[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Ostrzegałem... - mruknął dość zdenerwowany w tej chwili akolita. Fakt uśmiercenia jedynego człowieka, który może doprowadzić ich do kryjówki bandytów, jak i te wszystkie spojrzenia gapiów dookoła nie wpływały uspakajająco na i tak spokojnego z natury Konrada. Ręce zaczęły mu się pocić, po skroni już spływała jedna kropla. Uderzył "Dziadka" w twarz i ryknął.
Nie mdlej, twardy bądź! Ravandil, przynieś mi tu szybko wody!
Absolutnie nie zazdrościł w tej chwili prawdziwym medykom. Życie w takim stresie musiało wykańczać bardziej, niż rok wędrówki i walki, który akolita miał już za sobą.
Konrad zrobił wszystko co mógł, by nastawić prawidłowo rękę. Później poszukał jakiejś deski czy grubej gałęzi i usztywnił kończynę, poświęcając na bandaże zdjętą odzież rabusia. Jeśli ten podczas zabiegu zemdlał, stara się go ocucić.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Zaczynał się nieco niecierpliwić. Minuta mijała za minutą i elf czuł się coraz bardziej niespokojnie. Był świadomy, że jednak załatwienie sprawy zajmie Brochowi i Ninerl trochę czasu, ale przeczuwał mimowolnie, że stanie się coś niedobrego. Na razie starał się odprężyć, ale nie było to łatwe zadanie. Konrad zajął się tymczasem Dziadkiem, co sprawiło elfowi niejaka ulgę, że akolita wziął sobie do serca jego radę. Bandyta mógł się okazać jeszcze pomocny, bo on był jedyną osobą, która znała plany napadu, a którą mieli pod ręką. Taki informator to skarb... pod warunkiem, że po drodze nie wyzionie ducha. Spojrzał w ich stronę. Konrad zabrał się za nastawianie ręki Dziadka. Słychać było tylko stłumiony chrzęst i, po chwili, przeraźliwy wrzask mężczyzny. Okoliczni ludzie aż spojrzeli się w ich stronę, ale szybko się odwrócili, widać, że każdy wolał nie sprowadzać na siebie problemów i zająć się własnymi sprawami. Akolita krzyknął na elfa. Ravandil poderwał się i chwycił najbliższy bukłak z wodą, po chwili stojąc już przy Konradzie. Wręczył mu wodę i przykucnął przy rannym. -Bardzo z nim źle? Nie wygląda za dobrze... Jak myślisz, wyjdzie z tego? Szkoda by stracić tak cenne źródło informacji... Nie mówiąc już o obowiązku opieki nad jeńcem- szepnął do Konrada, tak, by reszta zebranych tego nie słyszała. I mniej wiedzą, tym lepiej. I dla nich, i dla całej drużyny.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl ściągneła troche wodze, nie było potrzeby męczyć konia ponad miarę. Vadath przeszedł w płynny galop, niezbyt szybki, ale nie wyczerpujący. Wiedziała, że dotrze do reszty dośc szybko, o ile ich znajdzie. Zauważyła,ze Diego podąża za nią. "Dobrze, ze choć trochę honoru. Chociaż u większości ludzi mozna stwierdzić ich brak" pomyślała...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Diego szybko odnalazł ślad zostawiony przez swego rycerza i skierował się wraz z Ninerl w kierunku który obrał Zinha. W tym samym czasie Konrad, Ravandil i reszta świty szlachcica wraz z pół-przytomnym Dziadkiem wyruszyli z karczmy krotko po tym, jak akolita nastawił złamaną rękę oprychowi.

Spotkaliście się wszyscy razem na niewielkiej polance, o milę od gościńca, wymieniając się opowieściami. Dalej rozpoczynały się gęste, pozbawione dróg bory. Tędy, jak twierdził niedoszły bankowy rabuś, jowialny bandyta Dziadek należało jechać pół dnia drogi na Piżmowe Uroczysko gdzie ukryli się z klejnotami ocalali dwaj bandyci: Szef oraz Profesor. Jeniec z ręką na temblaku i opatrzoną głową siedział pokornie na zwalonym pniu drzewa.

Pierwsza rozpoczęła opowieść Ninerl, która wraz z Diego, mając w rękach silny atut w postaci ukrytego w lesie, odbitego bandytom złota pojechali negocjować z bankierem wypłatę należnej Molachijczykowi sumy. Pomysł Brocha był dobry i prowadzone zaraz za miejską bramą negocjacje szły zdaje się nieźle. W tym momencie jednak jakiś przebywający w pobliżu oficer rozpoznał w middenlandczyku (Broch jeden wiedział dlaczego) pomagiera niemiłej księciu kompanii von Schlieffena. Padł rozkaz pojmania olbrzyma. Broch ruszył w samobójczą pogoń za książecymi, a Diego i Ninerl nie mając szansy by go wspomóc wynieśli się z miasta. Oboje prócz najemnika znaleźli się na zewnątrz. Krata opadła tuż za Ninerl. Werner, walczący ze strażnikami, odcięty od reszty, pozostał za nią. Pozostali widzieli tylko jak odrywa się od przeciwników i na swym rumaku Gevaudanie odjeżdża ulicą wgłąb miasta.

Nie mogąc mu pomóc Ninerl i Diego ruszyli gościńcem. Pościg za nimi nie wyszedł.

Gdy tamci byli pod miastem Zinha, Ludovic, Ravandil i Konrad wyjeżdżali z gospody o milę od Averheim. Opuściwszy zajazd, prowadzeni przez schwytanego bandytę Dziadka, przejechali dwie mile gościńcem.

Ukryli się na skraju lasu i oczekiwali na Diego. Molachijczyk nadjechał niebawem wraz z elfką. Brakowało middenlandczyka. Dlaczego, wszyscy niebawem dowiedzieli się z ich opowieści.

Werner Broch był stracony. Nawet jeśli uda mu się jakoś ujść z życiem z miasta nie spotka się już z wami. Dokonał wyboru.

Diego zsiadł z konia i odgarniając ze smagłej twarzy czarne włosy zasiadł ciężko na pniu drzewa. Przemówił do was wszystkich:

- Po tym wszystkim co się stało w mieście jesteśmy już spaleni. Nim awantura przerwała nam negocjacje bankier co prawda zgodził się uznać nasze prawa do złota pod warunkiem, że odzyskamy i zwrócimy mu klejnoty. Lecz ja nie dość, że mu nie ufam to jesteśmy jeszcze kojarzeni z Wernerem i kompanią von Schlieffena. Nie zamierzam już tam wracać. Ja, Zinha i Ludovic jedziemy lasami do Krainy Zgromadzenia a stamtąd przez góry do Księstw Granicznych. A wy? Co zamierzacie zrobić? - spojrzał na was. - Nie ma sensu wracać po Brocha, przy całym szacunku dla jego umiejętności, zapewne już dopadli go strażnicy. Póki co wszyscy jesteśmy teraz poszukiwani przez prawo. Dla każdego też znajdzie się miejsce w naszej kompanii, dla każdego sowita zapłata i udział w złocie. I dla każdego najlepiej będzie wspólnie znaleźć drogę do Księstw. Za Czarne Góry imperialne prawo nie sięga. Wszyscy możemy zacząć tam nowe życie.

Broch

Szarża. Zderzenie. Wyrzuca z siodła najbliższego jeźdźca. Gevaudan tratuje kopytami piechurów. Błyskają wokół twarze rajtarów. Ostrze błyska. Zamach, uderzenie. Krew bryzga, wgina się zbroja, stal przecina ciało. Ostrze rozbija hełm na głowie piechura. Gevaudan zagłębia się w ciżbę. Drewniane stylisko zderza się z mieczem. Przerażone twarze. Jakieś ostrze rozcina nogę poniżej kolczugi. Nieważne. Każda rana, która nie zabije tylko cię wzmocni.
Furia i Szał.
Miecz wytrąca miecz, odcina rękę powyżej łokcia. Tryska krew. Krzyk ludzi, wizg koni. Nagłe ukłucie bólu. Grot włóczni zagłębia się w twoje ciało, przebija kolczugę. Zabawny jest smak własnej krwi w ustach. Gevaudan wierzga, gryzie i kopie przeciwników. Resztką sił ramię odcina drzewce poniżej grotu. Ostrze uderza w twarz piechura. Nie liczą się rany. Liczy się tylko walka, honor i śmierć.

- Siegfrieeed! – rozbrzmiewa od przodu chóralne wołanie. Sztandar kompanii podnosi się, triumfalnie zawisa nad polem bitwy.

- Werner! – Wołanie z murów. Blankami biegną von Schlieffen, Szrama i Złoty. Ścinają w biegu kolejnych kuszników.

- Werner! – inny głos, kobiecy. Młody, wręcz dziewczęcy lecz bije mądrością tysiąca pokoleń. – Czemu i w jakiej sprawie zamierzasz zginąć?

- Siegfrieeed! - kompania rusza do ostatniej kontrszarży. Mieczami, ułamkami kopii wyrąbuje sobie drogę wśród książęcych. Strażnicy, najemnicy i dragoni piechrzają. Ścigają ich żołnierze von Schlieffena. Zmęczeni, skrwawieni, w powyginanych zbrojach, na poranionych wierzchowcach są już przy tobie. Przyjaciel skacze z murów. Chwytają go jeźdzcy kompanii. Za nim skaczą Szrama i Złoty.

- Werner! – krzyczy von Schlieffen. – Żyjesz!? Cholera, zajmijcie się nim!
Padają pytania.
- Obóz stoi?
- Do bramy!
- Do wschodniej?
- Nie tam, książęcy idą stamtąd.
- Do południowej! Książęcy wracają! W koń!

Ktoś chwyta Gevaudana za uzdę. Kompania pędzi ulicą wzdłuż murów. Brama jest otwarta. Wsypują się nią pośpiesznie uzbrojeni stirlandcy ochotnicy. Kompania wypada na nich z boku, tratuje, wyrąbuje sobie wśród zaskoczonych chłopów drogę ku bramie. Udało się! Kompania jest na zewnątrz.

- Wokół miasta! Do obozu!

Tutaj są tylko dwa szwadrony. Reszta Kompanii broni się wciąż (oby!) w obozie.
Skręciwszy w prawo podążacie obwodnicą Averheim. W chwili gdy ostatnie domy przedmieścia znikają za wami dostrzegacie pędzące na was wojsko na polu po lewej. Stirlandzka Czarna Chorągiew. Dwustu knechtów i rycerzy przybyłych tu jako eskorta delegacji pędzi przez pole. Dwustu przeciw trzydziestu. Tylu ocalało z dwóch ciężkich szwadronów kompanii Siegfrieda. Nie ma już czasu na sprawienie szyku.

- W rozsypkę!
Ostatni rozkaz.
Pierwsza zasada dowódcy. Jeśli nie możesz wygrać ocal Kompanię.
Ratuj ludzi.

Nie możesz już jechać. Dowódca szwadronu ciągnie Gevaudana za uzdę. Poznajesz go dopiero teraz. To stary Hartog, dziesiętnik z czasów kiedy dowodziłeś "Nocnymi Wilkami".

- Dasz radę kapitanie! - mówi. Słyszysz jak przez mgłę.- Musimy uciekać!

Siegfried widząc was zawraca, coś krzyczy lecz zgiełk zagłusza jego słowa. Żołnierze przemocą niemal odciągają go, porywają ze sobą do tyłu. Stalowa ściana jest tuż tuż. Można rozróżnić herby na tarczach rycerzy. Pierwsi Stirlandczycy ogarniają tyły Kompanii. Ziemia drży, hałas staje się nie do zniesienia. Hartog odskakuje, pozwala się wyminąć i ścina jednego z nich. Po chwili kopia wytrąca go z siodła. Gevaudan jest mądrym koniem. Staje dęba. Samym swym ogromem płoszy wierzchowca najbliższego z przeciwników. Nie jesteś w stanie utrzymać się w siodle.

- Na jakim ołtarzu pragniesz złożyć swe życie? – Pyta dziewczęcy głos kiedy upadasz, niemalże miękko na ziemię.

Jesteśmy tysiącleciami. Tacy jak ty są prochem w naszych rękach. Przędziemy nici losu. Najemnicy i wypędzeni ze swych tronów książęta. Wiedziemy was przez stulecia. Mamy wasze eony, wasze imperia i waszych cesarzy. Niczym są dla nas przyjaźń, honor i poświęcenie. Grzebiemy waszych zmarłych razem z ich sławą.
Grzebiemy was.
Jesteśmy tysiącleciami.
Przyjdź więc na świat, zachłyśnij się powietrzem i prowadź walkę, by na koniec umrzeć.
My decydujemy czy będziesz żył dalej.


Stirlandzcy rycerze przejeżdzają obok nie zauważając cię. Jakbyś był dla nich powietrzem.
Jesteśmy tysiącleciami.
Zgiełk bitwy przemija. Gevaudan ciągnie cię po morkej od krwi ziemi.

Niebo przesuwa się nad głową.
Odlalazła cię. Nie pytasz w jaki sposób.
Przędziemy nici losu.

Elissa, dziewczyna z zajazdu „Pod Psem”, z którą spędziłeś dwa dni podróży. Jej twarz, pochylona nad tobą. I głos, który mówi:
- Majaczyłeś w gorączce.
Gevaudan troskliwie potrąca cię pyskiem. Twe rany są opatrzone.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnikowi powoli wracała świadomość, a wraz z nią pojawił się przenikliwy ból w przebitym boku, roztrzaskanej nodze i lewej ręce. Setki stłuczeń i zadrapań drażniły całe ciało nie pozwalając ani na chwile o sobie zapomnieć. Broch otworzył powoli oczy mrużąc je przed światłem. Po chwili ujrzał twarz dziewczyny. Znał ją dobrze.
- Elissa? Ale jak?
Jego pierwsze słowa, prawie bezgłośne, przypominały charkot i były wypowiedziane z tak wielkim trudem, jakby dopiero uczył się mówić. Uśmiechnął się do niej lekko - ból trawiący każdą część jego ciała nie pozwolił na nic więcej. Popatrzył na swojego wierzchowca stojącego nieopodal. Rzut oka wystarczył by stwierdzić, że Gevaudan jest cały i zdrowo i mimo kilku zadrapań i niegroźnych ran wyszedł z potyczki bez szwanku. Najemnik wziął głeboki oddech, po chwili grymas bólu wykrzywił jego twarz. Który to już raz wpadł w taki szał? Gdy dowodził nie mógł sobie pozwolić na coś takiego, cały czas musiał zachować trzeźwość myślenia.
Werner czuł się teraz, jakby jakaś potężna siła wycisnęła z niego ostatnią kroplę energii, w tej chwili byle dziecko byłoby w stanie go udusić i nawet by się nie bronił. Całkowicie był zdany na łaskę Elissy.
Umysł bowiem działał sprawnie, daleko sprawniej niż obolałe i zmaltretowane ciało. Szczęście bitewne, zrządzenie Ulryka sprawiło, że gdy spadł z konia nie dobito go, ścigając resztę Kompanii. Później zdechłby gdyby nie Gevaudan i dziewczyna... Następny cud. Nieprawdopodobny, ale jednak cud.
Układał myśli. Wspomniał starego Hartoga, który dał życie próbując go ratować. Wiedział przecież, że Wern zrobiłby to samo... Ba, zrobiłby! On to właśnie robił. Siegfried też...
Przez głowę przemknęły mu kolejne myśli. Co z von Schlieffenem? Gdzie Konrad, Ravandil i Ninerl? Spojrzał na Elissę, i z wielkim trudem spytał:
- Jak mnie...znalazłaś? Ile... czasu byłem... nieprzytomny... Jestem za słaby... opowiadaj...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Elf razem z Konradem i resztą grupy opuścił w końcu leśny zajazd i ruszył w dalszą drogę. W tym momencie trudno opisać irytację Ravandila, że wciąż nic. nie wiadomo o reszcie. W końcu ukryli się nieco dalej, na skraju lasu i czekali. W takich momentach każda sekunda wydaje się wiecznością. W końcu nadjechali. Ale czemu tylko Ninerl i Diego? Gdzie Werner? Co się stało? Serce elfa zaczęło szybciej bić. Czuł, że stało się coś niedobrego. Ninerl szybko zaczęła wyjaśniać, co się stało. Opowieść była dramatyczna i zwiadowca z wrażenia aż usiadł. Westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach. Nie mógł zrozumieć tego, co się wydarzyło w Averheim. Tej całej obławy na Brocha i jego samotnej ucieczki. Męczyło go uczucie frustracji, że nie mogli w tym momencie pomóc mu w żaden sposób... Ale kto mógłby mu w tym momencie pomóc? Wydawało mu się, że to rażąca niesprawiedliwość, żeby tak świetny wojownik jak Werner zginął jak zwierzyna łowna. Wstał z trudem i spojrzał na Ninerl -Jak myślisz, czy oni... go... Przecież to bez sensu... Niesprawiedliwe...- Dla Ravandila, jakkolwiek zawsze był opanowany i trzymał nerwy na wodzy, ta wiadomość była jednak szokiem. W końcu tyle już razem podróżowali jako drużyna... Co teraz? Co zrobią bez Brocha? Wrócić do Bogenhafen i zdać raport von Raukowowi? Bo do Averheim nie ma co wracać. Tam wszystko jest już skończone. Diego był podobnego zdania. Ciężko było nie zgodzić się z tym, co mówił. W Averheim nie byli mile widziani, chyba że przez katów. Kradzież złota, współpraca ze ściganym Brochem, na dodatek zabójstwo von Sturma... Zebrało się tego trochę. Gdy Diego skończył mówić, odezwał się -Tylko co to za nowe życie? Będziemy się ukrywać i żyć ze złota, które będzie już ewidentnie uchodzić za zrabowane? Sam już nie wiem co myśleć- W głowie miał burzę myśli. Sam nie wiedział, co poradzić w tej sytuacji. Spojrzał na Ninerl wzrokiem pełnym nadziei, że może ona w tej sytuacji zachowała więcej rozsądku...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Wysłuchała przemowy Diega. W miarę wypowiadanych słow, coraz większa odraza i pogarda malowały się na jej twarzy.
- Czy ty chcesz mnie obrazić?- wysyczała- Zakładasz, człowieku- użyte tutaj słowo "człowiek" zabrzmiało jak wyzwisko.- że złoto to moja motywacja, niemalże jedyna? Mówisz, że mam się stać wyrzutkiem? I jeszcze opuścić towarzysza? Nie dowiadując się nawet coś się z nim stało? Zapomnij- warknęła- Nie postepuję wedle "twoich" zasad-pokreśliła- Nie uważaj mnie za jednego z was.- dodała.- Chyba o tym zapominasz.- obniżyła głos.- Co do misji, odnajdźmy bandytów i ich łup. Połowa dla nas, połowa dla was. Wszystkiego-podkreśliła.-Wy róbcie, co chcecie. Wracaj na swój tron - parsknęła.
Powiedziała do Ravandila: - Możliwe. A może nie...nie wiemy przecież na pewno.. Założyła ręce: - No to jak? Wy róbcie, co chcecie. Ja po złapaniu Profesora i reszty, wracam w okolice miasta i być może, do niego. Konradzie- zwróciła się do akolity- Werner kazał mi przekazać to, - machnęła jego medalionem- swojej rodzinie, w Mieście Białego Wilka. A ponieważ, jest to być może, jego ostatnia prośba, zamierzam ją spełnić. Nikt nie powie, że jakikolwiek Nerethin porzuca przyjaciół. Honor mojego rodu nie może być splamiony.-oświadczyła z dźwięczącą dumą i zaciętością w głosie. Wiedziała, że zrobi to, co powiedziała. Bez względu na wszystko. Potrafiła się uprzeć na coś i zawsze dopinała swego, bez względu na niebezpieczeństwa i konsekwencje. Gorący gniew zamienił się w zimną determinację. "Myślę, że wreszcie byliby ze mnie dumni " pomyślała. Klan Nerethin bardzo wysoko cenił lojalność w przyjaźni. Tej prawdziwej, nie krótkotrwałej znajomości.
-Czekam- dodała krótko.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Nawet dla z natury opanowanego Konrada, wieść o całkiem prawdopodobnej, choć niepotwierdzonej śmierci Wernera była dużym szokiem. Razem z najemnikiem pozbywali się z tego świata rzeczy znacznie groźniejszych i straszniejszych niż oddział strażników miejskich. Wystarczy wspomnieć chociażby o pewnym zamku na wschodnich krańcach Bretonii. Chodził w kółko, zastanawiając się co robić, słuchając jednocześnie przemowy Molachijczyka.
Nie Diego, nie ruszymy z Tobą do Księstw Granicznych. Nie teraz przynajmniej. W Averheim jesteśmy co prawda poszukiwani, ale sporo czasu minie zanim reszta Imperium dowie się co tutaj zaszło. Tutaj jesteśmy już poszukiwani, dalej jeszcze nie. Wykorzystamy ten fakt. - urwał na chwilę, by zaraz przedstawić swój plan działania. Nie wiedzieć czemu, czuł, że musi teraz zastąpić Wernera w sprawie wymyślania dalszych planów. Można było się pokusić o stwierdzenie faktu, że to akolita jest teraz nowym, nieoficjalnym oczywiście liderem drużyny. Bo przecież Broch przed swoim wypadkiem właśnie nim był.
Ruszymy teraz rozprawić się z resztą bandytów i odzyskamy te klejnoty. Mimo, iż jesteśmy niewinni, nie możemy się pokazać w Averheim i oddać ich wymiarowi sprawiedliwości, dlatego sami ją wymierzymy. Gdy załątwimy tę sprawę, dzień, góra dwa pokręcimy się jeszcze po okolicy, starając się zebrać jak najwięcej informacji dla von Raukowa. Później ruszymy do Bogenhafen, zdać mu pełen raport z sytuacji. Kolejnym naszym celem będzie Middenheim - trzeba spełnić wolę mojego... naszego przyjaciela. Ty, Diego przez ten czas ruszysz do swojej posiadłości, wcześniej objaśniając nam dokładnie jak do niej trafić. Gdy załatwimy swoje sprawy w Imperium, dołączymy do Ciebie. Myślę, że potrwa to z 2 miesiące, może więcej. Lepszego pomysłu na chwilę obecną nie mam...
Popatrzał po towarzyszach. Każdy był zdenerwowany, choć każdy na inny sposób. Ravandil schował głowę w ręce, Ninerl stała się gwałtowna. Jeden Konrad wyglądał w miarę spokojnie, choć w środku kotłowało się w nim. Jak to jest, że zawsze musi stracić kogoś bliskiego? Czy to kolejna próba Sigmara?
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Ninerl, Konrad, Ravandil

Piżmowe Uroczysko według słów Dziadka miało leżeć pół dnia drogi od miejsca w którym byliście i co więcej – po drodze do Krainy Zgromadzenia i Księstw Granicznych. Na nim miała się znajdować kryjówka bandytów, do której mieli się udać wnet po napadzie. Tam też znajdowały się bankowe klejnoty i dwóch posiadających je ludzi: Szef szajki oraz specjalista od sejfów, Profesor. Nie było więc sensu z nich rezygnować ani się rozdzielać. Konrad wciąż poruszał się na luzaku Brocha i zastanawiał się czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy przyjaciela. Dziadek solidnie nastraszony został znowu posadzony na konia Zinhy. Zapadał już zmierzch kiedy dotarliście na miejsce. Uroczysko było plątaniną twardego gruntu i bagien. Co i raz natrafialiście na jakieś większe jezioro i musieliście się cofać. Prowadzący was Dziadek tłumaczył się tym, że tylko z opowiadań słyszał jak trafić do kryjówki.

Zachodzące słońce przebijało się przez drzewa. Ostatnie jego promienie gasły i więdły na horyzoncie kiedy ujrzeliście ognisko. Płonęło jasno odbijając płomienie w szafirowej wodzie. Kryjówka leżała na niewielkiej wysepce między jeziorkami. Ravandil, który z wprawą zwiadowcy podkradł się najbliżej zameldował, że siedzi przy nim dwóch ludzi. Bagno nie było głębokie, choć grząskie wbrew powiedzeniu nie wciągało. Jednak skryte podejście czy konna szarża w takich warunkach odpadały.

Broch

Głosy zniknęły, jednak wciąż drżałeś na ich wspomnienie. Elissa…głos, który cię wołał…to był jej głos!
Jesteśmy tysiącleciami.
Wiedźma.

Znajdowaliście się w lasku, opodal miasta. Sądząc po świetle był wczesny wieczór. Obok Gevaudana stał inny koń, chyba schwytany przez dziewczynę wierzchowiec stirlandzkiego knechta. Elissa w rozmaitych woreczkach mieszała dziwnie wyglądające maści. Posmarowane nimi były twoje rany. Nozdrza drażnił słodkawy zapach. Dymiło kadzidło. Byłeś półnagi. Twoje ubranie oraz zbroja leżały obok Nie było to dziwne – rozebranie cię było konieczne do opatrzenia ci ran.. Jednak na całym ciele miałeś wymalowane, krwią i bogowie wiedzą czym dziwaczne znaki. Dopiero gdy podniosłeś się na łokciach zauważyłeś, że leżysz w ułożonym z patyków i liści kręgu.
Mądrość Starej Ziemi.
Wiedźma! Czarownica służąca kto wie jakim ciemnym siłom.

Elissa widząc twoją reakcję zmieszała się nieco.
- Werner, nie ruszaj się jeszcze, wyruszymy po zmroku. Opatrzyłam ci rękę, nogę i bok. Straciłeś wiele krwi gdy Gevaudan cię przytargał…Kompania twojego przyjaciela przebiła się taborem na południe. Depczą jej po piętach książęcy. Wiem tylko tyle. Twój przyjaciel żyje, Ninerl, Konrad i Ravandil również. Czuję to…uratowali się, póki co. Jesteś jeszcze za słaby Werner. Nie opuszczaj kręgu. To wszystko...dla twojego dobra. Nie odrzucaj tego...
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ochłonął już trochę, w każdym razie oddech mu się nieco uspokoił i myśli stały się bardziej klarowne. Nie było sensu teraz się martwić, to do niczego nie prowadzi. Trzeba było wziąć się do roboty, szczególnie po pełnej dumy i determinacji przemowie Ninerl i rozsądnym planie Konrada. Ravandil wstał i zwrócił się do Diega -Oni mają rację... Mamy ważne sprawy do załatwienia, nie możemy tak po prostu uciekać od problemów i musimy wykonać powierzone nam zadania. W takim razie nie traćmy czasu, ruszajmy zająć się w końcu tymi bandytami - Słowa przyjaciół dodały mu nieco otuchy i obudziły ducha walki.
W końcu wyruszyli na Piżmowe Uroczysko. Dziadek dość pokrętnie przedstawił drogę do kryjówki bandytów, pozostawała nadzieja, że jest zbyt wystraszony, by próbować ich okłamywać. Tymczasem słońce chyliło się już ku zachodowi. Trzeba było się śpieszyć, bo walka pod osłoną nie należy do przyjemności, nawet jeśli wziąć pod uwagę wrodzoną zdolność elfów do widzenia w ciemnościach. Tym bardziej, że Diego i Konrad takiej zdolności nie posiadali. Słońce pochylało się już nisko nad horyzontem kiedy dotarli w okolice niewielkich jeziorek, wśród których miała znajdować się kryjówka. Ravandil poszedł pierwszy, powoli skradając się między drzewami. Nie było trudno ich zauważyć - dwóch ludzi siedzących tuż koło ogniska. Próbował ocenić, czy są uzbrojeni, szczególnie w broń dystansową. Potem wrócił do reszty i zdał raport z tego, co widział. -Nie mamy szans zaatakować ich bezpośrednio z zaskoczenia. Przeprawiając się przez bagno będziemy widoczni jak na dłoni. Możemy spróbować puścić im kilka strzał dla napędzenia im strachu, a potem spróbować zaatakować, ale na szarżę nie ma co liczyć... Za to po naszej stronie jest przewaga liczebna, więc nie zaszkodzi spróbować... Chociaż najlepiej jest wziąć ich żywcem i doprowadzić przed sąd. Ustalmy jakąś taktykę- Tutaj elf szczególnie liczył na Konrada, który spędził z Brochem wiele czasu i miał nieco większe pojęcie o tego typu walce. W każdym razie trzeba było działać w miarę szybko.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Wysłuchał uważnie meldunku Ravandila. Zdawał sobie sprawę, że to na nim ciąży teraz obowiązek wymyślenia planu działania. Dużo obserwował najemnika, szczególnie na początku ich wędrówki, kiedy to Werner, jeszcze nie tak zżyty z Konradem imponował akolicie swoimi umiejętnościami zarówno w samej walce, jak i jej planowaniu. Teraz miał niepowtarzalną okazję, na przetestowanie tego co zapamiętał. Milczał przez chwilę, skupił się, analizował każdy wariant jaki przyszedł mu do głowy. Po paru chwilach zaczął szeptem:
Skoro my nie możemy podejść do nich, niech oni podejdą do nas. Mój plan jest następujący: jest ciemno, oni w mroku nie widzą tak jak Ravandil i Ninerl, a na dodatek mamy bardzo przydatnego osobnika - spojrzał na "Dziadka", po czym kontynuował - Ja, Zinha i Diego zaczaimy się gdzieś w pobliżu, nie dalej niż 10 metrów od naszej przynęty. Elfy ustawią się po dwóch stronach wyspy z łukami gotowymi do strzału. "Dziadek" sprowadzi ich tutaj, wystarczy, że ich zawoła. Gdy podejdą odpowiednio blisko, trójka z krzaków otoczy ich. Jeśli "Dziadek" postanowi zrobić coś głupiego, na przykład ostrzec ich, od razu oddajecie strzały, a my ruszamy w pościg. W ogóle, jeśli cokolwiek wyda się wam w ich zachowaniu dziwne, niepokojące - strzelajcie, tylko celnie. I tak już mają wyrok śmierci za ten napad, w razie czego zrobimy im przysługę, oszczędzając im czasu na proces i od razu wymierzając karę. Coś niejasne? Ktoś ma lepsze pomysły? - spytał grupy. Jeśli plan zostaje ostatecznie zaakceptowany, ostrzega "Dziadka", że jeśli zrobi coś nie tak to akolita nie będzie miał litości i, że ból jaki odczuł dzisiaj przy nastawianiu ręki był malutki w porównaniu do katuszy jakie ewentualnie go czekają. Później chowa się niedaleko i gdy wszyscy są na swoich pozycjach, daje "Dziadkowi" sygnał, by zaczął nawoływać byłych "współpracowników".
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik ani myślał ruszać się z kręgu. Teraz wiedział przynajmniej z kim ma do czynienia. Z wiedźmą... Co za ironia. Wielokrotnie pomagał Łowcom Czarownic tępić te kobiety uważając je za opętane Chaosem, a tymczasem został uratowany przez jedną z nich. Życie wciąż potrafi zadziwić, nawet tak doświadczonego mężczyznę jak Broch. Elissa jednak nie była taką straszną wiedźmą. Ba! Wciąż wyglądała bardzo apetycznie.

Mimo wszystko zerkał na nią z pewną dozą niepewności i jakby obawy. Chciała mu pomóc, to nie ulegało wątpliwości, tak jak on pomógł jej dwa dni temu w karczmie. Już wtedy miał dziwne przeczucie odnośnie tej kobiety. Rzucił na nią okiem gdy krzątała się po ich prowizorycznym obozie. Zawdzięczał jej życie i mógł jedynie dziękować za to, co dla niego zrobiła. Hexefrau, zwykła wieśniaczka. Dla Brocha nie liczyło się obecnie czym się para, a jej dziwne rytuały i czary najwyraźniej miały uzdrowicielską moc. I tylko to się liczyło.
- Nie zamierzam... ruszać się...ani na chwilę... - wyrzucił ciężko. Ciało wciąż przypominało jeden wielki wulkan bólu. - A więc jesteś czarownicą?
Werner nigdy nie był mistrzem subtelności, więc walnął prosto z mostu. Poza tym byli sami i dziewczyna mogła opowiedzieć mu wszystko.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że towarzysze zgodzą sie z nią. "Dobrze mi się wydawało" pomyślała. Diego nadal ją drażnił. Na pewno nie zamierzała korzystac z jego "łaski", to znaczy oferty.
Ruszyli, prowadzeni przez Dziadka. Po pewnym czasi dotarli na miejsce. Ravandil po powrocie ze zwiadu, przekazał, że przy ognisku siedzi tylko dwóch ludzi.
Konrad wyłożył swój plan, a Ninerl się z nim zgodziła:
- To chyba jest obecnie najlepsze wyjście.- nałożyła strzałę na cięciwę.- To do roboty, panowie. Ja jestem gotowa.- oświadczyła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Konrad, Ninerl, Ravandil

Od bandytów dzieliło was około dwieście metrów. Ukryci w zaroślach Ravandil i Ninerl czekali aż Dziadek wywabi swoich kompanów z kryjówki. Elfka zdołała podejść na jakieś sto metrów nim bandyci ją zauważyli. Po drodze banitka i zwiadowca, nie znając uroczyska zapadali się kilkakrotnie prawie po pas w wodę. Zauważyli jednak, że na tyłach wysepki stoją wśród karłowatych bagiennych drzewek uwiązane konie bandytów. Plan Konrada wziął w łeb, gdyż Dziadek postanowił do końca być lojalny wobec kompanów. Krzycząc do nich że to zasadzka, Szef i Profesor poderwali się z ziemi i sięgnęli do broni. Konrad natychmiast zdzielił Dziadka przez łeb a ten padł nieprzytomny pod jego nogami. Nie zmieniło to faktu, że Wasza obecność na bagnach została odkryta.

- Won stąd! - rzucił Szef widząc na krańcu wysepki poruszającą się postać. To była Ninerl. - Wypierdalaj albo łeb ustrzelę! - Szef bandy podniósł załadowaną kuszę dementując pogłoskę o znanej averlandzkiej gościnności. - W tył zwrot! Już cie nie widzę!

Ravandil stał z łukiem gotowym do strzału, po kolana w wodzie, ukryty za drzewem jakieś sto dwadzieścia metrów od ognia. Teraz gdy obaj bandyci ostrzeżeni wizytą Ninerl z wycelowanymi kuszami obserwowali bacznie przedpole szans na skryte podejście bliżej nie było. Strzał z tej odległości miał raczej niewielkie szanse trafienia.

- Spróbujemy ich obejść i odciąć drogę ucieczki - rzekli tymczasem z tyłu Zinha i Diego udając się pieszo w drogę dookoła wysepki.

Broch

- Nie jestem prawdziwą czarownicą Werner – rzekła Elissa. – Gdy byłam mała w mojej wiosce była stara wiedźma Malfra. Właściwie nie w wiosce tylko w lesie nieopodal. To ona pierwsza dostrzegła mój dar. Uczyłam się u niej przez trzy lata, wymykając z domu. Potem stara Malfra zmarła. Ja zaś…nie powiedziałam ci kim jestem. Obchodzenie się z takimi umiejętnościami bywa niebezpieczne. Ja naprawdę nie umiem wiele. Tego wszystkiego – dziewczyna wskazała na krąg, maści i znaki – uczyła mnie Malfra ale pierwszy raz używałam tak potężnej magii. Ja…sama nie potrafiłabym tego dokonać. Nie tego wszystkiego co dzisiaj zaszło. Ktoś wpłynął znacząco na ścieżki losu. Te…głosy…one podpowiadały, mówiły mi co mam robić. Słyszałam wśród nich starą Malfrę a ona przecież nie żyje. Ja chciałam cię uratować a one mi pomogły, Wernerze…

Poczułeś się nieco lepiej i spróbowałeś rozejrzeć. Kiedy Elissa mówiła zauważyłeś, że pobliskie drzewa były martwe i uschłe. Na ich gałęziach przysiadły ptaki. Kruki i wrony…roje czarnego ptactwa patrzyło na was swoimi małymi ślepiami. Gevaudan zarżał niespokojny.

- One patrzą najemniku...

Słowa opuściły jej usta bezgłośnie. Poruszyła nimi tylko nieznacznie świadoma tego co się dzieje. Kiedy szeptała dziwne słowa w niezrozumiałym dla ciebie języku twe rany goiły się, o wiele szybciej niż naturalnie. Niemalże czułeś lecznicze działanie magii. Ptaki nagle jakby czymś spłoszone, wśród skrzeczenia i trzepotu skrzydeł zerwały się z gałęzi. Zapadał mrok.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Przyjrzał się okolicy. Te drzewa, ptaki. Mimo tego iż wiele w życiu widział, tym razem poczuł się dość... nieswojo. To miejsce dziwnie na niego działało.
- Wierzysz w przeznaczenie, Elisso? Wierzysz, ze pisane nam było się spotkać? - rzucił do dziewczyny przestając zwracać uwagę na ponure ptaszyska i uschnięte rośliny, które zapewne zmuszone zostały by podzielić się z najemnikiem swoją witalnością. Nie czkając na jej odpowiedź kontynuował. - Dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Teraz jednak musimy pomyśleć co dalej? Ja zamierzam udać się na południe, Ulryk da, a odnajdę swoich przyjaciół i Molachijczyków. A to co zamierzasz?
Broch z każdą mijającą chwilą czuł uzdrowicielskie działanie magii Elissy mimo iż nadal był mocno obolały. W tym momencie jedyne na czym mu zależało, to odzyskać siły i odnaleźć towarzyszy. Ułożył się spokojnie, pozwalając regenerować się odniesionym ranom.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Tego właśnie obawiał się najbardziej - zupełnie niepotrzebnej lojalności "Dziadka". Akolita zdawał sobie sprawę, jak ryzykowny jest ten plan, wiedział, że cały jego sukces opiera się na człowieku, którego praktycznie nie znali, a on sam nie miał absolutnych podstaw by pomóc drużynie. Co zupełnie nie zmienia faktu, że Konrad zamierza dotrzymać swojej obietnicy danej rabusiowi przed chwilą. To będą dla niego ciężkie chwile...
Teraz jednak przyszło zmierzyć się z nowym problemem. Ninerl jest już absolutnie spalona, choć akolicie wydawało się, tak "na oko", że "Szef" również nie ma szans, by trafić elfkę z takiej odległości, na dodatek nic nie widząc. Mimo wszystko Konrad nie chcial ryzykować zdrowiem, a może nawet życiem dziewczyny. Ravandil dalej pozostawał niewykryty, ale to też nic nie dawało, chyba, że jakimś nieziemskim szczęściem czy innym boskim cudem udałoby mu się trafić rabusia. Sam Konrad też niewiele zrobi, niemal natychmiast zostanie zauważony.
Szybka analiza sytuacji dawała ostatnią nadzieję na pojmanie bandytów Zinsze i Diegowi. Na to jednak potrzeba czasu, ci z wysepki nie będą tak stać w nieskończoność. Dał znak Ninerl, by odsunęła się, tak jak to nakazał "Szef". Sam akolita postanowił rozpocząć negocjacje, które może choć trochę dadząc szanse tamtej dwójce na udany atak z zaskoczenia.
W imię Sigmara poddajcie się! Jesteśmy uzbrojeni, strażnicy dróg pozostali poinformowani o waszej kryjówce! Dodatkowo mamy jednego z waszych! Nie macie szans! Oddając się dobrowolnie w ręce wymiaru sprawiedliwości, możecie zaoszczędzić sobie wiele cierpień! Zastanówcie się przez chwilę! - wyrecytował twardo, zdecydowanie, wyraźnie, głośno i powoli. Wątpił, by to ich przekonało, już raz przecież udowodnili podczas napadu na bank, że kwestie wiary czy prawa mają głęboko w poważaniu. Najważniejsze było zyskanie na czasie...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Plan Konrada wydawał się słuszny. W końcu mieli przewagę w szybkim ataku z zaskocznia (łuki) i przynętę. Tylko, żeby Dziadek nie zaczął niczego kombinować... Razem z Ninerl ruszyli schować się w zaroślach. Bagno było jednak dość grząskie i Ravandil zapadł się po pas w wodzie. Zaklnął z cicha pod nosem i ruszył dalej. Droga przez uroczysko na pewno nie należała do najprzyjemniejszych doświadczeń... Ale cały plan szlag trafił. Dziadek krzyknął na swoich kompanów, że to zasadzka. Co prawda został natychmiast spacyfikowany przez Konrada, co jednak nie zmieniło faktu, że zostali zdekonspirowani. Najgorsze, że bandyci zauważyli Ninerl. A ona była zbyt daleko, żeby oddać skuteczny strzał, Ravandil zresztą też. Szef wydawał się w nieco lepszej sytuacji, bo miał kuszę. Trzeba było liczyć, że tą bronią nie włada za dobrze. Nie było za dobrze - podejście bliżej było praktycznie niemożliwe, pod warunkiem że nie chciało się zostać nafaszerowanym bełtami. Elf usłyszał krzyk Konrada. "Na pewno go posłuchają... Już wcześniej mieli gdzieś jego religijne wywody, to teraz tym bardziej go nie posłuchają... A cudów nie ma". Nie wierzył, że to coś da. Argumenty akolity były raczej zbyt słabe dla bandytów nie mających nic do stracenia. Nawet zakładnik nie zmieniał sytuacji - w końcu zbytnio się nie przejęli stratą towarzysza. W każdym razie trzeba było działać. Powiedział do elfki tak, by reszta nie słyszała -Spokojnie, bez gwałtownych ruchów. W razie czego padnij, pod wodą nie trafią-. Sam schował się poza zasięgiem wzroku przeciwników. Napiął cięciwę i spojrzał na Szefa. Być może pomodliłby się teraz, gdyby umiał. W razie potrzeby Ravandil oddaje strzał, licząc na łut szczęścia. Stara się jednak wyczekać przeciwnika, może Zinha i Diego coś wskórają.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Zablokowany