to Teddy należy do kasty brązowych, ma rudawe futerko i nosi się bardzo elegancko :D
Ostatnio zmieniony sobota, 15 września 2007, 10:22 przez Szasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Bielik »

Migrath

No nareszcie koniec- powiedział do siebie wychodząc z tunelu i wyprostował się ten jeden z nielicznych razy. Wychodząc z tunelu przypomniał sobie jak tu trafił tu pierwszy raz... Ale to było dawno i nie warto tego wspominać. "koleś skocz z nami jutro na piwo"- przypomniała mu się krótka rozmowa z kumplami z pracy i po chwili był już w drodze do knajpy w której się umówili. Po drodze rozglądał się szukając idealnego miejsca na tunel "przestań o tym myśleć!! ta praca ci się na mózg rzuciła przecież to środek miasta!!"- skarcił się sam w myślach i wszedł do knajpy zajmując pierwsze miejsce z brzegu i zamówił sobie kufel piwa. "Nie ma to jak kufel piwa po ciężkiej pracy"- pomyślał rozsiadając się wygodnie i czekając na piwo...
Ostatnio zmieniony piątek, 14 września 2007, 19:38 przez Bielik, łącznie zmieniany 1 raz.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Hiro »

Mistrz Hyoshi

"Ech ta dzisiejsza młodzież. Daj im kogokolwiek a i tak będą próbowali urżnąć Ci głowę, a potem udowodnią, że jesteś ich wrogiem. Nie to co kiedyś, kiedyś to nawet szczury miały klasę. A obecnie staczają się na dno... Szkoda gadać" pomyślał mistrz Hyoshi rozglądając się po parku. Było nawet ładnie dzisiaj, ale dzień był już z zasady nieudany. Powód? A bo tak naprawdę Mistrz choćby nie wiem i jakiej sztuki nie liczył się dla nikogo. Teraz ważne były laserowe spluwy ukryte po nogawkach, kasa i seks na coraz to głupszych płaszczyznach. Prawdę mówiąc, bardziej byłby popularny, jako pustelnik gdzieś daleko stąd. Nawet gdyby próbował nauczyć kogokolwiek, prawdopodobnie byłby to ktoś kto trafił do niego przez przypadek.
"Cholerne oko, jak można medytować gdy tak się majta. Oj robi się głupoty, ale to już był kretynizm. Może ja wtedy byłem pijany?", ten temat pozostał przedyskutowany (sam ze sobą naturalnie), przeszedł do standardowej od dłuższego czasu kwestii "Czy zrobiłem wszystko co mogłem zrobić dla świata?". Trudny temat, który dręczył go już pewien okres. Nigdy jednak nie mógł dojść do sedna sprawy.
Kiedy kończy wstaje z pozycji medytacyjnej i rozgląda się wokół
"Co za brzydkie miejsce sobie wybrałem. W porównaniu do Przełęczy, Dojo wielkiego mistrza czy choćby świątynia Xiaoyu, te szare miejsca są po prostu denne. Naprawdę nie ma dla mnie innego miejsca? " Podparł się laską, postanawiając przejść się na spacer. Fakt, podpierał się na lasce, ale jego celem nie było dodanie otuchy nogom, bo tak naprawdę jego kondycja była w znakomitym stanie, ale o to, by zrobić na innych wrażenie zniedołężniałego. Przydawało sie to zwłaszcza podczas spotkań z grupkami rozochoconej młodzieży organizujących sie w tzw. gangi "punkowe", gdy licząc na łatwy łup próbowali go pobić. Codziennie zapisywał sobie (od czasu przybycia) kreseczkami ile tak ludzi dało się nabrać. Obecnie w 60 kartkowym zeszycie zaczyna powoli zbliżać się do końca. W końcu takie coś też jest formą treningu.
Powoli, podpierając się na lasce, udał się w drugie ulubione miejsce, gdzie można było zjeść sushi. Jedyna słuszna potrawa, jak twierdził! Chociaż w tym bagnie i tak była niedobra...
Obrazek
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Ravandil »

Nastia

W ciemności zielonym blaskiem zajaśniała para kocich oczu. Po chwili z mroku wyłoniła się niewielka, płomiennoruda kocica. Ot, mało to kotów jest w Azylu? Po chwili z gracją zeskoczyła niżej i... stanęła na dwóch łapach... nogach... nieważne. Ale to akurat nie jest ważne. Dziwne, że po chwili kotka stała się szara w czarne pręgi, a na jej ciele zmaterializowała się błękitno-fioletowa bluzeczka i spódnica... Zaraz zaraz, a co ma znaczyć ten bat i złowieszczo połyskująca para pistoletów? To nie był zwykły kot, to była Nastia. Diabli wiedzą, skąd ona się tutaj wzięła... Dosłownie. Chociaż z tymi demonami to taki paskudny stereotyp. Nastia wcale nie była rogata i nie miała na celu zniszczenia świata. To ludzie tak mówią, żeby mieć na co zwalać winę za swoje żądze... Takie hmm... "osoby" jak Nastia zajmują się bardziej przyziemnymi rzeczami. A Azyl jest idealnym miejscem dla takich jak oni. Sporo ludzi, którzy dają się łatwo manipulować i wręcz nieograniczone możliwości do działania. Nastia gardziła tym miejscem. Było takie... brudne i prostackie, ale jednocześnie stanowiło świetne centrum operacyjne.
Nastia przeciągnęła się leniwie i zamruczała cicho. To gdzie teraz? Co może zrobić najedzony półdemon w wolnym czasie? Zawsze można pomęczyć te głupie myszy, idealne wręcz do tresury...

Przepraszam za mało rozbudowanego posta, ale chciałem odpisać dzisiaj, a jestem trochę zmęczony... Zresztą tłumaczyłem się już "odpowiedniej instancji" :)
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: BlindKitty »

Nikolaj Nikolajewicz "Urban Panther" Raskolnikow

"A niech go porwie towarzysz Stalin!" pomyślał szary, pręgowany kocur. Potężną, hydrauliczną prawą cyberręką podrapał się po głowie, w której osadzone było zajmujące ćwierć twarzy cyberoko. Poprawił wojskowy płaszcz, który miał narzucony na mundur Armii Czerwonej. Poprawił wiszący na skórzanym pasie karabin igłowy. Zastanowił się co jeszcze może poprawić w swoim wyglądzie, i przygładził wąsy, po czym wpadł na genialny pomysł i poprawił jeszcze czapkę z czerwoną gwiazdą. Westchnął ciężko.

Miał plan. Spotka się z tym agentem, spowoduje jest śmierć przy pierwszej nadarzającej się okazji i przekaże do centrali wiadomość że musi zapaść w głębszą konspirację ze względu na ofensywę kontrwywiadu Azylu.

Ruszył w stronę pubu. Hasło i odzew... Przecież to brzmi tak beznadziejnie. Tragedia, tragedia. Ręka poświstywała cicho hydrauliką, gdy raźno machał nią w takt kroków.

Dopisze też że śmierć jego towarzysza była efektem niedostatecznego doświadczenia w trudnych warunkach Azylu i prosi żeby nikogo nie przysyłać póki sytuacja się nie uspokoi, inaczej będą ginąć równie sprawnie i skutecznie jak ten pierwszy. Oby tylko to zadziałało...

Stanął przed wejściem do pubu. No, to teraz zobaczymy jak to będzie...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Wilczy Głód »

Rutgier

Drzwi do gabinetu otworzyły się zapraszająco. „Zapraszamy do jaskini lwa!” Pewnym krokiem wszedłeś do środka. A przynajmniej miałeś nadzieję, że wyglądał pewnie, bo wtedy może szef nie zje cię żywcem. Gabinet był urządzony schudnie, bez przepychu, ale funkcjonalnie. Bez żadnych rzeczy osobistych… jakby właściciel przed chwilą pierwszy raz do niego wszedł.
Teddy siedział spokojnie w wielkim, obitym czarną skórą (Prawdziwą! Skąd on ją do cholery wytrzasnął?!) fotelu. Miał na sobie drogi garnitur… aż dziwne że się nie rozerwał przy najmniejszym ruchu. No i oczywiście gustowny krawat, bo bez niego jak bez ręki! Ale szef siedział - to nie był dobry znak. Kiedy wrzeszczał i klął to znaczyło, że jest porządnie wkurzony. Ale kiedy siedział spokojnie z tym swoim zaciętym wyrazem pyska... jest wkurzony jak sto diabłów. Pochylił się lekko w twoją stronę i oparł łokcie o blat biurka.
-Dobra Rutgier… jeśli naprawdę nie wiesz o co chodzi, to chyba nie jesteś zbyt bystry. Będę mówił powoli i wyraźnie. ROZWALIŁEŚ NOWE KOSZARY. – jego głos z chłodnego jak lód, stopniowo przeradzał się w krzyk – Nowe koszary! Masz pojęcie, ile czasu i pieniędzy nas kosztowało postawienie tego budynku?! To nie jest pie***ony plac zabaw! Tu się – chociaż czasem – MYŚLI! Gdybym ja też bezmyślnie używał spluwy, to już byś miał dodatkowy otwór w tym pustym łbie!
Oddychał ciężko… ale chyba się przynajmniej trochę wyładował. Wbrew temu co mówił, teraz postąpiłeś słusznie – milczałeś. Teddy odkaszlnął i wstał. Kontynuował już spokojniej.
-Na twoje szczęście nie jestem jednym z was…ale nie myśl, że ci się upiecze! Po pierwsze: od dziś twoja pensja będzie zdecydowanie mniejsza – za coś przecież trzeba postawić nowe koszary. Po drugie: zmieniasz rewir. Nie będziesz ochraniał kompleksu, bo całkiem go rozwalisz. – Tu szef uśmiechnął się. Pomyślałeś, że sam diabeł się nie uśmiecha tak złowieszczo. – Brawo! Właśnie stałeś się ochotnikiem do nowego programu zwiększenia bezpieczeństwa w Azylu. Od dzisiaj twoim bezpośrednim przełożonym będzie pan Lars Bracknell – zajmuje się obroną miasta przed atakami z zewnątrz… Masz się do niego zgłosić z tym – podał ci jakąś kartkę – najpóźniej do jutra rana. To wszystko. Odmaszerować.
A do tej pory dzień był taki piękny…

Migrath

„Serowy księżyc” to całkiem przytulny lokal, pomyślałeś. O tej porze nie było jeszcze bardzo tłoczno, ale wraz ze zbliżaniem się wieczora, gości przybywało. Po chwili kelner – mała, chyba myszka w służbowym fartuchu z nadrukowanym księżycem – przyniosła piwo. Było naprawdę dobre… tu mieli najlepsze piwo jakie kiedykolwiek piłeś.
Koledzy się spóźniają… to w sumie nic dziwnego! Z punktualnością u nich zawsze było trochę nie do końca w porządku. Z braku lepszego zajęcia przyglądałeś się gościom lokalu. Jak dotąd było tylko kilka osób. Dwie mocno już podchmielone myszy siedzące przy jednym stoliku i rozprawiające o czymś zachrypniętymi głosami. Przy barze siedział kret, ale chyba nie z twojego wydziału, bo nie kojarzyłeś go. Pewnie kopał z innej strony miasta… Przy stoliku w rogu siedział wysoki wiewiór w czapce z jakimś dziwnym symbolem. Przyjrzałeś się uważniej. Czerwona gwiazda? No tak… pełno dzisiaj tych satanistów… Ktoś wchodził, ktoś wychodził, ale już nie zwracałeś na nich większej uwagi. Po prostu – relaksowałeś się… Po dłuższej chwili zabrało się więcej gości. W drzwiach zobaczyłeś swoich kumpli. Pomachałeś, żeby się przysiedli... w końcu samemu jakoś smutno pic.

Hyoshi

Powoli skierowałeś się na kolację. No, ewentualnie późny obiad, nieważne. Nikt cię nie niepokoił jakoś szczególnie. No może nie licząc tego małego drzewołaza, który myślał sobie, że zadrwi z Mistrza. Przeliczył się. Kiedy chciał wyrwać ci kij (Patrzcie jaki dziad! Nawet na nogach nie ustoi!), szybko kopnąłeś z obrotu z brzuch. Mały tylko się skulił na ziemi i po chwili odszedł w swoją drogę. Pewnie poszedł się poskarżyć mamie… Ech ci młodzi...
No, ale w końcu dotarłeś. Mały kramik naprzeciw baru „Serowy księżyc.” Tu Ikari sprzedawał chińskie żarcie. Tak naprawdę Ikari miał na imię George, ale dobry chwyt reklamowy to w jego fachu podstawa. Kiedy kret cię spostrzegł zapytał tylko – To co zawsze Hyoshi? – i podał ci twoje ulubione danie. Oczywiście to nie było tak dobre, jak byś chciał, ale zawsze coś…

Nastia

Jak pomyślałaś tak zrobiłaś. Gdzie jest dużo myszy? Zaraz, zaraz… o tej porze powinny być chyba w parku. Szybko skierowałaś się tam, już nie mogąc się doczekać, żeby kogoś „potresowac.” Ale park był dziwnie pusty. Zobaczyłaś tylko jakiegoś starego szczura, oddalającego się powoli. Nieciekawy obiekt… Usiadłaś na ławeczce i zastanowiłaś się przez chwilę. Po chwili uderzyłaś się dłonią w czoło. No tak! „Serowy księżyc!” Tam zawsze jest ich pełno. Ciągną tam jak ćmy do światła. Wstałaś i szybko pobiegłaś w stronę baru. Zawsze lepiej być tam gdzie się coś dzieje!

Nikolaj

Wziąłeś głęboki oddech i pewnie wszedłeś do baru. Powoli zaczynało się robić tłoczno. Ktoś wchodząc pchnął cię z tyłu. Jakaś grupka kretów. Jeden z gości w barze pomachał do nich ręką i zaczęli się przeciskać do niego. Nawet nie zwrócili na ciebie uwagi… to znaczy może próbowali nie zwracać na ciebie uwagi. Zignorowałeś szybkie spojrzenia rzucane na twoją rękę. Już był tłum. Przez chwilę martwiłeś się, że nie rozpoznasz tego – niech będzie przeklęty – kontrolera. Ale kiedy twój wzrok padł na postać siedzącą w rogu przestałeś mieć wątpliwości. Wielki, ale wciąż niższy od ciebie, wiewiór – zapewne dla niepoznaki – ubrany w szare dżinsy i t-shirt z napisem „I LOVE USA.” No, ale czapka z czerwoną gwiazdą mówiła wszystko. Właśnie w tej chwili cię zauważył. W tej sytuacji pomyłka- jego lub twoja – raczej nie wchodziła w grę… uparcie patrzył w twoim kierunku. Kelnerka coś do niego mówiła, ale on nawet jej nie zauważył. Z takim zmysłem obserwacji, aż dziw, że jeszcze żyje. Pomyślałeś, że zabicie takiego głąba, to wyświadczenie mu przysługi…
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Ravandil »

Nastia

Po kilku chwilach Nastia znowu była płomiennorudą kotką, niezbyt wyróżniającą się z tłumu, no, może nie licząc bardziej puchatego od reszty towarzystwa ogona. "Kamuflaż to podstawa" przemknęło jej przez myśl, gdy długimi susami ruszyła w stronę parku. -Ech...- westchnęła cicho, gdy jedynym, co tam znalazła okazał się zramolały z wyglądu szczur. Nie lubiła szczurów... Mało kto je lubił. Myszy raczej też nie pałały do nich zbytnią sympatią... No, ale przynajmniej szczury miały powodzenie u tych, no... tych małych, upierdliwych psów, niby "tępicieli szkodników". Ale one akurat były bardzo podatne na kocio-demoniczne sztuczki. Nastia nieco zrezygnowana siadła na ławce. Znowu miała na sobie ubranie, a z nudów nawet zaczęła machać wytworzoną na szybko iluzją torebki. Nieciekawa sprawa. I nagle przyszło olśnienie. W "Serowym Księżycu" zawsze kręci się pełno frajerów... Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że wychodzi stamtąd więcej myszy, niż wchodzi. Takie miejsca to wręcz idealne miejsce do popisu, do zaspokojenia chwilowego kaprysu... A przyokazji żeby ponaigrywać się z tej bandy łysych ogonów. Nastia wstała i ruszyła tam powoli. Jednak jeśli już idzie się do klubu, trzeba jakoś wyglądać. W ciemności amulet Nastii zajaśniał purpurowym blaskiem. Zniknęły pistolety, bat i reszta ubrania, a w ich miejsce pojawiła się torebka, dość wyzywający zestaw bluzeczka & spódniczka, a do tego buty na obcasach. -Zabawę czas zacząć- mruknęła cicho do siebie i nie spiesząc się ruszyła do baru.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Hiro »

Mistrz Hyoshi

Powoli rozsiadł się w swoim standardowym miejscu tzn. kanapie w rogu gdzie można było obserwować cały lokal, ulicę i lokal naprzeciwko. To znaczy coś co kiedyś być może było kanapą obecnie jest po prostu wygodnym fotelem. Nigdy nie zdarzyło się by ktokolwiek tu siedział, gdyż istniał przesąd, że miejsce to jest przeklęte. Ponieważ wierzył tylko historiom prawdziwym, siadał tutaj zawsze, choćby po to by wsłuchiwać się w jaki to sposób powinien był już umrzeć. No cóż z ciekawszych pamiętał tylko erupcję wulkanu, trzęsienie ziemi i zatrucie się surową rybą.
"Itadakimasu!" pomyślał i zabrał się do zajadania Maki-zushi, oraz kilku specjalnie mniejszych Chirashi-zushi , które razem stanowiły ciekawą kompozycję dań. Do tego mały kieliszek wina ryżowego, chociaż głównie dlatego, że ciekawie smakował z rybą, pił go raczej do smaku niż do upojenia się trunkiem. Upijania się teoretycznie zabraniał kodeks, ale po kilku głębszych stawał się reguła ignorowaną. Tutaj nie upijał się w ogóle, gdyż do tego trzeba mieć pewność, że nikt nie wbije Ci noża w plecy jak zaśniesz. Dawnymi czasy biesiady stanowiły nieodłączny element jego życia, obecnie tracił kontakt z dawnymi znajomymi. Kiedy skończył, podszedł do Ikariego i aby nie robić mu problemów, nazywał go jego "drugim" imieniem. Rozmowa toczyła sie normalnie, co tam słychać, jak ruch w interesie, jak tam krewni, czy ktoś się tu nie naprzykrzał. Ikari, czy też George, był dla niego bratnią duszą tak samo lubili narzekać, mieli zamiłowanie do kuchni wschodniej, chociaż on bardziej zainteresowany był nowymi gadżetami. Chwalił mu się właśnie, jak to widział w jakimś lokalu, że lasery pilnowały klientów i jak był alarm to strzelały w intruza. Hyoshi pokręcił głową i rzekł.
-I ty wiesz, i ja wiem, że ten laser to bez problemowo da się ominąć. Bo to mało takich przeskakiwałem i omijałem. Jeden skok, drugi i już bym wybiegł z tej całej restauracji. Poza tym od kiedy tak się konkurencją interesujesz?
Później rozmowa zeszła już na luźniejsze tematy, trwała tak już długo. Mistrz Hyoshi nie zapomniał zapłacić bo gdyby nie zapłacił to stracił by dostęp do jedynego takiego miejsca w Azylu, a na to sobie nie mógł pozwolić. Co jakiś czas rozgląda się po ulicy, obserwując wszystko co się da. Jak to mawiał "Nawet liczba toalet pomaga w zakończeniu zadania"
Obrazek
Szasza
Bombardier
Bombardier
Posty: 639
Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
Numer GG: 10499479
Lokalizacja: Stalowa Wola

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Szasza »

Rutgier

Rutgier bez słowa odmaszerował z "jaskini lwa".
"No to pięknie!"
Cały świat Rutgiera runął w ciągu niespełna godziny. Przez większość swego krótkiego życia nie wychodził poza obręb kompleksu. Było tu wszystko czego potrzebował: alkoholowe powalacze, kwatery z wygodnymi łóżkami, strzelnica i przede wszystkim kumple z którymi można było wspólnie usnąć w kałuży własnych wymiocin po całonocnej libacji.
Postanowił przez ostatni dzień zasmakować tych luksusów. Przebrnął przez korytarz tratując tabuny żółtych Miśów.
"I tak się podniosą." Wyszedł z siedziby organizacji Miś-Kowaty S.A głównymi drzwiami i nie spiesząc się poszedł w kierunku strzelnicy. Doszedł do niskiego, szarego budyneczku, otworzył małe drzwiczki z napisem "Tylko dla autoryzowanego personelu" i na czterech łapach przeszedł przez wąski, niski korytarz. Przyłożył łapę do panelu dotykowego otwierając tym samym śluzę przez którą wgramolił się do pomieszczenia na tyle dużego by Rutgier mógł stanąć na dwóch łapach. Zza lady znajdującej się na końcu pomieszczenia zachrypniętym głosem odezwała się żółta Miśka tląca papierosa.
-Słyszałam że masz przesrane.- Powiedziała uśmiechając się promiennie.
-Powiedzmy że zostałem przekierowany...- Burknął Rutgier.
-Myślisz że ci wierzę *******?! Teddy wywalił cię na zbity pysk!- Zaśmiała się.
-Pamiętaj że od kiedy brązowi odkryli jak was klonować staliście się surowcem odnawialnym.- Powiedział Rutgier wysuwając szpon z jednej ręki, zaś drugą wyciągając kartę krdytową z kieszeni od kurtki.- A teraz poproszę godzinę dla dwóch osób.
-Już.- Powiedziała żółta i klnąc pod nosem przesunęła kartę przez czytnik, po czym dała Rutgierowi żeton i zwróciła mu jego kartę.
Rutgier udał się do następnego pomieszczenia. Stanął przy panelu dotykowym, włożył żeton w odpowiednie miejsce i wybrał następujące opcje:

Kod: Zaznacz cały

Okienka---->  1-2 
Tryb---> Absolutna kośba
Cele---> Żółte buble
Wygląd Celu---> *Teddy*  
Zajął miejsce przy KaEmie w okienku 1 i zaczął masakrować hordy miniaturowych Teddych. Chwilę później do pomieszczenia weszedł Gothfryd- jasnoróżowy Miś z długimi czarnymi włosami będący najlepszym przyjacielem Rutgiera.
-Słyszałem że wywalili cię z roboty.- Rzekł swym ponurym, monotonnym głosem Gothfryd.
-No nie do końca. Zostałem przeniesiony do jakiejś legii cudzoziemskiej czy coś w tym stylu. Powiedziała ci o tym ta dziwka z kasy?- Zapytał wyraźnie wkurzony Rutgier.
-No tak, ale wszystkie ptaszki o tym śpiewają i już zanim tu doszedłem słyszałem że masz "zły dzień". Jeżeli ci to pomoże to ja ją będę trzymał, a ty ją żywcem wybebeszysz. Koszt wymiany pokryję z mojej karty.- Odpowiedział przyjaciel naszego dzielnego miśka.
-Jesteś dobrym kumplem...- rzekł ex-ochroniarz łapiąc kolegę za ramię w przyjacielskim geście.
- Najlepszym...- Rzekłł Gothfryd odwzajemniając gest i wyciągając zza pazuchy butelkę "Powalacza".
Rutgier ustawił jeszcze w monoklu budzik i APRs mający go rano doprowadzić do nowego miejsca pracy. Później urwał mu się film.
Obrazek
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Bielik »

Migrath

Hej kolesie tutaj jestem.- powiedział do kumpli po czym zawołał kelnerkę i zamówił kolejne piwa dla kumpli po chwili już siedząc na swoim miejscu i biorąc porządny łyk trunku. Gdy odstawiał kufel jego wzrok padł na kolesia w czapce z gwiazdą, ale nie miał okazji mu się dłużej przyjrzeć, gdyż odciągnął go od niego głos kumpla-Co tam u was słychać ostatnimi czasy. Co?- Migrath uśmiechnął się do niego i wesoło odpowiedział na jego pytanie.
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: BlindKitty »

Nikolaj Nikolajewicz "Urban Panther" Raskolnikow

Gdyby nie to że prawie na pewno przysłali jeszcze kogoś, kto pozostaje w ukryciu - zawsze tak robili, dranie - to pewnie po prostu dałby mu w mordę i wyszedł. Jego hydrauliczna ręka miała wystarczającą siłę, żeby roztrzaskać czaszkę i zabić na miejscu.
Ale niestety, ten trzeci by zauważył i doniósł, a to się Nikolajowi nie uśmiechało.
- Mogę się przysiąść?
- Tylko jeśli jesteś z Nowego Jorku.
Raskolnikow usiadł. Spojrzał za kelnerką, która zdążyła zrezygnować i sobie pójść. Chciał zamówić whisky, czy coś takiego. Mocne, ale tutejsze. Trzeba wypić tyle, żeby po drodze przypadkiem wpadł do kanałów. Tak będzie szybko, sprawnie, skutecznie i bezpiecznie. A upić Nikolaja, Matce Rosji niech będą dzięki, było nadzwyczaj trudno, więc będzie w miarę trzeźwy, kiedy ten będzie już walił się z nóg.
- Myślę że jak mamy tu współpracować, to trzeba najpierw wypić! Za moje zdrowie, za twoje, za nasze, brudzia, za Matuszkę Rosję i Lenina wiecznie żywego na początek, po szklaneczce whisky! - stwierdził do nowego 'towarzysza'.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Wilczy Głód
Mat
Mat
Posty: 416
Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
Numer GG: 818926
Lokalizacja: Katowice

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Wilczy Głód »

Rutgier
Gothfryd był świetnym kumplem. Naprawdę świetnym kumplem. Najlepszym kumplem. Ostatnie co pamiętasz, to pobyt na strzelnicy i jakąś przydługawą opowieść o "takiej jednej." Ale nie wiesz, czy ty ją opowiadałeś, czy twój towarzysz przy kielichu. Zresztą jakie to ma znaczenie...

Hmm... Ciekawe zagranie Szasza, nie powiem... to teraz wykorzystam okazję i wprowadzę wątek tajemnicy do sesji. :D Ponieważ Rutgier już zajął sobie czymś czas, pozwól, że zostanie chwilowo zNPC'owany( jak sam wspomniałeś - urwał mu się film :) ), aż wszyscy dotrą do tego samego miejsca w czasie...

Nastia
W "Serowym księżycu" było tłoczno. To dobrze... to tylko ci umili zabawę. Jeszcze przed wejściem zauważyłaś, że zabawa wewnątrz już się zaczyna rozkręcać. Jak to? Zaczęli beze mnie? pomyślałaś z figlarnym uśmiechem na pyszczku.
Lokal był pełny. W sumie tak jak zawsze, bo to najporządniejsza knajpa w Azylu... ale konkurencja tam nie jest raczej dużym wyzwaniem, chyba, że ktoś lubi pic w ciemnej, ciasnej mordowni. Kilka par oczu skierowało się w twoją stronę, kiedy weszłaś. Goście mieli różne odczucia co do ciebie. U jednych widać było strach, u innych podziw, czy obojętność... podeszłaś do baru i zamówiłaś coś do picia. Kto to widział tak ładować sie do baru i nie pic?! Obojętnym wzrokiem spojrzałaś na towarzystwo... Twoją uwagę zwrócił wielki kocur. Właśnie dosiadał się do jakiegoś wiewióra przy stoliku w rogu. Wbrew pozorom, w Azylu wcale nie żyło tak dużo kotów. A zwłaszcza takich - wielka, metalowa łapa to raczej nie ozdoba... No, ale w barze jak to w barze - można spotkać najróżniejsze indywidua...

Migrath

"Kret to istota społeczna," usłyszałeś kiedyś. Ten kto to powiedział, to musiał być łebski koleś. Ale nie tak łebski jak ten, który wymyślił piwo... Rozmawialiście ze śmiechem, ktoś rzucił jakiś dowcip. Towarzystwo ryknęło śmiechem. Nie zwracałeś uwagi na otoczenia. Jedyny pomost między waszym stolikiem, a resztą świata, krzątał się po lokalu w fartuchu z księżycem i od czasu do czasu dolewał wam następną kolejkę. Nagle, jakby z powietrza, kret obok ciebie - chyba Stan się nazywał, ale nie znałeś go za dobrze - wyłożył na stół karty do gry.
-Gramy panowie? - zapytał z uśmiechem szulera. Coś cię tknęło, że to nie jest dobry pomysł, ale Stan już rozdawał karty. A co tam... pomyślałeś i wszedłeś do gry.

Hyoshi

Ikari przez chwilę nie chciał przyjąć zapłaty. Ale tylko się uśmiechnąłeś i dałeś mu pieniądze. To już był rytuał - ty chcesz mu zapłacić, on odmawia, ty nalegasz, on w końcu bierze pieniądze. Ale to jest kret, którego mogłeś nazywać przyjacielem. No może nie przyjacielem, ale co najmniej dobrym znajomym. Rozmawialiście o zwykłych sprawach. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat podróży...
-Spójrz na to miasto Hyoshi... to jedna wielka rudera. Dosłownie i w przenośni. Tłoczymy sie tutaj, jak sardynki w puszce. Od dawna nikt tu nie zawitał... odnoszę wrażenie, że wszystkie żywe stworzenia już tutaj są. Ale nie będą tu wiecznie... Ty mnie rozumiesz prawda?
Rozumiałeś. Już dawno to zauważyłeś... Azyl powoli przestaje być azylem. W tym momencie swoim gorszym (czyli elektronicznym według ciebie) okiem zauważyłeś, że do lokalu po drugiej stronie ktoś szybko sie zbliżał. Jakiś kot... a dokładniej kotka. Ubrała się jak dziwka... pomyślałeś zniesmaczony. Ale było w niej coś dziwnego. Coś co nie dawało ci spokoju. I nie chodziło tu o jej ubiór. Po prostu widząc ją czułeś dziwny niepokój. Już dawno nauczyłeś się nie ignorować takich "przeczuć..."

Nikolaj

Twój towarzysz zrobił wielkie oczy, po czym uśmiechnął się lekko i rozluźnił trochę.
-Miło to słyszeć. W centrali mówili, że jesteś potworem. Kumple nawet straszyli mnie, że jak tylko mnie zobaczysz, to od razu zabijesz! - powiedział z wyraźnym, rosyjskim akcentem i roześmiał sie. Uśmiechnąłeś się lekko. Nie dlatego, że on się śmiał. Dlatego, że nie wiedział jak blisko prawdy byli jego koledzy...
-Hej mała! - krzyknął d0 kelnerki - Dwie whisky! Bez lodu! No to, zdrowie towarzyszu Urban Panther!
Odwróciłeś wzrok od wiewióra i spojrzałeś na gości w sali. Instynktownie przyjrzałeś się, kto może być potencjalnym zagrożeniem... i szukałeś kogoś, kto bacznie wam się przyglądał. Jego kolega musi być gdzieś w pobliżu, ale nie zauważyłeś nikogo takiego. Tylko kilku gości miało dobry widok na wasz stolik. Grupka kretów siedząca nieopodal i hałaśliwie grająca w karty, pijana mysz przy sąsiednim stoliku, ale teraz chyba była już nieprzytomna - niektórzy mają słabą głowę. No i ta kotka... szara, pręgowana kotka siedziała przy barze i przyglądała sie otoczeniu z zaciekawieniem. Myślisz, że nie widzę jak mnie obserwujesz kątem oka, co? pomyślałeś. Odwróciłeś się s powrotem do wiewióra, który gadał coś do ciebie jak najęty. Pił dużo i szybko, a ty kiwałeś tylko głową. Chyba nie kwapił się rozmawiać o waszym zadaniu... a raczej twoim. Dowiedziałeś sie tylko, że możesz na niego mówić "Drzewo." Drzewo? No to trzeba je będzie ściąć. Ale co zrobić z "obserwatorem?" Na razie postanowiłeś czekać...
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.

"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Hiro
Marynarz
Marynarz
Posty: 374
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 14:16
Numer GG: 5761430
Lokalizacja: Tam gdzie Tzeentch mówi dobranoc

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Hiro »

Mistrz Hyoshi

Znowu. To nieprzyjemne uczucie jakby, przejścia wstrząsu elektrycznego wzdłuż kręgosłupa a potem taka dziwna myśl wwierca się w mózg. Intuicja, rzeknie jeden, szósty zmysł drugi, a trzeci, że paranoja. Nieważne co to było, wiedział że może coś z tego wyjść. Może nawet coś więcej niż rozgrzewka na bandzie punków. Przez chwilę przestał słuchać Ikariego, po chwili oprzytomniał i rzekł
-Wybacz Ikari, wiem że to niegrzecznie tak przerywać rozmowę w takim momencie, ale... Jest coś w tej kotce co weszła do baru... Nie to co myślisz zboczony krecie, przestań rechotać, nie jestem młodziakiem, żeby za dziwkami się uganiać, ale rozumiesz... Takie przeczucie jakby. Tam może stać się coś ciekawego.
Ikari pokiwał głową. Być może nie rozumiał go tak naprawdę, ale szanował jego przeczucie i zdanie, więc zabrał sie do czyszczenia lady.
Spokojnie przeszedł do baru naprzeciwko, do "Serowego księżyca". Było to miejsce którego jak sobie przysięgał, nawet na łożu śmierci by nie odwiedził. Ale to niesamowite przeczucie, że powinien tu być było silne. Na tyle silne, że pomimo rozpaczliwych sygnałów świadomości Hyoshego wrzeszczącej "Nie właź tam stary szczurze, nie chodzi o to że coś Ci się stanie, ale to jest złamanie wszelkich zasad. NIE MÓWIĘ!", również pomimo smrodu fajek, niezbyt wykwintnych trunków i innych naturalnych, wkroczył.
Bar jak zwykle zawalony, brak elementarnych odniesień, że ta cała hołota to istoty rozumne, brak kultury, szacunku, wszędzie niskiej jakości aczkolwiek mocne trunki, fajury, smog unoszący się tuż nad klientami.
Słowem jednym typowy bar dla "twardziela".
Kiedyś trafił na takiego "twardziela". Zabawne, że ludzie czasami mylą moc i siłę. To że gość górował nad nim 2 razy nie oznacza jeszcze że kilka trafionych uderzeń po czaszce nie spowoduje obrażeń. No wtedy to przesadził, ale i tamten nie powinien dmuchać mu dymem prawie że w twarz. No cóż w końcu nawet mistrzowie tracą cierpliwość.
W środku zwrócił uwagę jedynie na kilka rzeczy. Po pierwsze przy ladzie stało kilka kretów zagłuszając ( o ile to możliwe) resztę "towarzystwa", zabierając się do jakiejś gry karcianej. Wyglądało na to że ktoś próbuje wyciągnąć od nich pieniądze. Po drugie przy stoliku siedziało ciekawe zestawienie wiewiór w dżinsach, t-shirtem "I LOVE USA" oraz czapką z czerwoną gwiazdą (matko!), oraz jego współtowarzysz kot z jedną mechaniczną łapą. Ciekawe... No i po trzecie ONA czyli ubrana... no określmy to grzecznie "ponętnie" szukając czegoś w barze. Wyglądała jak drapieżnik szukający ofiary, cały czas się uśmiechała i przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
Czas na coś co od biedy można nazwać "ukryciem się". Gdyby naprawdę chciał się ukryć przebrał by się i nie właził przednim wejściem. Chciał po prostu by jak najmniej osób zwracało na niego uwagę. Wybrał sobie jakiś cień przy rogu i opierając się o ścianę udawał że koniecznie musi poczytać sobie co ma zapisane na jednym ze zwojów. Sztuczka prostacka, ale kto by podejrzewał starego, zramolałego o jakiś zły czyn. Już prędzej ze zły czyn zaraz mu się stanie.

Coś przeczuwał, nawet wąsy drgały nerwowo w tym miejscu. Coś miało się tu zdarzyć. Ciekawe jak to się wszystko rozwinie. No, no! Kto by pomyślał że coś tak poruszy starego szczura.
Obrazek
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Ravandil »

Nastia

Pewnym krokiem weszła do baru. Jak widać, zabawa zaczęła się rozkręcać, i bardzo dobrze, trzeba odreagować kolejny paskudny dzień w tym paskudnym miejscu... A knajpa była niczego sobie. Sporo myszy, kretów i innego rodzaju gryzoni... Dobrze że Nastia nie była normalnym kotem, bo niektórych gości lokalu trzeba by było zdrapywać ze ściany i elementów dekoracji. Kręcąc zmysłowo ogonem siadła przy barze. -Drinka, i to z parasolką...- rzuciła, nawet niespecjalnie przejmując się parasolką... Zawsze można ją stworzyć, prawda? Ale za to barman będzie mógł ponarzekać, jakie to ci klienci mają zachcianki. Rozsiadła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Nic ciekawego... A kiedy tak w ogóle tu było coś ciekawego. Jej uwagę zwrócił tylko kocur, zajęty rozmową z jakimś wiewiórem. Zmierzyła go wzrokiem - mechaniczna łapa wyglądała intrygująco. Kotów nie było tutaj zbyt dużo, dominowały te cholerne myszy... A właśnie. Skierowała swoje błyszczące oczka na pierwszego kreta zapijającego się przy barze. W lekkiej ciemności zajaśniał słaby purpurowy blask. To nic strasznego... lekkie rozstrojenie pokarmowe, nikt się nie zorientuje. "Nie będzie tyle pił na przyszłość". To było na rozgrzewkę... A może mała bójka? To nie będzie trudne... Rozejrzała się po zebranych... Niech ten szczur potrąci tamtego kolesia, a on akurat nie będzie w humorze, draka gotowa... Właśnie z takich sytuacji składa się codzienność Nastii.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Bielik
Mat
Mat
Posty: 594
Rejestracja: środa, 7 czerwca 2006, 20:34
Numer GG: 5800256
Lokalizacja: GOP

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: Bielik »

Migrath

Po pierwszej partii nie zależnie od wyniku mówi udając, że jest mocno zalany -*czknięcie* Panowie*czknięcie* muszę już iść muszę być na jutro trzeźwy*czknięcie*- po czym chwiejnym krokiem wyszedł z baru. Jego oświadczenie nie miało niczego wspólnego z prawdą ale nie uśmiechało mu się przepuścić całą swoją wypłatę na grę w karty. Więc gdy tylko wyszedł z baru odzyskał swój normalny przygarbiony chód i zaczął się przechadzać po mieście w poszukiwaniu miejsca na tunel IDIOTO!! TO ŚRODEK MIASTA!! - szepnął mu miły głosik w głowie a co mi tam i tak nie mam nic do roboty- pomyślał i ruszył dalej
Stare chińskie przysłowie mówi: "Jak nie wiesz co powiedzieć, to powiedz stare chińskie przysłowie"
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Brak] Brygada RR

Post autor: BlindKitty »

Nikolaj Nikolajewicz "Urban Panther" Raskolnikow

- Mów mi po prostu Nikolaj - upomniał go na początku. Wprawdzie z perspektywy tutejszych mieszkańców raczej nie robił nic złego, pewnie traktowali go raczej jako nieszkodliwego dziwaka, pomijając oczywiście kocio - mysi rasizm, ale nie musieli od razu wiedzieć, że jest agentem Matuszki Rosji.
Normalnie kot nie wylewał za kołnierz, ale tym razem powstrzymywał się od picia. Trzeba tego głąba załatwić tak, żeby nikt się nie zorientował, albo jeszcze lepiej sprzątnąć oczy wraz z nim. Karabin ciążył na ramieniu, sugerując najprostsze rozwiązanie. Zastrzelić tą co się na mnie gapi, potem dać mu w mordę wciskając kość nosową w mózg i dać nogę, zanim ktokolwiek zorientuje się że zaczyna się rozpierdziel.
Ufał swojemu zmysłowi obserwacji, ponieważ ćwiczył go już od dawna, ale nie na tyle, żeby zakładać, że ma pewność że wykrył już wszystkich którzy mogli ich obserwować. A lepiej było nie ryzykować że nie sprzątnie kogoś kto musi dostać igłę.
Kiedy zauważył, że wiewiór jest już nieźle wstawiony, przysunął swoje krzesło blisko jego, tak żeby zasłonić się przynajmniej od wzroku kotki, po czym dał mu lekkiego, przyjacielskiego kuksańca w brzuch. Hydrauliczną ręką. Ponieważ miał już sporo i w czubie, i w żołądku, musiało to zaraz spowodować wymioty. A wtedy, jak już wszystko zarzyga, będzie go trzeba wyprowadzić... A wtedy gdzieś w mieście się nim zajmie. Tam łatwiej będzie namierzyć i zlikwidować ogon.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany