[Bleach]Senkensha no Sabishii

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

[Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Sergi »


Kimi wa kimi da tashikamenai yo
Kawari nante hoka ni inain da
Karenaide
Ichirin no hana


BLEACH

Hikari ga matomo ni sashikomare ii
Kimi wa maru de hikari ni saita nara no you
Tochi kaketa kimochi
Hakidaseba

Kimi wa kimi da tashikamenai yo
Ima mademo kore kara saki ni mo
Tatoe kimi igai no subete no
Hiko o teki ni no asu
Tokiga ki temo
Kimi no koto mamuro kara makenaide
Ichirin no hana



Shinigami są duchowymi opiekunami realnego świata.
Służą równowadze wszystkich dusz
które mieszają się w tym świecie.




Nad Soul Society zawisł złowieszczy cień nowego zagrożenia. Sōtaichō, potężny i wiekowy Yamamoto Genryuusai Shigekuni zginął z ręki nieznanego sprawcy...

- Spóźniłem się...- zdołała jedynie wykrztusić postać spoglądając na rzecz której najbardziej sie obawiała. Bezwładnie padł na ziemie, już wiedział że nie powstrzyma tego co nastąpi, niedługo wszystko zostanie ponownie skąpane w szkarłatnej krwi niewinnych.

Rozpoczyna się historia która na zawsze miała odmienić los Seireitei. Trójka shinigami wraz z swoimi Zanpakutou miała zostać świadkami nadchodzących zmian...

- Porządek został zniszczony, ostatni jest już u naszych bram. Jeśli nic nie uczynimy zemsta będzie należeć do niego...- krew zaczęła przysłaniać mu widok, strugi czerwonej posoki zaczęły wydobywać się z jego ran. Gdy padł na lodowatą podłogę ostatni widok jaki ujrzał przed utratą świadomości był symbolem nadchodzących zmian.

Przeszłość łączyła się z przyszłością w teraźniejszości. Opowieść pełna smutku i samotności zaczęła się zapisywać na stronicach przeznaczenia...

Pośród pustyń nicości, w ruinach zdrajcy oczekuje waszego przybycia i oddania co moje...

Ostrze które utraciło swą ostrość. Serce które przemieniono w kamień. Miecz obdarty z godności. Shinigami któremu odebrano imię...

BLEACH
odc.1

Senkensha no Sabishii

Dwie samotne postaci stojące nad trumną, smutek ich twarzy oraz ból w ich sercach były karą. Jednak nie tylko oni mieli ją odczuć, od swych narodzin była przeznaczona dla wszystkich dusz... to było przeznaczenie z którym nikt nie wygra. Mężczyzna o trupio bladych włosach i oczach ciemnych jak noc spojrzał na swego towarzysza. Był mu bratem, zawsze dzielili z sobą chwile tak samo szczęśliwe jak i te o których każdy z nas stara się zapomnieć.
- Juushiro...- przemówił ów drugi shinigami- udowodnij mi ,że to wszystko nie jest koszmarem, że Sensei naprawdę umarł. Błagam cię, udowodnij mi to.
Juushiro spojrzał na swego towarzysza z troską, czuł to samo jednak nie chciał ukazać słabości swego serca. W tej chwili Soul Society potrzebowało opiekuna bardziej niż kiedykolwiek. Wiedział że musiał się nim stać, dla dobra każdego mieszkańca tego i realnego świata.
- Rozumiem cię Kyouraku, nikt inny tak jak my dwoje nie kochał Yamamoto-sama- To on ich przygarnął, wychowywał, dał cel w życiu- Jednak oboje wiemy ,że to nie czas na pogrążanie się w żałobie. On by tego nie chciał.
- Wiem, dlatego ,że znałem tego starca lepiej od ciebie- Na twarzy kapitana 8 dywizji zawitał sztuczny, wymuszony uśmiech- Posłałem diabelskie motyle do wszystkich kapitanów, rada będzie miała miejsce o zachodzie słońca...
-...gdy wszyscy kapitanowie będą mogli podjąć najlepszą decyzje.

Kazamachi Kiru

Światło. Zewsząd dobiegał gwarny dźwięk zabawy. W tym dniu Dywizja 3 miała powód do świętowania. Przez tak wiele lat byli pozbawieni swojego własnego taichō. Wielu tak naprawdę uważało że to stanowisko jest przeklęte, każdy kto zyskał miano dowódcy szybko ginął lub tracił zmysły. Jednak takie myśli nie zaprzątały głowy Kiru. Jego serce było przepełnione szczęściem, tak samo jak serca jego kompanów. Każdy cieszył się z jego awansu, nawet Izuru, który był jego rywalem przez tak długi czas. Całe Seireitei było dzisiaj światkiem radości tych shinigami. Tak, mało co mogłoby zniszczyć tak podniosłą chwilę. Sake i pieśni ku pokrzepieniu serc, tylko to było potrzebne aby świętować. Hałas nasilał się w pomieszczeniu, z każdego kąta sali dobiegała coraz to ciekawsza historia o czynach nowego taichō. Kazmachi Kiru wraz z swoim cenionym za piękno Zanpakutou zasiadał w honorowym miejscu wraz z najwyższymi oficerami, był pogrążony w rozmowie z Izuru aż do chwili gdy sale zebrań nie zalał chłodny powiew poranka. W wejściu stał wysoki shinigami, wszyscy zgromadzeni jak jeden mąż spojrzeli na niego. To że wydał się im obcy nie dziwiło gdyż jego twarz o ostrych rysach bardziej przypominała bestię niż człowieka. Do tego dochodziły żółte włosy nienaturalnie obcięte napawające mu groteskowy wygląd. To wszystko uzupełniał czarny płaszcz, będący zbyt dużym dla niego.
- Kazamachi-taichō- wycharczał „potwór”- Mam pilną wiadomość dla wszystkich taichō Gotei 13 od Kyouraku-taichō...
Zdawałoby się że dopiero w tej chwili dostrzegł resztę osób spoglądających na niego. Świadomość tego ,że jest obserwowany, wyraźnie go peszyła. Błagalnie zwrócił ponownie wzrok na Kazamachi-same.
- Proszę o wybaczenie mojego wtargnięcia- motyl na jego głowie energicznie zamachał skrzydełkami, zapewne niecierpliwiąc się- Proszę o chwilę pańskiego czasu.
Sylwetka nieznajomego znikła za drzwiami sali, zapewne oczekiwał na Kazamachiego. Taichō Dywizji 3 z łatwością odgadł po twarzach swoich nowych podwładnych ,że nie są zadowoleni z przerwania ich uroczystości. Izuru najbardziej zdawał się poddenerwowany, jednak trudno było powiedzieć co było tego powodem. Czy przerwanie świętowania, czy może osoba która im przerwała?

Abunakashii Akenaimi

Półmrok. Gabinet, świeżo wyremontowany pogrążony był w totalnej ciszy. Kilka magicznych lamp z światłem Kidou spoczywające na biurku oświetlało sterty dokumentów i notatek służbowych. Pozorny chaos był tak naprawdę przemyślanym systemem, wszystko było uporządkowane i gotowe do powtórnego sprawdzenia. Cała noc pracy zdawała się być słuszna, nawet teraz czytając ostatnie raporty z Hueco Mundo umysł Akenaimi zdawał się trzeźwy i wypoczęty. Mimo ,że nie była niechętna do pracy papierkowej wolała spędzić czas z prawdziwa książką w dłoni. Tak, właśnie teraz, jeszcze przed zasłużonym snem chciała sięgnąć po jakąś książkę z swojej ogromnej biblioteczki i pogrążyć się w lekturze. Zapominając o świeci, uciec w sferę wyobraźni. Taichō 9 Dywizji odłożyła ostatni dokument na stertę już gotowych i spojrzała za okno gabinetu. Właśnie w tej chwili zza widnokręgu zaczęło wynurzać się leniwie słońce. Musiała przyznać ,że wschód jest dzisiaj niezwykle piękny. Pomarańczowe płomienie wraz z błękitem nieba tworzą niesamowity widok. Akenaimi przeciągnęła się ze znużenia, widocznie umysł i ciało myślały w tej chwili o całkiem innych rzeczach. Ciche pukanie do drzwi zdziwiło młodą panią kapitan, przecież wyraźnie zaznaczyła aby nie przeszkadzano jej w pracy. Nie zdążyła nawet powiedzieć słowa gdy drzwi stanęły otworem a w progu pojawiła się postać.
-Ohayo gozaimasu Abunakashii-taichō- melodyczny głos przerwał zalegająca cisze. Młoda nieznajoma skłoniła się przed wyższą stopniem. Na pierwszy rzut oka prezentowała się marniej niż dość niezwykła Taichō Dywizji 9, jednak jeśli słowo perfekcyjność mogłoby ożyć zapewne by przybrało postać tej młodej shinigami. Kwadratowe wyprofilowane okulary, starannie ułożone krótkie włosy, schludny i całkowicie regulaminowy strój, miecz przypasany do pasa lśnił w świetle poranka. Wielu spoglądających na nią mogłoby popaść w depresje, mało powiedziane. Właściwie to tak było, nie jeden cierpiał przez długi czas na brak pewności siebie. Oto przed Abunakashii stała słynna w całym Seireitei oficer Dywizji 4 Hashimoto Katsumi.
-Pilna wiadomość od Kyouraku-taichō.- wskazała palcem na piekielnego motyla siedzącego spokojnie na jej ramieniu. Widocznie to co zawierał w sobie motyl nie było jedynym co miała przekazać. Sam fakt ,że wiadomość zostaje dostarczona przez kogoś spoza Dywizji 9 jest intrygujące. Abunakashii mogła się tylko zastanawiać co kryje ten sekret, a może tak warto zapytać o to gościa?

Zorklaqthl

Ciemność. Otaczał go mrok. Leżał, a jego ciało było zakute czarnymi łańcuchami. Każde ogniwo łańcucha było zawierało doczepioną prostą, małą kartkę z symbolem pieczęci. Jego ręce spętane niesamowicie grubymi kajdanami sięgającymi od nadgarstka aż po łokieć nie były w stanie wykonać jakiegokolwiek ruchu. Jedyne co mógł to wyć, wrzeszczeć, opłakiwać i wić się niczym robak. Gdyby było chociażby małe źródło światła to potencjalny obserwator widziałby wychudzoną twarz całą pokrytą pyłem i popiołem. Odziany był w łachmany, ograbiony z swojej godności kapitana piątego dywizjonu bogów śmierci. Naprzeciw niego było wbite w podłogę ostrze, zawinięte w tym samym łańcuchem, którym on był zawinięty. Pomimo otaczającej go czerni widział te ostrze jak na gołej dłoni. Był to jego miecz, znał go aż za dobrze. Ta broń była z nim powiązana na zawsze. Sekunda przeradzała się w minute, minuta w godzinę, godzina stawała się dniem a dzień miesiącem. Nie był już wstanie określić ile oczekuje na wyrok, sama niepewność swojego losu była gorsza niż śmierć z ręki kata. Gdy po raz kolejny zamykał swe powieki aby pogrążyć swój umysł w śnie usłyszał jakby szmer dobywający się zza muru więzienia. Szmer nabierał na sile, niewiele trwało nim przerodził się w kakofonię nierozpoznawalnych dźwięków. A może to jedynie szaleństwo przejęło we władanie jego umysł? Sam zapewne nie odnalazłby odpowiedzi na to pytanie. Wybawienie pojawiło się równie nieoczekiwanie jak blask. Światło wdzierało się w mrok, jak bestia w ciało swej ofiary. Tam gdzie przed chwilą górowała ciemność pojawiał się półcień. Oczy skazańca odzyskawszy utracony bodziec odmawiały ujrzenia źródła chaosu, który zapanował w idealnej harmonii czerni. Jak opętany rozpoczął chwytać świeże powietrze. Tak pachniała wolność, dawno nie mógł sobie pozwolić na jej skosztowanie.
- Ohayo! Zorklaqthl-taichō- głos? Nagle i wszechogarniająca cisza przestała panować w jego przymusowej domenie. Radość, szczera radość rozpaliła się w jego sercu. Po tylu miesiącach mógł usłyszeć czyjś głos... ból, piekący ból. Czyżby w końcu podjęto decyzje, czy w końcu usłyszy wyrok? Nie, nie chce tego z całego serca. Nie teraz gdy znów mógł zaznać kojących promieni słońca i wybawiającego głosu innego człowieka.
Odzyskiwał zdolność widzenia, w końcu mógł ujrzeć pierwszą osobę od tak długiego czasu.
- Dobrze się Taichō czuje?- On, który dopuścił się największego grzechu, ten sam który oczekiwał w mroku na chwile gdy oznajmią mu dzień jego śmierci miał się „dobrze czuć”? W głębi duszy zaczął się zastanawiać czy jego rozmówca jest szaleńcem czy tylko głupcem?
Jednak wszystkie te myśli przeminęły gdy ujrzał twarz młodzieńca, który do niego przybył. Szczera o łagodnych rysach, nienaznaczona ani trudem ani cierpieniem wyglądała bardziej jak twarz młodego studenta uczelni Bareau niż shinigami dzierżącego Zanpakutou w bitwie.
- Mam ważną wiadomość od Kyouraku-taichō i Ukitake-taichō skierowaną do Zork-sama- Po shinigami widać było że poprawne wymówienie imienia kapitana sprawiało mu dość duże kłopoty. Lekko zawstydzony tym faktem dobył zza pasa zwój, który natychmiast rozpieczętował. Czarne, wyraźne litery na białym papierze. Więzień nie był pewien czy wzrok go nie oszukuje, jednak prawdziwość słów powtórzył młodzieniec, wypowiadając je.
- Uniewinnienie...
Tysiące pytań cisnęło się do głowy niedawnego skazańca. Nie rozumiał, nie chciał zrozumieć, od tej chwili ponownie będzie mógł ujrzeć prawdziwy świat. Tętniący życiem... cichy śmiech dobył się z ciemności. Halucynacje czy ostrzeżenie? Wzrok znów zwrócił w stronę swojego wybawiciela. Mimo,że czuł wciąż ciężar kajdan w jego oczach pojawiła się nadzieja.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Fenrisulfr »

Zorklaqthl

Zork wbijał swój wzrok wprost w nowo-przybyłego gościa. Jego pomarańczowe, szaleńczo dzikie oczy były pełne fascynacji widokiem zwiastunu potencjalnego zbawienia lub zniszczenia. Spuścił z niego wzrok i zerknął ukradkiem na swoje ciało zniewolone łańcuchami. Jego proste ubranie sporządzone z długich zwojów jedwabnych bandaży, ułożonych tak by zakrywało całe ciało niczym mumię, teraz przypominało jedynie starte metalem łachmany okrywające niesamowicie chudą postać. Jedynie oczy były odsłonięte. Jego głowa gwałtownie odwróciła się w stronę przybysza. Otworzył usta by wydobyć jakiś dźwięk. Zeschła żółtawa ślina spływała cienkim, kleistym ciurkiem z kącika warg. Z gardła najpierw wydało z siebie coś w stylu bulgotu i syku, jakby zapomniało jak to jest gdy się mówi, lecz po chwili bełkot ułożył się w słowa.
-Uniewinniony? -Powiedział tak powoli i z takim naciskiem na sylaby, jakby to mogło przedłużyć jego egzystencje. - Zbawie... - Nie dokończył słowa. Do resztek nadziei właśnie dołączyła podejrzliwość. -Kim jesteś? Kolejnym z Shinigami chcącym gnębić tą biedną duszę? Jak się tu dostałeś? Biała wieża jest niezniszczalnym więzieniem a ty tak sobie robisz wejście i bezczelnie pytasz "Czy dobrze się czuje"?! Skoro masz wiadomość od moich dawnych sensei to nie żartuj sobie i wypowiedz wyrok. - Nagle, jego głos zaczął drżeć z podniecenia. Mimo tego co mówił wciąż tliła się w nim nadzieja. Możliwe, że rzeczywiście jest z nakazem uwolnienia? - Jednak jeśli naprawdę masz mnie uwolnić, to zrób to jak najszybciej. Nie lubię czekać. - Po kilku chwilach ciszy, mrokami więzienia wstrząsnął odgłos głośnego burczenia. Zorklaqthl nagle zwinął się w kłębek na ile pozwalały mu łańcuchy i niepewnie spytał zupełnie mniej poważnym tonem głosu. - Masz coś do żarcia?
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Młody Shinigami był bardzo zadowolony z awansu na Kapitana. Od kiedy wstąpił w szeregi Gotei 13, zawsze marzył o tym stanowisku. Teraz jedno z jego marzeń się spełniło. Lecz nadal miał kilka innych. Bawił się wraz z innymi członkami 3 Dywizji. Bawił się jak gdyby nigdy nic. Nie każdy przyjął go na początku ciepło. Jednym z nich był Kira Izuru. Zapewne stracił zaufanie do poprzedniego Taicho. Kiru nie martwił się, czy niedługo zginie lub jego umysł opanuje choroba psychiczna. Liczyli się tylko ludzie pośród których przebywa. No i może Kougi. Oni też byli ważni.
"Muszę ich odnaleźć. Teraz kiedy jestem Kapitanem mam większe szanse. I większe możliwości. Ciekawe jak tam Yashamaru? Jego też muszę odwiedzić. Do tego dochodzą obowiązki na stanowisku dowódcy Dywizji. Eh...Życie Taicho nie jest łatwe. Ale cóż, ma też swoje uroki". Z tego stanu rozmyślania wyrwał go Izuru, popijający sake. Kazamachi przeczesał palcami swoje czarne włosy. Nagle wyczuł jakieś reiatsu. W drzwiach stanął jegomość o dziwnej aparycji. Dziwnej, hmm...Źle powiedziane. Była nietypowa. Gdy oznajmił, że ma dla niego ważną wiadomość, Kazamachi podniósł się leniwie ze stołka.
- Przepraszam Was wszystkich i Ciebie Izuru. Muszę z nim porozmawiać. Być może to ważne. Zaraz wrócimy do naszej pogawędki. Bawcie się dalej. Tak jakby nic się nie stało - na jego twarzy wystąpił lekki uśmiech. Jego wysoka postać kroczyła między suto zastawionymi stołami. Wzrok każdego przenosił się z "potwora" na niego. Howaido Bara wisiała przy pasie. Biały, cienki pasek materiału łagodnie powiewał. Kiru wsadził ręce w kieszenie. "Czego też może chcieć Kyouraku? Czy coś się stało? Oby nie. Ten dzień nie może zostać zepsuty. No i jeszcze to zachowanie Izuru. Mam co do tego złe przeczucia".
Wyszedł z sali. Czekał tam na niego mężczyzna, który przesłał wiadomość.
- Ohayo -
zainicjował rozmowę. - Nie musisz zwracać się do mnie z aż tak wielkim szacunkiem - uśmiechnął się do niego. - Przerwałeś mojej Dywizji zabawę. Wygląda na to, że duża część nie jest z tego zadowolona. Hm, a tak w ogóle jak masz na imię i z której jesteś Dywiziji? I co do cholery, może chcieć Kyouraku w taki dzień?
Czerwona Orientalna Prawica
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Perzyn »

Co mogło być tak ważne, żeby informować ją poza godzinami służby? I czemu nie przekazano tego normalną drogą, przez jej własny dywizjon? Nie była kapitanem zbyt długo i jeszcze nigdy nie zetknęła się z sytuacją kryzysową z tej strony hierarchii, dotychczas, co najwyżej przychodziły nadzwyczajne rozkazy, tym razem to ona będzie musiała takie wydać. Mimo, że była roztrzepana to myślała szybko i zdążyła rozważyć kilkanaście sytuacji wymagających zawiadomienia jej, lecz żadna nie zdawała się dość prawdopodobna.

Wstała zza biurka i wyprostowała się. Przez swoje ciche, niepozorne wręcz, usposobienie sprawiała na ogół wrażenie mniejszej niż w rzeczywistości, lecz w tej chwili nie było o nim mowy. Była znacznie wyższa niż posłaniec a biały, kapitański płaszcz przydawał jej jakiejś godności, z którą kontrastowały pozostające w wiecznym nieładzie włosy, a także nieobecny wyraz twarzy. - Dobrze zatem, co to za wiadomość? Wyciągnęła rękę i Piekielny Motyl przysiadł na palcu Abunakashii-taichō. To, co usłyszała, sprawiło, że całkiem pobladła. Zmęczenie natychmiast odpłynęło, zastąpione olbrzymią ilością niedowierzania wymieszanego z lękiem. Drżącą ręką sięgnęła po swój miecz, dotychczas oparty na krześle. Niedbałym, mechanicznym ruchem przewiesiła go przez ramię, tak, że wisiał wzdłuż prawego boku z rękojeścią obok jej ucha a końcówką saya obijającą się o pięty. Łamiącym się głosem Akenaimi zwróciła się do przybyłej, idealnej shinigami. - Prowadź do Shunsui-kun. W oczach pani kapitan zbierała się wilgoć. Nie starała się powstrzymać łez spływających jej po policzkach. Nigdy nie poznała zbyt dobrze Genryuusai-dono, ale ten starzec był symbolem, symbolem całego Gotei13, spajał Seireitei w całość, jaką ów tworzył. Teraz, gdy go zabrakło przyszłość stała pod znakiem zapytania. Szła wraz ze swoją przypadkową eskortą i miała nadzieję, że decyzje jakie podejmą kapitanowie zapobiegną rozpadowi tego świata.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Sergi »

Kazamachi Kiru


„Potwór” w szatach shinigami skrzywił się gdy usłyszał propozycje Kazamachi-taichō. Widocznie od dawna wpajano mu odpowiednie zachowanie przed osobą wyższą rangą. To o czym mówił nowo mianowany dowódca Dywizji 3 zdawało mu się istnym szaleństwem.

- Komatsuzaki Masato świeżo mianowany 3 oficer Dywizji 11.

Mówiąc to shinigami starał się stanąć na baczność przed nowym przełożonym jednak coś uniemożliwiało mu tego dokonać. Widok był iście zabawny, tak jakby ktoś próbował na siłę wyprostować napięty łuk. Mimowolnie na twarzy Kazamachiego pojawił się uśmiech. Komiczność chwili oraz buzująca wciąż w żyłach sake wzmocniła dobry humor nowego Taichō Dywizji 3 . Zdawać by się mogło, że jest to ciekawe zakończenie całonocnego świętowania, póki Kiru nie ujrzał spojrzenia jakim obdarzył go Masato. Jego oczy były przepełnione cierpieniem i bólem, jego energia duchowa aż wrzała od emocji jakie nim targały. W tej chwili także drżący, zachrypły głos dobył się z gardła oficera Dywizji 11.

- Sōtaichō Yamamoto Genryuusai Shigekuni nie żyje.

Te kilka prostych słów zniszczyło wszystko. Całe szczęście nagromadzone przez tą noc prysło jak bańka mydlana. Coś się kończy, coś zaczyna...

- Dostałem rozkaz odeskortowania Kazamachi-taichō do Komnaty Obrad w gmachu głównym Gotei 13...

Jego głos zamarł w gardle. Kiru nie wiedział dlaczego ale poczuł sympatię do tego dziwnego shinigami, może jego emocjonalne podejście do śmierci Yamamoto-sama było i mu bliskie.

-... po drodze odpowiem na wszystkie pytania.

Dokończył resztkami sił. Widocznie świętowanie awansu zakończyło się w najbardziej tragiczny sposób jaki można było wymyślić. Czas na radość został zastąpiony żałobą. Bez słowa dwóch shinigami ruszyło w stronę głównego gmachu, przed nimi byłą długa droga , a i pytań nie było mało.


Abunakashii Akenaimi


Osoby spoglądające z ciekawością na mijająca ich parę pięknych shinigami wydawały się nie zdziwione faktem, że niewielka Katusmi aby nadążyć za prawie o dwie głowy większą Abunakashii-taichō musiała nieomal biec.

- Ake...naimi...sama proszę... poczekać!


Młoda pani oficer z ledwością chwytała powietrze w płuca podążając za panią Taichō. Chwile trwało nim zszokowany umysł Akenaimi uchwycił prośbę towarzyszki, skierowała swój zmęczony wzrok w jej stronę. Widząc to Hashimoto w końcu mogła zatrzymać się aby nabrać sił, o mały włos a by nie wypełniła całego polecenia danego jej przez Kyouraku-taichō. Po chwili napięcia, gdy już jej oddech się wyraźnie unormował zaczęła przekazywać resztę informacji, które nie były zawarte w pamięci piekielnego motyla.

- Kyouraku-taichō uważa ,że potrzebne są w tej sytuacji odpowiednie środki ostrożności.

Głos, surowy i opanowany, ani cna emocji, jak gdyby cała zaistniała sytuacja nie była ważna dla Katsumi. Jej zachowanie budziło w młodej pani Taichō jakiegoś rodzaju odrazę, czy naprawdę człowiek w obliczu takiego nieszczęścia naprawdę może się zachowywać jak nieczuła maszyna?

- Większość informacji ma zostać dostarczona do Taichō Gotej 13 droga ustną, przez samych posłańców. Sam motyl ma zawierać dane mające uświadomić wielkość zagrożenia, szczegóły natomiast zostały powierzone 13 zaufanym oficerom...


Czy młodej Abunakashii zdawało się? Czy ta młoda osoba naprawdę mogła być takim potworem? Czy w jej głosie słyszeć było dumę z takiego zadania?

-... ciało Yamamato-sama po dokładnych oględzinach przez ekspertów z Dywizji 4 nie posiada żadnych widocznych śladów walki. Kakkei wokół komnat Sotaicho zostały naruszone dopiero przez grupkę shinigami z Dywizji 2, pierwszych którzy wiedzieli o planowanym ataku na osobę głównodowodzącego. Jednak największa tajemnicą jest powód dla którego ciało Yamamato-sama nie podlega rozkładowi na cząstki energii duchowej mimo ,że jego Zanpakutou utrzymuję się na poziomie Shi-kai...


Idąc wciąż w stronę głównego gmachu Gotei 13, wraz z narastająca ciszą pomiędzy tą dwójką pojawiały się wciąż nowe pytania. Każda z stron oczekiwała aż ta druga wznowi rozmowę.


Zorklaqthl


- Wszystko w swoim czasie Zork-sama.

Nieznajomy uśmiechnął się zbliżając się wolnymi krokami ku skrępowanemu upadłemu Taichō, nagle w jego dłoni błysnęło złowieszcze ostrze, skąpane teraz w pomarańczowych promieniach słońca. Szare bandaże które mocno opasały ostrze od okrągłej wyszczerbionej tsuby aż do samego sztychu nagasy na których widniały dziwne, biegnące wzdłuż nich symbole połączone były z grubymi łańcuchami mocno oplatającymi jelec, kończyły się one przy pieczęci wyżłobionej w stali. Sama tsuka ukrywana opleciona staro wyglądającym czarnym materiałem wydawała się antyczna, tak mało osób posiadała tak dziwne Zanpakutou jak ten młodzieniec.

- Wyrok? Wypowiem go z przyjemnością...

Jego błękitne oczy stały się zimne jak ostrze jego miecza wynurzające się z materiału go otaczającego. Jego głos stał się obcy, przepełniony dziwną pasją... w tej chwili ostrze powędrowało w górę i z szaleńczym impetem uderzyło w więźnia. A potem była cisza, żadnego krzyku, nawet ostatniego agonicznego świadczącego o końcu żywota. Oczy Zorklaqthl w końcu się otworzyły, sam jeszcze nie wiedział czy to co widzi jest jawą czy wciąż snem. Potężne łańcuchy wraz z pieczęciami je wzmacniającymi zsuwały się z bandaży skazańca. Szaleństwo? Przedmioty utrzymujące go w niewoli były usunięte, czy tak naprawdę był wolny? Co miało znaczyć te zachowanie nieznajomego?Był przyjacielem czy wrogiem? Z prawdziwym strachem zwrócił swój wzrok na wybawiciela, kim był?

- Kyo-kun, tak może się Zork-sama do mnie zwracać.

Twarz shinigami stała się całkowicie inna, pełna współczucia i potrafiąca wzbudzić szczere zaufanie. Czy tak było na chwile? Czy może tylko tak dość niezwykła chwila tak wpływała na postrzeganie świata?Tego nowego dnia narodziło się wiele pytań bez odpowiedzi.

- Co do pańskiego Zanpakutou niestety nie będę mógł pomóc, odgórne rozkazy, musi pozostać zapieczętowane.

Widocznie wypowiadał te słowa z niechęcią, jednak mimo wszystko musiał się podporządkować. Czarny miecz, wciąż będący spętany spoczywał w ręce młodego shinigami, tylko chwila spojrzenia na właściciela Zanpakutou wystarczyła aby podjął decyzje. Miecz poszybował w stronę Zork-sama, który go chwycił mimo zmęczenia z dawna gracją.

- Nic jednak nie mówili abym nie dopuszczał Taichō do jego miecza.


Ponownie uśmiech, widocznie osoba stojąca przed nim, była mniej doświadczona od starego shinigami, okrucieństwo tego świata jeszcze nie odcisnęło na nim swego piętna.

- Zdolność mojego Zanpakutou to kauntaudemae, dość przydatna moc, jednak w walce na wiele się nie zdaje ,dlatego muszę wspomagać się Kidou w dość dużym stopniu.


Po jego reakcji widać było, że nie raz doświadczył na swojej skórze przydatności nietypowej umiejętności. Bez żadnego dodatkowego słowa wyjaśniania ruszył ku stworzonemu przez siebie nie tak dawno wejścia do wieży. Po chwili podniósł rękę w geście ponaglenia zdezorientowanego Taichō.

- Po tym jak rada zakończy obrady zaprowadze Zork-sama do najlepszej resutoran w całym Seireitei...

Nim były więzień zdążył coś odpowiedzieć na jego ramieniu usiadł piekielny motyl, którego wcześniej nie dostrzegł. W tej samej chwili wiadomość wysłana do wszystkich Taichō, została i mu przekazana.

- Wyjaśnię wszystko w drodze, zapewne ma Taichō wiele nowych pytań...
Ostatnio zmieniony wtorek, 29 kwietnia 2008, 21:48 przez Sergi, łącznie zmieniany 1 raz.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Perzyn »

Automat. Robot, jak te w powieściach science-fiction, które czasem czytywała. Dziewczyna, którą do niej przysłano była właśnie taka. Przez głowę Akenaimi przelatywało jak zwykle wiele myśli, choć tym razem zamiast leniwego i chaotycznego przepływu były to myśli jak stal. Ostre i szybkie jak spadające ostrze. Kapitan pierwszej dywizji nie żył. To był jedyny fakt, jakiego można być pewnym. Opisane zjawiska związane z ciałem kojarzyły jej się z tym, co jak mówiono działo się z ciałami chrześcijańskich świętych, przynajmniej niektórych. Przez chwilę odczuła odrazę na myśl, że Yamamoto Sōtaichō mógłby skończyć jako relikwie wyszarpywanie sobie przez stada fanatyków. Jednak nie miało to znaczenia wobec faktu, na którym się skupiła. Zamach, o którym dowiedzieli się członkowie drugiej dywizji.

Nie miała ochoty rozmawiać z wypraną z emocji dziewczyną, ale był to najszybszy sposób by się czegoś dowiedzieć o wydarzeniach. - Po pierwsze, chciałabym usłyszeć twoje imię oraz rangę. Głos Abunakashii-taichō był już spokojny jak zwykle, choć ktoś kto znałby ją lepiej wyczułby w nim głębię, ciemną i groźną jak górskie jezioro – na powierzchni gładkie jak lustro a pod nią kryjące całą krainę nieznanych niebezpieczeństw. - Po drugie chcę wszystkie znane informacje o zamachowcach i o przyczynie śmierci Sōtaichō. Kapitan 9 Dywizji rzadko posługiwała się takim formalnym stylem i nawet w rozmowach z innymi kapitanami była tą roztrzepaną, nieporadną dziewczyną żyjącą książkami. Jednak teraz nie było czasu na czczą gadaninę, zresztą sądziła, że w ten sposób najłatwiej wyciągnie, czego jej trzeba od „pani doskonałej”.

Wydawać by się mogło, że Akenaimi niewiele się zmieniła od swojej śmierci, jednak była znacznie bardziej odporna na kryzysy niż za życia. Walka z Hollow’ami nauczyła ją, że w trudnych sytuacjach trzeba się zebrać w sobie i iść naprzód, jeżeli nie z pieśnią na ustach to przynajmniej z ogniem wewnątrz. Dlatego już nie płakała, zamiast tego na jej twarzy gościł dość rzadki wyraz, wyraz determinacji. Gdy już usłyszała, co jej towarzyszka ma do powiedzenia zwróciła się do niej po raz kolejny. - Katsumi-san Jakaś część Akenaimi namawiała ją usilnie aby złośliwie użyć przyrostka Kohai, ale mimo wszystko nawet w swojej zdeterminowanej wersji kapitan była osobą sympatyczną i ogólnie przyjaźnie nastawioną, co sprawiło, że oparła się tej pokusie. - Jak wiele osób o tym wie poza kapitanami i posłańcami? Zastanawiała się co planują Kyouraku i Ukitake. Ci dwaj byli najstarsi stażem i zapewne, przynajmniej tymczasowo, obejmą dowodzenie Gotei13.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Fenrisulfr »

Zorklaqthl

Wyciągnięta w górę ręka trzymała czarne ostrze. Obsydian, tylko do tego można było porównać tą czerń, w której Zorklaqthl widział niczym w krystalicznie czystym lustrze odbicie swych oczu. Widok jego dłoni trzymającej katanę oraz odbicie jego oczu przyprawiało go o mdłości, zupełnie jakby trzymał właśnie coś obrzydliwego. Jego postać zaczęła powoli wyłaniać się z łańcuchów jak feniks z popiołów. Łańcuchy spływały z jego ciała niczym czarny żelazny potok. Całości towarzyszył metaliczny brzdęk, odgłos głośno trzeszczących stawów oraz głośne sapnięcie z ust wiekowego Shinigami. Wzrok Zorklaqthla padł na "Kyo-kuna" niczym piorun z jasnego nieba. Z bronią w swej prawicy powoli szedł w jego stronę patrząc na niego jak sokół na zdobycz. "Zobaczmy na ile mogę mu zaufać. Będzie trochę zabawy" pomyślał.

-Skoro mówisz, że ta twoja broń jest prawie bezużyteczna w walce. - Powiedział spokojnie, z nutką ciekawości w głosie. Następnie błyskawicznie wyciągnął miecz i przyłożył mu do spodu jego szczęki. -To musisz być teraz przerażony. Wiesz dokładnie, że mimo swoich "oryginalnych umiejętności" jestem bardzo niebezpieczną osobistością. Lecz mimo tego wypuściłeś mnie, sam, bez pomocy. Ciekawe czy jesteś świadom co mogłeś dokonać wypuszczając tak niebezpieczną bestię jak ja na zewnątrz? - Podniósł ostrze odrobinę wyżej zarazem lekko przechylając głowę Kyo. - I nie okłamuj mnie. Gdyby Kyouraku i Ukitake rzeczywiście kazali mnie uwolnić to po pierwsze by mnie wypuścili głównym wejściem a nie robili dziurę w ścianie tak jak ty. Po drugie na pewno dla pewności mieliby przynajmniej jakąś pomoc gdyby okazało się, że wciąż jestem niebezpieczny a ty tu jesteś sam, pomimo zagrożenia jakie mogę stanowić. - Wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu w stronę Kyo niczym dziki wilk kiedy opuszczał powoli ostrze zostawiając jego biedne gardło w spokoju. Po tym jak ujrzał reakcję "gościa" na swoje zachowanie kontynuował. - Skoro brodacz nie żyje, to kto teraz rządzi? - Powiedział to zdanie jakby sam do siebie. Wygląda na to, że wiadomość o śmierci starego dziada nie ruszyła go. Lecz to tylko pozory, wgłębi ducha serce miał ściśnięte bólem po tej wielkiej stracie dla Soul Society. - Nie martw się. Nie chciałem ci nic złego zrobić. Chcę wiedzieć dokładnie dlaczego zostałem uwolniony. Masz mi powiedzieć jaki jest stan oddziałów oraz czy rozpoczęli poszukiwania intruza-mordercy. Poza tym masz mnie zaprowadzić natychmiast ... - i tu nagle znowu przerwało mu burczenie napominającego się o nową dostawę żołądka. Zrobił wielkie, zdziwione oczy i chwile potem spojrzał na Kyo dość dziwnym, nietypowym spojrzeniem głodnego pieska. - Na pewno nie masz ze sobą nic do żarcia? Jabłko może? Sucharek? Cukierek do ssania?
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru

Z politowaniem obserwował Oficera 11 Dywizji. Wyglądał bardzo śmiesznie udając zachowania do których nie był przyzwyczajony. Kazamachi był w bardzo dobrym humorze. Napadła go chęć na sake. Coś w jego głowie odzywało się "Więcej sake! Więcej sake!" Nagle wyraz twarzy Masato zmienił się diametralnie. Jego reiatsu też było dziwne a ponadto nieznacznie się wahało.
- Sōtaichō Yamamoto Genryuusai Shigekuni nie żyje - Komatsuzaki oznajmił tę wiadomość Taichō 3 Dywizji. Ten spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Co takiego? To chyba jakiś żart...Nie, nie to niemożliwe. Przecież to dobry Shinigami, nie mógł ot tak po prostu umrzeć...
Jednak sposób w jaki "potwór" to powiedział, był dowodem na prawdziwość tej informacji. Kiru złapał się za głowę i patrzył gdzieś w dal. "Pamiętam starego Yamamoto. I to bardzo dobrze. Pamiętam jak przychodził niejednokrotnie do Akademii obserwować zajęcia. Raz mnie nawet pochwalił. Hm....Tylko nie pamiętam za co. A teraz...Teraz go już nie ma. Tym samym straciliśmy naszego wspólnego "Ojca", bo tak go można nazwać, dowódcę SS oraz wspaniałego mentora". Oficer 11 - stki popatrzył na Kiru. Ten nie miał zamiaru więcej pokazywać swoich uczuć przy jakimkolwiek Shinigami. Nie lubił tego.
- To miał być taki piękny dzień. Ładna pogoda, mianowanie na Kapitana, uczta powitalna. Dlaczego zawsze wszystko musi się psuć? - mówił sam do siebie.
- Dostałem rozkaz odeskortowania Kazamachi-taichō do Komnaty Obrad w gmachu głównym Gotei 13... - głos mężczyzny wyrwał go z tego dziwnego stanu.
- Ah, tak. Dobrze. Chodźmy....Jednakże musiałbym przerwać imprezę. Nie mogę ich tak zostawić bez żadnej informacji dlaczego ich na razie zostawiam. Ale zebranie jest ważniejsze. Poczekają. Na pewno się dobrze bawią. Nie chcę psuć im tych chwil. Im później się dowiedzą tym mniej będzie smutku w ich sercach - podążył za Masato. Kroczyli alejkami SS. Było już ciemno.
- Powiedz mi, - zwrócił się do towarzysza spaceru - jak to się stało? Jakim cudem Sōtaichō umarł? Przecież zawsze bardzo dobrze się trzymał. To chyba nie ze starości, tak? Czuję, że był to zamach. Proszę powiedz mi prawdę. Aha, i jeszcze jedno pytanie. Co będzie działo się w Komnacie Obrad?
Czerwona Orientalna Prawica
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Sergi »

Kazamachi Kiru


- Sōtaichō Yamamato-sama został zamordowany ostatniej nocy, sprawca do tej chwili pozostaje nieuchwytny.

Kiru podążając za oficerem Dywizji 11 czuł narastający dyskomfort. Mimo , że jego umysł zdawał się być pochłonięty tragiczną wiadomością to jednak gdzieś w głębi zadawał sobie pytania które go niepokoiły. Dlaczego wieści zostały przekazane w tak nietypowy sposób? Czy wybór posłańca był przypadkowy? Czemu Izuru zdawał się bać tej dziwnej osoby?

- Kazano mi jedynie przekazać 3 najważniejsze fakty morderstwa.

Masato z każdą chwilą nabierał na prędkości, widocznie jeden z rozkazów zawierał uwagi co do czasu w który powinien doprowadzić wyznaczonego Taichō na miejsce spotkania.

- Po pierwsze Instytut Bareau nie odkrył żadnego nieupoważnionego wtargnięcia w rzeczywistość Seireitei, linia graniczna nie została przerwana. Po drugie ciało Sōtaichō nie posiadało żadnych fizycznych uszkodzeń poza śmiertelną raną zadaną jego własnym Zanpakutou, będącym w fazie odpieczętowania Shi-kai. Po trzecie i według Kyouraku-taichō najważniejsze, kekkai chroniące prywatne komnaty Yamamto-sama nie zostało naruszone aż do wtargnięcia specjalnej jednostki Dywizji 2-giej.

Głowa Komatsuzakigo widocznie opadła, pozlepiane blond włosy zasłoniły twarz. Mimo tego Kiru-taichō był w stanie dostrzec łzy spływające po polikach shinigami. Jego towarzysz był przesadnie emocjonalny, nawet w obliczu takiej tragedii. Przez chwile wydawało się , że Masato chciał powiedzieć coś jeszcze jednak nie wyrzekł ani słowa. Najwidoczniej i to było mu zakazane, pytanie pozostawało przez kogo?

Gdy Kazamachi chciał się o to spytać dostrzegł jego rozmówca zwolnił, aż w końcu pochylił się w geście szacunku. Dopiero gdy wzrok Taichō Dywizji 3 powędrował za nim zrozumiał jego nagłe zachowanie. Kilka metrów przed nimi z bocznej uliczki wyłoniły się dwie znajome postaci. Oczy tej czwórki w końcu się spotkały.
- Ohayo gozaimasu Abunakashii-taichō- rozbrzmiał basowy głos Masato.
Tak więc nastąpiło spotkanie dwóch najmłodszych stażem Taichō w ówczesnym Gotei 13.


Abunakashii Akenaimi


Na twarzy młodej shinigami pojawił się rumieniec wstydu, a jej oczy zaczęły błądzić po zimnych kamieniach uliczki.

Pięknie idiotko! Chciałaś wywrzeć pierwsze dobre wrażenie na Akenaimi-sama, a zamiast tego zachowujesz się jak zimnokrwista mesuinu. Powinnaś posłuchać innych i nigdy nie wychylać nosa z Rukongai.

Myśli kotłowały się w głowie pani oficer, była przerażona zaistniałą sytuacją. Głos Taichō mimo że pozornie nie groźny przepełniony był negatywnymi emocjami. Niestety dla Katsumi ona doskonale to wyczuwała, nie bez powodu uznawana była za najsilniejsza empatkę w Dywizji 4.

- Sumimasen Akenaimi-sama ... za moje zachowanie...

Hashimoto od dłuższego już czasu unikała kontaktu wzrokowego z swoją rozmówczynią. Tak bardzo pragnęła aby osoba którą tak ceniła miała o niej jak najlepsze zdanie. Niestety wydawało się ,że zaprzepaściła szanse aby to zaistniało.

- Hashimoto Katsumi, 5 oficer Dywizji 4... chwilowo przydzielona do specjalnego zadania z ramienia Dywizji 1.- młoda shinigami spuściła wzrok na ziemie, w jej sercu wzbierał wciąż wstyd.- Informacje odnośnie zamachowcach są ściśle tajne, nie jestem upoważniona do dostępu do nich. Zapewne zostaną przedstawione Abunakashii- taichō podczas obrad rady. Istnieją jednak niepotwierdzone informację odnośnie morderstwa, mogłabym je Taichō podać...

Oczy z nadzieją skierowały się w stronę Akenaimi, mimo że to co chciała przekazać było jedynie plotkami miała nadzieje ,że dzięki nim zatrze choć trochę złe wrażenie. Taichō Dywizji 9 nie była zachwycona tak zwanymi „niepotwierdzonymi informacjami” jednak wyraziła cichą zgodę. Może odezwała się w niej zwykła ludzka ciekawość.

- Może wydawać się to absurdem, jednak podobno na miejscu zbrodni odkryto strzęp materiału z białego płaszcza. - Katusmi wypowiadała te słowa spoglądając na strój Akenaimi- Był on przepełniony silną energią duchową, której niestety nie udało się zidentyfikować ze względu na wymieszanie jej z mocą odpieczętowanego Ryūjin Jakka...

Nagle kolejne słowa młodej shinigami ugrzęzły jej w gardle. Krótki okrzyk przerażenia rozniósł się po okolicy, a tuż po nim:

- Ohayo gozaimasu Abunakashii-taichō- rozbrzmiał basowy głos Komatsuzaki Masato świeżo mianowany 3 oficer Dywizji 11.

Przed Abunakashii- taichō i Katsumi pojawiła się dwójka shinigami, widocznie w takim samych pośpiechu jak one. W ten właśnie sposób nastąpiło spotkanie dwóch najmłodszych stażem Taichō w ówczesnym Gotei 13.


Zorklaqthl


Kyo nawet nie zdążył wypowiedzieć ostatnich słów. Czuł na swojej szyi przeszywające zimno obsydianowej klingi miecza Zorklaqthl'a. Słowa wypowiadane przez upadłego Taichō wydawały się tworzone przez szaleńczą nutę zagnieżdżoną w jego sercu.

Przelotne spojrzenie, zdające się trwać tylko sekundę. Wzrok Kyo który zdawał się stawać pusty i obcy po tej chwili powrócił do zwyczajnego dla tej osoby, to znaczy przepełnionego dumą i optymizmem. Chwycił dwoma palcami sztych Zanpakutou i oddalił je od swojej szyi. Spłynęła jedna kropla krwi z zadrapania. Widocznie Zork nie kontrolował tak dobrze ostrza jak niegdyś.

Głowa Kyo-kuna przechyliła się lekko, patrzył się ze zdziwieniem na swojego rozmówce.

- Zork-sama nie jest to najlepsza chwila na testowanie mojej skromnej osoby- mimo wyrazu twarzy z jego słów płynęła cierpka ironia.- Znajdujemy się mimo wszystko w samym sercu Białej Wieży, czyli oboje mamy zredukowaną energię duchową do minimum. Do tego dochodzi fakt zapieczętowania Zanpakutou które Taichō dzieży oraz to ,że ...

Kyo hardo spoglądał w oczy starszego shinigami. Nie dało się określić w tej chwili co dodaje mu odwagi w takiej sytuacji. A może nie pierwszy raz kładzie na szali własne życie?

- ...żadne z nas nie jest tak naprawdę bestią...

W tej samej chwili owinięte ostrze Zanpakutou Kyo zabłysło lekkim nefrytowym światłem. Percepcja Zork- taichō nie zdążyła już uchwycić momentu gdy się przemieścił. Jedynie cichy świst świadczył o zniknięciu ze sceny „wybawcy”. Jednak ten stan rzeczy nie trwał długo, po chwili znów dobiegł jego uszu znajomy głos.

- Niestety nie mamy czasu Zork-sama na dalsze zapoznanie, rozkazy naglą.

Krzyk dobiegał zza nieregularnego otworu pozostawionego przez młodego shinigami. Kilkadziesiąt metrów dalej, tuż nad skarpą wzgórza Soukyoku znajoma sylwetka oczekiwała na ruch ze strony dawnego Taichō.

Zork zareagował instynktownie, ruszył biegiem w jego stronę, zapewne jedynie z samej chęci ponownego zasmakowania ruchu. W połowie drogi do prowizorycznego wyjścia popełnił największy błąd. Użył shunpō. Nagły wstrząs który targnął jego organizmem rzucił go na zimną posadzkę ziemi. Opętańczo zaczął chwytać powietrze w swoje płuca. Po raz pierwszy od tak dawna poczuł prawdziwą groźbę stojąca za Białą Wieża, a raczej za jej budulcem.

Z wyraźnym trudem ponownie podniósł się na chwiejne nogi. Kyo-kun nie reagował na to co się dział, był jedynie biernym obserwatorem, czyżby zemsta za scenę odegraną przez Zork-sama? Po kilku chwilach były wiezień dotarł do wyłomu w Wieży, silnie chwycił wpół zburzoną ścianę i w końcu mógł postawić stopę na upragnionej wolności.

Wraz z wolnością i jego energia powracała do zmęczonego ciała. Reszta słów popłynęła z ust starego shinigami, na twarzy Kyo pojawił się lekki uśmiech.

- Shunpō już nie powinno sprawiać Taichō kłopotów.- oznajmił chowając dłonie w kieszenie swojej hakama.

Tym razem jednemu świstowi towrzyszył i drugi, znaczniej głośny. Jakby sam dźwięk chciał oznajmić całemu Soul Society , że dawny dowódca Dywizji 5 powrócił do świata żywych.

Czas mijał... Zork nie potrafił określić jak długo rozkoszuje się pędem swojej techniki przemieszczania. Liczyło się jedynie dla niego to, że świeży wiatr znów smaga jego twarz. Małe przyjemności, które jedyne ten który je stracił potrafi docenić. Nagle on i Kyo-kun zatrzymali się... stali na dachu budynku niedaleko głównego gmachu. Zork-sama spojrzał się pytająco na młodego shinigami, jego obraz rozmył się tylko po to aby ponownie się pojawić. W jego dłoni znajdowało się bento w pięknym różowym opakowaniu.

Wprawnym ruchem ręki podrzucił je w stronę wygłodzonego Taichō.

- Należy do ślicznej pani oficer...- na twarzy Kyo pojawił się nie ukrywany uśmiech-... mam nadzieje że gotuje lepiej niż włada kataną.

Młody shinigami podszedł do krawędzi dachu i wskazując w stronę głównej bramy Gmachu Rady powiedział.

- Całe dowództwo Gotei 13 zbiera się właśnie w tej chwili aby zdecydować o przyszłością Seireitei. Widocznie jedynie Zork-sama, Abunakashii-taichō i Kazamachi-taichō jeszcze nie dotarli na naradę.

Rzeczywiście wytężając wzrok można było dostrzec dwójkę shinigami w charakterystycznych białych płaszczach i czarnych insygniach oznaczających Dywizje.

- Douzo Zork-taichō o chwile cierpliwości. Dostałem wyraźne rozkazy aby nasze przybycie było ostatnim.

Tajemnice tworzą kolejne tajemnice, błędne koło w którym zamknięty jest ten świat.
Ostatnio zmieniony wtorek, 29 kwietnia 2008, 22:05 przez Sergi, łącznie zmieniany 1 raz.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Perzyn »

Szła w ciszy słuchając raportu dziewczyny. Wygląda na to, że ta zawstydziła się nieco swoją poprzednią postawą. Może jednak da się ją lubić? Nie miało to specjalnie dużego znaczenia skoro Katsumi była podwładną Unohana-taichō, ale Akenaimi była z natury przyjaźnie usposobiona. Tylko w takich chwilach jak obecna odzywała się jej twardsza część osobowości.

Kawałek białego płaszcza? Ta myśl wzbudziła w niej dreszcz. Ale też wiedziała, że żaden kapitan nie poważyłby się na taki czyn, ani nie był do niego zdolny bez walki, która zdemolowałaby połowę Seireitei. Była w Gotei13 od stosunkowo niedawna i poza trójką zdrajców i uwięzionym obecnie taichō 5 Dywizji nie znała żadnych renegatów. Może zresztą żadnych nigdy nie było? Miała nadzieję, że rozmowa z Ukitake i Kyouraku coś wyjaśni. Jeżeli ktoś mógł coś wiedzieć to tylko ci dwaj.

- Ohayo gozaimasu Abunakashii-taichō- rozbrzmiał basowy głos Masato. Abunakashii skinęła mu głową. - Konichiwa. Przywitanie skierowane było do obu. Lubiła najnowszego kapitana, choć nie znała go za dobrze. W zasadzie to lubiła prawie wszystkich. Przypomniało jej się, że dziś wraz z dywizją Kiru świętował swoją nominację. - Widzę, że ty też zostałeś już poinformowany Kazamachi-san. Przykro mi, że to wydarzyło się akurat w tak szczególnym dniu. Mimo, że zwracała się do niego dość oficjalnie to w jej głosie czuć było ciepło i faktyczne współczucie podszyte jeszcze głębszym smutkiem wywołanym śmiercią Sotaichō.
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Fenrisulfr »

Zorklaqthl

Przykucnął na krawędzi dachu jak sęp obserwujący dwóch Taicho, którzy pojawili się w zasięgu wzroku. To z pewnością Akenaimi oraz Kiru. Przynajmniej tak mu się wydawało. Chyba będą przez chwilę rozmawiać. Powoli żuł bento rozkoszując się smakiem każdego kęsa, na jego nieszczęście szybko się kończyło. Patrzył przez chwile z dziwnym smutkiem na ostatni kawałek. Tylko przez chwile, bo zaraz po tym wszamał resztkę z dużą prędkością o mało się nie dławiąc. W jego umyśle zaczęły powoli kształtować się myśli.
- Kto byłby w stanie zabić tego starego dziada? - Zaczął myśleć na głos z ustami pełnymi bento. - Tu wchodzą trzy grupy. - Przełknął - Vasto lord, Arrancar oraz inni kapitanowie. Arrancary zostały wybite, przynajmniej mam taką nadzieję. Przybycie Vasto lorda byłoby wyczuwalne z odległości kilometra i do tego taki lord nie byłby na tyle głupi by pojawić się i zabić dziadka z laską. Przysporzyłoby to więcej szkody dla gościa niż pożytku. Instytut Bareau nie wykrył niczego, więc zostają tylko inni kapitanowie. Chyba któryś z nich był mordercą. Z pewnością powodem mojego uwolnienia jest fakt, że podczas morderstwa byłem zamknięty w tej cholernej Białej Wieży. Więc mam alibi. Do tego tylko mi można zaufać, skoro wszyscy inni kapitanowie mogą być podejrzani. - Odwrócił się w stronę Kyo - Za kogo oni mnie uważają? Za jakiegoś przeklętego "prywatnego detektywa"?! Jeśli tylko po to mnie wypuścili, bym narażał życie by znaleźć tego morderce to lepiej by nie trafili. "Wyślij kryminalistę by złapał gorszego kryminalistę." No, przynajmniej jestem wolny, to mogę się do czegoś przydać.
Zrobił przerwę w swoim monologu. Znowu wpatrywał się w dwójkę shinigami w charakterystycznych białych płaszczach. "Nasze przybycie ostatnim? Blada dupa! Idę natychmiast. Może Akenaimi i Kiru będą mieli więcej jedzenia. A jeśli to nie oni, to... wpadnę na pomysł w trakcie." pomyślał.
-PATRZ! WIELKI BIAŁY PIERZASTY WĄŻ!- Krzyknął w stronę Kyo wskazując palcem w pustą przestrzeń za nim, z głupią nadzieją, że ten żałosny trik odwróci na chwilę jego uwagę. Nie zważając na to, czy zadziałało czy nie, ruszył z dużą prędkością w stronę dwóch bogów śmierci, znajdujących się wcześniej w zasięgu wzroku, zostawiając za sobą odgłos cichego pyknięcia.
Zatrzymał się trzy metry od shinigami w których się wpatrywał. z obnażonym mieczem w prawej dłoni. Na jego twarzy, częściowo zakrytej brudnymi bandażami pojawił się wielki uśmiech dający na myśl szczerzącego się, głodnego lisa. Stał tak przez chwilę i pastwił się ich zaskoczeniem. Zrobił teatralny ukłon przy akompaniamencie własnego głośnego śmiechu.
- O ha yo - powiedział bardzo cicho, z dużym naciskiem na sylaby. - Jak tam leci? - powiedział wesoło do nich, zupełnie tak jakby nigdy nie siedział w Białej Wieży, jakby nigdy nie został uwięziony za popełnione zbrodnie i wszytko było w porządku.
Teraz tylko czekał na ich reakcję.
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Kiru podrapał się po głowie. "Hm...Fakty przedstawiają następujący obraz sytuacji. Sōtaichō nie został zabity poprzez użycie obcego miecza. Ale to dziwne. Wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo...Choć to bardzo rzadko spotykane...Ale dlaczego miałby to zrobić? I dlaczego Masato powiedział, że został zamordowany? Być może przeciwnik Yamamoto - samy przebił go za pomocą Ryūjin Jakki...Ta cała sprawa niesie za sobą wiele tajemnic". W milczeniu biegł za Oficerem 11 Dywizji. Spieszył się na spotkanie Kapitanów. Dziś rozstrzygną się dalsze losy Seireitei. Kątem oka spojrzał na mężczyznę. Zobaczył jakby łzy. Sam nie chciał okazywać jakichkolwiek emocji. To niewskazane by poważny rangą Shinigami tak się zachowywał, choć ból w sercu nadal pozostał. Gdy zwolnili, Kazamachi - Taicho odetchnął. "To była ekspresowa wędrówka...Ale zaraz? Kogo ja widzę? Czy to nie...?"
- Ohayo Abunakashii - chan - uśmiechnął się w jej stronę. - Widzę, że Ty również spieszysz na spotkanie. Jest wiele tajemnic w tej sprawie. Mam nadzieję, że wszystkie zostaną dziś wyjaśnione.
- Przykro mi, że to wydarzyło się akurat w tak szczególnym dniu - usłyszał słowa pochodzące z usta Pani Kapitan.
- Tak...To bardzo przykre. Szkoda mi Shinigami z mojej Dywizji. To dla nas wszystkich bardzo ważny dzień, ale jakże tragiczny...
Czerwona Orientalna Prawica
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Sergi »

Kazamachi Kiru, Abunakashii Akenaimi i Zorklaqthl

Ich reakcja była natychmiastowa. Musieli chronić wyższych rangą korzystając z każdego możliwego środka. Obnażone ostrza ich Zanpaktou przecinały powietrze wraz z ich sylwetkami, zbliżającymi się do nieznajomego...

...zła ocena sytuacji może kosztować wiele, nawet życie. Dziś jednak mieli szczęście, znalazł się ktoś gotów uratować ich przed śmiercią z ręki potężnego shinigami.

Ostry przeszywający dźwięk zakleszczających się trzech nagasa.

Kyo, pewnie stojący w pozycji obronnej przed Masato i Katsumi. Ich Zanpaktou mimo posiadającej przewagi liczebnej nie potrafiły przezwyciężyć katany strażnika Zork-taichō .

Na twarzy shinigami pojawił się błagalny uśmiech skierowany w stronę dwóch pozostałych Taichō. Mimo że pogrążeni byli wciąż w osłupieniu związanym z pojawieniem się byłego skazańca ich dłonie podświadomie powędrowali ku tsuką własnych mieczy.

- Zapewniam ,że istnieje naprawdę dobre wytłumaczenie.- powiedział nagle Kyo w stronę Akenaimi i Kiru.- Tylko że chwilowo nie przychodzi mi ono do głowy...

W tym samym czasie dwójka młodych shinigami patrzała na niego wzrokiem pełnym determinacji. Napór ich energii stawał się coraz bardziej odczuwalny, trzeba było im to przyznać... posiadali dość spore pokłady Reiatsu.

-Oj oj oj- lekki ból zaczął przeszywać rękę Kyo- „Rei junkou 13”

Nagle na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie zmieszane z zakłopotaniem. Natychmiastowo wycofali się i schowali swe ostrza do saya. Skąd mogli wiedzieć , że zaatakowali osobę o wyższych stopniu wtajemniczenia w sprawy Gotei 13.

Gdy wydawało się ,że już sytuacja unormowała się nagle Kyo zwrócił swój wzrok na Zorka. To spojrzenie nie należało do najprzyjemniejszych, raczej klasyfikowało się do tych z typu niebezpiecznych.

- Zork-saaaama...

Złowieszczy głos do którego dołączył po chwili dźwięk Shunpō wydobył się z gardła młodego shinigami. Taichō Dywizji 5 nie był wstanie uniknąć tego co po tym nastąpiło. Może to z powodu zmęczonego umysłu po tak długim zamknięciu w ciemności albo to chwilowy przypływ energii u Kyo, spowodowany gniewem...

Silne uderzenie podeszwę wzmocnionego stalą buta... ciało Taichō lecące bezwładnie na zimny bruk uliczki... głowa która była miażdżył impet uderzenie i ciężar ciała Kyo.

Młody shinigami chwycił bandaże na ciele Zorklaqthl i pociągnął ku górze. Na jego skroni pulsowały żyłki z przepełniającej go wściekłości.

- Wyraźnie prosiłem Zork-sama o nieujawnianie swojej osoby.- opętańczy wzrok młodego shinigami przeszywał starego Taichō.- Ohayo?

W jego głosie brzmiała drwina przepełniona nieukrywanym, czystym gniewem.

- Czy ja tak dużo wymagam? Chociaż trochę normalności od Taichō?!

W tej chwili spuścił głowę i dodał po cichu, jakby sam do siebie.

- Za jakie grzechy Soifon-taichō?

Był jeszcze jeden problem z którego w tej chwili nie zdawał sobie sprawy pogrążony w rozpaczy Kyo. Natomiast idealnie dostrzegały to Katsumi i Akenaimi-taichō. Stare bandaże Zorklaqthl'a zsunęły się zanadto z jego ciała. O ile w ciemnościach Białej Wieży nie sprawiałoby to kłopotu to teraz było obrazoburcze.

Na twarzach Katsumi i Akenaimi pojawiły się czerwone jak ogień rumieńce.
Hose15
Bombardier
Bombardier
Posty: 899
Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
Lokalizacja: Lublin

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Hose15 »

Kazamachi Kiru
Wyczuł jakieś silne źródło reiatsu. Po chwili tuż obok niego i Akenaimi pojawił się tajemniczy mężczyzna w bandażach. Kogoś mu przypominał... W ręku dzierżył swą katanę. Kiru chciał wyjąć swoją lecz uprzedziła go grupka Oficerów. Szybka wymiana. Gość, który właśnie się pojawił miał zaskakująco dobre umiejętności w posługiwaniu się mieczem. Kazamachi popatrzył na niego. "Zaraz...Ta twarz...Pamiętam! To Zorklaqthl! Został skazany za zabicie kilkudziesięciu ludzi ze swojej Dywizji. To szaleniec gotowy na wszystko. Ta trójka sobie z nim nie poradzi...Był Kapitanem 5 Dywizji. Ale co on robi na wolności? Przecież powinien siedzieć w Białej Wieży i czekać na egzekucję..."
Oficerowie schowali swoje miecze. Kiru popatrzył na Akenaimi. Wyczuł silne zogniskowanie reiatsu. Kyo uderzył byłego Taicho 5 Dywizji, a ten leżał na ziemi. Bandaże zsunęły się z jego ciała ukazując nagą sylwetkę Zorklaqthl'a.
- Dobrze - odezwał się. - Skoro już wszyscy jesteśmy możemy kontynuować naszą podróż do Komnaty Obrad? Część Kapitanów pewnie się już zebrała. Kyo. Zadbaj o to by nasz eks - więzień dotarł cało i zdrowo. Chodźmy. Później wytłumaczysz co on tutaj robi.
Czerwona Orientalna Prawica
Fenrisulfr
Pomywacz
Posty: 34
Rejestracja: niedziela, 13 kwietnia 2008, 19:06
Numer GG: 1061020

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Fenrisulfr »

Zorklaqthl

- E? - Bąknął Zork, kiedy doznał dziwnego wrażenia „przeciągu” w okolicach miejsca gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Spojrzał na dół, i zauważył luki w swoim ubiorze. Wygląda na to, że te ubranie było nic nie warte. Stary Zork-taicho nie był dobry w kupowaniu rzeczy dobrej jakości.
- OOJJII!- Krzyknął stary shinigami wysoką barwą głosu, jak kot, któremu przydepnięto ogon. Wtem migiem popędził w stronę najbliższych zarośli jak strzała. Tam, w krzakach, zaczął głośno bluźnić na bękarta, który sprzedał mu te tandetne ubranie. Po pewnym czasie jego głowa wynurzyła się jak peryskop z zarośli.
- Co? Nudysty nie widzieliście? - Dopiero następnego dnia dotarło do niego, jakie głupoty wygadywał. - A TY! - Wskazał palcem na Kyo w jego oczach raziło oburzenie oraz gniew – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że moje ubranie jest już w tak tragicznym stanie? Lubisz wpatrywać się w księżyc w pełni czy co?! - Zrobił dłuższą pauzę w gadaniu.- Nie no... niezłe Manzai z tego wyszło. Nie patrzcie na mnie tak dziwnie! Każdemu mogło się zdarzyć. Macie może jakieś spodnie na zbyciu?
"But I don't want to go among mad people," said Alice. "Oh, you can't help that," said the cat. "We're all mad here."
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Perzyn »

Mimo, że pojawienie się byłego kapitana 5 Dywizjonu zaskoczyło ją niezmiernie odruchy zadziałały jak trzeba i jeszcze nim dwójka oficerów ruszyła do ataku dobyła swojego no-dachi. Całość została rozwiązana w kilka chwil przez oficera przydzielonego Zorklaqthlowi.

Bandaże, którymi ex-taichō był owinięty opadły ukazując to i owo. Katsumi prędzej niż eskortowana przez nią kapitan zwróciła uwagę na to, co ukazało się ich oczom i spłonęła rumieńcem. Taichō 9 Dywizjonu zareagowała z opóźnieniem, zwłaszcza, że jej myśli były bardziej zajęte samym faktem uwolnienia Zorklaqthla. Odwróciła się do gorszącego widoku plecami i schowała Hagane no Sukuro-ru do saya. - Chodźmy, im prędzej dotrzemy na naradę tym prędzej Kyouraku i Ukitake wyjaśnią co tu się wyprawia.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tajemnicza śmierć Sotaichō oznacza kryzys. Poza tym podejrzewała, że coś musiało stać za masakrą na członkach 5 Dywizjonu, skoro sprawcy nie skazano na śmierć a jedynie uwięziono. Jednak nawet to nie pozwalało jej zrozumieć, dlaczego Zorklaqthl, który mógł przynieść więcej szkody niż pożytku, znalazł się na wolności. Cóż, za chwilę się wszystkiego dowie.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Re: [Bleach]Senkensha no Sabishii

Post autor: Sergi »

Kazamachi Kiru, Abunakashii Akenaimi i Zorklaqthl

Kyo podszedł do Zork-sama, nie wyglądał na zadowolonego zaistniałą sytuacja. Cały plan rozsypał się w drobny mak, nie zdołał do końca wykonać rozkazów. Dreszcz przeszedł mu po plecach na myśl o karze która mu wymierzą gdy się dowiedzą o wybrykach byłego taichō.

Bez słowa zdjął swą koszule i podał ja nagiemu shinigami. Chwilowo musiało mu to wystarczyć, gdyby tylko był na tyle rozsądny i posłuchał go wcześniej.

Trójka potężnych taichō wraz z eskortą ruszyła ponownie w stronę gmachu. Choć Kiru i Akenaimi spoglądali na Zork'a z podejrzeniem trzymając wciąż dłoń na rękojmi swych mieczy starali się nie wykonywać nieprzemyślanych czynów. Tym się właśnie różnili od tego który zasłynął w Seireitei z swego szaleństwa.

______________________________________________________________________
______________________________________________________________________

Przemierzali ciągnący się niemal w nieskończoność główny hol głównej siedziby Gotei 13. Kilka minut wcześniej ich grono opuścił Zork-taichō wraz z Kyo, udali się oni w celu odpowiedniego przygotowania ex-taichō do wkroczenia na sale obrad. Akenaimi-taichō miała nadzieje ,że w końcu usłyszy logiczne wytłumaczenie obecności tego psychopaty z ust rozsądnego Ukitake.

Martwił ich fakt ,że z każdą chwilą tajemnic przybywa a odpowiedzi stają się coraz bardziej niejasne. Ich myśli krążyły wokół morderstwa głównodowodzącego oraz uniewinnienia największego zbrodniarza od czasów zdrajcy Aizena.

Nagle Masato i Kazumi zatrzymali się przed niewielkimi drzwiami. Dziwił was ten fakt, od sali obrad dzielił was jeszcze spory dystans.

- Kai...Hashimoto Kazumi
- Kai...Komatsuzaki Masato


Błękitne światło zabłysło nad ich dłońmi, zaczęło ono niczym dym wędrować w stronę drzwi. Jednak nie dotarło aż tak daleko, zatrzymało się na czymś co było jeszcze wtedy nie widoczne. Cienka biała błona otaczająca nie tylko wejście ale i dość spory kawałek ściany, po bokach zagłębiający się w niej.

"Kekkai"

Kiru natychmiast zrozumiał widząc w świetle Kidou ochronę rozpostartą nad tym pomieszczeniem. Wiedział także do kogo należy tak doskonały wykonany i zamaskowany twór demonicznej magii - Ukitake-sama, najpotężniejszy użytkownik Kidou w całym Soul Society, nie było wątpliwości to jego dzieło.

Dwójka shinigami stanęła po obu stronach wejścia, lekko skłonili się w pasach i wskazali dłonią abyście weszli. Moment zawahania targnął sercami młodych taichō, jednak przekroczyli niewidoczną barierę...

______________________________________________________________________
______________________________________________________________________

Niewielkie pomieszczenie, całkowicie nie pasujące do reszty budynku ,wykonane w prostym japońskim stylu. Długi stół był umiejscowiony po jego środku, po bokach leżały na słomianej macie śnieżnobiałe poduszki. Większość z nich byłą już zajęta... o tym mogliście się przekonać nie tylko dzięki swoim zmysłom. Pokój aż buzował od wysokiego wymieszanego ze sobą Reiatsu osób zgromadzonych już, oraz od kłótni szalejącej między nimi...

- Rozumiem ,że Kyouraku ale żebyś i ty Ukitake zgodził się na TO?- głos przepełniony gniewem, był to wasz pierwszy raz w którym mogliście podziwiać Komamura-taichō gdy jest wściekły.- Prędzej pozwolę pożreć swe serce hollowowi niż wezmę w TYM udział!

Taichō 7 Dywizji uderzył swą masywną dłonią w stół, który pod naporem takiej siły omal się nie połamał. Gdy zdawało się wam ,że stanie się najgorsze odezwał się głos z drugiej strony stołu.

- Stój Sajin!- podniesiony lecz łagodny głos Unohana Retsu waszą uwagę. Komamura-taichō natomiast ujrzawszy ,że jej dłoń spoczywa na Zanpaktou spokorniał i zamilkł. Nie wiedzieliście co było tego powodem, nie mogliście przecież zdawać sobie z tego sprawę ,że on jako jedyny w teraźniejszej Gotei 13 widział Ban-kai Taichō 4 Dywizji. Od tamtego czasu przysiągł sobie ,że nigdy nie zrobi z niej swego przeciwnika.

Dopiero teraz gdy sytuacja ucichła dostrzeżono przybycie dwójki najmłodszych stażem taichō. Wszyscy spoglądali na was, nie wiedzieliście czemu ale ich spojrzenia były nasączone czymś niepokojącym.

- Akenaimi-taichō i Kiru-taichō proszę zasiądźcie z nami.- Ukitake siedzący wraz z Kyouraku u szczytu stołu przemówił jako pierwszy.- Mimo, że spotkanie miało się odbyć wieczorem przybyliście wcześniej... doceniam to.

Ostatnie słowa były wypowiedziane jakby były kłamstwem, czyżby wasza obecność jednak nie była wygodna dla pozostałych?

W tej samej chwili poczuliście za sobą powiew świeżego powietrza. Za wami stanął Zork, tym razem przywdziewał swój dawny strój shikigami, ten z czasów gdy jeszcze był Taichō Dywizji 5. Pięści Komamura-taichō zacisnęły się z wściekłości, ale to nie było najgorsze. Ciężka, przygniatająca atmosfera wypełniona potężnym Reiatsu która atakowała bezpośrednie wasze duchowe ciała. Z łatwością zdołaliście wychwycić charakterystyczne sygnatury energii. Zrozumieliście ,że trójka taichō... Komamura Sajin, Hitsugaya Toushiro i Kuchiki Byakuya nie bez powodu są uważani za najsilniejszych w historii swoich Dywizji.

Wrogość zgromadzonych była równie tajemnicza jak fakt nieobecności wśród zgromadzonych Taichō z Dywizji 11 i 12.

- Usiądźcie.- Kyouraku nawet nie silił się na grzeczność, prawie nie mogliście rozpoznać w tym przepełnionym gniewie człowieku jego prawdziwej osobowości.- Musimy zrzuć na wasze barki odpowiedzialność za dalsze losy Seireitei...
Zablokowany